bardzo było mi miło, kiedy od piątku przybyło tu aż 10 komentarzy. mam nadzieję, że tak od teraz będzie częściej :) a tak nawiasem mówiąc to właśnie zaczęłam ferie i mam nadzieję, że uda mi się pisać teraz dużo więcej niż ostatnio, trzymajcie kciuki :P
aby pojawił się kolejny rozdział jakiegokolwiek opowiadania pod ostatnim postem muszą być co najmniej dwa komentarze. pamiętajcie o tym :D
a teraz Was zostawiam i życzę miłego czytania :)
--------------------
Z krainy snów wyrwało mnie wołanie mamy. Po podniesieniu się
z kanapy wszystko mnie bolało. Wzięłam do ręki telefon i zerknęłam na
wyświetlacz. Zegarek wskazywał godzinę czwartą trzydzieści. Bez odrobiny
jakiejkolwiek energii poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Umyłam się i
ubrałam w wygodne dresy idealne na długą jazdę samochodem.
Tata nie chciał nam zdradzić nazwy miejsca, do którego nas
zabierał, ale czułam, że jest ono w jakiś sposób ważne dla moich rodziców.
Szybko dopakowałam kosmetyki. W podręczną torbę wrzuciłam
słuchawki, notes z długopisem, telefon, książkę i kupione wczoraj orzeszki w
miodzie. Gotowa do drogi zmaszerowałam na dół. Podałam tacie walizkę, a sama
udałam się do kuchni, by cos zjeść. Zastałam tam mamę. Wyglądała na zmęczoną.
Dimka siedział obok niej i wesoło merdał ogonem, ale ona nawet go nie
zauważyła. Wzięłam z szafki karmę i wsypałam mu ją do miski. Zrobiłam sobie
płatki na mleku i siadając przy stole, zaczęłam jeść. Kiedy do kuchni wszedł
tata właśnie kończyłam.
- No to chyba czas się zbierać. Jesteście już gotowe? –
zapytał.
- Tak – odparłyśmy niemal równocześnie.
Zamknęliśmy dom i pojechaliśmy.
***
Droga zajęła nam kilka dobrych godzin. Przynajmniej tak mi się
wydawało, bo chyba trochę przysnęłam. W każdym razie, kiedy samochód stanął
szybko wysiadłam i omal się nie przewróciłam z wrażenia. To miejsce było
piękne.
Przed moimi oczami widniało skute lodem jezioro, w którym odbijały
się promienie zimowego słońca. Wokół rosło mnóstwo sosen, lekko zziębniętych od
padającego cały czas śniegu. Między nimi, co jakiś czas przebijały się jakieś
nieznane mi dotąd kwiaty. Za moimi plecami stał mały drewniany domek. Z tego,
co było widać miał dwa piętra. Zgadywałam, że to w nim się zatrzymamy. Wyglądał
w sumie całkiem przyjemnie. Chyba był jedynym w okolicy, co jeszcze bardziej
mnie podekscytowało. Wiedziałam, że znajdę tu ciszę, której potrzebowałam. Zerknęłam
na komórkę. Okazało się, że nie mam zasięgu. A liczyłam na utrzymanie kontaktu
z Edem. No cóż. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy rozkoszując się tym
miejscem. Kiedy otworzyłam oczy moi rodzice właśnie wyjmowali walizki z
bagażnika.
- Kate chodź nam pomóc – powiedział tata.
Wzięłam część bagaży i wniosłam do domku. Mama oprowadziła
mnie po nim i wskazała pokój na poddaszu, który przez najbliższe dni miał mi
służyć za sypialnię. Ściany miały kolor jasnego beżu. Nie było tu wielu mebli,
co najwyżej łóżko, stolik nocny z lampką, dwie małe szafki na ciuchy i fotel na
biegunach. Jak ja dawno się na takim nie bujałam. Chyba trzeba to będzie szybko
nadrobić. Podziękowałam mamie, a ona w odpowiedzi mnie do siebie przytuliła.
- Cieszę się, że tu jesteśmy – szepnęła.
- Tak właściwie, to skąd znacie to miejsce? – zapytałam.
- To długa historia. Na pewno kiedyś ci ją opowiem – odparła
i wyszła.
Zaczęłam wypakowywać część niezbędnych rzeczy z torby, kiedy
mój wisiorek zaczął się świecić. Z sekundy na sekundę robił się coraz
cieplejszy, a ja nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Moje serce zaczęło bić
sto razy szybciej niż jeszcze przed chwilą. Jak to miło, że nie ma tu tego
cholernego zasięgu. Postanowiłam skupić się na wisiorku. Zaczęłam liczyć
wydechy i część energii, którą wypuszczałam z siebie kierować do kamienia. Udało
się. Wisior przestał świecić, a ja odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam się
przewietrzyć.
Wyszłam tylnymi drzwiami znajdującymi się w salonie. Rodzice
mnie nie zauważyli, bo byli zbyt zajęci wypakowywaniem rzeczy z samochodu. A myślałam,
że mało tego wzięliśmy. Płatki śniegu powoli kołysały się na wietrze i
wplątywały się w moje włosy. Cała ta biel mnie uspokajała. Jezioro wyglądało na
dość grubo pokryte lodem, więc postanowiłam, że przypomnę sobie, jak się
jeździ.
Ostrożnie wkroczyłam na taflę i po dokładniejszym zbadaniu
terenu, zaczęłam jeździć. Posuwałam jedną nogę za drugą, nawet nie wiem, kiedy
znalazłam się na drugim brzegu. Zimowy wiatr rozwiewał mi włosy, dokładnie je
mierzwiąc, ale miałam to gdzieś.
W pewnym momencie usłyszałam ciche pęknięcie. Lód pode mną
się załamał. Nie miałam szans, na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Wpadłam w przerębel
i woda sparaliżowała wszystkie moje członki. Próbowałam się wynurzyć, ale nie
dałam rady. Wydałam z siebie ostatni okrzyk, zanim zaczęłam opadać na dno
zbiornika.
Super rozdział..nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńextra!!!
OdpowiedzUsuńIntrygujące... Co dalej?! ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział
I co dalej ?!! ;p super !
OdpowiedzUsuńCo dalej?!Czekam!!!
OdpowiedzUsuń