środa, 21 października 2015

Call me IV

Usiadł na parapecie i oglądając panoramę miasta wcisnął zieloną słuchawkę przy jej imieniu. Wybiła osiemnasta. Odebrała po dwóch sygnałach. Powietrze wstrzymywane przez ostatnie dziesięć minut opuściło jego płuca.

- Hej, nie przeszkadzam?- Zapytał.

- Hej. Nie. Jesteś bardzo punktualny – rzuciła mimochodem, patrząc na zegarek wiszący w kuchni.

- To tylko jedna z moich zalet. Kto wie, może uda ci się poznać ich znacznie więcej.

Za bardzo się denerwował i zaczął rzucać tymi beznadziejnymi tekstami.

- Przepraszam Callie, ale trochę się stresuję. Nie chcę żebyś wzięła mnie za dupka, bo taki nie jestem.

- Nie masz się czym denerwować – uśmiechnęła się. – Jak ci minął dzień?

Proste pytanie.

- Strasznie nudno. Miałem dziś wolny dzień, więc udało mi się trochę pospać. Po wczorajszym pilnowaniu Tobiego, to mój siostrzeniec, czułem się trochę wykończony.

- Jesteś jego ulubionym wujkiem?

- Myślę, że to bardzo prawdopodobne. Nie umiem mu odmawiać. Zresztą żadnemu dziecku nie umiałbym odmówić.

- Och. – To było takie urocze. Co prawda mógł kłamać, ale w jego głosie czuła, że mówi jej prawdę.
- A jak tobie minął dzień?

- Tragedia. Szef kazał mi przyjść do pracy w sobotę. I to akurat wtedy, kiedy mam ostatni egzamin. Nie dość, że się stresuję zaliczeniem, to jeszcze na głowę spadło mi finalizowanie jakiejś ważnej umowy. A miałam ochotę od razu po wyjściu z sali uciec do pierwszego lepszego baru i upić się z przyjaciółką.

- A egzaminy nie są przypadkiem rano? – Zapytał.

- Tak i co z tego?

- No nieźle, chyba trafiłem na alkoholiczkę – powiedział żartobliwie. Żeby się tak upijać w ciągu dnia.

- Oj daj spokój. Jestem pewna, że tobie nie raz się coś takiego przytrafiło.

- Touche.

No cóż miała rację.

- Gdybyś szukała kompana do picia, to wystarczy sms i będę na miejscu. – Liczył, że uda mu się z nią umówić, ale ona nie była do tego taka chętna. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

- Moja przyjaciółka jest bardzo zazdrosna, także musisz mi wybaczyć, ale tym razem nic z tego. – Ruth pewnie by jej wybaczyła, ale nie czuła się jeszcze gotowa na to spotkanie. W końcu facet mógł być pedofilem lub seryjnym zabójcą, a na takie atrakcje nie miała ochoty.

- Trzymam cię za słowo. – Trochę zrobiło mu się przykro, ale nie dał tego po sobie poznać. – Co studiujesz?

- Prawo. Właściwie to już moje ostatnie zaliczenia i jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, w końcu zmienię pracę.

- Szef ci nie pasuje?

- Raczej cała kadra. Jestem tu tylko na stażu. Większość pracowników to faceci, więc możesz się domyślić, co muszę tu przeżywać.

- Taka piękna i inteligentna dziewczyna, jak ty faktycznie musi mieć ciężko.

- Skąd przypuszczenie, że jestem piękna? Równie dobrze możesz teraz rozmawiać z grubym, piegowatym rudzielcem.

- Jesteś piękna duchem. Nie liczy się twój wygląd. Jak dla mnie możesz być największą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem, a i tak będę z tobą rozmawiał i nadal będę liczył na to, że dasz mi siebie poznać w prawdziwym życiu.

Zarumieniła się.

- Dziękuję, ale ja nie mogłabym się pokazać na ulicy z kimś chudszym ode mnie, dlatego mam nadzieję, że i ty masz nieco więcej kilogramów. Jeśli nie, no to przykro mi, ale ta znajomość nie ma sensu – rzuciła żartobliwie. Chciało jej się śmiać.

