sobota, 28 grudnia 2013

ever liar 17

ten rozdział to kompletna katastrofa, ale musiałam coś dodać. obiecuję, że następny będzie lepszy :)
------------------
- No to chodźmy – powiedział Mac biorąc mnie pod rękę. Obejrzał się dookoła sprawdzając czy nie ma nikogo w pobliżu, po czym powiedział coś pod nosem i w mgnieniu oka znaleźliśmy się przed drzwiami mojego domu.

- I myślisz, że cię tam dobrowolnie wpuszczę? – zapytałam.

- Cóż, jeśli tego nie robisz, sam sobie poradzę. Tak czy tak musisz mnie wysłuchać zanim stanie się coś złego.

- Chyba trochę na to za późno- powiedziałam pod nosem i otworzyłam drzwi, wpuszczając Maca do środka.

Skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie jakieś zioła na uspokojenie. Zwinęłam jeszcze z barku ciastka i ruszyłam z Mackiem do mojego pokoju. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, otworzyłam paczkę z ciasteczkami i wpatrywałam się w mojego przyjaciela. On nie zwracając na mnie uwagi chodził w koło pokoju, oglądając zdjęcia wiszące na ścianach.

Przez pewien czas interesowałam się fotografią i robiłam zdjęcia wszystkiemu, co tylko znalazło się na mojej drodze. Część z nich powiesiłam na ścianach w moim pokoju, żeby przypominały mi miłe chwile spędzone z przyjaciółmi i rodziną. Były wśród nich zdjęcia z Rose, Mackiem, Nickiem i rodzicami. Nawet na kilku znalazła się Meg. Miałam także zdjęcia parku o każdej porze roku. O dziwo większość zdjęć wychodziła mi całkiem dobrze. Pewnie to zasługa dobrego aparatu.

Tak czy inaczej nie mogłam już znieść tej ciszy panującej między nami. Pociągnęłam łyk herbaty i gestem dłoni zachęciłam Maca do rozpoczęcia swojej opowieści.

- Jak już mówiłem wcześniej, nigdy nie miałem zamiaru cię oszukiwać. Ale to jest bardziej skomplikowane niż myślisz. To, co powiedziałem wcześniej było prawdą, mimo że ty tak nie uważasz. Nie traktuję cię jak dziecko i możesz mi wierzyć. Zrobię wszystko żebyś mi uwierzyła, ale na pewien czas będę musiał wyjechać. Nie zrozum mnie źle. Nie robię tego dla siebie. Muszę dowiedzieć się czegoś o twoim prawdziwym pochodzeniu – spojrzałam na niego dziwnie. Czy on próbuje mi wmówić, że moi rodzice nie są nimi tak naprawdę?

Zauważył moje spojrzenie mimo to kontynuował.

- Tak to dziwne, jednak my czarownicy też mamy zasady, których musimy przestrzegać. Należą do nich między innymi uczestniczenie, co najmniej raz w roku w zborze oraz nauka naszych dzieci magii od małego. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widział twoich rodziców na zborze, a twój bark doświadczenia świadczy o złamaniu drugiej reguły. Muszę się upewnić, a do tego czasu staraj się nad sobą panować.

- Ale jak to wyjeżdżasz? – zapytałam z przerażeniem. – Ja sobie sama nie poradzę. Nie możesz tego załatwić telefonicznie? Potrzebuję cię tutaj, bardziej niż kiedykolwiek. Wszyscy się ode mnie odsunęli. Rodzice nie mają dla mnie czasu. Zostajesz mi tylko ty i Juliett, ale nie znam jej na tyle dobrze. Poza tym ona nie jest czarownicą, więc raczej nie będę mogła z nią porozmawiać o tych sprawach. Proszę cię.

- No już dobrze. Postaram się, ale nie wiem czy będzie to do końca możliwe- odpowiedział Mac i mocno mnie do siebie przytulił, całując mnie przy tym w czoło. – Obiecuję, że dowiem się wszystkiego i razem jakoś sobie z tym poradzimy.

Posiedział ze mną jeszcze chwilę i jedząc ciasteczka, opowiadaliśmy sobie głupie historyjki na poprawę humoru. Czułam ulgę i wiedziałam, że Mac mnie nie opuści tak jak zrobili to Nick i Rose.

środa, 25 grudnia 2013

nie mieszaj się cz.3

Wesołych Świąt! ;*
Merry Christmas! :)
Fröhliche Weihnachten! :D
Весёлого Рождества! :)
---------------------

Został jeden dzień do moich 20 urodzin. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie liczba dwadzieścia zawsze kojarzyła się z czymś magicznym. Wiedziałam, że, wtedy w końcu dowiem się, jakie będzie moje pierwsze samodzielne zadanie. Do tej pory pracowałam jedynie w grupie i zaczynało mnie to troszeczkę wkurzać. Zwłaszcza, że byłam jedyną dziewczyną w gronie trzech mężczyzn. Rozumiecie? Aż trzech! Każdy z nich się rządzi. Nie ma nawet mowy, żeby mogła wtrącić, chociażby słowo. Więc kochani jeszcze tylko jeden dzień i adios frajeros! O, ile dobrze pamiętam, ostatni raz tak bardzo cieszyłam się, kiedy zdałam egzaminy kończące szkołę. Co więcej udało mi się ją skończyć z wyróżnieniem, jak na mnie było to ogromnym wyczynem.
Nie miałam jakichś szczególnych planów związanych z tym dniem. Pragnęłam tylko odebrać swój przydział, zjeść kawałek tortu w towarzystwie moich najbliższych przyjaciół i jak najszybciej zacząć się pakować. Wiedziałam, że Rada przydzieli mi jakiegoś starszego absolwenta do nadzorowania, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Najważniejsze było, że w końcu będę mogła opuścić to stare, nudne miasto i ruszyć poznawać świat.

Wróciłam do domu wyczerpana jak zwykle. Nie miałam nawet siły się przebrać. Rzuciłam się na łóżko, puściłam sobie cicho moją urodzinową playlistę i odpłynęłam w objęcia Morfeusza niepewna tego, co mi przyniesie kolejny dzień.

Obudziłam się o tej samej porze, co zwykle. Przetarłam oczy i powoli podniosłam się z łóżka. Wykonałam serię porannych ćwiczeń i udałam się pod prysznic. Wiedziałam, że o godzinie 10 mam się stawić w głównej siedzibie MSS, więc nie spieszyłam się za bardzo.

Zdążyłam wysuszyć włosy, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz – Hubert. Postanowiłam odebrać.

- Siema, co tam? – zapytałam.

- No hej. O, której masz to spotkanie w siedzibie?

- O dziesiątej, a co?

- Nic, tak się pytam? Rozumiem, że na później nie masz planów?

- No wiesz, w sumie planowałam … - nie zdążyłam dokończyć zdania, bo oczywiście kochany Hubcio - nie lubi jak się tak na niego mówi, ale mnie to nie przeszkadza – musiał mi przerwać.

- No to świetnie. Więc porywam cię na pizzę. Wiesz wczoraj się dowiedziałem, że w końcu zostanę czyimś opiekunem. Dzisiaj poznam mojego podopiecznego.

- Szczęściarz z niego – powiedziałam. Prawdę mówiąc, strasznie ucieszyłam się na tą wiadomość. Dobrze wiedzieć, że mojemu przyjacielowi również udało się osiągnąć wymarzony cel. Szkoda, tylko, że nie może być moim opiekunem. Odkąd pamiętam mówiono nam, że nasz przyszły opiekun będzie tej samej płci, co my. W całej historii stowarzyszenia zdarzyły się jedynie trzy wyjątki. Trudno.

- No pewnie. Nie martw się twoja opiekunka też na pewno będzie miła. To spotkajmy się pod pomnikiem Staszica.

- Jasne. Jak coś zaczekaj na mnie.

- Albo ty na mnie.

- Racja. No to pa!

- Do zobaczenia! – odpowiedział i się rozłączył.

Świetnie. Ciekawe czy zaprosił też Sandrę? Cóż głupio mi się jej będzie o to zapytać, w końcu, co jej powiem, jeśli tego nie zrobił?

sobota, 21 grudnia 2013

ever liar 16

ze względu na święta, mam tyle na głowie, że nie starczyło mi czasu na napisanie obu opowiadań. może jakoś na tygodniu znajdę czas i dodam kolejny rozdział Elizabeth :)
dostałam wczoraj najpiękniejsze życzenia od mojej kochanej Ewelinki. życzyła mi między innymi wydania książki, co byłoby dla mnie spełnieniem marzeń, jednak nie jestem pewna czy ktoś by ją kupił, ale święta są od tego, by marzyć no nie?
więc mam do was pytanie: o czym marzycie??
czekam na komentarze :D
robię mała ankietę i prosiłabym was o oddanie w niej głosów z góry dziękuję :)
http://gochat.in/onlysmile98 zapraszam do popisania:D
-----------------
Razem z Mackiem spałaszowaliśmy ciasto, po czym zabraliśmy się za wykładanie koszulek. Kilka zostawiłam na zapleczu i obiecałam sobie, że jutro wezmę ze sobą pieniądze i je kupię. Byłam tak zajęta wieszaniem koszulek, że nie zwróciłam uwagi na dziwne spojrzenia, jakie rzucał w moją stronę Mac. W pewnej chwili dostrzegłam, iż stojące na półce nade mną pudełko zaczyna się chwiać. Bez zastanowienia wzięłam stojące w pobliżu krzesło, stanęłam na nim i zdjęłam je. Okazało się dużo cięższe niż myślałam. Mac szybko do mnie podbiegł, żeby zatrzymać mnie przed jego otwarciem, jednak było za późno. Odsunęłam pokrywkę i to, co zobaczyłam przeraziło mnie.

