sobota, 29 listopada 2014

ever liar 60

2 kom = next :)
Rzuciłam okiem na telefon. Na wyświetlaczu ukazała się liczba nieodebranych połączeń, która chyba jeszcze nigdy nie była tak ogromna jak dzisiejszego wieczoru. Byłam całkowicie pewna, że wszystkie są od rodziców, zarówno tych prawdziwych, jak i tych przyszywanych. Nie czułam się na siłach by z nimi rozmawiać. Wracając do domu mogłabym jeszcze palnąć jakąś głupotę, której pewnie żałowałabym do końca życia, dlatego siedziałam właśnie na łóżku Maca. Dawno mnie tu nie było. Telefon znowu odezwał się w chwili, w której mój przyjaciel wrócił do pokoju z dwoma kubkami gorącej czekolady.

- Nie odbierzesz? – Zapytał, a ja w odpowiedzi pokręciłam głową. – Oddzwoń chociaż do Alex i powiedz jej, że jesteś u mnie. Jeśli chcesz możesz nawet tu przenocować, tylko powiedz im o tym. Muszą umierać ze strachu.

Mac jak zwykle miał rację. Podniosłam telefon i wykręciłam numer. Niemal od razu usłyszałam głos mamy.

- Kate nic ci nie jest? Gdzie jesteś? Czy wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy?

W tle słyszałam Dimkę i tatę.

- Wszystko w porządku. Przepraszam, że wcześniej nie odbierałam. Zostanę dziś na noc u Maca, jeśli nie macie nic przeciwko.

- Wolelibyśmy, żebyś wróciła do domu.

- Mamo proszę, nie dziś. Po prostu muszę coś przemyśleć. Zrozum mnie.

Cisza w słuchawce nie dawała mi zbytnich nadziei.

- Podaj mi Maca – usłyszałam o dziwo głos taty. Mama pewnie przekazała mu wszystko. 
Wyciągnęłam telefon do przyjaciela.

- Chcą z tobą porozmawiać.

Mac szybko przejął ode mnie urządzenie i odsunął się nieco na bok. Mówił bardzo cicho i trudno było mi wychwycić nawet pojedyncze słowa. Czas mijał a on nadal rozmawiał. Miałam nadzieję, że ich przekona. Kiedy w końcu się rozłączył, jego mina nie wyrażała niczego.

- Zgodzili się.

Rzuciłam się na niego i mocno go wyściskałam.

- Ratujesz mi życie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

- To ostatnia taka sytuacja. Wiesz, jacy są twoi rodzice. Oddalasz się od nich i to ich bardzo boli. Nie chcę się w to wtrącać.

- Wiem, ale to wszystko jest ciężkie.

Rzuciłam się na jego łózko i zaczęłam piszczeć w pościel. Zawsze wydawało mi się, że jestem silna, jednak jak widać wszystkim wstrząsnęły uczucia. Miło byłoby się od tego odciąć. Stać się jak kamień i nie zwracać uwagi na nic. Mac usiadł koło mnie i zaczął mnie delikatnie gładzić po plecach. To było miłe. Przekręciłam się na plecy i utkwiłam spojrzenie w suficie.

- Nie uważasz, że wszystko było by lepsze, gdybyśmy nie czuli bólu?

- Gdybyśmy nie czuli bólu, nie czulibyśmy też szczęścia, a to nie było by wcale takie dobre.

Miał rację. Potrzebowałam na to spojrzeć z innej strony.

- A ty, co myślisz, o tej dzisiejszej sytuacji w restauracji? – Zapytałam Maca.

- Trochę to wszystko dziwne i nie w stylu Nicka. Równie dobrze może być tak, że ktoś inny się pod niego podszył, tak jak Violett pod ciebie na balu. Myślę, że w głębi serca sama najlepiej to wiesz. Weź się w garść.  Już od dawna mówisz, że zostawisz go za sobą, a jednak co chwila wracasz i powtarzasz te same błędy. Ktoś w końcu musi ci to uświadomić. Wiem, że bardzo się kochacie, ale to coraz bardziej was rani. Widzę, jak staczasz się z dnia na dzień i boli mnie to niemal tak, jak ciebie.

Wzięłam od Maca koszulkę i dresy i udałam się do łazienki. Weszłam po prysznic i spłukałam się ciepłą wodą.