- No cóż, chyba muszę zacząć chodzić częściej do McDonalda, bo nie zamierzam rezygnować z naszych rozmów – odpowiedział tym samym tonem.

- Kto wie, może tam się kiedyś spotkamy. – Uśmiechnęła się do telefonu.

- Możliwe.

- A ty, Jullianie, czym się zajmujesz?

- Jestem barmanem. Nic nadzwyczajnego, ale to lubię.

- I ty miałeś ochotę iść ze mną się napić? Po takiej pracy, chyba nie tykałabym alkoholu.

- Dla ciebie bym się poświęcił.

- Jullianie, mogłabym cię o coś zapytać? – Zabrzmiało to poważnie.

- Zaczynam się bać.

- Czy ty masz kogoś? No wiesz, żonę, dziewczynę?

- Nie. Jedyną kobietą w moim życiu jest dmuchana lalka schowana pod łóżkiem, ale nie sądzę, żeby była zbytnio zazdrosna.

Roześmiali się. Ich śmiechy się dopełniały, w jakiś przedziwny sposób łącząc się w jeden.

- A ty Callie? Bo wiesz, nie chciałbym niszczyć twojego związku, przez moje widzi mi się. Jednak uprzedzam cię, nie ważne, co odpowiesz i tak będę cię nękał telefonami do końca twoich dni.

- Nie.

- Cieszy mnie to. To znaczy, że mam większe szanse. – Prawie skakał z radości.

- Jaasne. Przepraszam, ale musze iść powtarzać.

- Nie przejmuj się mną. Zadzwonię jutro. O tej samej porze?

- Pewnie.

- Miłej nauki, Callie.


- Słodkich snów, Jullianie.

wtorek, 13 października 2015

Call me. III

- Jullian –

- Wujku, pogramy w chińczyka? – Zapytał mój ukochany siostrzeniec Toby. Nie potrafiłem odmówić temu czteroletniemu szkrabowi. Zresztą chyba żadnemu dziecku nie mógłbym odmówić. Kiedy byłem mały moi rodzice nie rozpieszczali mnie. Rzadko dostawałem od nich coś, czego chciałem, mimo że nie narzekaliśmy na brak pieniędzy, dlatego za jeden ze swoich celów życiowych ustanowiłem sobie uszczęśliwianie dzieci. Nie chciałem, żeby odczuwały ten smutek i rozczarowanie, które ja kiedyś czułem. Z tą inicjatywą przyłączyłem się do wolontariatu w mojej dzielnicy. Mniej więcej dwa razy w tygodni odwiedzałem miejscowy dom dziecka, w którym zabawiałem dzieciaki opowiadając historyjki, grając z nimi w gry, wymyślając różnego rodzaju łamigłówki. W święta przebierałem się za Mikołaja lub Zajączka Wielkanocnego i przynosiłem im prezenty. Nie były to szczególnie drogie zabawki, ale radość, jaką wywoływały napełniała moje serce i sprawiała, że przez całe dnie chodziłem z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Pewnie – odpowiedziałem i poszedłem do jego pokoju po pudełko. Dobrze, że Katie do mnie zadzwoniła. Nie wyobrażałem sobie lepszego sposobu na spędzenie tego wieczoru.

Rozłożyłem planszę, po czym zostawiłem Tobiego, żeby poustawiał nam pionki, w czasie gdy ja udałem się po sok i szklanki. No dobra może to nie był wymarzony plan na ten wieczór. Zdecydowanie wolałbym w tym czasie wisieć na telefonie jak ostatnia sierota i rozmawiać z Callie. Kompletnie mi odwaliło. Czułem się trochę jak psychopata. Od naszej rozmowy minęły już dwie godziny, a ja zdążyłem już setki razy wyobrazić sobie jej twarz, włosy, figurę. Ciężko było dopasować to sobie do głosu, ale nie mogłem powstrzymać mojej wybujałej wyobraźni.