W pudełku znajdowała się kula z mojego snu. Szybko podałam ją Macowi i wyszłam na zewnątrz żeby ochłonąć. Podmuch późno jesiennego powietrza od razu przywrócił mi czystość umysłu. Usiadłam na chwilę na murku i wzięłam parę głębokich oddechów, po czym wróciłam do sklepu. To, co tam zastałam było przerażające. Koszulki poniewierały się w całym pomieszczeniu. Kilka z nich wisiało na żyrandolu. Inne były przygniecione przez półki, na których uprzednio wisiały. Cały sklep wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. W samym jego środku stał Mac trzymając w rękach kulę.

Spojrzałam na niego pytająco. Nie wiedziałam jak to możliwe, żeby w ciągu zaledwie kilku minut wszystko wywróciło się niemal do góry nogami. On sam chyba nie wiedział, co mi odpowiedzieć. Jednak po chwili zdecydował się na powiedzenie prawdy, która odmieniła moja życie.

- Obstawiałbym, że to ty. Kiedy wychodziłaś byłaś tak przestraszona, że nawet nie zauważyłaś jak twoja zmiana nastroju wpłynęła na otoczenie. Powiedz mi, kiedy dokładnie masz urodziny?

- Za trzy dni 19 grudnia. Ale co to ma do rzeczy?- zapytałam zdezorientowana.

- Wszystko jasne- powiedział mój przyjaciel sam do siebie. – Czy twoi rodzice mówili ci coś o twoim pochodzeniu? – zapytał.

- Jakim pochodzeniu? Mac dobrze się czujesz?

- Jak najbardziej Kate. Dziwne, nie przypominam sobie, żeby wśród nas był ktoś o nazwisku Send.

- Wśród nas? O kim ty mówisz? Co tu jest w ogóle grane? Możesz mi to wytłumaczyć? – zarzuciłam go gradem pytań.

- Ty naprawdę nic nie wiesz. No to zacznijmy od tej kuli. To magiczna kula przepowiadająca przyszłość. Nieliczni mogą zobaczyć w niej również przeszłość.

- Ta ta ta magiczna kula. Dobre sobie. Proszę cię, nie jestem już małym dzieckiem, więc nie żartuj sobie ze mnie.

- Nie zauważyłaś ostatnio, że się zmieniasz? – zapytał.- Sama mi mówiłaś, że czujesz się winna wybicia szyb w szkole, mimo, że nie wiesz jak to jest możliwe. Dlatego próbuje ci to wyjaśnić. Jesteś czarownicą i to powoli zaczyna się w tobie ujawniać. Do tej pory, ponieważ nic o tym nie wiedziałaś, byłaś bezpieczna. Ale teraz już nie ma odwrotu. Każdy z nas, czy tego chce czy nie, otrzymuje pełnie swoich mocy w dniu swoich 17 urodzin.

- Każdy z nas. Teraz rozumiem, o co ci wcześniej chodziło. Mac, ale ty nie jesteś w żadnej sekcie prawda? Bo to, co mówisz kojarzy mi się tylko z sektą. Nie chcę cię obrazić, ale takie jest moje zdanie.

- Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś tak zamkniętego. Kate, wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał. Jesteś dla mnie jak siostra.

- Tak wiem to. Ale wiem też, że takie głupoty jak magia, czarownice istnieją tylko w bajkach dla małych dzieci, więc proszę cię odpuść sobie – powiedziałam, po czym ruszyłam do domu.

I że niby mnie nie okłamuje tak? Przecież wie, że nie jestem małym naiwnym dzieckiem, które wierzy we wszystko, co mu rodzice powiedzą. Kolejny „przyjaciel” od siedmiu boleści. I weź tu komuś zaufaj.

Szłam wpatrując się w swoje buty, kiedy nagle przede mną pojawił się Mac. Zamurowało mnie. Przecież nie wyszedł za mną, a gdyby biegł usłyszałabym to. Co tu jest grane?

- A więc Kate chyba nie dokończyliśmy naszej rozmowy. Teraz pójdziemy do twojego domu i pozwolisz mi jeszcze raz wyjaśnić sobie to wszystko, jasne?

Przytaknęłam.

- No to chodźmy – powiedział Mac biorąc mnie pod rękę. Obejrzał się dookoła sprawdzając czy nie ma nikogo w pobliżu, po czym powiedział coś pod nosem i w mgnieniu oka znaleźliśmy się przed drzwiami mojego domu.

środa, 18 grudnia 2013

nie mieszaj się cz.2

miłego czytania :)
---------------
W wieku 9 lat rodzice wysłali mnie do szkoły z internatem, przeznaczonej dla przyszłych szpiegów. Czas leciał tam niesamowicie szybko. Pobudka, śniadanie, trening, lekcje, obiad, trening, prysznic, spanie. Wszystkie dni zlewały mi się w jedno.

Chodziłam niewyspana i przytłoczona ogromem teorii. Najgorsze z tego wszystkiego były chyba egzaminy praktyczne.

W każdą drugą sobotę miesiąca nasi nauczyciele planowali serie specjalnych zadań, mających nas przygotować do przyszłych misji. Dobierali nas w czteroosobowe grupy i sprawdzali czy potrafimy się wzajemnie dopełnić. Często lądowałam w grupie z Hubertem – jednym z najlepszych uczniów. Bardzo dobrze się z, nim współpracowało. Potrafił wszystko dokładnie zaplanować i zawsze działał z rozwagą. Wiedział też, jak poradzić sobie z tzw. „trudnymi przypadkami”, które znajdowały się i w naszej szkole. Był dla mnie kimś w rodzaju autorytetu. Wiecie, uczeń starszej klasy, całkiem przystojny i do tego świetny przywódca. Nie było chyba w szkole dziewczyny, która nie wzdychałaby na jego widok. W sumie nadal tak jest. Ostatnio, kiedy odprowadzał mnie pod moją kamienicę naliczyłam, co najmniej siedem dziewczyn, które puściły do niego oczko lub się uśmiechnęły. Takie życie młodego półboga.

Skoro już o niej wspomniałam, to chyba należałoby opisać moje małe mieszkanko. Znajduje się parę ulic od głównej siedziby stowarzyszenia. Wynajmujemy je wspólnie z Sandrą – moją koleżanką ze szkoły. Nie jest jakieś szałowe. Ma trzy pokoje, niewielka kuchnię i łazienkę, ale czego więcej potrzeba? Prawdę mówiąc, nawet nie ma sensu opisywać wam jego wyglądu. W końcu mieszkam tam tylko okresowo, więc nie opłaca się przeprowadzać w, nim jakichś zmian. Jedynymi meblami w moim małym sanktuarium są łóżko, szafa, biurko i krzesło obrotowe.

Większość wolnego czasu spędzam z przyjaciółmi na siłowni lub basenie. Lubię wszelkie formy aktywnego wypoczynku, przez co staję się bardziej pożądana przez mężczyzn lubiących odrobinę niebezpieczeństwa. Niestety, nie ma zbyt wiele czasu na randki. Staram się, jak najgrzeczniej zbywać moich zalotników, ale wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe. Kilka razy natknęłam się na natrętów, którzy potrafili nękać mnie przez kilka kolejnych dni, a moje odmowy tylko bardziej ich zachęcały. Dobrze, że mam Huberta – on wie jak skutecznie ich ode mnie odpędzić.

Czasami zdarza mi się wątpić w słuszność mojej obecności w organizacji. Zwykle takie myśli przychodzą mi do głowy, kiedy siedzę sama w pokoju i nie wiem, co z sobą zrobić. Zastanawiam się, jak byłoby, gdybym mogła normalnie studiować, umawiać się z chłopakami, pracować.

Znowu zboczyłam z tematu, cóż będziecie się chyba musieli do tego przyzwyczaić. Mam jednak nadzieję, że nie będzie wam to za bardzo przeszkadzało.

W każdym razie historia, o której zamierzałam wam opowiedzieć zdarzyła się około rok temu.

sobota, 14 grudnia 2013

ever liar 15

zgodnie z obietnicą :) dzięki za te miłe komentarze pod ostatnim postem. mam nadzieję, że częściej ich tyle będzie :D chciałabym was też zachęcić do udziału w pewnym konkursie :) http://amimitte.blogspot.com/2013/12/swiateczne-rozdanie.html
to chyba tyle na dziś :D miłego czytania :)
--------------
Co to było?

Dźwięk tłuczonego szkła nadal odbijał się w mojej głowie, mimo, że było już po wszystkim. Cały czas rozmyślałam nad tym wypadkiem, przez co nie mogłam się skupić na lekcji. Coś w moim wnętrzu mówiło mi, że to moja wina, jednak to byłoby absurdalne. No dobra, może wkurzyłam się na Nicka i Violett i pomyślałam o wybiciu tych okien, ale nie miałam, czym tego zrobić.

Ludzie przez cały dzień dziwnie na mnie patrzyli i obgadywali mnie, tak głośno, że nie trudno było usłyszeć, jaką mają o mnie opinię. Rano miałam nadzieję, iż te wybite szyby przykują ich uwagę na tyle, by zapomnieli o mnie i tych głupich zdjęciach, które Nick zrywał rano. Dziwne, że żaden nauczyciel, czy chociażby woźny nie powstrzymał tych, co je wieszali. Prawdę mówiąc pierwszy raz zobaczyłam Nicka tak wkurzonego. To ja powinnam się zachowywać jak wariatka i wyrzucać te wszystkie zdjęcia, a nie on. Czemu to robił, skoro byłam mu już obojętna? Przecież teraz chodzi z Violett.

Po wyjściu ze szkoły skierowałam się do parku. Widok dzieci bawiących się stosami kolorowych liści wprawił mnie w radosny nastrój. Były takie niewinne. Ja kiedyś też taka byłam. Pamiętam, jak tata zabierał mnie tutaj i razem zbieraliśmy liście, żeby później zrobić z nich kwiatki.