W sumie to chyba zbyt często użalam się nad sobą. Nadeszła wreszcie pora, aby wziąć życie w swoje ręce i wycisnąć z niego, co tylko się da. Czas pokazać, na co mnie stać i odciąć się od tego, co wpędza mnie w depresję.

sobota, 22 listopada 2014

ever liar 59

miłego czytania :) (kochana Hestio, dokładam ci kolejny rozdzialik :*)
czekam na wasze komentarze :D
*rozdział zawiera sceny przemocy oraz wulgaryzmy. czytasz na własną odpowiedzialność :P 
--------------------------

Restauracja była bardzo elegancka i jak na mój gust za sztywna. Mężczyźni ubrani w drogie garnitury i kobiety w sukienkach o przedziwnych krojach i kolorach, zajmowali kolejne stoliki. To zdecydowanie nie było w moim stylu, ale musiałam się jakoś względnie wpasować. Ciężko było mi wytrzymać w tej sukience. Postanowiłam od razu udać się do łazienki, by spróbować coś na to poradzić. Kiedy kelner zabrał nasze kurtki, zapytałam się Patrici, gdzie jest toaleta. Bez zbędnych roszczeń wskazała mi dyskretnie drzwi i zaproponowała, że pójdzie ze mną. Prawdę mówiąc nie było mi akurat w tej chwili potrzebne towarzystwo, ale zgodziłam się. Czułam się z nią pewniej. Zamknęłam się w jednej z pachnących różami kabin.

Ile ktoś musiał wydać na to wszystko pieniędzy?

Jako, że miałam przy sobie małą książeczkę z podręcznymi zaklęciami, którą dostałam miesiąc temu od Maca, postanowiłam poszukać w niej rozwiązania mojego małego problemu. Miała ona może z 30 stron, a jej kartki były puste. Najlepsze było w niej to, że wystarczyło dotknąć jednej z jej stron i wypowiedzieć, jakiego zaklęcia się potrzebuje, a natychmiast się ono na niej pojawiało. Nie wiedziałam jak sprostować moje życzenie, jednak działała ona podobnie do wujka Google, wystarczyło mieć jakąś myśl i trafiałeś prosto w sedno. Tak było i tym razem.

- Aequare – szepnęłam i mogłam odetchnąć ulgą. Sukienka w końcu leżała idealnie. Viol nie powinna mieć mi tego za złe.

Wyszłam szybko z kabiny, umyłam ręce i razem z mamą poszłyśmy do naszego stolika. Oprócz taty i Violett, siedziała przy nim jeszcze dość postawna kobieta o miłym uśmiechu i mężczyzna z delikatnym zarostem.

- Witaj Katherin. Miło nam, że możemy cię poznać. Wiele o tobie słyszeliśmy – powiedział mężczyzna.

- Kochanie, to jest Mark, a to jego żona Collbie. Są naszymi bliskimi przyjaciółmi, a właściwie to rodziną – powiedział tata.

- Mi również miło.

Podałam im ręce i zajęłam wolne krzesło koło Violett. Zauważyłam na jej twarzy grymas i zapytałam ją, co się dzieje. Odpowiedziała, że nic i wróciła do rozmowy z Collbie. Czułam się trochę nieswojo. Co jakiś czas ktoś próbował mnie wciągnąć do rozmowy, ale ja nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów. Odpowiadałam zdawkowo.

Wszystko przebiegało dobrze do czasu, kiedy do restauracji wszedł Nick. Co najdziwniejsze podszedł do naszego stolika, przywitał się ze wszystkimi omijając mnie. Z równowagi wyprowadził mnie jego pocałunek z Violett. Przecież powtarzał mi, że z nimi już koniec.

- Nick mogę cię prosić na chwilę? – Grzecznie go zapytałam, mimo że miałam ochotę mu przywalić.

- Pewnie. Zaraz wracamy – uśmiechnął się czarująco do pozostałych i ruszyliśmy w kierunku łazienek.

Kiedy już znaleźliśmy się z dala od wścibskich oczu klientów restauracji. Nie mogłam się oprzeć chęci uderzenia go, dlatego wzięłam zamach ręką i wycelowałam w jego policzek. Aż zapiekła mnie ręka. Nicka odrzuciło nieco do tyłu. Chyba miałam za mało siły.

- A to, za co? – Rzucił.