Graliśmy w warcaby około pół godziny, kiedy zauważyłem, że Tobiemu oczy się zamykają. Podniosłem go z dywanu i zaniosłem do łóżka. Sam posprzątałem resztę zabawek i zająłem miejsce przed telewizorem. Do powrotu Kate i Marcela została godzina. Byli na kolacji z naszą mamą. Też dostałem zaproszenie, ale raczej z grzeczności. Ostatni raz widziałem ją dwa lata temu na pogrzebie ojca. Jakiś czas wcześniej wyprowadziłem się z domu. Miałem dość tego, że chcą zaplanować moje życie. Nie potrzebowałem ich pieniędzy, ani pracy w rodzinnej firmie, którą teraz zarządzał Marcel. Po prostu nie fascynowało mnie to, a właściwie tego nie znosiłem. Zdziwiło mnie, że ojciec nie zablokował mojego konta, ale w sumie to się z tego cieszę. Dzięki temu wspieram dom dziecka, w którym jak już mówiłem jestem wolontariuszem. 

Mimo ukończonych studiów z zarządzania, na które namówiła mnie matka, pracuję obecnie jako barman w jednym z okolicznych barów. To szczerze mówiąc całkiem niezła fucha. Bar ten znajduje się w dzielnicy wielkich giełd finansowych, stąd też odwiedzają go w większości grube ryby. Jednak nie mogę się skarżyć na braki ładnych dziewczyn. Jest ich dość sporo, ale mimo tego nie poznałem żadnej, która przyciągałaby do siebie czymś więcej niż oszałamiającym wyglądem. A możecie mi wierzyć, próbowałem wyciągnąć z nich trochę rozumu – nie udało się. Chciały się tylko zabawić, a kim jestem, żeby odmawiać chętnej kobiecie? Czasami wracały kilkakrotnie, ale nie zdecydowałem się na związek z żadną z nich. No cóż, tak to bywa.

Moje życie nie jest tak interesujące, jakby się mogło wydawać. Z jednej strony młody, dość przystojny facet, natomiast z drugiej mól książkowy. Tak, książkowy. Uwielbiam wieczorem usiąść w fotelu, z kubkiem ciepłej herbaty i poczytać dobry kryminał. Moim kompletnym idolem jest Harlan Coben. Chciałbym kiedyś napisać coś tak dobrego, jak on, ale mam słomiany zapał i już po kilku rozdziałach straciłbym wątek. Dlatego pozostaje mi czytanie. Właśnie czytaniem postanowiłem się zająć do powrotu siostry. Jako, że mamy taki sam gust, chwyciłem „Mistyfikację” mojego ulubionego autora z jej półki i zagłębiłem się z lekturze. Ciężko było mi się skupić. Rozmyślałem ciągle o Callie. Próbowałem ją sobie wyobrazić, co było cholernie trudne, ze względu na brak jakiegokolwiek punktu odniesienia.

Na całe szczęście moim cierpieniom psychicznym na ratunek przybyła moja siostra. Padła obok mnie na kanapę i bezczelnie wyrwała mi książkę z rąk.

- Hej! – Krzyknąłem na nią oburzony.

- Oj Jullian nie udawaj, że czytałeś. Znam cię i wiem, ze twoje myśli były daleko stąd. To…, kim jest ta panna i czy istnieje szansa, że ją poznam? – Bezpośrednia, jak zawsze.

Jako, że zawsze starałem się przy niej być szczery, także tym razem nie połakomiłem się na kłamstwo, które mogłoby mnie uratować przed gradem pytań.

- Poznałem ją przypadkiem i w sumie wcale jej nie znam, także ty również nie masz na to szans. A teraz oddawaj książkę!

- Poproś ładnie, to może ci ją pożyczę.

Mała szantażystka.

- Prooszę.

- Ujdzie. – Z ociąganiem oddała mi powieść.

Pożegnałem się z nią i z Marcelem, którego do tej pory nie zauważyłem i ruszyłem w drogę powrotną do domu. Jutro miałem dzień wolny, także postanowiłem się wyspać.

Otwierając drzwi byłem przygotowany na atak ze strony mojego ukochanego buldoga – Timiego. Całym sercem kochałem tego psiaka. Dostałem go na urodziny od Katie. Mimo tego, że pomieszkiwał ze mną dopiero od trzech miesięcy, bardzo się do siebie przywiązaliśmy.


