- Callie -
- Jesteś
dumna z tego, co zrobiłaś? Z tego, jak doprowadziłaś mnie na skraj
wytrzymałości? Doprowadziłaś do upadku i mnie i jego. To wszystko to twoje
dzieło. Każda konsekwencja jest tylko i wyłącznie twoja. Możesz próbować
obwiniać mnie, ale po pewnym czasie zauważysz, to, czego teraz nie
dostrzegasz.
Obrócił się
i odszedł, zostawiając mnie klęczącą przy pokrytym krwią ciele Julliana. Byłam
bezsilna. Czułam, jakby moje ciało nie należało do mnie. Jakbym była
marionetką, a ktoś tam na górze miał na prawdę niezłą zabawę, niszcząc każdy
element mojego życia. Mimo moich najszczerszych chęci, nie mogłam nic zrobić.
To uczucie jest przerażające.
Z moich
oczu popłynęły łzy. Przytuliłam się do powoli ochładzającego się ciała i
załkałam.
- Callie! Obudź się, to tylko sen!
Zlana potem uniosłam się na łóżku. Zwykle nie
pamiętałam swoich snów, jak widać po efektach dzisiejszego, na szczęście.
- Już dobrze. – Ramiona Ruby owinęły się wokół
mnie. Nieco mi ulżyło. Przynajmniej miałam ją. – Krzyczałaś.
- Przepraszam, że cię obudziłam. Postaram się
więcej tego nie robić.
- Przecież nie miałaś na to wpływu, Callie.
Każdemu się to zdarzało. Chcesz pogadać?
Spojrzałam na zegarek stojący na stoliku nocnym.
Była trzecia w nocy. No tak, godzina duchów, czy jakoś tak.
- Idź spać, rano musisz wstać, a ja dam sobie
radę. W razie czego, dam ci znać.
- Jesteś tego pewna? Kilka godzin snu mnie nie
zbawi.
- Jestem. Dziękuję. – Dorzuciłam, kiedy zamykała
za sobą drzwi.
Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc wymazać
z głowy koszmaru. Zwinęłam się w kłębek. Nie mogę pozwolić Johnowi zawładnąć
moim życiem. On na to liczy, a ja tym razem nie dam mu satysfakcji.
Zabawne, że dopiero po latach zaczęłam dostrzegać
jego prawdziwą twarz. Właściwie, dopiero teraz rozważając wszystko od nowa
zauważałam te drobne niuanse. Kiedy rozmawiałam z innym facetem, niemal od razu
porzucał swojego rozmówcę i zajmował miejsce obok mnie, mocno przyciskając mnie
do swojego boku. Traktował mnie jak statuetkę, którą mógł się pochwalić przed
znajomymi. Którą pokazywał żeby inni mu zazdrościli.
Dupek.
Jak mogłam tak długo być w niego zapatrzona?
Myślę, że to kwestia tego, że nie spędziliśmy ze sobą zbyt wiele czasu. Jego
praktycznie ciągle nie było. Widywaliśmy się coraz rzadziej i coraz mniej
rozmawialiśmy. Nasze wspólne spędzanie niedzielnego popołudnia, było raczej
przesiadywaniem w jednym pokoju, każde ze swoim laptopem i stosem papierów,
ważniejszych od kontaktu z drugim człowiekiem. Nie zapominajmy też o kwestii
Julliana.
Udało mi się jeszcze zasnąć na kilka godzin.
Obudził mnie dopiero budzik. Przetarłam zaspane oczy. Matko kochana, jak bardzo
chciałam dziś zostać w łóżku z dobrą książką i gorącą czekoladą. Chyba w
najbliższym czasie będę potrzebowała urlopu. Właściwie, należy mi się on za ten
Londyn. Muszę pogadać z szefem.
Chwytając pierwsze lepsze spodnie, koszulę i
oczywiście pasującą bieliznę, udałam się do łazienki, gdzie załatwiłam
wszystkie poranne czynności. Moje włosy postanowiły dziś żyć swoim życiem.
Zwykle dobrze się układały i wystarczyło je delikatnie przeczesać, by wskoczyły
na właściwe miejsce, ale nie tym razem. Po pięciu minutach bezskutecznego
doprowadzania ich do ładu, poddałam się i związałam je w koka na czubku głowy.
Nie wyszedł tak, jak oczekiwałam, ale ujdzie. Nałożyłam na twarz delikatny
makijaż.
- I jak reszta nocy? – Zapytała mnie Ruby, kiedy
weszłam do kuchni. Od razu skierowałam się do ekspresu.
- Udało mi się zasnąć. Gdzie reszta?
- Już wybyli. Opowiesz mi, co ci się śniło?
Streściłam jej koszmar, najlepiej jak umiałam,
jednak tego, co czułam widząc to na własne oczy, nie dało się opisać.
- Nie zaprzątaj sobie nim głowy. Nie warto.
- Wiem, ale wiesz, jaka jestem.
Przewróciła oczami.
- Niestety. Rozerwij się. Wiem, że ostatnio
byłyśmy w klubie, ale jak widać niewiele ci to dało, może spróbuj wizyty w
jakimś Spa? Chyba, że…
Zawiesiła dramatycznie głos, zastanawiając się
nad czymś.
- No wykrztuś to.
- Chyba, że potrzebujesz chwili samotności gdzieś
dalej.
Nie zrozumiałam jej. Widząc moją skonsternowaną
minę, wyjaśniła.
- Moja kuzynka mieszka we Włoszech. Myślę, że
mogłaby cię przenocować. Myślę jednak, że najlepiej zadziałałoby to, gdybyś
odłączyła się od wszystkiego.
- Przemyślę to.
