Prezent świąteczny :D
- Callie -
Dzisiejszy ranek był wspaniały do czasu,
kiedy wślizgiwałam się do domu. Jako, że godzina była nieco wczesna, starałam
się zrobić to najciszej jak to tylko było możliwe, żeby nie obudzić Johna. Pech
chciał, że mój ukochany siedział akurat przy barku i sączył whisky. Było to
dziwne, bo zwykle nie pił, a już na pewno nie o takiej porze dnia.
- Widzę, że w końcu wróciłaś.
Ton jego głosu przeraził mnie. Nie byłam do
końca pewna, czemu tak się do mnie odnosił.
- Czy coś się stało? - Zapytałam.
- Żartujesz? Wracasz do domu o pieprzonej
dziewiątej rano, po nicy spędzonej nie wiadomo gdzie!
- Przecież napisałam Ci smsa.
- Który był całkowicie sprzeczny z tym, co
mówiłaś mi wcześniej. Chciałbym Ci zaufać, ale coraz trudniej mi to przychodzi.
O nie.
- Spałam u przyjaciela i to on napisał ci
tego smsa, bo ja byłam nieco wystawiona. Przykro mi ze się martwiłeś, ale co
się stało to się nie odstanie.
- Spałaś u przyjaciela?! - Podniósł ton,
dobijając zawartość szklanki, po czym niemal od razu nalał sobie kolejną.-
Coraz lepiej.
- Tylko u niego spałam. Nie wiedział gdzie
mieszkał, bo w mieście był tylko przejazdem. Możesz się uspokoić? Do niczego
między nami nie doszło, jeśli o tym myślisz.
- Masz mnie za idiotę? Spałaś u obcego
kolesia i nic między wami nie zaszło? Przynajmniej odważ się powiedzieć prawdę.
Zaraz chyba go uduszę.
- Mówię prawdę! - Tym razem to ja podniosłam
głos. Może to dostanie się do jego pustej głowy. - Kocham cię i nigdy bym cię
nie zdradziła! Myślałam, że o tym wiesz, ale najwyraźniej tak nie jest. A
właściwie to jak myślisz, że ja się czuję, kiedy wracasz z pracy po północy?
Czasami nawet później. Nie posądziłam cię nigdy o to, że masz jakiś romans,
chociaż czasami przez głowę przechodziły mi takie myśli.
- Nie odwracaj kota ogonem!
- A czemu nie? Skoro już poruszyliśmy ten
temat chyba mogę powiedzieć, co mi leży na sercu.
- Ale ja nie wracam w ubraniach jakiejś
dziewczyny.
No tak, przecież mam na sobie ciuchy
Julliana.
- Raczej nie zamieściłbyś się w ciuchy
jakiejś dziewczyny, chodzisz mogłoby być zabawnie.
Roześmialiśmy się na to wyobrażenie.
- Co my właściwie robimy? - Zapytał normalnym
głosem.
- Nie wiem, ale to kompletnie bez sensu.
Podeszłam do niego, objęłam go za szyję i
usiadłam na jego kolanach, całując go delikatnie w usta. Pogłębił pocałunek.
- Przepraszam, ale bałem się, że coś Ci się
stało - wyszeptał przy moich ustach.
- Po prostu dalej sobie ufamy, a wszystko
skończy się jak najpiękniejsza z bajek.
- Kocham cię. A teraz leć się umyć, bo do
obiadu u rodziców nie zostało wiele czasu, biorąc pod uwagę twoje zwyczaje
prysznicowe.
Szturchnęłam go palcem w bok i udałam się pod
prysznic.
Porządnie nadużyłam zaufania Johna. Było mi z
tego powodu głupio, ale stało się. Na obiedzie u rodziców nie dał nic po sobie
poznać, ale co się między nami zmieniło. Wiedziałam, że moje uczucia do
Julliana nie mogą się w żadnym stopniu rozwinąć, a co zrobiłam? Znowu
flirtowałam z nim przed chwilą przez telefon, jakby nie patrzeć w tajemnicy
przed Johnem. Kiedy usłyszałam, że wchodzi do domu niemal od razu przerwałam
połączenie i czułam się jakby miał mnie przyłapał na czymś niestosownym.
- Hej kochanie. Co u Boba? - Zapytałam
otwierając na rozcież drzwi łazienki.