- No chodź Tim. Zaraz nałożę ci coś do jedzenia, a potem lecimy w kimę stary.

sobota, 10 października 2015

Call me II

- Callie -

Zakładając mój zwyczajowy mundurek – białą koszulę z długim rękawem, czarną, ołówkową spódnicę do kolan i czarne szpilki – myślałam tylko o tym, ile czasu muszę się jeszcze męczyć na stażu u tego idioty Thomasa. Jego mała kancelaria prawna była jedyną, w której znalazło się jeszcze miejsce dla 24- letniej stażystki. Ostatni rok studiów prawniczych był prawdziwą udręką, ale ostatecznie zostało mi już tylko kilka egzaminów i koniec. A żeby życie nie było nudne dołożyłam sobie do tego nisko płatny staż. A mogłam iść pracować, jako kelnerka.

W rzeczonej kancelarii pracują w większości mężczyźni. Nie mają zbyt wielu okazji, żeby poprzypatrywać się kobietom w ciągu swojego dziesięciogodzinnego dnia pracy, dlatego za każdym razem, kiedy ja lub druga stażystka Ruth przechodzimy w ich pobliżu, czujemy się jak zwierzęta w zoo. Nie wiem, co im daje to gapienie. Chłopaki nie żeby coś, ale to tylko nas do was zniechęca. Wasze komentarze też nie pomagają. To ŻAŁOSNE. Chcemy od was szacunku, czy to tak dużo? Wiele razy chciałam im to wygarnąć, ale nie chcę stracić pracy. Niestety, ale moi rodzice nie są miliarderami, więc staram się ich trochę odciążyć sama się utrzymując.

Od szesnastego roku życia pracuję. Zaczęłam od małej kawiarni na obrzeżach miasteczka, w którym mieszkałam, a potem łapałam już, co się dało. Udało mi się trochę odłożyć, także nie jest najgorzej. Co prawda, w mojej lodówce nie wiele można znaleźć, ale mój organizm na szczęście współpracuje i nie wymaga ode mnie więcej niż sama mu daję.

Kiedy byłam dzieckiem na siłę chciałam dorosnąć. Teraz błagam o chociażby jeden dzień, w którym stałabym się na powrót dzieckiem. Po ponad dwunastu godzinach na nogach nie mam siły, ba nie mam nawet czasu, by sięgnąć po książkę na odprężenie. Już niedługo to się trochę zmieni. A do tego czasu będę pić butelkami wodę z sokiem z cytryny – działa to całkiem nieźle i nie niszczy tak serca, jak kawa.

Kiedy spoglądam na papiery piętrzące się na małym biurku stojącym pod oknem, aż chce mi się wymiotować. Z dnia na dzień staję się coraz większym odludkiem. Dom, praca w domu, staż, studia, dom i praca w nim. Chyba panu Thomasowi wyleciało z głowy, że jestem tylko stażystką i nadal studiuję. Albo po prostu, aż tak wierzy w moje umiejętności.

Cholera, zaraz się spóźnię!

Rzuciłam sobie jeszcze szybkie spojrzenie w lusterku, poprawiając swoje kasztanowe włosy i łapiąc po drodze torebkę oraz część dokumentów z biurka, wybiegłam z domu. Buty, które miałam na sobie nie nadawały się do biegu, ale mimo to postanowiłam je wypróbować. Do budynku kancelarii nie miałam daleko, dlatego starałam się tam chodzić pieszo. Po części było to spowodowane również chęcią utrzymania kondycji, nie mając czasu na biegi, ani pieniędzy, żeby zainwestować w siłownię. Mijając slalomem całe salwy ludzi, po piętnastu minutach dotarłam do budynku. Przywitałam się z Carlem – odźwiernym, rzuciłam mu uśmiech i wsiadłam do windy, uspokajając oddech. Do przyjścia szefa zostały mi dwie minuty, a musiałam mu jeszcze zaparzyć i zanieść do biura kawę. Wysiadłam na czwartym piętrze i od razu rzuciłam się w kierunku kuchni, po drodze rzucając swoje rzeczy na stolik.

Do pokoju Thomasa weszłam kilka sekund przed nim.

- Dzień dobry panno Wilson.

- Witam panie Thomas. Właśnie szłam po pańską pocztę. Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić? – Zapytałam z wymuszonym uśmiechem.