***
Zwykle, jeśli ludzie
się zmieniają, ta zmiana nie jest pozytywna. Ciężko jest ulepszyć swój
charakter, nadać mu głębi, stać się po prostu lepszym. Z upływem lat, nasze
charaktery nabierają wyrazistości, jednak czasami ktoś zaczyna nas tłamsić i
dusi wszystko w zarodku.
Jeszcze kilka lat temu
miałam dalekosiężne plany. Wykształcenie, praca, miłość. Teoretycznie znalazłam
wszystko. No właśnie, teoretycznie. Mój związek z Johnem, był tak naprawdę
pierwszym, aż tak poważnym, przez co czułam się, jakbym brodziła. Dałam się
stłamsić. Zniszczyć to, nad czym pracowałam lata, dla głupiego zakochania.
Zmieniłam się w szarą myszkę, zależną od kogoś, kto podobno mnie kochał. Zbyt
długo zajęło mi uświadomienie tego sobie. Kuliłam się ze strachu, bałam się
stanąć naprzeciw problemom i je zwalczyć. Starczy tego.
Callie, czas wrócić do
dawnej siebie i zawalczyć o swoje życie.
Punkt pierwszy – John.
- Hej Meg! –
Przywitałam się wesoło z asystentką mojego byłego.
- Callie? – W jej
głosie słyszałam niedowierzanie.
- We własnej osobie.
Mam do ciebie prośbę, mogłabyś mnie gdzieś wcisnąć w grafik Johna, najlepiej
dziś w porze lunchu?
Doszedł mnie szelest
przerzucanych kartek papieru.
- Ma wolne piętnaście
po trzynastej. Pasuje ci?
- Tak, będzie idealnie.
Masseria Dei Vini, tylko proszę nie mów mu, że to ja.
- Nie ma problemu.
Pewnie będzie trochę marudził, ale dam radę.
- Dzięki wielkie.
Jestem twoją dłużniczką.
Szybko się rozłączyłam
i skierowałam się w stronę szafy. Dzisiejszy dzień zapowiadał się ekscytująco.
Wybrałam ciemnozielony kostium i czarne szpilki, jedne z wyższych, jakie
posiadałam. Czułam się w nich kobieco i pewnie, a tego potrzebowałam. Po
porannej toalecie, nałożeniu makijażu, zatuszowaniu podkrążonych oczu, byłam
gotowa do wyjścia. Spakowałam jeszcze tablet i akta, nad którymi obecnie
pracowałam, do wysłużonej aktówki. No to w drogę. Aj waj!
Dzień zleciał w
mgnieniu oka. Obstawiałam, że raczej będzie mi się dłużyło, ale o dziwo tak
pochłonęły mnie obowiązki, iż o mały włos nie spóźniłam się na lunch. W
restauracji w takich godzinach zwykle nie było ogromnego tłumu. Rezerwację
wykonałam rano, także szybko zajęłam miejsce wskazane przez kelnerkę i
zamówiłam wodę z miętą, w oczekiwaniu. Po pięciu minutach, w czasie, kiedy
sączyłam spokojnie napój, do stolika podszedł John.
Niedowierzanie? To mało
powiedziane.
- Callie? – Kompletny
szok, to już lepiej.
- Siadaj John. Wiem, że
masz napięty grafik, także uwińmy się szybko.
- Tak, nie ma sprawy. –
Uśmiechnął się zalotnie, ale ten uśmiech już na mnie nie działał. Widziałam, że
odzyskał swoją pewność siebie.
Zamówiliśmy jedzenie i
w między czasie zaczęłam temat.
- To spotkanie nie jest
moim powrotem do ciebie – oznajmiłam chłodno i rzeczowo. – Także nie wyobrażaj
sobie zbyt wiele. Wiem, że możesz czuć się zraniony, ale chyba ja jestem tą,
która więcej przeszła.
- Cal, wiesz, jak mi na
tobie zależy. Daj mi jeszcze jedną szansę, a…
- Nie. Jestem tutaj,
żeby zakończyć to raz na zawsze. Masz mnie zostawić w spokoju i nigdy więcej
nie waż się pojawiać w otoczeniu moim, albo moich bliskich, a tym bardziej nam
grozić.
Widziałam złość w jago
oczach, mimo tego kontynuowałam.
- Albo się do tego
zastosujesz, albo to ja zrujnuję twoją karierę. Pamiętaj, że wiem więcej niż
ktokolwiek inny.
Teraz owładnęła go
czysta furia. Wstrząsnęły nim dreszcze.
- Jak śmiesz? – Starał
się nie podnosić głosu, ale wiedziałam, że coś go trafiało.
- Tak samo jak ty.
Skinęłam na kelnerkę.
- Mogłabym dostać moje
ravioli na wynos?
- Nie ma najmniejszego
problemu, proszę chwilkę poczekać.
Nie chciałam dłużej
siedzieć w tym miejscu, dlatego podniosłam się za kelnerką i ruszyłam do baru,
zostawiając Johna na granicy wytrzymałości. To koniec. Szach mat.
Uśmiechnięta wróciłam
do biura, dzierżąc w ręce pudełko z jedzeniem.
- Widzę, że w końcu
odzyskałaś humor. Jullian? – Zapytała Ruby.
- Nie tym razem, ale
czuję, że teraz wszystko będzie lepiej.
- Zuch dziewczyna.
O trzeciej spotkałam
się z Johnsonem, w sprawie nowego budynku jego firmy deweloperskiej.
Współpracowaliśmy ze sobą już drugi rok. Johnson był miłym starszym panem,
kompletnie oddanym swojej pracy.
- Mam dla pana kilka
propozycji lokali, w miarę dogodna lokalizacja.
Rozłożyłam teczki na
stole.