- Właściwie nic ciekawego. Mamy do
załatwienia bardzo ważną sprawę w tym tygodniu. W sumie o niej nie myślałem aż
do czasu, gdy mi to uświadomił. - Przeczesał dłonią włosy, tak, że teraz sterczały
na wszystkie strony.
- Dacie sobie radę, przecież jesteście
najlepsi.
- To urocze, że tak uważasz. Co powiesz na
lampkę wina? Ten golf mnie wykończył.
Kolejna lampka tego dnia. Wypił trzy przy
obiedzie no i whisky rano. To chyba nie wróży nic dobrego. Ostatecznie
postanowiłam to zignorować.
- Pewnie. Ty nalej, a ja włączę jakiś film.
Zrobił skwaszoną minę.
- Tylko błagam nie jakieś romansidło. Może
komedię?
Przewróciłam oczami.
- Dobrze, ale wino musi być naprawdę dobre.
- Tak jest.
Zajęłam miejsce na dużej szarej sofie,
stojącej w salonie i przerzucałam kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
- I co tam znalazłaś?
Odwróciłam się w stronę głosu. Muszę
przyznać, że John zabójczo prezentował się w delikatnym świetle. Jego blond
włosy delikatnie odpadały mu na czoło, poluzowany krawat zwisał u szyi, tak, że
miałam ochotę go za niego przyciągnąć do siebie i chłonąć spojrzenie.... oczu.
- Właśnie nic ciekawego. Może odpuścisz sobie
ten film?
- Masz jakieś lepsze propozycje? - Podał mi
kieliszek z uśmiechem.
Wzięłam łyka rozkoszując się lekką goryczką
odczuwalną w trunku.
- Możliwe. A co byś powiedział na masaż.
Jesteś trochę spięty - rzuciłam, dotykając jego ramion.
Zdążyłam zauważyć, że bardzo mu się to
podoba, więc skierowałam nas w stronę sypialni.
***
I jak ja mam po
takim weekendzie wrócić do pracy. Co prawda miałam ochotę o wszystkim
opowiedzieć Ruby, ale najchętniej bez ruszania się z domu, a właściwie z łóżka.
- Callie -
usłyszałam szept Johna. Całował mnie delikatnie za uchem, chcąc mnie zmusić do
przebudzenia. - Czas wstać.
- Jeszcze pięć minut
- rzuciłam odgradzając się od niego kołdrą.
- Kochanie w końcu
spóźnisz się do pracy. - Ściągnął ze mnie kołdrę i natychmiastowo zrobiło mi
się zimno. Jestem strasznie ciepłolubnym człowiekiem.
- Już dobrze. Ale
wiedz, że to był twój błąd - powiedziałam, grając do łazienki, w której
zamknęłam drzwi od środka.
- Przeżyję. Co ci
zrobić na śniadanie?
- Musli z jogurtem
naturalnym i truskawkami. - Uwielbiałam to zestawienie.
John nic więcej mi
nie odpowiedział, więc stwierdziłam, że poszedł spełniać moje zachcianki. Ja w
tym czasie wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Dziś postawiłam na granatową
sukienkę do kolan z dość pokaźnym dekoltem. Szpilki zostawiłam tymczasowo obok
torebki i na boso podreptałam do kuchni.
- Widzę, że ci się
udało - powiedziałam na wejściu do Johna, kiedy zauważyłam na stole swój
posiłek. On nadal stał przy kuchence i smażył sobie jajecznicę.
- Nie pierwszy i
nie ostatni raz. A teraz zjadaj szybko i leć, bo teoretycznie za dwadzieścia
minut powinnaś być w pracy.
Rzuciłam okiem na zegarek.
Miał rację. Nie wiedziałam, że jest już tak późno. Szybko zjadłam śniadanie,
wzięłam swoją codzienną dawkę leków i wbiegłam z domu, dając Johnowi
pospiesznego buziaka.
W biurze byłam
idealnie na czas. Zwykle aż tak bym się tym nie przyjmowała, ale dziś miałam o
dziewiątej ważnego klienta. Co mnie pokusiło, żeby go umówić na taką godzinę?
- Ruby! - Zawołała
od progu. Zza rogu od razu wyszła moja najlepsza przyjaciółka, zwarta i gotowa.
- Błagam powiedz mi, że jeszcze nie przyszedł.