- Nie, to wystarczy. A właściwie … W piątek wyjeżdżam na weekend z rodziną. Jest pani jednym z moich najbardziej zaufanych pracowników. Czy mogłaby pani przyjść tutaj w sobotę i dopilnować, żeby sprawa Karla Robertsa została zamknięta bez jakichkolwiek problemów?

- W sobotę mam egzamin…

- To będzie tylko kilka formalności. Może tu pani przyjść po nim. Oczywiście będę o tym pamiętał przy wypłacie.

No to był mocny argument. Nie bardzo chciało mi się przywlekać tu w sobotę swoich czterech liter, ale dodatkowe pieniądze były mile widziane.

- Zrobię, co w mojej mocy.

- To by było na tyle.

Wyszłam, cicho zamykając drzwi jego gabinetu.

- Callie!

Piskliwy głos mojej przyjaciółki uzmysłowił mi jej obecność w biurze. Ruth była wysoką blondynką, o ogromnych, niebieskich oczach. Odkąd pierwszy raz ją zobaczyłam, zastanawiałam się, jakim cudem nie zrobiła kariery, jako modelka. Miała idealne proporcje, a do tego wyglądała jak wyjęta z obrazka. Miała dwadzieścia cztery lata, podobnie jak ja. Dobrze się z nią dogadywałam, choć w pewnych momentach irytowała mnie swoją postawą typowej „głupiej blondynki”, którą, tak swoją drogą nie była. Uczyła się nawet lepiej ode mnie i miała gadane. Kiedy coś jej się nie podobało mówiła to nie zwracając uwagi, że może to być niestosowne. Była moją idolką.

- Znowu cię za coś ochrzanił? – Zapytała konspiracyjnym szeptem.

-Nie tym razem – odparłam, siadając na obrotowym krześle. Obróciłam się dwa razy dookoła własnej osi, podtrzymując w Ruth napięcie. – Wyjeżdża na weekend i prosił, żeby w sobotę przypilnowała sprawy Robertsa, wiesz tego jego przyjaciela od tenisa.

- Niski, gruby, ale nadziany?

Uśmiechnęłam się szeroko, potakując.

- Dokładnie ten.

- A czy ty przypadkiem nie masz w sobotę o dziewiątej egzaminu? Zdążysz?

- Roberts ma tu być dopiero o dwunastej, więc myślę, że dam sobie radę.

- No tak, ty i to twoje idealne poczucie czasu. Pamiętasz, że o szesnastej idziemy to oblewać?

Zapomniałam chyba wspomnieć, że Ruth uwielbia od czasu do czasu trochę wypić. Dla niej każda okazja jest dobra. Nie żebym uważała ją za alkoholiczkę, czy coś w tym rodzaju.

- Jasne, że pamiętam. Tylko nie znajdź sobie jakiegoś lepszego towarzystwa ode mnie, bo wiem gdzie mieszkasz i nie zawaham się przerwać wam zabawy – rzuciłam, z chytrym spojrzeniem.

- Gdzieżbym śmiała? – Odparła, również się uśmiechając. I w tym momencie z biura wylazł nasz szanowny szef, przerywając nam rozmowę. Nie zdążyłam opowiedzieć Ruth o wczorajszym telefonie. Nic straconego, bo zrobiłam to przy lunchu, na który tym razem o dziwo dostałam zezwolenie.

Siedząc w kawiarni naprzeciw budynku biura, streściłam przyjaciółce wczorajszą rozmowę, z niejakim Jullianem.

- To urocze – skomentowała. – Niech zgadnę, nie możesz się już doczekać, aż usłyszysz jego karmelowy głos?

- Aż tak mi nie odbiło. Nie wiem, co o tym myśleć, dlatego się do ciebie zwracam. Jak myślisz, czy, jeśli dziś zadzwoni, powinnam odebrać? A jeżeli tak, to o czym mam rozmawiać z człowiekiem, którego kompletnie nie znam?

- Trochę spontaniczności Cal. Wiem, że nie wierzysz w zbiegi okoliczności, ale może tak właśnie miało być. Jestem pewna, że zadzwoni i jak najbardziej powinnaś z nim gadać, tylko nie zdradzaj mu numeru swojego konta bankowego.

- Ohh Ruth, za kogo ty mnie masz? – Uśmiechnęłam się, popijając bezkofeinowe latte.


