sobota, 13 grudnia 2014

ever liar 61

jak widać nikt nie oczekuje tego rozdziału, no ale mimo wszystko go opublikuje. nie widzę sensu nawet tłumaczyć, dlaczego go nie było w zeszłym tygodniu. nigdy nie mówiłam, że moje opowiadania są idealne, a każda krytyka naprawdę motywuje mnie do poprawy. w takiej sytuacji chyba niedługo wstrzymam to opowiadanie. mam już pomysł na nowe, dlatego to może równie dobrze pójść chwilowo w odstawkę. miłego czytania :)
---------------------------------

Było mi tak wygodnie i ciepło. Gruba, satynowa pościel otaczała mnie niczym ramiona ukochanej osoby. Całą noc spędziłam na rozmyślaniach. Mam dwa dni na przekonanie rodziców do wcielenia w życie mojego planu. Będzie trudno, ale może się udać.

Mozolnie podniosłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni. Nie należała ona do największych. Trzy czarne blaty, niska lodówka, elektryczna kuchenka i oczywiście ekspres do kawy, od której Mac był uzależniony. Trochę denerwował mnie tu brak zlewu, bo za każdym razem, kiedy chciałam coś umyć musiałam pędzić do łazienki, jednak mojemu przyjacielowi to nie przeszkadzało. Trochę mi było zimno, dlatego narzuciłam na siebie sweter znaleziony na krześle. Podobnie, jak większość chłopaków Mac był bałaganiarzem. Jednak takim nie do końca. Większość domu była zagracona, ale kiedy weszło się do łazienki, nie można było wyjść z podziwu. Kosmetyki ułożone były równo na półkach, ręczniki leżały na małej pralce idealnie złożone. Wszystko było nieskazitelnie wyczyszczone i niemal lśniło. Nie rozumiałam tego, ale jakoś przyjęłam do wiadomości, że mój najlepszy przyjaciel ma fetysz łazienkowy.

Wracając do teraźniejszości, wzięłam się za szykowanie omletów. Wszystko poszło mi bardzo sprawnie i już po około pięciu minutach ustawiłam na niewielkim stole, znajdującym się na złączeniu salonu i kuchni, dwa talerze z jedzeniem. W międzyczasie zaparzyłam dla nas również kawę. Kiedy wszystko miałam już gotowe postanowiłam obudzić przyjaciele. Przeskoczyłam przez oparcie kanapy i wpadłam prosto na niego.

- Pobudka śpiochu! Śniadanie stygnie, więc wstawaj – krzyknęłam mu prosto do ucha.

- Ta ta ta, daj mi jeszcze pół godziny – odpowiedział, nie otwierając oczu i mocnej naciągając na siebie koc.

- Nawet na to nie licz. To kara za te tortury na treningach.

Zaczęłam go łaskotać. Co prawda nie miał łaskotek, ale był to tek denerwujące uczucie, że w końcu złapał mnie za ręce i z wielką niechęcią wymalowaną na twarzy wstał.

- Nie byłem, aż taki zły, skoro postanowiłaś zrobić mi takie pyszne śniadanie – uśmiechnął się. – No to chodźmy jeść.

Usiedliśmy razem przy stole. Pociągnęłam łyk gorącej kawy. Lekko oparzyła mi język, ale mało mnie to obchodziło.

- Jedz – rzucił Mac, przełykając.

Chwyciłam widelec i włożyłam sobie do buzi kawałek omletu. Nie bardzo chciał mi przejść przez gardło.

- Jakaś strasznie milcząca się zrobiłaś. Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi?

- Całą noc rozmyślałam, nad naszą rozmową i doszłam do wniosku, że porozmawiam z rodzicami i postaram się ich przekonać na przeprowadzkę do domu babci.

Mac o mało się nie zakrztusił kawą.

- Żartujesz? To jedyne, co przyszło ci do głowy?

