niedziela, 28 lutego 2016

Call me XXVI

- Jullian -
2 lata wcześniej
Nigdy nie płakałem. Ani w dniu pogrzebu moich dziadków, ani kiedy moja świnka morska zdechła. Łzy zdawały mi się zbędne, wystarczał mi ból wewnętrzny. Wszystkie skumulowane przez lata krople zaczęły teraz spływać z moich oczu.
- Ale jak to jest możliwe? Nie można nic zrobić? - Pytałem lekarzy raz po raz, ocierając oczy.
- Niestety. Możemy próbować złagodzić ból, ale został mu tylko jakiś rok. Strasznie nam przykro.
- On jest za młody. Pieniądze nie grają roli, zależy mi tylko na tym, żeby wyzdrowiał.
- Przykro mi proszę pana.
Usiadłem na plastikowym krześle w poczekalni i zwiesiłem

piątek, 19 lutego 2016

Call me XXV

- Callie -
Dwa i pół roku wcześniej
Nadal byłam niesamowicie szczęśliwa. Trochę minęło odkąd otrzymałam wyniki końcowych egzaminów i muszę przyznać, że byłam z nich zadowolona. Po tułaniu się od kancelarii do kancelarii znalazłam średnio płatną pracę i zamieszkałam z koleżanką w niej poznaną, co pomogło mi zaoszczędzić trochę pieniędzy na dzisiejszy koncert The Neighbourhood. W momencie, kiedy zdobyłam bilety praktycznie skakałam pod sufit, a Sarah razem ze mną.
Miesiące czekania okazały się męczarnią, ale wytrzymałam i już od rana, a konkretniej od piątej rano, ku nieszczęściu mojej współlokatorki, latałam po mieszkaniu planując, w co się ubrać, o której najlepiej wyjechać i tego typu pierdoły. Ten koncert to było spełnienie jednego z moich marzeń, chociaż gdybym miała do wyboru to, a randkę z Brendonem Urie, to wybrałabym Brendona.
Tak czy inaczej, godzinę przed czasem kręciłam się po domu ze słuchawkami na uszach, ubrana w czarne rurki, srebrny top i skórzaną kurtkę, śpiewając do szczotki wybrane utwory zespołu. Starałam się robić to jak najciszej, ale emocje mnie ponosiły i czułam, że jeszcze przed wyjściem zedrę sobie nieźle gardło. Pospiesznie wciągnęłam na nogi czarne botki i, po otrzymaniu wiadomości od Sary, że spotkamy się na miejscu, ruszyłam do klubu w centrum. Nie było do niego, aż tak daleko, a mi strasznie zależało, żeby znaleźć się tuż przy scenie, a jedynym na to sposobem było przyjście sporo wcześniej.