Usiadłam na ławce, na której wystrugane były inicjały moje i Rose. Pamiętam jak je na niej wydrapałyśmy. Miałyśmy wtedy dziesięć lat i obiecałyśmy sobie, że na zawsze zostaniemy przyjaciółkami. Chowałyśmy się w małej jaskini znajdującej się przy wielkim dębie i opowiadałyśmy sobie straszne historie, a potem bałyśmy się wrócić do domu. Nasi rodzice musieli nas ciągnąć przez cały park, bo nie chciałyśmy opuszczać naszego małego sanktuarium. Teraz inne dzieci bawią się w nim, tak jak my dawno temu.

Poczułam, jak ktoś zachodzi mnie od tyłu i podaje mi kawę. Kiedy odwróciłam głowę zauważyła Maca. Prawdę mówiąc byłam zaskoczona jego widokiem, jednak moje zaskoczenie szybko przerodziło się w radość. Rzuciłam się na przyjaciela, mało nie wylewając na niego zawartości kubka, który przed chwilą mi wręczył.

- Matko Mac, jak ja za tobą tęskniłam. Co z twoją babcią? Już się lepiej czuje? Opowiadaj.

- Hej Kate, Ciebie też miło widzieć – odpowiedział i usiadł obok mnie na ławce. Wziął łyk kawy i zaczął opowiadać.

Na szczęście z babcią już wszystko w porządku, to było zwykłe przeziębienie, ale Mac musiał zostać nieco dłużej ze względu na to, że go o to prosiła. Nie dziwię się, w końcu tak rzadko się widują. Przywiózł nawet dla mnie kawałek szarlotki ze specjalnymi pozdrowieniami od babci. Obiecałam sobie, że następnym razem pojadę tam razem z nim.

- A co u ciebie? Jak wyjeżdżałem cała byłaś w skowronkach, a teraz jesteś jakaś taka smutna.
Streściłam mu wydarzenia ostatnich dni. Chyba zauważyła jak trudne to dla mnie było. Na koniec wspomniałam o dzisiejszym ranku i moich przypuszczeniach. Jego twarz przybrała kamienny wyraz.

- Kate, jak to czujesz, że to była twoja wina?

- Normalnie. W sumie to nie wiem, jak mogłabym to wytłumaczyć, ale może to tylko moje wyobraźnia.

- Rozumiem – odparł. – No to chodźmy. Podobno do sklepu przywieźli nową kolekcję koszulek. Będziesz miała, z czego wybierać.

Jak to dobrze, że wrócił.  Jednak coś się w nim zmieniło.

wtorek, 10 grudnia 2013

nie mieszaj się cz.1

ze względu, że ostatnio jest tu tak dużo komentarzy wstawiam ten rozdział dziś :)
kolejna część w następną środę :) a teraz czekam na komentarze :D
--------------

Od czego, by tu zacząć? W sumie, moja historia nie jest niczym niezwykłym, ale mimo wszystko postanowiłam ją spisać. Czemu? Sama nie wiem. Może wyciągniecie z niej jakąś naukę na przyszłość? Tego nie mogę wam zagwarantować, w końcu każdy z nas jest inny.

Tak piszę i piszę, a wy nawet nie wiecie, kim jestem. Otóż, na imię mi Klaudia. Nazwiska niestety nie mogę wam zdradzić. Mam 21 lat, długie brązowe włosy i zielone oczy. Jestem wysportowana i chuda. Od małego byłam szkolona w różnych sztukach walki tylko po to, aby w momencie osiągnięcia pełnoletności stać się pełnoprawną członkinią Międzynarodowego Stowarzyszenia Szpiegowskiego w skrócie MSS. Nigdy nie byłam do końca przekonana, czy to odpowiednie miejsce dla mnie, jednak zdołałam się już przyzwyczaić, że niektóre decyzje podejmują za mnie inni. Nie powiem, jest to dosyć drażniące, bo nie mam łatwego charakteru. Często potrafię wpaść w szał z dość błahych powodów. Ostatnio o mało nie pobiłam mojego kolegi – Aleksa, za to, że zjadł moje proteinowe batony. Cóż, chyba powinnam się zapisać do jakiegoś psychologa. Taka już jestem i, póki, co nic nie mogę na to poradzić.

Moi rodzice również są szpiegami. Niestety, nie spędzamy ze sobą zbyt wiele czasu ze względu na to, że każde z nas ma swoją drużynę i swój własny przydział. Czasem spotykamy się na ulicy, wymieniamy się krótkim spojrzeniem i rozchodzimy, każdy w swoją stronę. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Jak byłam mała, mama miała dla mnie nie wiele więcej czasu, niż obecnie. Zwykle zostawiała mnie pod opieką wysyłanych przez stowarzyszenie nań. Były one całkiem miłe. Niektóre mówiły w obcych dla mnie językach, przez co mogłam nauczyć się, co nieco o świecie. One również bardzo szybko mnie opuszczały, w końcu miały też swoje dzieci. Współczułam, im. Wiedziałam, że one tak jak ja nie miały wyboru i musiały wstąpić w szeregi organizacji. Często wyobrażałam sobie, że mam wspaniałą kochającą rodzinę, która spędza ze sobą dużo czasu. Jeździ razem na ferie, wakacje, siada do wspólnych obiadów w niedzielne popołudnia. Jednak to były tylko dziecinne wymysły i w głębi duszy wiedziałam, że nawet, gdybym bardzo chciała te marzenia nigdy się nie spełnią.

Cóż, takie życie. Nic nie ma za darmo, zawsze musimy się czegoś wyrzec. Dzięki tym doświadczeniom nauczyłam się nie przywiązywać zbyt mocno do jakichkolwiek rzeczy. Wiedziałam, że będę ze mną tylko przez jakiś czas, a potem odejdą w zapomnienie, jak wszystko, co do tej pory było dla mnie cenne.

sobota, 7 grudnia 2013

ever liar 14

od środy zacznę wstawiać nowe opowiadanie i liczę, że wam się spodoba :) pod poprzednim rozdziałem nie było ani jednego komentarza, więc nie powinnam wstawiać tego rozdziału bo jak widać chyba nikt tego nie czyta :( mam nadzieję że się mylę i tym razem będzie pod tym opowiadaniem większy odzew z waszej strony :D
-----------
Rozdział z perspektywy Nicka:

Czy wszyscy dzisiaj powariowali? Co takiego się stało, że każdy, kto mnie mija mówi, że mi współczuje? Kompletnie oszaleli. Przecież nikomu z mojej rodziny nic się nie stało, ani nic z tych rzeczy.

Wczoraj nie poszedłem do szkoły. Błąkałem się po lesie, ciskając tu i ówdzie ogniste kule. Miałem ochotę spalić wszystko dookoła, żeby przestać myśleć o zdradzie Kate. Jak mogła całować się z Chrisem chwilę po tym jak do mnie wróciła? Dobra ja też ją kiedyś zraniłem, ale to co innego. Wtedy nie miałem wyboru, a teraz ona tak mnie potraktowała.

Wracając do domu i przywracając do normalnego stanu zniszczone uprzednio drzewa natknąłem się na Violett.

- Hej – zawołała radośnie i mnie objęła.

- Siemka – odparłem bez przekonania.

- Czemu Cię nie było w szkole? Coś się stało Nick? Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.

- Dostałem ostatnio od Kate smsa ze zdjęciem – mówiąc to, wyjąłem z kieszeni telefon i pokazałem Violett zdjęcie Kate z Chrisem. Nie była tym zbytnio zaskoczona.

- Mówiłam Ci, że tak to się skończy. To nie jest odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Zaufaj mi ona będzie cię tylko ranić. Sam widzisz.

- W sumie to masz rację – przyznałem z ciężkim sercem.

- Nick, może moglibyśmy spróbować jeszcze raz być ze sobą? Wiem, że głupio robię prosząc cię o to teraz, ale powinniśmy się do siebie przyzwyczaić i …- nie dałem jej dokończyć i pocałowałem ją. Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale w końcu raz się żyje.

Wydawała się być zadowolona z tego obrotu sytuacji. To oznaczało moją zgodę na bycie z nią. Odprowadziłem ją do domu i odebrałem Meg ze szkoły.

***
Taaa… wczorajszy dzień był dziwny, ale ostatecznie nie skończył się źle.

Kiedy wszedłem do szkoły zobaczyłem miliony plakatów rozwieszonych na całym korytarzu. Przedstawiały one zdjęcie, które znałem już na pamięć. Kate w swoim zielonym płaszczu siedziała na ławce praktycznie stykając się ustami z Chrisem. Nie mogłem na to patrzeć. Teraz już wiem, o czym mówili mi moi znajomi. Wpadłem w szał i zacząłem je zrywać. Kiedy skończyłem odwróciłem się i wpadłem prosto na moją ex. Szybko minąłem ją i podszedłem do szafek, przy których stała Violett z przyjaciółkami. Pocałowałem ją mocno, żeby pokazać Kate, że nic już dla mnie nie znaczy, mimo, iż nie była to prawda.

Nagle usłyszałem trzask i wszystkie okna na korytarzu posypały się w drobny mak. Stanąłem do nich tyłem przy okazji okrywając Violett moją kurtką. Po chwili było już po wszystkim. Na twarzach wszystkich zgromadzonych malował się szok i przerażenie. Odłamki szyb zraniły twarze kilku osób, które nie zareagowały dość szybko. Nikt nie wiedział, co mogło być przyczyną tego wypadku. Wiatr dziś nie był wystarczająco silny by wybić tyle szyb, a żaden z uczniów nie był na tyle głupi, żeby wywinąć wszystkim taki żart. Cały czas obejmowałem Violett, która cała trzęsła się ze zdenerwowania. Kilka osób trafiło już do gabinetu pielęgniarki na opatrzenie ran, a reszta powoli udawała się do swoich klas.

