trochę dłuższy niż ostatnio. miłego czytania :)
---------------------
Włączyłam kopułę i podeszłam do przyjaciela. Od razu
wzięliśmy się za ćwiczenia. Mimo wszystko starałam się dać z siebie dwieście
procent. W pewnym momencie ziemia zaczęła mi się usuwać spod stóp i obawiałam
się, że to nie z winy Maca. Usiadłam pod drzewem.
- Wszystko w porządku? – zapytał kucając przy mnie.
- Tak, tylko trochę źle się poczułam. Za chwilę mi
przejdzie.
- Jadłaś dziś coś?
- Tak, z tym akurat nie mam problemu – skłamałam gładko.
- Ostatnio widzę wokół ciebie czarne cienie – wyznał Mac. Spojrzałam
na niego zdziwiona. – Wyglądają tak, jakby próbowały cię spętać. Rozumiem, że
nie chcesz o tym mówić… a właściwie, nie rozumiem. Nie widzisz, jak się
zmieniłaś? Co chwilę prawie mdlejesz, wydajesz się być rozkojarzona. Wolałbym,
żebyś sama powiedziała mi, o co chodzi, bo w innym wypadku będę zmuszony czytać
ci w myślach, a wolałbym tego nie robić.
Owinęłam się ciaśniej swetrem. Nigdy wcześniej nie krzyczał
na mnie. Nie mogłam, co prawda powiedzieć mu wszystkiego, ale może postaram się
jakoś inaczej zarysować tą sytuację.
- Od jakiegoś czasu czuję się trochę słabo, ale pewnie
brakuje mi jakichś witamin. Jutro pójdę z tym do lekarza. A jeśli chodzi o to
rozkojarzenie, to po prostu nie mogę w nocy spać. Męczą mnie wciąż różne,
głupie koszmary.
- Raczej wątpię, żeby lekarz mógł ci pomóc. To czarna magia.
Nie wiem, czemu uczepiła się akurat ciebie, ale może być ciężko się jej pozbyć.
- Może mógłbyś rzucić na mnie jakiś czar ochronny? – zaproponowałam.
- One wymagają długich przygotowań i wielu różnych
składników, ale zrobię co tylko w mojej mocy, żeby ci jakoś pomóc. Możemy póki
co wracać do ćwiczeń? Mamy jeszcze dużo do zrobienia.
Skinęłam głową i podniosłam się, otrzepując leginsy.
- Okej. No to wróćmy do ognia. Jak wcześniej mówiłem,
najtrudniej jest nad nim zapanować, a jednocześnie jest on najbardziej
przydatny.
Przez następne pół godziny Mac tłumaczył mi zastosowanie
ognia i nauczył jak przepalić dowolną rzecz, nie sprawiając przy tym bólu
niewinnej osobie.
W końcu musiałam się zbierać do domu, ponieważ byłam
umówiona z Julie, która miała mi pomóc w wyszykowaniu się na bal. Musiałam jeszcze
wziąć prysznic i odświeżona usiadłam przed lustrem. Moja przyjaciółka wzięła
się za czesanie moich włosów. Było ich trochę dużo, ale jakoś udało jej się je
okiełznać. Zebrała je w niedbały kok na czubku głowy. Kilka kosmyków zostawiła
luzem, a całość spryskała lakierem, żeby wytrzymała jakiś czas. Kiedy zakładała
mi kilka włosów za ucho zauważyła moje znamię. Miałam je od urodzenia i zwykle
zakrywałam je włosami, ale pięknie komponowało się z moją dzisiejszą kreacją. Przedstawiało
skrzydło.
- Ładne – powiedziała Julie.
- Dzięki. Takie trochę nietypowe, ale zawsze mi się
podobało.
Powoli zbliżała się godzina balu. Miałam się stawić w szkole
nieco wcześniej, dlatego tak wcześnie zaczęłam przygotowania. Gdy Juliett skończyła
robić makijaż, założyłam sukienkę i buty. Całości dopełniła maska. Obróciłam się
wokół własnej osi przyglądając się sobie. Przypominałam moją mamę. Dawno temu
znalazłam jej zdjęcie w tej sukience. Widać jest ona ponadczasowa.
- Gotowa olśnić szkołę? – zapytała Julie.
- No jasne – odparłam ze śmiechem.
Miałam zgrywać dziś tajemniczą i niedostępną, zwłaszcza dla
Nickolaja. Zamierzałam się bawić razem z Rose i cieszyć się z odzyskania jej
przyjaźni, chociaż jeszcze nie w takim stopniu, w jakim bym chciała.
Wsiadłyśmy do samochodu mojej przyjaciółki. Kiedy dotarłyśmy
pod szkołę, uściskałam ją i podziękowałam za pomoc w przygotowaniach. Uniosłam głowę
do góry i wkroczyłam powoli do szkolnej sali gimnastycznej. Od razu zauważyłam
Nicka stojącego obok pana Maara. Podeszłam do nich, zostawiając po drodze
kurtkę na wieszaku. Niby zaczyna się wiosna, ale nie jest jeszcze zbyt ciepło. Uśmiechnęłam
się do nauczyciela i tylko delikatnie skinęłam głową na Nickolaja.
- Witaj Kate – powiedział pan Maar. – Strasznie mi przykro,
ale nie udało mi się znaleźć nikogo, kto by się zamienił z panem Pierce. Jestem
pewien, że jakoś uda się wam dogadać.
Byłam niemal pewna, że mój były po prostu wpłynął na nauczyciela.
To był cios poniżej pasa. Miał się ode mnie odczepić, a tu takie coś? Udawałam,
że nie przejęłam się tym zbytnio.
- Zaraz zaczną pojawiać się uczniowie i goście specjalni. Chodźmy,
więc do drzwi i powiem wam, co i jak.
Posłusznie ruszyliśmy za nauczycielem, nie odzywając się do
siebie.
Niby ta część jest dłuższa ,a le mogłaby byś jeszcze dłuższa.Tym bardziej ,że części dodajesz właściwie co tydzień, a zawsze zostaje niedosyt.Czekam na następne :)
OdpowiedzUsuńŚwietne, zgadzam się z komentarzem powyżej, mogłaby być dluższa, szybko i lekko się czyta twoje opowiadania. Chce następnej części jak najprędzej :)
OdpowiedzUsuńNareszcie sie cos dzieje.
OdpowiedzUsuńPiiiiisz :D Uwielbiam twoje opowiadania :)
OdpowiedzUsuńPisz dalej, szybko :)
OdpowiedzUsuńUniosła głowę do góry? A można w dół?
OdpowiedzUsuńoj w moim wypadku wszystko jest możliwe :D
UsuńMimo, że nie mam zielonego pojęcia o co chodzi i jak wszystko toczyło się wcześniej to cholernie mnie zaciekawiłaś. Lubię tego typu opowiadania, więc dodałam do obserwowanych (no i również za styl, który się bardzo lekko czyta). Nie wiem, czy będę w stanie przeczytać od początku, ale wierzę głęboko, że znajdę na to czas, bo twoje opowiadanie jest tego warte.
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, jak wspomniałam, jest ciekawie i interesująco. Ani na moment nie znużyło mnie czytanie i ani na moment nie miałam ochoty wyłączyć tego bloga. Czekam na kolejną notkę, a z tego co tu widzę, dodajesz je dość często. :)
Pozdrawiam!