piątek, 12 lutego 2016

Call me XXIV

- Jullian –
Od godziny wlepiałem wzrok w ekran laptopa przeglądając finanse i mnóstwo innych firmowych papierów. Do powrotu zostały mi dwa dni, a chciałem być przygotowany na wizytę w biurze matki. Pragnąłem jej pokazać, że zasługuję na etat w firmie. Nie miałem zamiaru udawać wielkiego szefa, bo jest wiele osób, które mają tam ode mnie znacznie większe doświadczenie, ale chciałem pokazać, na co mnie stać. Ojciec nigdy mnie nie doceniał. Już od małego wytykał mi każdy błąd, nie doceniając dobrych stron. I chociaż nie było go już tu z nami, starałem się z całych sił sprawić, żeby gdziekolwiek teraz jest, był ze mnie dumny.
Całe to przeglądanie było niebywale nudne i szczerze mówiąc irytujące. Nigdy tego nie lubiłem, ale z tego, co słyszałem od moich znajomych, rzadko kto jest zadowolony ze swojej pracy. No chyba, że jest jakąś światową sławą. W takim wypadku, z górą pieniędzy u boku każdy poczułby się spełniony.
To zajęcie całkowicie odsunęło moje myśli od Callie. Kilka godzin później dźwięk jej głosu, kiedy wróciła do apartamentu wyrwał mnie z letargu.
- Hej, już jestem!
Szybko odsunąłem się od biurka, zatrzaskując laptopa.
- Hej. Jak tam spotkanie?
- Dobrze.
Jedno spojrzenie na nią i od razu wiedziałem, że coś poszło nie tak.
- John się pojawił? - Mogłem śmiało strzelać.
- Niestety. Chciał porozmawiać, ale szybko od niego odeszłam. Nie ma o czym gadać. Zobaczył mnie z przyjacielem i dopowiedział sobie resztę.
- Dopowiedział resztę? Chyba za lekko wczoraj oberwał. - Podniosłem się z krzesła i byłem gotowy znowu do niego pójść. Na myśl o tym, że miał jeszcze czelność pokazać się Callie na oczy, ponosiły mnie emocje.
- Mówiłam ci, że nie warto. Poradzę sobie, a teraz chodźmy pozwiedzać.
Wydawała się podekscytowana tym pomysłem i czułem, że poprawi jej to humor.
- Okej. Masz jakiś konkretny plan?
- Liczyłam na ciebie. Chciałabym zobaczyć jak najwięcej.
- Myślę, że damy radę.
*** 
Jednak nie daliśmy rady. Jako, że Callie bardzo dokładnie przyglądała się wszystkim rzeźbom w Muzeum Madame Tuesand i uparła się, żeby z większością zrobić jej zdjęcie, poza muzeum udało nam się tylko obejrzeć Big Bena no i The Pergola, czyli inaczej mówiąc Tajemniczy Ogród. Mało kto z przybywających do Londynu turystów o nim wie, ale swojego czasu zdarzyło mi się zgubić w tym mieście i przypadkiem się na niego natknąłem. Nie dało się nie zakochać w tym miejscu. Kolumnada porośnięta roślinami pnącymi i w pełni rozwiniętymi różami była miejscem niczym wyciągniętym z książki. O takich miejscach można pisać wiersze.
- Wow. Nie spodziewałam się, że w środku miasta można znaleźć, takie piękne miejsce.
- Widzisz? Wszyscy patrzą na Londyn przez pryzmat Big Bena czy London Eye, a jego niesamowitość tkwi w miejscach takich jak to. Zapomnianych, ukrytych, niedostrzeganych dla świata.
Uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.
- Cieszę się, że jestem tutaj z tobą.
- Bo sama nie znalazłabyś ogrodu? - Zapytałem z rozbawieniem.
- Nie tylko. Cieszę się, bo sprawiasz, że mój świat nabiera na nowo barw.
Uniosłem jej podbródek do góry, tak żeby na mnie spojrzała swoimi niesamowitymi oczami.
- Ja też się cieszę. Szkoda, że jutro musisz wyjechać.
- Niestety nie wszyscy mamy cudownych przyjaciół, którzy mogą nas zastąpić.
- Tak właściwie, to rzuciłem tą pracę.
Zaskoczyły ją moje słowa.
- Ale myślałam, że to lubiłeś.
- Nadal to lubię, ale nie jest to zbyt dobrze płatna praca. Przynajmniej nie wtedy, kiedy myślę o założeniu w przyszłości rodziny. Fundusz rodzinny kiedyś się skończy, a ja nie chciałbym z dnia na dzień szukać innych rozwiązań. Zdecydowałem, że zacznę pracować w rodzinnej firmie.
- Jeżeli to cię uszczęśliwi... To o tym rozmawiałeś w nocy przez telefon? Przebudziłam się i usłyszałam kawałek twojej rozmowy.
- Tak. Myślę, że to dobra decyzja.
- Tylko nie stan się pracoholikiem, bo przestanę cię lubić! - Rzuciła, groźnie poruszając brwiami.
- Nie oszukujmy się. Mnie nie da się przestać lubić.
Uśmiechnąłem się zalotnie, za co oberwałem delikatnie w żebra.
- Trzeba coś zrobić z twoim ego, bo jak tak dalej pójdzie, w ciągu tygodnia będziesz nie do zniesienia.
- Mam to w kościach od małego, więc raczej ci się nie uda, ale śmiało.