- Jeszcze się pytasz? Straciłeś rozum i pamięć? A może w końcu uświadomiłeś sobie, że jesteś zwykłą męską dziwką? Do jasnej cholery, za kogo ty się uważasz? Dziwię się, że ona się jeszcze nie otrząsnęła, ale bądź pewny, że jej w tym pomogę. Jesteś zwykłym śmieciem.

Ruszyłam do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Już dawno nikt mnie tak nie wkurzył. Jaką ja byłam idiotką, zaczynając mu na nowo ufać? Chyba nie wie, do czego jestem zdolna. Jestem pewna, że kiedy Viol się o wszystkim dowie, to mi pomoże w mojej małej zemście, a póki co chyba powinnam wrócić do domu.

sobota, 15 listopada 2014

ever liar 58

z dedykacją dla mojego najukochańszego pomysłodawcy :*
Obstawiałam, że ten rozdział nie pojawi się w tym tygodniu, ale jakoś się udało (o dziwo xD)
Są różne opinie o moim opowiadaniu. Jednym bardziej się podoba, jak teraz piszę niż przedtem, ale są też i osoby, które wolały wcześniejsze rozdziały. Cóż wiedzcie tylko, że mimo wszystko staram się, jak tylko mogę, byście mogli przeczytać coś ciekawego. Liczę na wasze komentarze
2kom= nowy post :)
-------------------

Zabawne, że udało mi się ją nabrać. Jakoś mało obchodziło mnie to, czy Kate jest moją siostrą czy nie. Rodzice coraz częściej gadali o niej. Jaka to ona jest cudowna, jak szybko robi postępy w nauce magii, a mnie aż mdliło słysząc to. Ludzie obudźcie się! Nikt nie zauważał jej prawdziwego oblicza, więc nadeszła pora bym zaczęła działać.

- Violett!- Usłyszałam wołanie mamy i na chwilę porzuciłam moje rozmyślania.

- Już idę – rzuciłam z przekąsem i zeszłam do salonu.

- Idziesz dziś na kolację z nami i Kate i nie przyjmujemy tym razem żadnych wykrętów – powiedział do mnie tata.

To była idealna okazja na małą zemstę. Stwierdziłam ze tym razem i tak moje przekonywania im nie wystarcza, wiec czemu nie skorzystać. Z udawaną niechęcią się zgodziłam.

Do kolacji zostały mi jeszcze dwie godziny, dlatego postanowiłam się jeszcze spotkać z moim przyjacielem. Zamykając drzwi do swojego pokoju przeteleportowałam się do dużego na pozór opuszczonego domku na obrzeżach miasta.

- Nie spodziewałem się tu ciebie. Przynajmniej nie dziś – usłyszałam jego głos.

- Przepraszam – odparłam nieco przelękniona. Był jedną z niewielu osób, które samym swoim tonem potrafiły postawić moje włosy na baczność. – To była sytuacja kryzysowa. Obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy.

W sumie nie wiem czy nazwanie go moim przyjacielem byłoby właściwe. Co prawda bardzo mi pomógł już kilka razy, ale bałam się go. Widziałam jak rozsiadł się na fotelu z kieliszkiem wypełnionym do połowy czerwonym winem. Taką przynajmniej miałam nadzieję.

- Przejdź do rzeczy.

***
Miałam nadzieję, że wszystko dziś pójdzie po mojej myśli. Po rozmowie wróciłam do domu przebrać się w coś bardziej odpowiedniego. Uznałam, że czarna sukienka z lekko rozkloszowanym dołem będzie w sam raz. Rodzice pewnie zapomnieli wspomnieć Kate o odpowiednim ubiorze. Nie mogłam się już doczekać jej pierwszej i nie ostatniej dzisiejszej wpadki. Kiedy skończyłam się malować usłyszałam dzwonek do drzwi.

No to zaczynamy przedstawienie.

- Ja otworzę! – Krzyknęłam do rodziców. – Hej Kate, miło cię widzieć – uśmiechnęłam się sztucznie.

- Ciebie też Viol – przytuliła mnie na powitanie. – Nie żebyś źle wyglądała, bo ta sukienka naprawdę ci pasuje, ale czemu się tak wystroiłaś?

- Mama ci nie powiedziała, że idziemy do „Whisperss”? To jest ta restauracja przy parku, gdybyś nie kojarzyła. Będą tam znajomi rodziców, którzy chcieli cię poznać. Spokojnie to sami zaufani ludzie.

- Kate, Viol, czemu stoicie w progu? – Zapytała nas mama.