Rozglądałem się wokoło szukając Kate, ale nigdzie jej nie było. Pewnie już jest w klasie. Dyrektor wraz ze strażą pożarną, która przyjechała zaraz po wypadku, sprawdzał stan okien. To nie do pomyślenia, żeby takie rzeczy działy się bez żadnego konkretnego powodu, ani przyczyny. Jednak ja miałem swoją teorię.


To musiała być robota jakiegoś czarownika lub czarownicy, bo nikt inny nie byłby w stanie siłą woli wybić piętnastu okien. 

sobota, 23 listopada 2013

ever liar 13

miło mi patrzeć na ostatnie statystyki tylko tak coś mało komentarzy widzę :/
cóż chyba muszę was trochę poszantażować 2 komentarze = nowy rozdział ;p
miłego czytania i nie zapomnijcie skomentować :D
----------------
W poniedziałek rano zaczęłam udawać przed mamą, że boli mnie brzuch. Nie chciałam iść do szkoły, w obawie przed znajomymi, a przede wszystkim Violett. To, że nie miałam już żadnego oparcia przeważyło szalę. Chociaż … został jeszcze Christopher. Ale on chyba zaczął chodzić z Rose, więc jednak nie mam nikogo.

Całe szczęście, że mama się dała nabrać. Nie wiem, co bym zrobiła, jeśli kazałaby mi tam iść. Równie dobrze mogłaby mnie posłać pod gilotynę. Tak, więc cały dzień minął mi dość leniwie, chociaż musiałam się trochę pouczyć na jutrzejszy sprawdzian z geografii. Matko jak ja nienawidzę tej szkoły. Chyba tak samo jak ona nienawidzi mnie.

Około południa zabrałam się za szykowanie obiadu. Postanowiłam zrobić czekoladowe naleśniki, bo one wychodziły mi najlepiej. Jednak dziś nie udały mi się. Wszystkie, co do jednego były spalone. Nie wiem jak to możliwe, przecież cały czas przy nich stałam i ich pilnowałam. Otworzyłam okna by wywietrzyć dom, kiedy zauważyłam małego, czarnego kotka stojącego za drzwiami balkonowymi. Postanowiłam dać mu trochę mleka. Kiedy wynosiłam mu je na taras rzucił się na mnie. Nie wiem, co mi wpadło do głowy, ale kiedy krzyknęłam pierwsze słowo, które przyszło mi na myśl, kot znieruchomiał i upadł na ziemię. Przelękłam się. „ Co to miało być?” pytałam się w duchu. Szybko zamknęłam balkon i wróciłam do kuchni, aby ją posprzątać.

Do powrotu rodziców wszystko było po staremu, poza patelnią, którą mimo woli wyrzuciłam. Wcześniej wyjrzałam jeszcze przez okno, żeby sprawdzić czy ten kot nadal tam leży, ale po nim nie było już ani śladu. Całe szczęście, bo nie wiem jak to bym wytłumaczyła rodzicom. Udałam się do swojego pokoju, aby porozmyślać o ostatnich wydarzeniach, kiedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz „Chris”. Z radością odebrałam.

- Hej – przywitałam się.

- Hej Kate. Co tam u ciebie? – zapytał mój jedyny jak na tą chwilę przyjaciel.

- Dobrze. Trochę źle się dziś czułam, ale teraz jest już lepiej. A co u ciebie? Jak w szkole?

- Dziewczyno nie wiesz ile straciłaś. Chociaż prawdę mówiąc lepie, że cię tu dziś nie było.

- A co się stało? – spytałam spodziewając się najgorszego.

- Kate tylko nie panikuj. Ktoś rozwiesił w całej szkole zdjęcia jak siedzimy na ławce i wyjmuję ci liścia z włosów, co wygląda prawie tak jakbyśmy się całowali. Przepraszam cię do tej pory nic nie wiedziałem. Mogłem wtedy ci o tym powiedzieć, a nie go wyjmować. Tak mi przykro.

- Nie zadręczaj się – teraz już wiedziałam, o co chodzi tym wszystkim ludziom, którzy do mnie pisali. A co ważniejsze wiedziałam, o co chodziło Nickowi, tyle, że nie do końca. – To nie jest twoja wina, tylko tego, kto to zdjęcie zrobił. Jakoś to naprawimy.

- Ale ty nie rozumiesz. Rose obraziła się śmiertelnie na mnie i nie wiem co mam z tym zrobić. Dopiero teraz zorientowałem się jak bardzo mi na niej zależy. Mogłabyś z nią porozmawiać? – zapytał.

- Oj chyba to nie wypali.


Szybko streściłam mu moje weekendowe spotkanie z Rose. Nie chciał mi uwierzyć. Cóż nie dziwię mu się w końcu ja sama nie wierzyłam w to, co się ostatnio stało.

niedziela, 10 listopada 2013

ever liar 12

ponieważ, jak zawsze muszę coś zepsuć, dziś rano usunęłam cały nowy rozdział i musiałam go napisać od nowa -,- bardzo was przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale mam nadzieję, iż mi wybaczycie :)
--------------
W końcu nadszedł weekend. Byłam wykończona tym tygodniem i postanowiłam w końcu zrobić coś dla siebie i odpocząć w miłym towarzystwie. Jullie wpadła na pomysł, by wybrać się do spa. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się czy to dobry pomysł, ale koniec końców stwierdziłam, że właśnie coś takiego jest mi potrzebne. Myślałam na tym, czy nie zadzwonić do Rose, w końcu dawno razem nie spędzałyśmy czasu, a od afery z Nickiem nie rozmawiałyśmy. Nieśpiesznie wykręciłam jej numer, ale odpowiedziała mi poczta głosowa. Trudno, może później do niej wstąpię.

Słysząc dzwonek do drzwi szybko chwyciłam kurtkę i zbiegłam na dół. Pospiesznie ubrałam się i wyszłam do czekającej przed drzwiami Julliet. Przywitałyśmy się i niespiesznie udałyśmy się na przystanek. Nie musiałyśmy długo na nim czekać. Autobus wysadził nas pod samym spa.

 Na samym początku udałyśmy się na kąpiel w błocie. Czułam się jak za starych dobrych czasów, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Po deszczu lubiłam chlapać się w kałużach. Moja mama zawsze później na mnie krzyczała, a ja i tak robiłam to dalej.  Odprężyłam się całkowicie. Ogarnęły mną cisza i spokój. Byłam w końcu zrelaksowana. Czułam, jak ponure myśli odpływają z mojej głowy.

- I jak? Przyznaj, że miałam genialny pomysł – powiedziała zaczepnie Jullie.

- No. Miałaś rację, to jest to, czego mi było trzeba. Dziękuję, że mnie namówiłaś.

- Nie ma sprawy – uśmiechnęła się promiennie. – Zaczekaj, aż pójdziemy na masaż. Powiem ci, że pracujący tutaj goście są zajebiści.

- Hmmm… no to, na co czekamy?

Szybko zmyłyśmy z siebie pod prysznicami resztki błota i udaliśmy się do pobliskiej sali, gdzie przy łóżkach czekali na nas dwaj wysocy i przystojni Latynosi. Julliet miała rację – niezłe z nich ciacha. Oddałabym wszystko by wziąć sobie jednego z nich do domu. Rozpływałam się pod ich rękami.

Kiedy skończyli zapisałyśmy im swoje numery i obiecali, że do nas zadzwonią. Uśmiechnięte wyszłyśmy ze spa i zamawiając po drodze pizzę udałyśmy się do domu Jullie. Jej współlokatorki akurat nie było. Podobno wyszła na jakąś imprezę. W sumie to nawet lepiej. Usiadłyśmy przed telewizorem i włączyłyśmy „ Trzy metry nad niebem”.

Uwielbiam ten film. Zawsze w trakcie oglądania płaczę. Nie wiem czemu, bo raczej nie jestem beksą, ale trudno. Zjadłyśmy połowę pizzy i w ciszy przerywanej chwilami szlochu dokończyłyśmy film. Spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że powinnam już iść. Julliet nalegała, by mnie odprowadzić, ale nie chciałam robić jej kłopotów, w końcu mój dom był tylko kilka ulic dalej.

Słońce powoli zachodziło. Nie spieszyłam się do domu, bo i tak nikogo w nim nie było. Spokojnie szłam ulicami podziwiając miasto. W oddali zauważyłam idącą w moją stronę Rose. Kiedy tylko mnie zobaczyła odwróciła się na pięcie i ruszyła szybko przed siebie. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Przecież nic jej nie zrobiłam. Ruszyłam biegiem za nią.

- Hej, co cię ugryzło? – zapytałam, kiedy ją dogoniłam.

- Kate, daj mi spokój. Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. Nie wierzę, że mogłaś to zrobić mi i Nickowi. Jesteś dwulicową zołzą, a teraz daj mi już spokój – powiedziała i odeszła.


No pięknie. Kolejna osoba, która obraziła się na mnie, a ja nie wiem, za co. I całe to dzisiejsze relaksowanie piorun trafił. Muszę się dowiedzieć, o co im wszystkim chodzi, bo ta niepewność mnie zabije. 