Potrząsnęła głową, śmiejąc się pod nosem. Zakochałem się w tym śmiechu.

sobota, 6 lutego 2016

Call me XXIII

- Callie –
Już dawno tak się nie wyspałam. Nie dość, że łóżko było niesamowicie miękkie, aż człowiek chciał się w nim zatopić, to miałam najwygodniejszą poduszkę świata. A konkretniej mówiąc - miałam Julliana. Leżałam wtulona w jego szerokie ramiona, delikatnie jeżdżąc palcami po jego klatce piersiowej. Nie chciałam go obudzić, ale to zajęcie mnie wciągnęło. Po rzuceniu okiem na zegarek, dostrzegłam, że przede mną jeszcze dobre dwie godziny do dzisiejszego spotkania. Nie miałam najmniejszej ochoty na nie iść, a myśl, że mogłabym tam spotkać Johna, w sumie to było pewne, iż tam będzie, tym bardziej skłaniała mnie do zostania tutaj. To mogło jednak zaszkodzić mojej karierze, która i tak już była zagrożona. Mój teraz już były chłopak nigdy nie rzucał słów na wiatr. Wiedziałam, że mogę będzie żałować odejścia, ale w tamtej chwili to była najlepsza decyzja, jaką podjęłam. Nie jestem kobietą, którą można sobie podporządkować i trzymać uwiązaną. Nie chcę taka być. Faceci myślą, że rządzą tym światem, ale się mylą. To kobiety mają władzę i trzeba im to skutecznie uświadomić. Jeden z powodów, dla którego zostałam prawniczką.

Musiałam wydostać się z żelaznego uścisku, niestety pęcherz nie zna dobrych momentów. Było mi tak rozkosznie ciepło, ale mus to mus. Ostrożnie wyplątałam się z pościeli i na paluszkach przebiegłam do łazienki. Kiedy spojrzałam na siebie w lustrze, byłam przerażona. Nie miałam wczoraj siły by zmyć makijaż mleczkiem, więc ograniczyłam się do zwykłej wody, co zaowocowało wyglądem klasycznej pandy.  Cudownie. Zmyłam ślady i szybko załatwiłam swoje potrzeby.

Pomyślałam, że powinnam się jakoś odwdzięczyć Jullianowi, za to, co dla mnie robił. A co jest lepszą podzięką niż śniadanie? Zamówiłam wszystko przez interkom i w czasie, kiedy obsługa realizowała zamówienie, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Zrezygnowałam z chęci założenia koszuli, bo czułam, że ją pogniotę, dlatego wybrałam zwykłą białą bluzkę z dekoltem w serek i szarą, materiałową spódnicę. Kończąc nakładać tusz na rzęsy, usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć, po czym uregulowałam rachunek i skierowałam się do sypialni, gdzie nadal uroczo spał mój przyjaciel. Potrząsnęłam nim lekko.

- Jullian, obudź się!

- Jeszcze chwilkę, mamo. – Rzucił przyciągając mnie do siebie, tak, że jego głowa leżała teraz na moim brzuchu. Czułam, jak przechodzi przeze mnie delikatny prąd. Zachowywał się jak małe dziecko.

- Nie ma takiej opcji. Nie po to tak się starałam, żeby teraz śniadanie wystygło.

- Powiedziałaś „śniadanie”?

No proszę! Teraz to raczył wstać.

- Nie podnoś się! – Pogroziłam mu palcem. Wzięłam z wózka jego tackę i podałam mu, po czym zgarnęłam swoją i zajęłam miejsce obok niego. – Mam nadzieję, że będzie ci smakować.

Patrzyłam jak zdejmuje pokrywę z talerza i jego oczy, mogłabym przysiąc, że się zaświeciły.

- Skąd wiedziałaś, że to mój ulubiony omlet!?

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Mam swoje tajemnice, a teraz jedz.

Skupiliśmy się na niesamowitych daniach. Rozbawiły mnie jego reakcje, które usilnie starał się wyolbrzymić. Prawie zadławiłam się ze śmiechu.

- Przestań! – Walnęłam go delikatnie w bok.

- Ale, że co? – Zapytał z pełnymi ustami. I że niby on jest starszy ode mnie?

