- Callie –
Rutyna była
najlepszą formą rozerwania myśli. Potrzebowałam stworzyć w umyśle barierę
między życiem osobistym, a pracą, co okazało się niebywale trudne. Już nie chodziło
o Johna, tylko o moich rodziców. W ciągu ostatniego tygodnia rozmawiałam z mamą
dwa razy i za każdym kończyło się wyrzutami skierowanymi w moją stronę.
Świadomość tego, że nie spełniam ich oczekiwań, przygniatała mnie. Jednak
najgorsze było to, iż wzięli stronę Johna, nie rozumieli mojej decyzji, a
wszelkie próby wyjaśnienia z mojej strony zbywali machnięciem ręki, nawet ich
nie wysłuchując do końca. Jutro miałam się z nimi spotkać, ale nie wiem czy
wystarczy mi siły, by przebić się przez ich wyobrażenia.
- Callie!
Aż podskoczyłam na
krześle. Chyba kompletnie odleciałam. Poprawiłam spódnicę i spojrzałam na Ruby,
stojącą w drzwiach.
- Coś się stało? -
Zapytałam.
- Masz gościa. -
Uśmiechnęła się chytrze i ustąpiła miejsca Jullianowi.
- Hej. Co ty tutaj robisz?
- Stwierdziłem, że
potrzebujesz wsparcia. - Pomachał mi przed nosem torebką z logo mojej ukochanej
piekarni. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek jedzenie, ale to było miłe.
Pokręciłam głową. - No cóż, w takim razie sam to zjem. Chciałem ci zaproponować,
że pójdę jutro z tobą.
- Oszalałeś?
Przecież oni cię zlinczują.
- Nie idę tam dla
nich, tylko dla ciebie. W razie gdybyś potrzebowała wsparcia psychicznego.
- To kochane.
Patrzyłam jak siada
obok mnie na kanapie i w dwóch kęsach pochłania czekoladową babeczkę. Może
jednak bym spróbowała. Chociaż odrobinę.
Wyjęłam jedną z
torebki i odgryzłam kawałek. Potrzebowałam cukru. Jullian zauważył mój
rozmarzony wyraz twarzy i się uśmiechnął.
- No co? Nie da się
im oprzeć.
- To o której mam
po ciebie wpaść?
- Myślę, że druga
powinna być w sam raz. Gdybyś się jednak rozmyślił, znasz mój numer. -
Dorzuciłam, na co posłał mi tylko uśmiech.
- Będę o 14. A
teraz wracaj do pracy.
Wyszedł, całując
mnie wcześniej w policzek.
***
Zaraz chyba oszaleję. Chodzę w tę i z powrotem po pokoju, już sama nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wiedziałam, że zawsze byli bardzo gadatliwi i raczej nie są z ludzi, którzy szybko zmieniają zdanie, ale dopiero teraz doświadczyłam tego w pełnej okazałości.
Zaraz chyba oszaleję. Chodzę w tę i z powrotem po pokoju, już sama nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wiedziałam, że zawsze byli bardzo gadatliwi i raczej nie są z ludzi, którzy szybko zmieniają zdanie, ale dopiero teraz doświadczyłam tego w pełnej okazałości.
Od pół godziny
jesteśmy z Jullianem u moich rodziców, a jedynymi słowami, jakie udało nam się
powiedzieć było cześć i musimy porozmawiać. Ile można krytykować?
- Czy możecie się w
końcu zamknąć i dać mi coś powiedzieć!?
I tak oto nastała
cisza. Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani. Nigdy nie odniosłabym się tak do
rodziców, ale nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków.
- Jest mi przykro,
że więcej zaufania macie do Johna, niż do mnie, ale może macie rację i jest to
po części moja wina. Jednak powinniście wiedzieć, że nie odeszłabym od niego,
bez poważnego powodu. Zawsze walczyłam do końca i wy to widzieliście. Kocham
Johna, ale osoba, którą się stał, kto wie może był taki cały czas, mnie
przeraża.
- Kochanie, co się
stało? - Kiedy usłyszałam to pytanie, padające z ust mojej matki, poczułam się
jakbym odniosła małe zwycięstwo. Opowiedziałam im o wszystkim. Widziałam
niedowierzanie w ich spojrzeniach.
- Przykro mi. -
Powiedział mój ojciec i przytulił mnie do siebie. Dawno tego nie robił. Może
cała ta sytuacja wyszła nam na dobre?
Ostatnio miałam
bardzo słaby kontakt z rodzicami. Właściwie John utrzymywał go za mnie. Nie
czułam się z tym źle, aż do pewnego momentu. Nigdy nie powinnam pozwolić
odsunąć się od rodziny.
- Skoro to już
przeszliśmy, macie może ochotę na szarlotkę?
Aż zaburczało mi w
brzuchu, na ten dźwięk na moich policzkach wykwitły rumieńce.
- Pomogę ci w
kuchni. Jullian poradzisz sobie z tatą? - Rzuciłam, i nie oczekując na
odpowiedź, wyszłam z salonu.
- Cal, kto to
właściwie jest? - Zapytała moja mama, kiedy zostałyśmy tylko we dwie.
- Wspaniały
przyjaciel. - "W którym się zakochuję." Tego zdania nie dodałam.
Ludzie błądzą po
tym świecie, szukając swojej "drugiej połówki". Jak dla mnie to
zwykła bzdura. Kiedy znajdujemy osobę, która warto kochać, znajdujemy swojego
anioła stróża, który w końcu postanowił się przed nami zmaterializować. Dla
mnie tym aniołem był Jullian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)