Po wejściu do domu zalogowałam się na facebooka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tam wchodziłam. Miałam około pięćdziesięciu powiadomień. Przełączyłam na moją tablicę. Cała była pokryta obelgami. To samo było w odebranych wiadomościach. Wszyscy sądzili mnie za coś, czego nie zrobiłam i o czym nie miałam nawet najmniejszego pojęcia. Szybko wyłączyłam komputer, by więcej nie oglądać tych podłych wyzwisk. W mojej głowie odbijały się tylko trzy słowa: „zołza”, „szmata”, „dziwka”, a żadne z nich nie było poparte chociażby jednym argumentem.

sobota, 26 października 2013

ever liar 11

miłego czytania :) http://www.youtube.com/watch?v=BB0DU4DoPP4 - piosenka, którą na koniec gra sobie Kate :D
http://ask.fm/PatiN07 gdybyście mieli jakieś pytania, piszcie śmiało ;)
-------------
Po powrocie do domu czułam się wykończona. Nie miałam na nic siły zamknęłam się w swoim pokoju i zaczęłam cicho płakać.

„Czemu, kiedy coś zaczyna mi się układać, nagle wszystko się komplikuje i spadam na dno?” raz po raz zadawałam sobie w głowie to pytanie. Nie wiem co ze sobą zrobić. To jak Violett mnie upokorzyła dziś w łazience i jeszcze ten wybuch Nicka … szkoda tylko, że nie wiem o co mu dokładnie chodziło.

Ubrałam się w dres i postanowiłam pobiegać trochę. Wzięłam mp3, włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie. Zwykle wysiłek fizyczny mi pomagał. Nie wiem dokładnie ile czasu minęło, ale nagle poczułam, jak moje ciało słabnie. Nie chciałam się zatrzymywać i próbowałam to przezwyciężyć, ale się nie udało. Kilka metrów dalej zaczęło mi się robić ciemno przed oczami. Zemdlałam.

Otrzeźwił mnie zapach mięty. Ktoś pochylał się nade mną, ale nie miałam siły, by otworzyć oczy. Miałam ochotę zapaść w długi, niekończący się sen i oderwać w końcu od tego świata, jednak mój wybawca nie poddawał się tak łatwo. Po kilku minutach uniosłam powieki. Ładna blondynka stała przede mną. Wyglądała, jakby kamień spadł jej z serca.

- Jak dobrze, że się obudziłaś. Już miałam dzwonić po pogotowie. Akurat wracałam do domu, kiedy zauważyłam cię leżącą na ziemi – podała mi rękę i pomogła usiąść. – Masz szczęście, że to ja cię znalazłam a nie jakiś pedofil. A tak w ogóle mam na imię Juliett.

- Miło mi. A ja Katherine. Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę – uśmiechnęłam się do niej i powoli wstałam, opierając się na jej ramieniu.

- No to teraz powiedz mi gdzie mieszkasz – spojrzałam na nią dziwnie, co wywołało na jej twarzy uśmiech. – Przecież nie pozwolę ci w takim stanie, iść samej do domu.

Podałam jej adres i niespiesznie ruszyłyśmy. Po drodze dowiedziałam się, że ma 19 lat i studiuje medycynę na pobliskim uniwersytecie. Sprawiała wrażenie miłej, zabawnej i cieszącej się życiem dziewczyny. Bardzo dobrze mi się z nią gadało.

Zaprosiłam ją na herbatę. W czasie kiedy woda się gotowała Jullie pomogła mi przygotować kanapki. Usiadłyśmy przy stole i tak się zagadałyśmy, że żadna z nas nie zauważyła, iż za oknem zrobiło się ciemno.
Przed wyjściem Juliett zapisała mi jeszcze swój numer telefonu, w razie gdybym miała jakieś kłopoty, albo po prostu gdybym nie miała z kim pogadać. Czułam, że zyskałam nową przyjaciółkę. Chociaż tyle dobrego wynikło z dzisiejszego dnia.

Poszłam się wykapać. Po drodze zwinęłam ze swojego pokoju piżamę. Wchodząc do łazienki poczułam straszne zimno. Okno było otwarte, a na półce obok mojego szamponu leżał mój telefon. Zamknęłam okno. Byłam przerażona. Jeszcze wczoraj nigdzie nie mogłam znaleźć tego telefonu, a teraz pojawił się znikąd. Przez głowę przeszła mi myśl, że to może Jullie go tu podrzuciła, ale sięgając myślami do dzisiejszego popołudnia, zorientowałam się, że ona nigdzie nie wychodziła z kuchni.

Przejrzałam szybko skrzynkę pocztową. Żadnych wysłanych, ani odebranych wiadomości. Ktoś musiał wszystko wykasować. Nie wiedziałam co z tym wszystkim zrobić. Wzięłam szybki prysznic, po czym odrobiłam lekcje. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dopiero osiemnastą. Za godzinę wrócą rodzice i będę mogła spokojnie usnąć, a do tego czasu muszę coś ze sobą zrobić.

Wyjęłam gitarę z pokrowca i zaczęłam grać dobrze znaną mi melodię. Przypominała mi ona czasy dzieciństwa, kiedy wszystko było takie proste.

Every memory of looking out the back door
I have the photo album spread out on my bedroom floor
It's hard to say it, time to say it
Goodbye, goodbye …

sobota, 12 października 2013

ever liar 10

mam nadzieję że się wam spodoba :) jak zwykle liczę na komentarze :D przez cały dzień w mojej głowie leciała dziś jedna piosenka, która chyba dobrze pasuje do tego rozdziału więc polecam puścić ją sobie w czasie czytania : http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=jekHmNtLcig :D
--------------------

Nadal byłam zła na siebie z powodu braku telefonu. Nie mogłam się wczoraj zebrać by powiedzieć o tym rodzicom, zbyt bardzo bałam się ich reakcji. W końcu sto dolarów drogą nie chodzi, a najbogatsi na świecie nie jesteśmy.  Tak bardzo pochłonęły mnie moje myśli, że nie zauważyłam, iż jestem już na terenie szkoły. Niestety dość boleśnie to odczułam. Ktoś z pełnym impetem wpadł na mnie, tak, że po chwili leżałam na ziemi. Uniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą Nicka.

- Hej. Nie żeby coś, ale mógłbyś trochę uważać jak chodzisz – powiedziałam zaczepnie i wyciągnęłam rękę w jego kierunku.

On nic nie odpowiadając z miną skazańca pomógł mi wstać, po czym odwrócił się by odejść. Bez żadnego cześć czy chociażby sorry. Zaniepokoiło mnie to. Podniosłam plecak i pognałam za nim.

- Coś się stało? – zapytałam niepewnie.

- Pytasz mnie czy coś się stało? Jak możesz mi to robić – wybuchł. – Już nie pamiętasz, co do mnie wczoraj napisałaś?

- Napisałam?

- Nie rób z siebie niewiniątka! Nie będę ci teraz niczego tłumaczył. Możesz chodzić z tyloma chłopakami z iloma chcesz, ale mnie w to nie mieszaj. Nie mam ochoty na twoje głupie gierki, więc daj mi wreszcie święty spokój! Matko, ale ja byłem idiotą. Niech zgadnę sprawiło ci radość bawienie się mną? – widziałam, że nie panuje nad sobą, ale nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- Jeżeli chcesz wiedzieć to wczoraj zniknął mój telefon, więc raczej nic do ciebie nie mogłam napisać – widziałam, że moje słowa nic nie dały, ale mimo to próbowałam dalej go uspokoić. – Naprawdę nie wiem, kto do ciebie napisał, ale to z pewnością nie byłam ja.

- Jasne. Teraz próbujesz mnie udobruchać by znów mieć mnie dla siebie. Tym razem ci się nie uda. Już wiem, jaka jesteś. Niby taka biedna, a tak naprawdę jesteś wredną, dwulicową suką. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – wysyczał mi prosto w twarz, po czym odszedł, zostawiając mnie z oczami pełnymi łez.
Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Skierowałam się do łazienki, aby nikt nie widział jak się rozklejam. To chyba był jakiś z tych gorszych dni, bo w łazience spotkałam Violett z przyjaciółeczkami.

- O patrzcie kochane, kogo my tu mamy. Czyżby to była ex- dziewczyna mojego Nicka? Och słoneczko jak mi przykro – zaczęła mówić do mnie głosem ociekającym sarkazmem. Chwyciła mnie za podbródek i uniosła moją głowę do góry.

- Mówiłam ci maleńka, że ze mną nie wygrasz. Ja zawsze dostaję to, czego chcę. Nawet nie wiesz, jaką radość sprawia mi patrzenie jak twój maleńki świat się wali. Już niedługo nie będziesz miała nikogo, rozumiesz kochana? Nikogo.  Będziesz samotna jak palec, a wtedy wspomnisz moje słowa i będziesz mnie błagała o przebaczenie. A teraz wybacz, ale mój ukochany czeka.

Puściła mnie i razem ze swoją świtą wyszły zostawiając mnie krztuszącą z braku tlenu.


Ten dzień chyba nie skończy się najlepiej.

sobota, 28 września 2013

ever liar 9

To tak na wstępie przepraszam, że taki krótki rozdział. następnym razem bardziej się postaram, ale póki co mam małą kontuzję ręki nie niezbyt wygodnie mi się pisze. tak czy inaczej życzę przyjemnego czytania :D
------------

Dzisiejszy dzień tak mnie zmęczył, że po wysprzątaniu pokoju rzuciłam się w ubraniach na łóżko. Nie przeszkadzało mi to, choć nie powiem, byłoby mi lepiej w mojej porozciąganej koszulce z Metalicą.

Szłam szkolnym korytarzem i rozglądałam się na boki w poszukiwaniu pewnej rzeczy, której obraz widniał tylko w mojej głowie. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej ją widziałam, a nawet, jeżeli to gdzie to było, ale miałam wrażenie, że jak jej nie znajdę stanie się ze mną coś złego. Gwałtownymi pchnięciami otwierałam kolejne drzwi, lustrując kolejne wnętrza, lecz w żadnym z nich nie mogłam namierzyć tego przedmiotu. Już miałam się poddać, kiedy zauważyłam zmierzającą w moją stronę wysoką dobrze zbudowaną postać, z naciągniętym na głowę kapturem. W ręku trzymała ona tajemniczą rzecz z mojej wyobraźni. Przypominała ona kulę, lecz było w niej coś dziwnego, jakby była powgniatana z kilku różnych stron.

