dwa komentarze= kolejny rozdział
miłej lektury :)
-------------------------
- Kate! Tak się o ciebie martwiliśmy – mama rzuciła się na
mnie i zamykając w niedźwiedzim uścisku pocałowała czubek mojej głowy.
- Czemu się martwiliście? Przecież dopiero co bal się
skończył.
- Miałaś wcześniej przyjechać z Edem, żeby się przebrać. A kiedy
zadzwonił do nas by zapytać, czy jesteś już może w domu… - urwał tata.
O matko, Ed! Zapomniałam o nim.
- Przepraszam mamo, ale muszę do niego zadzwonić. Kompletnie
wyleciało mi z głowy, że się z nim umówiłam. Pewnie, jak przyszedł byłam w
łazience. Cóż teraz już wiecie, że wszystko w najlepszym porządku.
Wbiegłam do swojego pokoju i chwyciłam do ręki komórkę,
wykręcając numer chłopaka.
- Halo? – usłyszałam w słuchawce jego miękki głos.
- Hej Ed, tu ja Katherine.
- O matko. Nic ci nie jest? Przeszukałem chyba całą szkołę,
a ciebie nigdzie nie było.
- Wszystko w porządku. Pewnie się po prostu minęliśmy. Prawdę
mówiąc zapomniałam, o której byliśmy umówieni i tak jakoś wyszło.
- Myślałem, że po prostu masz mnie już dość - powiedział
niepewnie.
- No coś ty. To była po prostu długa noc. Nie gniewaj się na
mnie. Innym razem obejrzymy film, o ile jeszcze chcesz.
- Oczywiście. Co powiesz na jutro?
- Mam już pewne plany, przepraszam. Może za tydzień?
- Nie ma sprawy. Jeszcze się jakoś zgadamy, tak?
- Pewnie. To miłe, że się o mnie martwiłeś. Jeszcze raz
przepraszam.
- Nie zadręczaj się tym. Każdemu może się zdarzyć. Słodkich snów
Katie.
- Dobranoc Ed – powiedziałam rozanielona i się rozłączyłam.
Ed był chłopakiem idealnym. Ja po takiej akcji nie byłabym
taka spokojna. Coraz bardziej zaczynał mi się podobać. Miałam szczęście, że go
spotkałam. Postanowiłam sobie, iż jakoś odpłacę mu ten dzisiejszy incydent.
***
Stanęłam przed drzwiami państwa Blackline i delikatnie
zastukałam. Niemal od razu drzwi otworzył mi tata Violett.
- Bardzo cieszę się, że jednak przyszłaś – powiedział, po
czym mnie uścisnął. – Moja żona nie mogła się doczekać tego spotkania od bardzo
długiego czasu. Rozbierz się i chodźmy.
Poprowadził mnie przez niewielki korytarz do całkiem sporego
salonu. Ściany były lekko niebieskie. Na środku stały dwie, białe kanapy. Między
nimi stała niska ława zastawiona owocami i słodkościami. Pod oknem stał duży
telewizor.
- Napijesz się czegoś skarbie? – Zapytała pani Blackline uprzednio
całując mnie w policzek na powitanie.
Czułam się skrępowana. Ci ludzie prawdę mówiąc byli mi kompletnie
obcy, a zachowywali się tak na luzie.
- Jeśli mogłabym prosić, to herbaty.
- Oczywiście – rzuciła wychodząc z pomieszczenia.
- Siadaj i częstuj się.
Zajęłam miejsce na kanapie i wpatrywałam się w swoje ręce. Nigdzie
nie widziałam Violett, co było dużym plusem w zaistniałej sytuacji i chyba
jedynym. Po chwili wróciła pani Blackline z gorącą herbatą na tacy. Usiadła na
drugiej kanapie razem ze swoim mężem i między nami zapadła krępująca cisza. Zaczęłam
się im przyglądać i dostrzegłam w sobie coraz więcej podobieństw.
- Nie wiem, od czego moglibyśmy zacząć.
- Myślę, że jesteśmy ci winni przeprosiny. Ja i Patricia nie
chcieliśmy cię oddać, ale wiedzieliśmy, że członkowie kowenu będą chcieli
pozbawić jedną z was życia. To był impuls. Wiedz, że żałowaliśmy tego każdego
dnia, ale nie mogliśmy im pozwolić zabić któreś z naszych dzieci.
Oczy mamy zaszkliły się od łez.
- Ale czemu członkowie, tego czegoś na k, mieliby nas
zabijać? – Nie rozumiałam tego. Dzieci jak dzieci. Przecież nic złego nie
mogłyśmy jeszcze wtedy zrobić.
- To dość długa historia i myślę, że będziemy musieli ci ją
przedstawić najdokładniej jak umiemy – powiedział pan Blackline.
I zaczął swoją opowieść.
Hej,hej,hej!Czego to jest takie krótkie?Może Tobie wydaje się dłuższe kiedy piszesz..ale jak się to czyta to bum cyk cyk i już!Czekam na następną część!
OdpowiedzUsuńSą dwa! Są dwa! Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńWeny... i DAWAJ ten rozdział ! ! ! ;D
Twój Pomysłodawca;*
Życzę dalszej weny :)
OdpowiedzUsuń