Wzięłam od Kate kurtkę i puściłam ją przodem w głąb domu. Czuła się tu zbyt komfortowo, jak na mój gust, ale niedługo to się zmieni.

- Ohh zapomniałam wspomnieć ci żebyś założyła sukienkę. Violett z chęcią pożyczy ci jakąś od siebie, prawda kochanie? – Rzuciła mama.

- Chodź za mną.

Nie patrząc czy idzie ruszyłam do swojego pokoju. Wiedziałam, że istnieją małe szanse, żeby któraś z moich sukienek na nią pasowała, jako, że nie byłam najwyższa. W najlepszym wypadku wytrzyma do pierwszego siedzenia, a o to właśnie mi chodziło.

- Przymierz tą – powiedziałam wręczając jej czerwoną sukienkę.

Kiedy ją założyła o mało nie wybuchłam śmiechem. Materiał był bardzo dopasowany. Nie wiem, jak ona mogła w tym oddychać.

- Nie masz może nic odrobinę większego? – Zapytała mnie niepewnie. Pokręciłam przecząco głową. – W takim razie chyba jakoś wytrzymam.

- Masz jeszcze marynarkę.

Na szczęście, chociaż buty miała przyzwoite. Kiedy stanęłyśmy przed rodzicami uśmiechnęli się oni do nas.

- Kate ślicznie ci w tej sukience – powiedział tata.

- Jestem pewna, że Violett jest w niej dużo ładniej, ale dziękuję.


Przebrzydła lizuska. Trochę było mi szkoda tej sukienki, ale jakoś wysępię od niej pieniądze na taką samą, w końcu to z jej winy ona ucierpi. Założyliśmy kurtki i ruszyliśmy na spotkanie, które miało okazać się jednym wielkim fiaskiem.


niedziela, 9 listopada 2014

ever liar 57

co powiecie na rozdział z perspektywy jeszcze innej postaci? to byłby taki najprawdopodobniej mały oneshot. nie chciałabym wprowadzać zbyt dużego zamieszania, dlatego pytam was o zdanie. liczę na wasze komentarze :)
-------------------------------------
Jednak najlepsze w tej sytuacji było to, że nie byłam w tym pokoju sama. Przede mną stał równie zaskoczony i jednocześnie przerażony, jak ja Nick, z tą różnicą, że stał przede mną bez koszulki. Może nie był specjalnie umięśniony, ale lekki zarys jego mięśni był pociągający. Szybko speszona odwróciłam wzrok.

- Czy możesz mi wyjaśnić, co ty tutaj robisz?

Nie wiem jak udało mu się cokolwiek powiedzieć, bo mnie w tej chwili zupełnie odebrało mowę. Nickolaj wciągał właśnie na siebie koszulkę.

- Eeeee… w sumie to przez przypadek…

- Oczywiście, jakby mogło być inaczej. Skoro już tu jesteś, to może się czegoś napijesz?

Zszokował mnie odrobinę swoją propozycją, jednak musiałam grzecznie mu odmówić.

- Przepraszam, ale umówiłam się z Mackiem, a jako, że nie jestem najlepsza w teleportacji to wylądowałam tu. Mógłbyś mi może powiedzieć, jak stąd dotrzeć na polanę?

- Nie ma problemu. Może lepiej będzie jak cię odprowadzę.

Założył kurtkę i buty i wyszliśmy. Droga minęła nam w nieco niezręcznej ciszy. W końcu rozpoznałam nasze miejsce docelowe, podziękowałam Nickowi i weszłam pod kopułę, gdzie zastałam lekko zdenerwowanego Maca. Nie lubił, jak ktoś się spóźniał, ale to była sytuacja wyjątkowa.

- Przepraszam. Możemy zacząć bez zbędnych komentarzy?

- Niech ci będzie, ale wiesz, jak tego nie lubię. Czy jest coś, co bardzo chciałabyś dziś poćwiczyć? – W jego głosie nadal słyszałam nutkę złości, ale wiedziałam, że za chwilę mu przejdzie.

- Właściwie to tak. Teleportacja. Nie wiem czemu, ale rzadko udaje mi się znaleźć tam gdzie bym chciała. Na przykład dziś. Chciałam się przeteleportować tu, a wylądowałam w pokoju Nicka.

- Hahahahaha serio?

- Nie śmiej się ze mnie. Każdemu się zdarzają wpadki.