- Tak tylko się upewniam. Zdaj się na intuicję.

sobota, 3 października 2015

Call me I

Hej kochani! :)
Tak sobie zaczęłam ostatnio myśleć, że może by tak tu wrzucać nowe rozdziały Call me, w końcu nie każdy lubi czytać na wattpadzie. Także oto pierwszy rozdział :D
-------------------

- Słucham? – W słuchawce rozbrzmiał nieznany kobiecy głos.

- Katie? – Zapytał zdezorientowany. Był prawie pewien, że to nie jego siostra. Może znowu pomylił numery? Dość często mu się to zdarzało, ale tym razem nie był na siebie wkurzony. Ten głos działał jak miód na jego serce. Delikatnie przeciągane samogłoski, które od razu wychwycił, sprawiły, że nie chciał się rozłączyć, jak zazwyczaj mówiąc tylko „Przepraszam pomyłka”.

- Nie. Mogłabym się dowiedzieć, z kim rozmawiam?

Zapragnął poznać swoją rozmówczynię.

- Jullian. Jullian Moore. Musiałem źle zapisać numery. Bardzo panią przepraszam, ale chyba nie dosłyszałem imienia.

Tani chwyt, ale może zadziała. Miał ogromną nadzieję, że się nie rozłączy.

- Callie. Przykro mi, że nie dodzwoniłeś się tam gdzie chciałeś.

- Uwierz mi, w tej chwili nie chciałbym rozmawiać z nikim innym, Callie. – Jej imię brzmiało tak, delikatnie, doskonale pasowało do głosu.

- Ohh. – Trochę się speszyła tymi słowami, jednak miło było usłyszeć to, zwłaszcza po takim dniu. Szef nieustannie miał do niej o coś pretensje. Głowa bolała ją już od tych krzyków. Na domiar złego rano wylała na siebie kawę i przez cały dzień zmuszona była chodzić w ubrudzonej koszuli, jako, że szef nie pozwolił jej się ruszyć z biura chociażby na pięć minut. – Może w takim razie zdradziłbyś mi, do kogo próbowałeś się dodzwonić?

- Katie to moja młodsza siostra. Miałem dziś przypilnować jej syna, ale chyba nic z tego nie wyjdzie, skoro nie mam jak się z nią skontaktować. Widzisz niedawno przeprowadziła się do miasta i nie znam jej nowego adresu. – Swobodnie się nią rozmawiało. Zresztą dużo łatwiej jest zwierzyć się obcej osobie, niż komuś znajomemu.

- Przykro mi. A ona nie ma twojego numeru?

- Masz mnie – zaśmiał się. – Chciałem po prostu podtrzymać rozmowę.

- Podtrzymać rozmowę? – Na jej twarzy wykwitł uśmiech. Jej też na tym zaczynało zależeć. Leżała na swoim małym, niewygodnym łóżku i wpatrywała się w ledwo widoczne w świetle zachodzącego słońca gwiazdy, namalowane na suficie fluorescencyjnym sprayem. Miała takie w swoim starym pokoju.

- Dokładnie. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, biorąc pod uwagę, że znamy się od kilku minut i w dodatku poznaliśmy się przez przypadkowy telefon, ale co byś powiedziała na to, żebyśmy od dziś rozmawiali tak ze sobą codziennie? Mogę dzwonić do ciebie o tej samej porze, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.

- Niby po co mielibyśmy to robić? – Zapytała, chociaż czuła, że zna tę właściwą odpowiedź.

- Masz rację, to głupie. Przepraszam, że w ogóle z czymś takim wyskoczyłem, przecież mnie nie znasz…

- Jednak czuję, jakbyśmy się już kiedyś spotkali. Jullianie wcale nie uważam tego za głupi pomysł, no może nie aż tak głupi, jak ci się wydaje. Z przyjemnością zgadzam się na taki układ.

Ulżyło mu, że nie uważa go za skończonego wariata.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. – Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. – To co byś powiedziała na 20?

- Idealnie – wyszeptała.

- Przepraszam cię, ale muszę się rozłączyć. Zadzwonię jutro o 20.

- Do usłyszenia jutro, Jullianie.


- Do jutra, Callie.