Po kilku ciągnących się w nieskończoność chwilach wpatrywania się w kulę, spostrzegłam, że postać coś mówi. Z całej siły starałam się skupić na wypowiadanych przez nią słowach, aż w końcu usłyszałam głos, który brzmiał nieco, jakby ktoś drapał paznokciami płytę szkolnej tablicy.

- Czyżbyś tego szukała skarbie? – powiedział podnosząc do góry rękę, w której znajdował się kula. – Niestety złotko, to nigdy nie będzie należeć do ciebie. Rozumiesz nigdy! Choćbym miała umrzeć! – wyskrzeczał i wypuścił z dłoni przedmiot, z którym czułam przerażającą więź.

-Nieeee – krzyknęłam, ale było już za późno.

Kula rozsypała się w drobny mak. Zakapturowany mężczyzna zaczął się śmiać i zmierzać w moim kierunku. Upadłam na kolana zaczęłam błagać by mnie zostawił. On jednak nie zwracał na to uwagi. Zacisnął ręce na mojej szyi i …

Usłyszałam dźwięk budzika. Matko kolejny raz ten sam sen. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Budzę się coraz bardziej wycieńczona. Przekręciła się na bok i wyłączyłam alarm.

- Matko, chyba muszę iść do jakiegoś psychologa, bo to zaczyna się robić dziwne – powiedziałam sama do siebie i zaczęłam szykować się do szkoły.

Byłam wczoraj tak zajęta, że nawet nie tknęłam pracy domowej. Mam nadzieję, że Rose będzie coś miała, bo dzisiaj Kraukz mnie zabije. To już nie pierwszy raz, kiedy zapomniałam o pracy domowej.
Szybko przeczesałam włosy, podkreśliłam oczy i zleciałam na dół, aby zjeść porządne śniadanie.

Już ze swojego pokoju czułam zapach jajecznicy z konfiturą żurawinową, według przepisu babci. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam mamę stojącą przy blacie przywitałam się z nią i zaczęłam jeść. Chyba miała dzisiaj jeden z tych gorszych dni, bo na jej twarzy nie było nawet najmniejszego śladu uśmiechu. Zresztą, ja też nie miałam dzisiaj ochoty na zwierzenia.


Po zjedzeniu szybko obmyłam talerz i niespiesznie ruszyłam w drogę do szkoły. 

piątek, 13 września 2013

ever liar 8

cóż po długich zmaganiach udało mi się napisać kolejny rozdział
mam nadzieję, że wam się spodoba :D zachęcam do zostawiania po sobie śladu w formie komentarzy :P


----------------------

Gdybym tylko wtedy wiedziała, że to spotkanie będzie mieć tak niemiłe konsekwencje…

Reszta dnia upłynęła szybko i w przyjaznej atmosferze. O dziwo towarzystwo Chrisa działało na mnie uspokajająco. Pomimo wcześniejszego starcia z Violett uśmiech nie schodził mi z twarzy. Podobnie było też z moim przyjacielem. Widać, że udało mu się wszystko zrozumieć i chyba już nawet przetrawić.


Kawa od Jessego była oczywiście cudowna. Nigdy byście nie przypuścili, że może ona tak smakować. Nasz znajomy nie mógł się obyć bez popisania swoimi umiejętnościami plastycznymi. Na każdym zrobionym przez niego napoju można było zauważyć śliczny rysunek, robiony zazwyczaj czekoladą lub cynamonem. Na mojej wymalował wielką, uśmiechniętą buźkę, a na kawie Chrisa – kciuka uniesionego do góry. Chyba opacznie zrozumiał nasz mały wypad. Niespiesznie wyjaśniłam mu całą zaistniałą sytuację. Odniosłam wrażenie, że zrobiło mu się głupio.

- Nie przejmuj się. Każdy by tak pomyślał – powiedziałam. – Nic takiego się nie stało.

Po moich słowach zapłaciliśmy i wyszliśmy z kawiarni.

- Wiesz, całkiem miłe było to dzisiejsze popołudnie. Chyba będę mógł się do tego przyzwyczaić – zagaił Chris, popijając swoje latte.

- Masz rację. Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć – odpowiedziałam.

Szliśmy przez kilka minut w milczeniu, aż doszliśmy do miejsca, w którym mieliśmy się rozejść. Dałam mu szybkiego buziaka w policzek i ruszyłam w stronę swojego domu.

Już z daleka widziałam Dimkę biegającego wokół domu. Wyglądał wprost komicznie. Miałam go już tyle lat, a czułam jakbym go dostała zaledwie wczoraj. Był taki kochany. Kiedy zauważył, że wchodzę na podwórko wpadł na mnie o mało mnie nie przewracając. Zaczęłam go głaskać kątem oka szukając gdzieś w pobliżu jakiejś z jego zabawek, by mieć, czym odwrócić jego uwagę. Złapałam pierwszą lepszą leżącą niedaleko piłkę i rzuciłam najdalej jak umiałam. Pies od razu zauważył ruch i pobiegł za nią, a ja dostałam 30 sekund by wbiec do domu. Nigdy nie byłam dobra w sprincie, ale ostatnio szło mi odrobinę lepiej niż wcześniej. Może to kwestia dorastania?

W trakcie spotkania z Chrisem zauważyłam, że nie wzięłam z domu telefonu. To dziwne, zwykle o nim nie zapominam. Cóż, stało się. Przeszłam przez kuchnię wyrzucając przy okazji kubek po kawie i wspięłam się po schodach do swojego pokoju.

Po otworzeniu drzwi ujrzałam niesamowity bałagan, którego nie było tu, kiedy wychodziłam. Wszystkie moje ubrania leżały porozwalane na podłodze, kołdra zsuwała się z łóżka, moje dzisiejsze notatki poniewierały się na biurku. Jednym słowem, mój pokój wyglądał, jakby przeszło po nim tornado. Moi rodzice zwykle do niego nie zaglądali, a jeśli już to zostawiali wszystko na swoim miejscu. Zastanawiające było to, że nikt poza nami nie miał klucza do domu, a kiedy otwierałam drzwi nie widać było żadnych śladów włamania.

Usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w podłogę. Czego ktoś szukał w moim pokoju i co najważniejsze, czy udało mu się to znaleźć? Postanowiłam, że im szybciej zacznę to sprzątać tym szybciej się tego dowiem.

Po prawie godzinnych zmaganiach z bałaganem w końcu mi się udało jakoś wszystko uporządkować. Jednak najbardziej przeraziło mnie to, czego nie udało mi się w nim znaleźć – brakowało mojego telefonu. Teraz pozostało mi się tylko zapytać, „ Do czego jego obecny posiadacz zamierza go wykorzystać?”

niedziela, 25 sierpnia 2013

ever liar 7

jejku już ponad tysiąc odwiedzin ^^ dziękuję bardzo ;* 
z tej okazji łapcie trochę dłuższy niż zwykle rozdział :)
mam nadzieję, że liczba komentarzy również będzie tak szybko rosła :P 
tak więc zachęcam do czytania, komentowania lub chociaż zaznaczania reakcji :D
--------------
Gdy doszłam do parku zobaczyłam go siedzącego na ławce. „Co ma być to będzie” pomyślałam i podeszłam do niego.

Kiedy zauważył, że zmierzam w jego stronę szybko się podniósł i wyszedł mi naprzeciw. Kiedy pochylił się by mnie pocałować w policzek na przywitanie, tak jak miał to w zwyczaju robić, odsunęłam się i szybko zajęłam miejsce na ławce.

- Heej – powiedział całkowicie zbity z tropu. Zwykle tak się nie zachowywałam, w końcu byliśmy dość bliskimi przyjaciółmi. Ale teraz musiałam z nim poważnie porozmawiać. W końcu od tego miało zależeć szczęście mojej najlepszej przyjaciółki. – Coś się stało?

- Wiesz, musimy poważnie porozmawiać, o tym, co nas łączy…

Wiedziałam, że stąpam po niepewnym gruncie i każde słowo, które wypowiem może zostać przez niego opacznie zrozumiane. Kiedy powiedziałam mu, że nie chcę już dłużej z nim być, był załamany. Ten fakt do niego nie docierał. Przez tygodnie pytał mnie, co zrobił nie tak i błagał, żebym do niego wróciła. Jednak z biegiem czasu przekonał się, że jego starania idą na marne. Cóż jak widać jeszcze do końca o mnie nie zapomniał.

-Czyżbyś przemyślała jeszcze raz tę sprawę i zdecydowała do mnie wrócić? Bo wiesz naprawdę byłoby mi miło i… - jego entuzjazm był porażający. Nie mogłam już znieść jego gadania i postanowiłam się wtrącić.

- Posłuchaj mnie. Nie chcę do Ciebie wrócić. Mówiłam Ci to już z tysiąc razy łączy nas tylko przyjaźń, nic więcej. Widzę, że jeszcze nie do końca Ci przeszło – chciał zaprotestować, ale uciszyłam go skinieniem ręki. – Wiem, że to, co mówię jest prawdą. Nie chcę, żebyś dłużej cierpiał przeze mnie.  Rozmawiałam wczoraj z Rose. Mówiła, że w końcu udało jej się Ciebie wyciągnąć na randkę, jednak poczuła się bardzo zraniona, kiedy zacząłeś mówić o mnie. Musisz się otrząsnąć i zacząć żyć dalej. Zakończ ten rozdział i idź dalej, bo to, co robisz do niczego nie prowadzi. Uwierz mi Rose bardzo na tobie zależy, a ty tylko ją krzywdzisz. Spróbuj może coś z tego wyjdzie a może nie, ale przynajmniej będziesz miał czyste sumienie.