- Rozumiem. Nie ma sprawy. Opowiedz mi, co po kolei robiłaś.

Opisałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach, niczego nie pomijając.

- Nie mam pojęcia, co jest nie tak, bo prawdę mówiąc ja robię wszystko identycznie. Spróbujmy więc.

Przez równe dwie godziny bawiliśmy się w teleportacyjnego berka i wszystko było tak jak powinno. Pojawiałam się w dokładnie wybranym miejscu. Miałam nadzieję, że kiedy sama będę później próbować też będzie mi tak dobrze szło.

Po powrocie do domu znów próbowałam uczyć się biologii. Ciągle słyszałam krzątających się na dole rodziców, więc włożyłam w uszy słuchawki. Stwierdziłam, że nic z tego, dlatego postanowiłam zrobić sobie ściągi*. Kiedy skończyłam, zeszłam zjeść kolację. Zauważyłam, że mamy dziwnie dużo owoców, więc postanowiłam przygotować z nich sałatkę. Z szybkością żółwia pokroiłam pomarańcze, jabłka, kiwi, ananasa i truskawki i wymieszałam je w dużej misce z odrobiną mleczka kokosowego. Kiedy byłam mała uwielbiałam to połączenie. Wzięłam widelec z szuflady i udałam się z sałatką do salonu, gdzie siedzieli moi rodzice. Przysiadłam na fotelu, zajadając się w ich towarzystwie. Dawno tak razem nie siedzieliśmy. Widziałam, że byli w dobrym humorze. Rozmawialiśmy o mojej wizycie u lekarza. Oni również uważali, że jego opinia jest do niczego. Jednak, co my prości ludzie mogliśmy z tym zrobić? Nic, tylko się dostosować.

***
Biologię mieliśmy pisać na drugiej lekcji. Mimo karteczek gęsto zapisanych najistotniejszymi informacjami, schowanymi w mojej kieszeni, na przerwie wertowałam podręcznik. Po wejściu do klasy szybko zajęłam swoje miejsce biorąc się za pisanie. Cała się trzęsłam ze zdenerwowania. Kiedy nauczycielka nie patrzyła wsunęłam sobie do ręki karteczki z kieszeni i zaczęłam spisywać. Niestety nie zauważyłam, że sorka wstała.

- Kate, a co ty tam masz w ręce? – Kiedy usłyszałam to pytanie zamarłam. Czułam jakby całe powietrze wydostało się z moich płuc. Spojrzałam na nią zażenowana. – Zapraszam do gabinetu pana dyrektora po zajęciach. Przykro mi, ale ten test oblałaś.

Nie wiedziałam, co robić. Moi rodzice się wkurzą, kiedy się o tym dowiedzą. Nic nie mogłam na to poradzić. Chociaż… do głowy wpadł mi chyba najgorszy pomysł świata, jednak nic nie powstrzymało mnie przed wprowadzeniem go w życie, mimo iż wiedziałam, że jego konsekwencje będą mnie bardzo dużo kosztowały. Postanowiłam cofnąć czas.

Chwyciłam do ręki miękki ołówek i zaczęłam rysować nim znaki na ławce. Kiedyś przeglądając księgę zauważyłam to zaklęcie i zapadło mi ono w pamięć. Szybko wymawiając regułkę, modliłam się w duchu, żeby wszystko się udało. Po chwili poczułam drobny impuls niczym mała wskrzeszona iskierka. Wszystko zrobiło się ciemne, a zaraz potem znalazłam się na powrót przed salą od biologii. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Udało mi się. Cofnęłam czas!


*nie ma to, jak deprawowanie młodzieży, ale cóż, nawet najlepszym się zdarza :P

sobota, 1 listopada 2014

ever liar 56

dziękuję za wasze komentarze. podniosły mnie one na duchu po wydarzeniach tego tygodnia.  mam nadzieję, że pod każdym kolejnym postem znajdzie się ich kilka. miłego czytania :)
-----------------------------

Z zamkniętymi oczami, otoczona gorącą wodą z górami pachnącej czekoladą piany, pogrążyłam się w rozmyślaniach. Uwielbiałam takie kąpiele. Był to mój sposób na odstresowanie się, a także jeden z głupszych sposobów wykorzystania moich mocy. Kiedy woda robiła się chłodniejsza wypowiadałam zaklęcie i wracała do swojego uprzedniego ciepła. To było zbyt przyjemne.