- Może nie jedyne, ale najbardziej … no nie wiem. Pewnie uważasz, że to pochopna decyzja, jednak ja ją dokładnie przemyślałam. Wszystkie argumenty za i przeciw, w ostatecznym rozrachunku mówią, żebym wyjechała. Proszę zrozum mnie. Nigdy nie chciałam takiego życia. Nie chciałam w nim magii, ani aż tylu zawikłań. Myślałam, że wystarczy jak się odsunę na pewien czas, tak jak się odsunęłam w ferie, jednak wszystko do mnie wróciło i jeszcze bardziej zniszczyło. Lubię z tobą trenować i się dokształcać, ale przez te czary moje życie się skomplikowało. Jedynym innym wyjściem dla mnie, jest w tej chwili pozbycie się mocy, ale to przecież niemożliwe. Jednak gdyby się to udało nie musiałabym uciekać. – Jego twarz wyrażała brak zrozumienia, dlatego postanowiłam mu to dokładniej wyjaśnić. – Chodzi o to, że gdybym nie miała mocy, świat czarów nie byłby dla mnie domem. Życie w nim nie pozwala mi odsunąć się od Nicka i Violett.

- Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Widzę, że podjęłaś już decyzję, jednak wydaje mi się, że twoi rodzice nie będą tak pozytywnie do niej nastawieni. Pamiętaj, iż nie możesz im zdradzić wielu powodów, dla których ją podjęłaś, a to na pewno nie nastawi ich do tego pozytywnie. Skoro tylko takie drogi rozważasz, to chciałbym cię prosić o jedną rzecz. Wstrzymaj się kilka dni zanim przedstawisz swój pomysł rodzicom.

- Czemu? – Zapytałam.

- Kiedyś słyszałem o starym czarowniku, który potrafił pozbawić innych mocy. Nie chcę cię puszczać samej w świat. Już raz ktoś cię porwał, a gdyby się dowiedzieli, że twoja mama urodziła bliźniaczki, to zaczęliby cię szukać i koniec końców skończyłabyś jak twoja babcia. Popytam moich znajomych, czy nie wiedzą nieco więcej na temat tego czarownika. Jeżeli okaże się on tylko mitem, wtedy pozwolę ci się przeprowadzić, ale tylko pod warunkiem, że zabierzesz mnie ze sobą.

- Jesteś najlepszym przyjacielem – powiedziałam i ze łzami w oczach rzuciłam mu się w ramiona.

- Pomyśl jeszcze.

Nie powiedziałam już nic.

***
Po umyciu garów, ubrałam się i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Było około dziesiątej. Słońce delikatnie gładziło moją twarz. Moje myśli błądziły gdzieś między chmurami, a stopy niepewnie stąpały po ziemi. Przechodziłam akurat obok domu kultury, kiedy zobaczyłam wchodzącego tam Eda. Krzyknęłam do niego, ale mnie nie usłyszał. Postanowiłam wejść za nim. Pomieszczenie, w którym się znalazłam było ogromne. Stały w nim stoły z drewnianymi krzesłami, przy których siedzieli pojedynczy ludzie. Nie byli oni ani młodzi, ani starzy.

Wypatrywałam po całym pomieszczeniu Eda. Przez chwilę mignęła mi w oddali jego kurtka. Wyglądało na to, że przeszedł dalej. Pomyślałam, że może ma jakąś ważną sprawę do załatwienia i nie będę mu przeszkadzać, ale za bardzo ciekawiło mnie, co tu robił, dlatego udałam się za nim. Rozchylając płachty kotary dotarłam do pustego korytarza. Nie było w nim żadnych drzwi.

Dziwne. Wydawało mi się, że to tutaj wchodził.

Już miałam sobie pójść, kiedy usłyszałam kobiece krzyki dobiegające zza ściany.

- Nie tak miało być! Jak mogłeś do tego dopuścić! Mówiłeś, że się nimi zajmiesz! Czy ty wiesz, co się teraz będzie z nami działo! Ed, do cholery!

- Co miałem jeszcze zrobić! – To był głos Eda. – Katherine jest zbyt przezorna. To było za wcześnie, żeby się odkryć! Powinna mi już bezwzględnie ufać, ale te twoje krople nie zadziałały! Mogłaby mnie zabić, gdyby się dowiedziała!

Miałam dość przysłuchiwania się tej rozmowie. Najszybciej, jak mogłam wybiegłam z domu kultury. Czułam, że rozmawiali o mnie, a to nie wróżyło za dobrze.