- Callie –
1
rok wcześniej…
-
Czy kiedykolwiek mówiłem ci, jak bardzo nienawidzę tańczyć?
-
Nie, nie przypominam sobie. – Uśmiechnęłam się szeroko. To była drobna zemsta
na Johnie, za to, że ostatnio spędzał ze mną coraz mniej czasu. Dla niego
katorga, zaś dla mnie czysta przyjemność.
Kochałam
taniec. Był on bardziej ekscytujący, gdy nasz instruktor był niezłym ciachem.
Jak to jest, że Latynosi mają takie dobre poczucie rytmu? Każdy ich krok wydaje
się nasycony seksapilem.
-
Ej, wolałbym żebyś to na mnie tak patrzyła. – Skierował moją twarz w swoją
stronę.
-
To spraw, żebym miała na co patrzeć.
Naruszenie
męskiego ego? Jest. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki, John w końcu
przyłożył się i zdecydowanie skupiał na sobie uwagę. Nie tylko moją, to prawda,
ale w końcu to ja jestem jego jedyną.
-
Oby tak dalej! – Pochwalił nas Paul, instruktor. – Teraz przejdziemy do
kolejnego kroku. Będzie on naszym ostatnim na dziś.
Zauważyłam
ulgę na twarzy mojego partnera, na co cicho się zaśmiałam. Urocze. Prezent
rocznicowy uważam za udany. Sam widok sztywnego Johna na lekcjach zmysłowego
tanga był wart wydania sporej sumki zaoszczędzonych przeze mnie pieniędzy. Moje
nogi błagały o odpoczynek. Może i dnie chodzenia na szpilkach są ciężkie, ale
to wymagało ode mnie częstszego zaciskania zębów. Faceci to mają dobrze.
Pół
godziny później mogłam w końcu pozbyć się tych przeklętych butów. Przynajmniej
na chwilę. Zatrzymaliśmy się w drodze do domu na kolację w pobliskiej włoskiej
knajpie. Czemu jest ich tak dużo w Nowym Jorku? To trochę rozpraszające. Tak
czy inaczej, lubiłam tą kuchnię. Zamówiłam sałatkę, a mój towarzysz postawił na
carbonarę. Kiedy kelner odszedł od naszego stolika, dzięki bogu za długie do
ziemi obrusy, zdjęłam szpilki. Wyraz ulgi musiał być doskonale widoczny na
mojej twarzy, ponieważ zauważyłam, że John ledwo powstrzymuje śmiech.
-
Sam nie byłbyś lepszy. – Prychnęłam.
-
Masz rację.
-
Jestem kobietą, zawsze mam rację geniuszu.
-
Takie rozmowy przypominają mi, jak bardzo cię kocham.
Zarumieniłam
się. Uwielbiałam, kiedy mi to mówił. Jego zwykle szorstki głos stawał się
delikatniejszy i wypełniał się uczuciami.
-
Ja też cię kocham.
Pocałowałam
go. Miał to być zwykły buziak, ale go przeciągnął. Niestety, tę wspaniałą
chwilę przerwał dźwięk telefonu. Cholera.
-
Przepraszam – zaczęłam, rzucając okiem na ekran. – Muszę odebrać.
Szybko
włożyłam szpilki na nogi i udałam się do łazienki.
-
Hej Jullian. Wiesz, to nie jest najlepszy moment… - Przerwał mi jego szloch.
-
Callie.
Jedno
słowo. Ból. Rozpacz. Rozdarcie. Nie wiem, jakie jeszcze emocje się w nim
znajdowały, ale przeszyły mnie na wylot. Płacz dorosłego mężczyzny jest czymś,
czego nie życzę słyszeć żadnej kobiecie. Zwłaszcza, kiedy jest to płacz kogoś
ważnego.
-
Spokojnie. Jestem tu. Wszystko się ułoży.
-
Nie. On odszedł, Callie. A ja nie mogłem nic zrobić. Wiedziałem, że tak będzie,
ale to boli bardziej niż myślałem.
Byłam
skonsternowana.
-
Kto odszedł?
-
Michael. Mój syn.
Zaczął
opowiadać mi o nim, a ja nie zauważałam mijającego czasu. Słuchałam w
skupieniu, a w moich oczach gromadziły się łzy, które starałam się odgonić
szybkim mruganiem. Czułam się, jak bierny obserwator każdej sceny, którą
obrazował mi Jullian.
-
Callie?
Cholera,
zapomniałam o Johnie.
-
Jullian, mogę do ciebie oddzwonić za dziesięć minut?
-
Przepraszam, pewnie przeszkodziłem ci w czymś ważnym. Nie musisz…
-
Ale chcę. Dziesięć minut. – Powiedziałam i rozłączyłam się, po czym wyszłam z
łazienki.
-
Callie, wszystko w porządku?
-
Nie do końca. Możemy wrócić do domu? Nie czuję się najlepiej. – Po części była
to prawda.
-
Oczywiście. – Przyjrzał mi się uważnie, ale nic więcej nie powiedział.
Jak
zwykle, tak i tego wieczoru zabunkrowałam się w łazience, zrzucając, tym razem,
wszystko na ból brzucha. Tak szybko jak mogłam, wybrałam numer Julliana.
-
Nie musiałaś.
Wiem.
Jednak z jakiegoś powodu wybrałam ciebie, a nie mojego chłopaka. I wiedziałam,
że gdybym musiała jeszcze raz podjąć decyzję, zrobiłabym to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)