- Moja kochana Kate, co ja mam z tobą zrobić?

Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam zakapturzoną postać, której miałam już serdecznie dość.

- Przepraszam, ale to nie jest odpowiedni czas na rozmowę.

- Ależ jest. Nie przejmuj się i tak zapomnisz o tym śnie. Musisz mnie teraz uważnie słuchać i zrobić to, co ci powiem.

Wizyta u lekarza nic nie dała. Nadal nie było wiadomo, co mi dolega.  Pani doktor uznała, że jestem w pełni zdrowa i że moje złe samopoczucie może być wynikiem przepracowania. Szczerze wątpiłam w jej obserwacje.

Rano obudziłam się z bólem pleców i kilkoma małymi siniakami. Nigdy nie lunatykowałam, więc nie miałam zielonego pojęcia skąd się wzięły. Odpuściłam sobie resztę dzisiejszych lekcji i wróciłam do swojego łóżka, biorąc do ręki podręcznik do biologii. Jutro mieliśmy mieć test, a wieczorem byłam umówiona na lekcję z Mackiem. Przerzucałam bezwładnie kolejne kartki, nic nie rozumiejąc, co było jak na mnie dziwne, bo zwykle nie miałam najmniejszych problemów z tym akurat przedmiotem. 
Coś mi przeszkadzało. Oczywiście nie zawsze potrafiłam się odpowiednio skupić, ale coś tam zapamiętywałam. Czułam się jakbym miała pustkę w głowie. Przekręcałam się szukając wygodnej pozycji, jednak nie udało mi się jej odnaleźć. Postanowiłam zadzwonić do Julie.

- Hej – odebrała po pierwszym sygnale.

- Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

- Skąd. Właśnie szykuję sobie kawę.

- To się cieszę. Co tam u ciebie? Jak studia?

- Jest ciężko, ale da się przeżyć. Jak dziś było u lekarza? Powiedział ci coś? – Miło mi było słyszeć, że się o mnie troszczy.

- Oczywiście nie. Lekarka stwierdziła, że to przemęczenie i stres.

- Jak zdam egzaminy, to ja będę cię leczyć.

Uśmiechnęłam się na jej propozycję. Za miesiąc Julie miała mieć sesję. Nie spotykałyśmy się za często, ponieważ nieustannie się uczyła, a ja nie chciałam być powodem jej oblania. Szczerze trzymałam za nią kciuki.

- Oczywiście pani doktor.

- Przepraszam cię Kate, ale muszę kończyć. Chciałaś mnie o coś zapytać?

- Nie. Po prostu się za tobą stęskniłam.

- Ja za tobą też. Obiecuję, że niedługo gdzieś razem wyjdziemy.

- Trzymam cię za słowo – odparłam i się rozłączyłam.

Po zakończeniu rozmowy, zaczęłam przetrząsać naszą domową apteczkę w poszukiwaniu magnezu. Liczyłam, że on pomoże mi się skupić na nauce, jednak go nie znalazłam. Napisałam sms-a do mamy, żeby w drodze do domu wstąpiła po niego do apteki. Chętnie sama bym poszła, ale znajdowała się ona za daleko naszego domu.


Stwierdziłam, że dzisiejsza pogoda jest idealna na bieganie. Niby nie powinnam tego robić, ale wydawało mi się, że dotlenienie pomożemy mi w skupieniu. Ubrałam się ciepło i zamknęłam za sobą drzwi, uprzednio wypuszczając Dimkę na podwórko. Włożyłam do uszu słuchawki, puściłam żywą muzykę i w miarowym tempie ruszyłam przed siebie. Szybko zrobiło mi się ciepło, ale biegłam dalej. Skupiłam się na liczeniu kroków. Wiatr bawił się moimi włosami wystającymi w kucyka, ochładzając mój zgrzany kark. Przebiegłam około trzech kilometrów, zanim zorientowałam się, która jest godzina. Do lasu miałam spory kawałek i żeby się wyrobić na naukę musiałabym mieć napęd odrzutowy. Weszłam w ślepą uliczkę i postanowiłam wykorzystać zaklęcie teleportacyjne, które niestety nie wychodziło mi do tej pory za dobrze. Skupiłam się na polanie w lesie i zamknęłam oczy. Kiedy je na powrót otworzyłam okazało się, że znajdowałam się w pokoju Nicka.