- Daję słowo, czasami zachowujesz się gorzej niż Toby!

- Ale i tak lubisz mnie bardziej niż jego!

- Nie byłabym tego, aż taka pewna.

- Ranisz moje uczucia.

Pocałowałam go w policzek na zgodę.

- I ty naprawdę myślisz, że takim buziakiem odpokutujesz swoje winy? – Rzucił, nadal udając obrażonego.

- Myślę, że tak. Nie zapominaj, kto zajął się śniadaniem…

Przerwał mi w pół zdania, całując mnie w usta. Czułam się otumaniona ego niesamowitym smakiem. Rzeczywiście ten omlet musiał być genialny. Pogłębiłam pocałunek, uprzednio odstawiając nasze puste tace. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Julliana. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, nie mogłam złapać oddechu.

- Teraz uznajmy, że ci wybaczam. – Wyszczerzył się do mnie, przytulając mnie do swojego boku. – Baby you’re all that I want, when you’re lyin’ here in my arms… - Zanucił.

- Na trzeźwo brzmisz sto razy lepiej, ale za chwilę muszę lecieć, więc pozwolisz, że zajmiemy się czymś innym. – Szepnęłam mu do ucha konspiracyjnie, siadając na nim okrakiem.

- Nie ma najmniejszego problemu.

Resztę czasu spędziliśmy na całowaniu. Czułam się, jakbym powróciła do czasów liceum. Pierwszy, niesamowity chłopak, pierwsze pocałunki, motyle w brzuchu i te sprawy. Przy Johnie już dawno przestałam je czuć. Myślałam, że to mija z wiekiem, ale najwyraźniej się myliłam.

- Nie mogłabyś odpuścić sobie tego spotkania? – Powiedział z ustami przy moich ustach.

- Nie ma takiej opcji. Muszę dbać o swoją reputację. – Wstałam z łóżka, poprawiłam szybko włosy, licząc na aprobatę ze strony Julliana. Skinął głową z uśmiechem, karząc mi się obrócić. No tak, w końcu to facet. Oni i to ich „podziwianie widoków”. Założyłam szpilki, chwyciłam torebkę i wyszłam.

- Przepraszam za spóźnienie - Tymi słowami byłam zmuszona się przywitać, gdyż niestety utknęłam w korku. Zauważyłam, że przy moim miejscu stoi już filiżanka kawy z mleczną pianką na wierzchu. Uśmiechnęłam się na ten widok i usiadłam. Ten dzień zapowiadał się dobrze.
Albo i nie. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdybym na spodku nie znalazła serwetki z wiadomością od Johna.
Musimy pogadać. - J
Zgniotłam ją szybko i oddałam się dyskusji na temat, który w tej chwili mało mnie obchodził. Starałam się nade wszystko skupić i nie odpłynąć.
Po zakończeniu pasjonującej dyskusji kilku moich kolegów chciało mnie wyciągnąć na kawę, jednym z nich był Greg. Ten sam, który pomagał mi się przygotować do zdania końcowych egzaminów. Komu, jak komu, ale jemu nie miałam serca odmówić. Dawno go nie widziałam, bo opuścił Nowy Jork od razu po studiach. Wyglądał jeszcze bardziej zabójczo, niż kilka lat temu. A może to tylko magia garnituru?
W każdym razie, wyszłam trzymając go pod rękę. Niestety za drzwiami czekał na nas nie kto inny, jak John. No to zaczynamy zabawę. W ręku trzymał bukiet róż. Nic oryginalnego. Kiedy jednak, po dokładnym zlustrowaniu mnie, przeniósł wzrok na Grega, jego mimika nie pozostawiała wiele do dodania.
- No proszę. Zdaje się, że wczoraj obiłem kogoś innego. Nie mogę uwierzyć, Callie. Wczoraj jeden, dziś drugi. Zachowujesz się, jak tania dziwka.
- Call, kto to jest? I dlaczego ten dupek cię obraża? - Zapytał zdezorientowany Greg.
- Nie pozwalaj sobie, a teraz zabieraj łapy od mojej dziewczyny, bo tego pożałujesz. - Chyba nie dotarło do niego nic, z tego, co zdarzyło się wczorajszej nocy.
- NIE JESTEM TWOJĄ DZIEWCZYNĄ! Nic do ciebie nie dotarło!
- Mam mu przywalić? - Przynajmniej miałam przy sobie, kogoś, kto mnie obroni, jeśli mój były wpadnie w szał.
- Daj spokój, nie warto.
- Twoja matka, będzie bardzo tobą rozczarowana.
- Nie uwierzy ci, ponieważ żadne z twoich słów nie jest prawdziwe.
Rzucił na podłogę bukiet i zdeptał go prawie jak małe dziecko.
- Nie możesz mnie zostawić! Tyle dla ciebie poświęciłem!
- Greg idziemy stąd. - Odwróciłam się na pięcie i odeszłam jak najszybciej, ciągnąc za sobą przyjaciela. Już wyczuwałam wiszącą w powietrzu groźbę i wolałam usunąć się z tego miejsca, zanim doszłoby do rękoczynów. Nie żebym miała coś przeciwko porządnemu obiciu Johna, chociażby za to, co zrobił Jullianowi, ale nie chciałam, że by przypadkiem ktoś inny cierpiał.
- Kto to był?
- Mój były. Resztę historii opowiem ci przy tej kawie. Najlepiej z jakimś mocniejszym dodatkiem.
- Myślę, że ci się należy. - Powiedział, obejmując mnie ramieniem i prowadząc.
Kiedy już zajęliśmy miejsce przy stoliku, złożyliśmy szybko zamówienie, a ja streściłam przyjacielowi całą historię. Słuchał mnie cierpliwie, póki nie skończyłam.
- Nieźle się wplątałaś.
- Nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego mi się przydarzy.
- Losu nie da się przewidzieć, trzeba go zaakceptować. - To były chyba najmądrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek od niego usłyszałam.
- Kiedy zrobiłeś się taki mądry?
Uśmiechnął się czarująco.

