dziś was nie zanudzam długim wstępami :) zapraszam na mojego insta: http://instagram.com/patrycja_nowicka i do zapraszania mnie do znajomych na fejsie, jakby ktoś chciał : https://www.facebook.com/patrycja.nowicka.142?ref=tn_tnmn
------------------------
Kim bylibyśmy bez naszych przodków? Prawdopodobnie w ogóle by nas tutaj niebyło. To oni w pewnym sensie kształtowali nasze charaktery swoimi zachowaniami, mimo, że nie oddziaływali na nas w bezpośredni sposób. Po prostu odziedziczyliśmy coś po nich, czasem okazywało się, a innym razem nie, jednak nie mieliśmy na to wpływu.
------------------------
Kim bylibyśmy bez naszych przodków? Prawdopodobnie w ogóle by nas tutaj niebyło. To oni w pewnym sensie kształtowali nasze charaktery swoimi zachowaniami, mimo, że nie oddziaływali na nas w bezpośredni sposób. Po prostu odziedziczyliśmy coś po nich, czasem okazywało się, a innym razem nie, jednak nie mieliśmy na to wpływu.
Siedząc przy biurku, wpatrywałam się w maila, którego
otrzymałam od Maca. Znajdował się w nim wykaz ludzi, którzy mogli być moimi
biologicznymi rodzicami. Większość z nich zginęła jakiś czas temu. Przyglądałam
się uważnie zdjęciom i z ulgą, ale także z żalem stwierdzałam, że nikt z
wymienionych osób nie był do mnie chociażby w najmniejszym stopniu podobny. Co prawda,
miałam się nie kierować wyglądem, bo podobno istnieje zaklęcie nieco go zmieniające,
a w sumie w dzisiejszych czasach operacja plastyczna, to też nic
nadzwyczajnego. Chyba nie jest mi pisane ich poznać. Może to i lepiej, bo nie
wiem, co mogłabym im powiedzieć.
Popijając ciepłą herbatę, zmywałam lakier z paznokci, kiedy
zauważyłam za oknem coś, co przykuło moją uwagę. Wśród tuj dostrzegłam
niewielki błysk. Po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdziłam, że to
prawdopodobnie lornetka. Moich rodziców nie było w domu, więc postanowiłam
zadzwonić do Julie, żeby do mnie przyszła. Zaczęłam się bać. Po co ktoś miałby
się chować w moim ogródku z lornetką? Cała się trzęsłam. Nadal pamiętałam ten
przerażający głos, który przemawiał przez mojego tatę w czasie świąt.
Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi szybko zbiegłam na dół i
wyglądając przez wizjer, szybko wpuściłam do domu Juliett, spoglądając w stronę
drzew. Tym razem nie zauważyłam tam niczego. Miałam nadzieję, że ten ktoś już
sobie poszedł i nie wróci.
- Hej kochana. Coś się stało? – zapytała moja przyjaciółka,
kiedy już zdjęła kurtkę i buty.
- Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale chyba mam
jakąś obsesję. – Zlustrowałam ją wzrokiem. Miała potargane włosy i niedokładnie
zapiętą koszulę, co wskazywało na to, że przybiegła tu na szybko. – Obudziłam cię?
- Nie, już dawno wstałam.
- Całe szczęście, ale pewnie nie jadłaś śniadania. Chodź zrobię
ci coś – uśmiechnęłam się do niej i pociągnęłam do kuchni.
- Masz rację, chętnie cos przekąszę. Co powiesz na tosty z
masłem orzechowym? – zapytała szperając w szafce nad kuchenką.
- Jak ty mnie znasz. Dobra to ja zrobię tosty, a ty możesz
wstawić kawę.
Jedną z wielu rzeczy, które nas łączyły była miłość do
cynamonowego latte. Bardzo często próbowałyśmy zrobić mniej więcej równe
warstwy, ale zwykle wychodziłyśmy z tego całe upaprane śmietaną.
Nie mogłam uwierzyć, w to, że Julie jest taka kochana. W końcu,
która dziewczyna porzuciłaby leniuchowanie, bo jej przyjaciółka jej
potrzebowała? Cieszyłam się, że jest ona przy mnie. Zastąpiła mi ona w pewnym
sensie Rose. Każde wspomnienie o mojej byłej przyjaciółce mnie bolało. Postanowiłam,
że jak wrócimy do szkoły, to spróbuję z nią pogadać. W końcu od zawsze byłyśmy
blisko, a nie ma takiego sporu, którego nie da się zażegnać. No chyba, że ten
między mną, a Violett. To akurat była sprawa fatalna. Cóż, życie.
Po około 10 minutach usiadłyśmy przed telewizorem z gotowym
prowiantem. Moi rodzice zostali u cioci i mieli wrócić dopiero o 18, więc
postanowiłyśmy zrobić sobie małą imprezkę. Podłączyłam konsolę i włożyłam do
niej płytę z grą sportową. Podałam Julie jeden kontroler, a drugi zostawiłam
sobie. Postanowiłyśmy zagrać w tenisa, gdyż była to jedna z naszych ulubionych
gier. Kolejna rzecz, która nas łączyła.
Jak zawsze bawiłyśmy się cudownie. Kiedy byłyśmy już zmęczone
usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy gadać.
- No to co z tym Edem? – zapytała mnie Juliett.
- A co ma z nim być?
- No wiesz, jest coś między wami. To widać. Jak wczoraj
tańczyliście, wow. Wyglądało to wszystko magicznie.
- Hahaha dzięki. Po prostu jest dobry. Chciałabym, żeby nam
się udało, ale czuję, że coś przede mną ukrywa.
- Skąd takie podejrzenia? – dociekała.
- Nie wiem. To chyba taka babska intuicja.
- Akurat. On leci na ciebie to widać – uśmiechnęła się z
przekąsem, a ja od razu zrozumiałam, o co jej chodziło.
- O matko – wybuchnęłam śmiechem. – Nie powiedz, że nie
myślisz o tym, o czym ja myślę.
- Dokładnie o tym.
Walnęłam ją poduszką.
kiedy następny rozdział już nie mogę się doczekac
OdpowiedzUsuńPiszesz Po prostu Świetnie A opowiadanie Ever liar jest moim ulubionym !!! Czekam z utęsknieniem na nastepna notke.
OdpowiedzUsuńHej :) Nie czytałam jeszcze twojego bloga, ale ten rozdział jest bardzo dobry :) W wolnym czasie będę wpadac i czytac, co tam napisałaś :*
OdpowiedzUsuńZnalazłam twojego bloga przypadkiem!! Jest niesamowity! Przeczytalam wszystkie rozdziały i ever liar i Elizabeth i juz nie moge doczekać się kolejnych części! Z chcecia bym przeczytała twoja ksiazke ! Naprawdę wciagnely mnie te opowiadania! Czytalam dziś praktycznie na każdej lekcji!! Pozdrawiam i wolnej chwili zapraszam do mnie (pomimo że to nie opowiadania) raspberrylip.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe ! <3
OdpowiedzUsuń