Widać było, że moje słowa go trochę dotknęły. Chyba w końcu zaczął sobie uświadamiać, że źle robił ignorując naszą przyjaciółkę i uganiając się cały czas za mną. Cieszę się, że zrozumiał. Czasem chłopcy po prostu potrzebują, by ktoś im wszystko wygarnął. Co tu owijać w bawełnę – rzadko rozumieją delikatne aluzje, które im rzucamy.

Minęło kilka dobrych minut zanim otrząsnął się ze swoich rozmyślań. Miałam nadzieję, że po naszym spotkaniu porozmawia szczerze z Rose i ją przeprosi. W sumie to było mi go trochę żal. Doskonale wiem, jak to jest ganiać za kimś, kto Cię nie dostrzega.

Przypomniałam sobie tych kilka pierwszych tygodni w liceum, kiedy uganiałam się za Nickiem. Nie zwracał na mnie uwagi. Zachowywał się jakbym była powietrzem, ale czułam, że w środku toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi, jednak kiedy się dowiedziałam było to dla mnie zbyt przytłaczające. Zamknęłam się w sobie na kilka dni. Nie chciałam jeść, pić, bo wiedziałam, że chłopak, w którym się zakochałam ostatecznie nigdy nie będzie mógł być całkowicie mój. Ta informacja rozdarła mi serce. Już wtedy czułam, że on jest tym jednym, jedynym, z którym chcę spędzić resztę życia. Mimo wszystko postanowiłam wtedy spróbować być z nim, choć przez jakiś czas.

- Hmm… - głos Chrisa otrzeźwił mnie. – Myślę, że powinniśmy już iść na tę kawę, bo jak tak dalej będziemy tu siedzieć to noc nas zastanie.

Ucieszyło mnie to, że zaczął żartować. Poczułam ulgę. W końcu wszystko będzie tak jak powinno. Przynajmniej taką mam nadzieję.

- Racja, chodźmy.

W tym momencie ręka Christiana tak jak i jego twarz zaczęły się zbliżać do mojej. Moje serce zaczęło bić szybciej. Jego dłoń delikatnie wyciągnęła coś z moich włosów. Po tym zdarzeniu wstał z ławki, a na moją twarz wstąpiły rumieńce.

A już myślałam…

- No, co? Miałaś liścia we włosach. Spokojnie już dam Ci spokój. A teraz podnoś tyłek i w drogę.

Uśmiechnął się promiennie i podał mi rękę. Skorzystałam z jego pomocy i radośnie ruszyliśmy w kierunku kawiarni.

Gdybym tylko wtedy wiedziała, że to spotkanie będzie mieć tak niemiłe konsekwencje…

piątek, 23 sierpnia 2013

Przecież wygrałam

No to tak na wstępie: w ten weekend mam zamiar się zmobilizować i dodać po rozdziale każdego z moich opowiadań. Mam nadzieję, że mi się uda. Ostatnimi czasy skupiłam się na pewnym konkursie,więc jakoś nie bardzo wychodziło mi pisanie. Poniżej macie właśnie to co udało mi się na ten konkurs nabazgrać. Liczę, że wam się spodoba i pokażecie to swoimi komentarzami. :D dzięki za odwiedzanie mojego bloga. 
A teraz takie małe pytanko, które opowiadanie wolicie, żebym napisała pierwsze? 
To chyba na dziś tyle. Przyjemnego czytania :P
piosenka, do której tańczyli <3
-----------------------
Miał na sobie frak i białą koszulę z szerokim kołnierzem. Ona długą suknię w kolorze burgunda, z rozcięciem do pół uda. Jedną dłoń oparła na jego ramieniu, drugą on ujął w swoją. Objął ją w talii i ruszyli w szalone, mroczne tango. Wolny, wolny, szybki, szybki…

Pochylił się nad nią, wygięła się w tańcu dotykając włosami podłogi. Jego usta znalazły się niepokojąco blisko, ale jej nie pocałował. Wolny, szybki, szybki, wolny... Przemierzali salę w równym rytmie, jakby stanowili nierozerwalną całość. Wirowały czerwone pluszowe zasłony, płomienie świec zlały się w jedno, rozmazały się twarze innych tańczących. Wolny, szybki, szybki, wolny… Był jak skradająca się puma, bawił się nią jak kot z myszą: wypuszczał, ale nie dalej niż na odległość ramienia, by znów przyciągnąć do siebie i poprowadzić, gdzie chciał.

Muzyka urwała się, zatrzymując ich w połowie figury. Ich oddechy złączyły się w jeden. Ich serca biły w jednym rytmie. Minęło kilka minut zanim ocknęli się z tego oczarowania. To było idealne pierwsze spotkanie. Szkolny bal, czarujący chłopak u boku – czuła, że jej marzenia właśnie się spełniają. W końcu mogła wylać na zewnątrz uczucia towarzyszące jej od miesięcy.

W jej głowie biły się miliony myśli i obrazów. Przed oczami migały wszystkie rozmowy, smsy wymienione z nim w tajemnicy przed bliskimi. Odsunęła się całkowicie od świata, czekając z wytęsknieniem na kolejną wiadomość. Jej ruchy, zachowania – to wszystko było automatyczne. Nie widziała świata poza tajemniczym chłopakiem poznanym przez przypadek na jednym z portali.

A teraz był tu razem z nią. Z jego oczu biło pożądanie i ciekawość, a mimo to nie odważył się do tej pory na nic więcej z wyjątkiem delikatnego pocałunku w dłoń. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć.

Był powściągliwy. Nie wiedział jak się przy niej zachować, nie znał jej oczekiwań. Chciał to wszystko dobrze rozegrać. Zależało mu na niej, aż za bardzo. Tak bardzo bał się odtrącenia. Mimo tej postawy twardziela, w środku był wrażliwy. W ciągu kilkudziesięciu dni pokazał jej swoje wnętrze, jednak przed innymi ludźmi musiał zachowywać pozory. Boże, jak bardzo chciałby ją pocałować. Z jej twarzy mógł odczytać, że ona chce tego w takim samum stopniu jak on. Jednak ciągle miał jakieś wątpliwości. Coś nie pozwalało mu tego zrobić. Nie tu, nie teraz. Czuł, że ta chwila musi być wyjątkowa. Przyjechał tu zaledwie kilka dni temu specjalnie dla niej. Chciał sprawić, żeby zapamiętała ten ostatni rok. Chciał, aby została królową wiosennego balu ze swoim księciem u boku. To miał być jej dzień.

Kiedy muzyka niespodziewanie przestała grać, miał już dosyć czekania. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Ocknął się z chwilowego osłupienia i delikatnie dotknął swoimi wargami jej ślicznych, różowych ust. Pocałunek nie trwał długo, ale był wyjątkowy. Wiedział, że zapamięta tę chwilę do końca życia i będzie on niej opowiadać swoim wnukom. Kiedy odsunął się i zobaczył łzy migoczące w jej ślicznych lawendowych oczach.

- Natalia, co się stało? – przejęcie i zdenerwowanie obecne w tonie jego głosu, wskazywały na to, że mu na niej zależy, tak jak nikomu innemu przedtem. To sprawiło, iż na jej twarzy zagościł najpiękniejszy uśmiech świata, który był w stanie rozchmurzyć nawet najbardziej ponury dzień.

- To nic – odpowiedziała cicho. Wtuliła się w jego ramiona i wyszeptała mu wprost do ucha – Po prostu jestem szczęśliwa. Chciałbym, żeby ta chwila trwała wiecznie.

Jeszcze nigdy nie był tak poruszony. Czuł miliony motylków latających w jego brzuchu. Tylko ona tak na niego działała.

- Kochanie, to dopiero początek naszego wspólnego życia. Teraz, gdy ujrzałem cię po raz pierwszy wiem, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie płacz – powiedział ocierając opuszkiem kciuka łzę spływającą po jej policzku. – Albo ja też zacznę.

Wiedział, że ta groźba wywoła u niej jeszcze większy uśmiech. Kiedy go zobaczył poczuł się największym szczęściarzem na Ziemi. Pocałował ją delikatnie w czubek głowy.

- No już dobrze, teraz otrzyj oczka, bo zaraz ogłoszą, kto został królem i królową. Nie możesz wyjść rozmazana po swoją koronę.

Kilka chwil później z głośników usłyszeli głos dyrektorki szkoły.

- No to bez zbędnych przemówień chciałabym pogratulować … Aleksandrze Gac i Jakubowi Sadkowskiemu zdobycia tytułów królowej i króla naszego wiosennego balu. Mam nadzieję, że z dumą będziecie nosić wasze korony. A teraz zapraszamy do tańca zamykającego naszą dzisiejszą imprezę. Dziękuję wam wszystkim za przybycie i mam nadzieję, że dobrze się bawiliście.

Cóż nie wszystko wychodzi zawsze po naszej myśli. Tak bardzo chciał, żeby to właśnie Natalia mogła nosić tą koronę. Widział na jej twarzy rozczarowanie, ale nie tak wielkie, jakiego się spodziewał. Wziął ją w ramiona, aby zatańczyć z nią ten ostatni taniec.

Z radia usłyszeli swoją ulubioną piosenkę. Zaczęli powoli poruszać się w jej rytmie. Było to całkowite przeciwieństwo wcześniejszego, zmysłowego tanga. Między nimi ciągle było gorąco od emocji, ale tych raczej nieznajomych tak młodym ludziom. Pożądanie rozmyła miłość.

Wraz z końcem piosenki opuścili salę i wsiedli do jego starego, srebrnego mercedesa zaparkowanego na pobliskiej uliczce. Siedząc w nim nie mówili wiele, ale cisza panująca między nimi była wręcz przyjemna. Cały czas trzymali się za ręce.