- No nie mów, że tego nigdy nie dostrzegłaś.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Call me XXII

- Jullian –
Tulenie jej do siebie było najwspanialszą rzeczą, o jakiej mogłem sobie w tej chwili pomyśleć. Ciężko było mi uwierzyć w to, co opowiedziała mi o Johnie. Wydawał mi się miłym facetem, ale chyba każdy z nas ma swoją drugą twarz. 
Kiedy Callie siedziała pod prysznicem, ja postanowiłem się zająć swoją twarzą. Stanąłem nad zlewem w kuchni i opłukałem delikatnie twarz wodą. Muszę przyznać, że ten dupek miał niezły prawy sierpowy. Czułem pieczenie wokół oka. Nieźle się wkopałem. Wyjąłem z zamrażalnika woreczek z lodem i przyłożyłem go do twarzy. Może dla niektórych ślady bójki wyglądają seksownie, ale nie dla mnie.
Wpadłem w wir swoich myśli i analiz, tak, że nie zauważyłem, kiedy Callie stanęła przede mną.
- Tego właśnie chciałam uniknąć. – Powiedziała cicho, odsuwając woreczek, w którym została już tylko zimna woda, od mojej twarzy. Pocałowała delikatnie moje przymknięte oko.
- To nic. – Przeskanowałem ją od góry do dołu. Miała na sobie niesamowicie seksowną koszulę nocną, która nie pozostawiała wiele wyobraźni. Cholera. – Powinnaś się położyć. Ja w tym czasie pójdę pod prysznic i poproszę obsługę, żeby przynieśli mi koc.
- Po co ci koc? – Zapytała zdziwiona.                                                        
- Nie chcę ci się narzucać, więc stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli prześpię się na kanapie…
- Nie ma nawet takiej opcji! To ja jestem tu przelotem. Nie mam nic przeciwko, żebyś spał ze mną w jednym łóżku. Chciałabym, żebyś to zrobił. Przy tobie czuję się bezpieczniej. – Ostatnie zdanie dodała ciszej.
- Dobrze. Chciałabyś, żebym zaczekał z prysznicem, aż zaśniesz?
Pokiwała głową.
- No to chodźmy.