- Jullian –
Od godziny wlepiałem
wzrok w ekran laptopa przeglądając finanse i mnóstwo innych firmowych papierów.
Do powrotu zostały mi dwa dni, a chciałem być przygotowany na wizytę w biurze
matki. Pragnąłem jej pokazać, że zasługuję na etat w firmie. Nie miałem zamiaru
udawać wielkiego szefa, bo jest wiele osób, które mają tam ode mnie znacznie
większe doświadczenie, ale chciałem pokazać, na co mnie stać. Ojciec nigdy mnie
nie doceniał. Już od małego wytykał mi każdy błąd, nie doceniając dobrych
stron. I chociaż nie było go już tu z nami, starałem się z całych sił sprawić,
żeby gdziekolwiek teraz jest, był ze mnie dumny.
Całe to
przeglądanie było niebywale nudne i szczerze mówiąc irytujące. Nigdy tego nie
lubiłem, ale z tego, co słyszałem od moich znajomych, rzadko kto jest zadowolony
ze swojej pracy. No chyba, że jest jakąś światową sławą. W takim wypadku, z
górą pieniędzy u boku każdy poczułby się spełniony.
To zajęcie
całkowicie odsunęło moje myśli od Callie. Kilka godzin później dźwięk jej
głosu, kiedy wróciła do apartamentu wyrwał mnie z letargu.
- Hej, już jestem!
Szybko odsunąłem
się od biurka, zatrzaskując laptopa.
- Hej. Jak tam
spotkanie?
- Dobrze.
Jedno spojrzenie na
nią i od razu wiedziałem, że coś poszło nie tak.
- John się pojawił?
- Mogłem śmiało strzelać.
- Niestety. Chciał
porozmawiać, ale szybko od niego odeszłam. Nie ma o czym gadać. Zobaczył mnie z
przyjacielem i dopowiedział sobie resztę.
- Dopowiedział
resztę? Chyba za lekko wczoraj oberwał. - Podniosłem się z krzesła i byłem
gotowy znowu do niego pójść. Na myśl o tym, że miał jeszcze czelność pokazać
się Callie na oczy, ponosiły mnie emocje.
- Mówiłam ci, że
nie warto. Poradzę sobie, a teraz chodźmy pozwiedzać.
Wydawała się
podekscytowana tym pomysłem i czułem, że poprawi jej to humor.
- Okej. Masz jakiś
konkretny plan?
- Liczyłam na
ciebie. Chciałabym zobaczyć jak najwięcej.
- Myślę, że damy
radę.
***
Jednak nie daliśmy rady. Jako, że Callie bardzo dokładnie przyglądała się wszystkim rzeźbom w Muzeum Madame Tuesand i uparła się, żeby z większością zrobić jej zdjęcie, poza muzeum udało nam się tylko obejrzeć Big Bena no i The Pergola, czyli inaczej mówiąc Tajemniczy Ogród. Mało kto z przybywających do Londynu turystów o nim wie, ale swojego czasu zdarzyło mi się zgubić w tym mieście i przypadkiem się na niego natknąłem. Nie dało się nie zakochać w tym miejscu. Kolumnada porośnięta roślinami pnącymi i w pełni rozwiniętymi różami była miejscem niczym wyciągniętym z książki. O takich miejscach można pisać wiersze.
Jednak nie daliśmy rady. Jako, że Callie bardzo dokładnie przyglądała się wszystkim rzeźbom w Muzeum Madame Tuesand i uparła się, żeby z większością zrobić jej zdjęcie, poza muzeum udało nam się tylko obejrzeć Big Bena no i The Pergola, czyli inaczej mówiąc Tajemniczy Ogród. Mało kto z przybywających do Londynu turystów o nim wie, ale swojego czasu zdarzyło mi się zgubić w tym mieście i przypadkiem się na niego natknąłem. Nie dało się nie zakochać w tym miejscu. Kolumnada porośnięta roślinami pnącymi i w pełni rozwiniętymi różami była miejscem niczym wyciągniętym z książki. O takich miejscach można pisać wiersze.
- Wow. Nie spodziewałam
się, że w środku miasta można znaleźć, takie piękne miejsce.
- Widzisz? Wszyscy
patrzą na Londyn przez pryzmat Big Bena czy London Eye, a jego niesamowitość
tkwi w miejscach takich jak to. Zapomnianych, ukrytych, niedostrzeganych dla
świata.
Uśmiechnęła się i
mocno mnie przytuliła.
- Cieszę się, że
jestem tutaj z tobą.
- Bo sama nie
znalazłabyś ogrodu? - Zapytałem z rozbawieniem.
- Nie tylko. Cieszę
się, bo sprawiasz, że mój świat nabiera na nowo barw.
Uniosłem jej
podbródek do góry, tak żeby na mnie spojrzała swoimi niesamowitymi oczami.
- Ja też się
cieszę. Szkoda, że jutro musisz wyjechać.
- Niestety nie
wszyscy mamy cudownych przyjaciół, którzy mogą nas zastąpić.
- Tak właściwie, to
rzuciłem tą pracę.
Zaskoczyły ją moje
słowa.
- Ale myślałam, że
to lubiłeś.
- Nadal to lubię,
ale nie jest to zbyt dobrze płatna praca. Przynajmniej nie wtedy, kiedy myślę o
założeniu w przyszłości rodziny. Fundusz rodzinny kiedyś się skończy, a ja nie
chciałbym z dnia na dzień szukać innych rozwiązań. Zdecydowałem, że zacznę
pracować w rodzinnej firmie.
- Jeżeli to cię
uszczęśliwi... To o tym rozmawiałeś w nocy przez telefon? Przebudziłam się i
usłyszałam kawałek twojej rozmowy.
- Tak. Myślę, że to
dobra decyzja.
- Tylko nie stan
się pracoholikiem, bo przestanę cię lubić! - Rzuciła, groźnie poruszając brwiami.
- Nie oszukujmy
się. Mnie nie da się przestać lubić.
Uśmiechnąłem się
zalotnie, za co oberwałem delikatnie w żebra.
- Trzeba coś zrobić
z twoim ego, bo jak tak dalej pójdzie, w ciągu tygodnia będziesz nie do
zniesienia.
- Mam to w kościach
od małego, więc raczej ci się nie uda, ale śmiało.
Potrząsnęła głową,
śmiejąc się pod nosem. Zakochałem się w tym śmiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)