Kiedy dotarli pod jej dom, wysiadł, otworzył jej drzwi samochodu i odprowadził na ganek. Nadeszła pora rozstania.

- Obiecaj, że już nigdy mnie nie opuścisz – poprosiła nieśmiało.

- Obiecuję – odpowiedział.

Dał jej na pożegnanie delikatnego całusa w usta i pozwolił jej wejść do domu.


Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi pobiegła najciszej jak umiała do kuchni i wyjrzała przez okno. Zobaczyła jak niespiesznie odpala samochód i odjeżdża. Wcześniej zapytał jej, czemu nie jest zawiedziona swoją przegraną. Nie odpowiedziała mu wtedy. Teraz sama zadała sobie to pytanie i na myśl przyszła jej tylko jedna odpowiedź: „Przecież wygrałam. Wygrałam miłość, kogoś, kto będzie ze mną na dobre i złe. A to dużo ważniejsze niż jakaś tam korona i głupi tytuł”. 

sobota, 10 sierpnia 2013

ever liar 6

Nagle poczułam jak ktoś mnie uderza w ramię. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale jak tylko zobaczyłam sprawczynię wszystko stało się jasne.

Moim oczom ukazała się wykrzywiona w sarkastycznym uśmiechu drobna twarz otoczona przez burzę rudych loków, sięgających ramion, które do tej pory widziałam zaledwie dwa razy. Nie powiem, że te spotkania zaliczyłabym do najmilszych.

„A zapowiadał się taki miły dzień” pomyślałam.

- Ładnie to tak kraść cudzych chłopaków?!  - zapytała Violett. To dziwne, ale za każdym razem jak na nią patrzyłam miałam wrażenie, że przede mną mały krasnal ogrodowy. Nic w tym dziwnego ma ona może z 155 wzrostu. Na samą myśl o tym się uśmiechnęłam. Niestety ona to zauważyła.

- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszyła. Zapomniałaś, kogo Nick wybrał ostatnim razem? Jesteś aż tak w niego zapatrzona? Jakie to urocze! Ale posłuchaj mnie skarbie: on nigdy nie będzie z tobą. Za jakiś czas go znudzisz i wróci do mnie.

- Dobra skończ. Po pierwsze ja i Nick jesteśmy tylko przyjaciółmi. Po drugie sama będę wybierać, z kim się spotykam. A po trzecie nie masz prawa robić mi awantur o chłopaka, który z pewnością nie jest tobą ani trochę zainteresowany. Może kiedyś był, ale te czasy już minęły.

- To jest nieważne. On nie może decydować, z kim chce być. Nie ma żadnych szans żeby mógł być z tobą. Więc nie zachowuj się jak mała rozpieszczona dziewczynka i daj mu spokój. Ty tylko mu wszystko utrudniasz. Komplikujesz sprawy, na które nie masz żadnego wpływu.

- A co jeśli nie tego nie zrobię? – z trudem panowałam nad swoimi nerwami.

- Cóż wtedy chyba będę zmuszona dać ci porządną nauczkę.

- I ty myślisz, że to mnie zniechęci. Zapamiętaj sobie, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. A nawet, jeśli byśmy chcieli być dla siebie kimś więcej to tobie nic do tego. On nie jest twoją własnością. A te pogróżki zachowaj dla siebie.

Z resztką opanowania odwróciłam się na pięcie i przeciskając się przez tłum zaciekawionych dalszego rozwoju sytuacji gapiów poszłam do domu przygotować się na spotkanie z Chrisem.

***
Nie szykowałam się jakoś specjalnie, więc przeczesałam tylko delikatnie włosy i zmieniłam buty. Nie zważając na to ile czasu zostało mi do spotkania, ruszyłam w stronę centrum z nadzieją, że nie zamknęli jeszcze mojego ulubionego sklepu.

Mimo wszystko powinniście wiedzieć, że jestem koszmarną zakupoholiczką. Kolekcja moich koszulek z wizerunkami zespołów rockowych jest ogromna, z to wszystko dzięki niewielkiemu sklepikowi z T-shirtami znajdującemu się w centrum naszego kochanego miasta. Mac, który jest jednym z jego właścicieli ma gust podobny do mojego, jeżeli chodzi o koszulki. Można go wziąć za mojego stylistę. Czasami nie wiem, co bym zrobiła gdyby nie jego pomoc. Ale jest on nie tylko dobrym sprzedawcą, jest też takim jakby przyjacielem. Kiedy nie wiem, co ze sobą zrobić, idę do niego i rozmawiamy o wszystkim. Jest dla mnie jak starszy brat. Zawsze zrozumie i czasem da w kość, kiedy trzeba.

Niestety ostatnio jego babcia zachorowała i musiał wyjechać na parę tygodni. Obiecałam mu, że będę go zastępować z weekendy ze względu na to, że wtedy kręci się tam wielu ludzi i jedna osoba raczej sobie z nimi nie poradzi. Od czasu do czasu wpadam też na tygodniu i pomagam rozpakowywać towar.

Dziś jak nigdy sklep świecił pustkami, więc mogłam spokojnie wędrować na spotkanie z Christianem. W głowie układałam przebieg całej rozmowy. Zastanawiałam się, co mu powiedzieć by go nie zranić.

Kiedy doszłam do parku zobaczyłam go siedzącego na ławce. „Co ma być to będzie” pomyślałam i podeszłam do niego...
-----------------
czytasz = komentujesz :D
liczę na was ;D

środa, 31 lipca 2013

ever liar 5

no to tak na wstępie : jeżeli czytacie moje opowiadania i udaje wam się dotrwać do końca proszę żebyście komentowali. po prostu chciałabym wiedzieć co o tym sądzicie i ile osób tak naprawdę to czyta, bo nie wiem czy jest sens dalej to pisać
----------------------------------------------
Wiecie jak to jest mieć koszmar, z którego za nic na świecie nie możecie się obudzić? Pewnie tak. Całe szczęście w takich chwilach na scenę wkracza mój ukochany budzik. Niezawodny w najgorszych sytuacjach. Spojrzałam na niego była już 6:30. Lekcje zaczynały się o ósmej, więc postanowiłam wziąć się w garść i stawić czoło wszystkiemu, co mój wspaniały los mi przygotował.
Nigdy nie należałam do dziewczyn, które wiecznie ubierały się z jakieś wymyślne ubrania. Zawsze stawiałam na prostotę, więc tak jak zwykle wyciągnęłam z szafy moje ulubione szare rurki i dodałam do nich zielony top. Na nogi wciągnęłam czarne vansy. Włosy przeczesałam, ale postanowiłam ich nie wiązać jak zwykle robiłam. Spakowałam plecak i zeszłam na dół. Jak zazwyczaj o tej porze tata był w warsztacie, a mama na zakupach. Zrobiłam sobie pyszne grzanki z cynamonem i ruszyłam do szkoły. Droga zwykle zajmowała mi 10 minut, ale tym razem postanowiłam iść nieco wolniej.
Zdążyłam wejść do klasy idealnie przed dzwonkiem. Zajęłam swoje miejsce w czwartej ławce obok Rose.
- Hej Kate! No kochana masz mi się tu wyspowiadać i to zaraz. Co to było wczoraj z Nickiem? Po szkole chodzą plotki, że do siebie wróciliście. Czy to prawda? – zarzuciła mnie gradem pytań.
W odpowiedzi jedynie uśmiechnęłam się lekko i pokazałam jej na migi żeby trochę zwolniła, to później pogadamy, gdyż do klasy właśnie wszedł postrach szkoły – profesor Step.
Nie wiem czy na świecie istnieje gorszy nauczyciel. Jego oziębły wyraz twarzy i przygarbiona postawa dodają mu, co najmniej 10 lat. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek widział na jego twarzy przyjacielski lub ciepły uśmiech. Gwałtowna reakcja choćby na drobny szmer była chyba objawem nerwicy. Jego lekcje zaliczano do najspokojniejszych. Gdybyście kiedyś stanęli pod drzwiami klasy usłyszelibyście jedynie donośny głos pana profesora.
Szybko sprawdził listę i zaczął przeglądać nasze oceny w poszukiwaniu nieszczęśnika nieposiadającego jeszcze oceny z odpowiedzi. Nie wiem, czemu ale miałam wrażenie, że dziś będę to ja. Jak zwykle moje obawy się potwierdziły.
- Zapraszam panno Send. Proszę się tak nie ociągać. Przecież nie grozi tu pani żadna egzekucja.
Ach ten historyczny humor czterdziestolatka. Całe szczęście ostatnie lekcje były całkiem ciekawe i udało mi się zapamiętać dość informacji, aby dostać czwórkę. Niektóre odpowiedzi same przychodziły mi do głowy, w chwilach, kiedy profesor już miał zadawać kolejne pytanie. Rodzice powinni być dumni. Nigdy nie byłam geniuszem z tego przedmiotu. Ta lekcja minęła szybko zresztą podobnie jak i pozostałe.
Ostatnia była chemia, którą miałam razem z Nickiem. Tak się składało, że dziś w szkole nie było mojej partnerki, więc zaproponował, że mi pomoże.
- No to, co my tu dzisiaj mamy. „ Otrzymywanie siarczanu miedzi” – przeczytał płynnie.
- Taaa, no to zabierajmy się do roboty.
Idealnie wyrobiliśmy się w czasie. Odprowadził mnie do głównych drzwi i pozostawił z Rose.
- No, no, no – tylko tyle powiedziała.
Umówiłam się później na kawę z Chrisem. Musiałam z nim porozmawiać ze względu na moją przyjaciółkę. Cóż nie będzie łatwo.
Nagle poczułam jak ktoś mnie uderza w ramię. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale jak tylko zobaczyłam sprawczynię wszystko stało się jasne.