- Zadzwonił kilka
minut temu i powiedział, że stoi w korku, więc chwilę się spóźni.
- Dzięki Bogu.
- Na twoim biurku
położyłam potrzebne informacje i twoją ulubioną kawę.
Przytuliłam ją
mocno.
- Ratujesz mi
życie. Nie uwierzysz, w to, co się stało w ten weekend. Mam ci tyle do
opowiedzenia, ale to później. Póki co muszę ustalić wszystko z Moerke. Jeszcze
raz ci dziękuję.
- Od czego się ma
przyjaciół. A teraz znikaj i spisz się dobrze.
***
- Wszystkie
dokumenty prześle Panu moją sekretarka, najpóźniej jutro i myślę, że dojdziemy
do porozumienia.
- Bardzo dziękuję.
Miłego dnia.
Odetchnęłam z ulgą.
Po godzinie przeglądania umów, w końcu udało mi się dostosować ją w sposób
zadowalający dla Moerke. A jest to nie lada wyzwanie, gdyż jest on znany ze
swojego wybrzydzania.
Usłyszałam pukanie
do drzwi.
- Wejść.
- Jak poszło? -
Zapytała Ruby, zamykając drzwi zielonego gabinetu. Specjalnie wybrałam ten
kolor, żeby mnie uspokajał w razie konieczności. Oprócz biurka i krzeseł, które
były podstawowym elementem wyposażenia każdego pomieszczenia, miałam jeszcze
dwa regały zapchane dokumentacją, kanapę, dwa fotele i stolik do kawy. Takie
życie współwłaściciela.
- Nieźle. Dam ci
dokumenty do przesłania. A teraz rozsiądź się wygodnie. Mam ci wiele do
opowiedzenia.
Usiadłam naprzeciw
niej i streściłam wydarzenia minionych dwóch dni. Z każdym kolejnym moim słowem
jej oczy robiły się coraz większe. Kiedy skończyłam, nie wiedziała, co
powiedzieć.
- No wiem. To
wszystko jest takie dziwne.
- Nie wierzę, że w
końcu spotkałaś Julliana. I to w takim momencie. Nie myślałam, że kiedykolwiek
się zobaczycie. W końcu książę znalazł swojego Kopciuszka, ale on jest już
zajęty.
- Życie jest
perfidne.
- I to jak.
- Co ty na to,
żebym poszła po pączki?
- Czytasz mi w
myślach.
- Wracam za pięć
minut i zastanowimy się wtedy, co z tym wszystkim zrobić.
Dokładnie pięć
minut później Ruby była już gotowa do rozważań. Na stoliku postawiła pudełko
pączków o dwie kawy cynamonowe. Nie wiem, jak jej się to udało zdobyć w tak
krótkim czasie. Wzięłam łyk kawy i odgryzłam kawałek pączka z czekoladowym
nadzieniem.
- Po pierwsze -
zaczęła moja przyjaciółka - musimy ustalić, co czujesz do każdego z nich. Skup
się w tej chwili tylko i wyłącznie na sobie.
- Wiesz, że kocham
Johna, ale czasami myślę, że on mnie nie rozumie. Po za tym ostatnio spędzamy
ze sobą coraz mniej czasu. To trochę boli.
- A Jullian?
I tu sprawy
zaczynały się komplikować. W końcu, co mogę powiedzieć o człowieku, którego
znam jedynie przez rozmowy telefoniczne? Ten jeden wieczór nie dał mi aż tak
szczegółowego wglądu w jego osobowość. Jednak było w nim coś.
- Ciężko mi to
określić. Przez te rozmowy czułam, że się z nim zaprzyjaźniłam...
- Ale?
- Ale znam go tylko
przez te telefony. To, że spędziłam u niego jedną noc i nic mi nie jest jeszcze
nic nie znaczy. Jednak, kiedy mnie pocałował, poczułam coś, czego nigdy
wcześniej nie doświadczyłam. To było jak czysta magia.
- W takim wypadku,
odpowiedź jest prosta. Musisz rzucić Johna. Nie możesz oszukiwać was oboje, że
nadal wszystko jest dobrze. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli kochasz dwie
osoby, powinieneś wybrać tę drugą, bo gdybyś na prawdę kochał pierwszą, druga
byłaby ci obojętna.
Te słowa miały
sens.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)