- Jullian –
Od małego patrzyłem
na związek moich rodziców i porównywałem go ze związkami z filmów czy bajek.
Rzadkie rozmowy, niezliczone ilości cichych dni, nocne kłótnie, kiedy myśleli,
że ja i Kate już śpimy. Myślałem, że tak ma wyglądać rzeczywistość, dlatego
wzbraniałem się przed dłuższymi związkami. Jednak w pewnym momencie swojego
życia, po latach obserwacji rodzin moich przyjaciół, wiedziałem, że to, co się
dzieje w moim „domu" nie jest regułą. Patrząc wczoraj na rodziców Callie,
wyobraziłem sobie nas na ich miejscu. Po raz pierwszy wybiegałem myślami do
przodu, nie mogąc się doczekać przyszłości. Uczucia, które były wymalowane na
ich twarzach były realistyczne i mimo, że upłynęło już pewnie kilkadziesiąt
dobrych lat, od kiedy są razem, nadal czuć było miedzy nimi chemię.
Chciałem, żeby i
moje przyszłe życie tak wyglądało. Już wiem, że zrobię wszystko, by dotrzeć do
takiego stanu rzeczy.
Wczoraj wieczorem
Callie nalegała na wyjście. Musiała rozładować stres, kłębiący się w niej od
dobrych kilku dni, a ja wydałem się jej idealnym kompanem. Obserwowałem, jak
napięcie znika z jej ramion i twarzy. Co dziwne, czułem, jak te same emocje
odpływają ze mnie. Czy tak wygląda zakochiwanie się? Teraz, kiedy czuję resztki
zapachu jej perfum ulatniające się z włosów szatynki, nie mam ochoty wstawać.
Obejmując ją ramieniem, czuję się jak pięciolatek tulący swoją ulubioną
przytulankę. Mania własności i te sprawy.
- Callie - szturcham
ją delikatnie, nie mogąc się wyswobodzić z jej żelaznego uścisku. Powoli
podnosi zaspane powieki, na co kąciki moich ust automatycznie unoszą się ku
górze. - Witaj śpiochu!
Całuję ją
delikatnie w czubek głowy, a ona bardziej wtula się w moje ramiona.
- Mamy sobotę,
prawda? Błagam powiedz, że mamy sobotę.
- Niestety nie. Też
wolałbym tu zostać, ale jeśli za chwilę się nie podniesiemy, to spóźnimy się do
pracy.
- Grrrrr. No dobra.
W ekspresowym
tempie wydostała się z moich ramion, kierując się do swojej torby, stojącej
przy szafie.
- A co z tobą? -
Zapytała, odwracając się w moją stronę.
- Mną się nie
przejmuj. Wystarczy mi pięć minut.
Puściłem jej oczko
i patrzyłem jak przewraca oczami.
- No leć!
Zostawiła mnie
samego. Chwyciłem laptopa z szafki nocnej. Niestety okazał się rozładowany, jak
to zwykle bywa, więc musiałem wstać, żeby podłączyć go do ładowania. Po
uruchomieniu tego wszystkim dobrze znanego pożeracza czasu, od razu zalogowałem
się na pocztę. Dziesięć nowych maili. Nic nadzwyczajnego. Szybko przejrzałem
wszystkie i odpisałem na co ważniejsze. Kiedy kończyłem, zauważyłem, że Callie
podchodzi do mnie z kubkiem kawy.
- Pomyślałam, że ci
się przyda. Podrzucisz mnie? - Uśmiechnęła się czarująco. I jak jej odmówić? W
sumie i tak planowałem to zrobić.
- Tylko skończę.
- Okej. Nie
będziesz miał nic przeciwko, jeżeli zostawię sobie cześć rzeczy?
Spojrzałem na nią
wymownie. W takim tempie nie ma szans, żebym szybko to skończył.
- Okej, już daję ci
pracować, ale żebyś nie przeżył szoku, kiedy poprzestawiam meble w salonie.
- Co?
- Oj no tylko
żartowałam. Pracuj tam sobie.
Coś czuję, że
związek będzie niezapomnianym przeżyciem.
***
Po podwiezieniu Callie, udałem się do biura matki. Mimo, że przychodziłem tu regularnie od jakiegoś tygodnia, sekretarka nie ukrywała zdziwienia widząc mnie. Sytuacja między mną, a rodzicami była tutaj wszystkim doskonale znana.
Po podwiezieniu Callie, udałem się do biura matki. Mimo, że przychodziłem tu regularnie od jakiegoś tygodnia, sekretarka nie ukrywała zdziwienia widząc mnie. Sytuacja między mną, a rodzicami była tutaj wszystkim doskonale znana.
- Witaj Jullianie.
- Przywitał mnie powitalny buziak w policzek. Tess była moją dobrą znajomą
jeszcze z czasów liceum. Spędziliśmy razem kilka nocy, ale nigdy nic poza tym.
- Hej. Mama u
siebie?
- Jak zwykle. Twoje
biuro jest już prawie gotowe. Myślę, że pod koniec przyszłego tygodnia będziesz
mógł się wprowadzić, o ile do tego czasu nie postanowisz nas opuścić.
- Hahaha. Chcesz
mnie już wykurzyć?
- Ktoś musi ci
uświadomić, na co się piszesz.
- Doskonale to
wiem.
- W takim razie w
ogóle cię nie rozumiem.
- Uwierz mi, ja sam
też nie.
- Jullian! Miałeś
być tu dwadzieścia minut temu! Czas to pieniądz.
- Cześć mamo. -
Przywitałem się najmilej jak umiałem.
- Do mojego
gabinetu!
- Smoczyca wzywa. -
Szepnąłem konspiracyjnie i udałem się za matką.
- Wiesz, że nie
możesz się tak spóźniać. - Dobre wychowanie przede wszystkim, cała mama.
- Tak wiem, ale to
była nadzwyczajna sytuacja. Zresztą rano zająłem się częścią spraw.
- Zauważyłam. -
Powiedziała siadając w swoim fotelu.
- Za pięć minut
masz spotkanie z Robinsem, o którym zdaje się zapomniałeś.
Poszperałem w
pamięci i musiałem przyznać jej rację. Tak właściwie, kto to w ogóle był?
- To ten nowy...
- Informatyk -
dokończyła, ku mojej uldze, za mnie. - Będzie czekał w swoim biurze, drugie od
wejścia. Wiesz, co robić. Kiedy skończycie, wróć tutaj.
- Tak jest.
- Jullian, to
poważna robota. Jesteśmy na rynku od dobrych kilku lat i chcemy się jeszcze
trochę utrzymać. Czy mógłbyś nie zaprzepaścić tego?
- Dam z siebie co w
mojej mocy. Nie tylko tobie zależy na tej firmie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)