środa, 29 stycznia 2014

nie mieszaj się cz.9

- Hej mała, zaczekaj!

Obróciłam się i stanęłam z nim twarzą w twarz. Po dokładnym przyjrzeniu, stwierdziłam, iż całkiem niezłe z niego ciacho.

- Tak?

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Miałem nadzieję, że lepiej cię poznam. Najlepiej dziś wieczorem w moim apartamencie – uśmiechnął się zalotnie.

- Kotku, przykro mi, ale nie zaliczam się do takich dziewczyn.

Chyba go zaintrygowałam, bo nie zrezygnował.

- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić cię na randkę. Powiedz mi, gdzie mieszkasz, to po ciebie jutro wpadnę. Może być koło szóstej?

- Żartujesz sobie ze mnie? Kto w ogóle powiedział, że ja chcę cię poznać?

Chyba nie był przyzwyczajony do odmowy. Wydawało mi się, że jeśli za chwilę nie usłyszy ode mnie twierdzącej odpowiedzi, to się na mnie rzuci. Cóż, może i byłam silna, ale każdy głupi wie, że mała dziewczyna, chociażby nie wiem jaką siłę miała, nie ma szans z trzema dużymi chłopakami. Oczywiście pozostali dwaj to jego ochroniarze, stojący przy drzwiach klubu.

- Myślę, że jesteś na tyle mądrą dziewczynką, by wiedzieć, że mi nie można odmówić. Bądź tu jutro o osiemnastej.

- A jak mnie nie będzie, to co? – zapytałam zadziornie.

- Nie ma takiego miejsca na świecie, gdzie bym cię nie znalazł. Zbyt bardzo mi się spodobałaś skarbie, żebym tak szybko odpuścił. W takim razie do jutra. – uśmiechnął się i wszedł z powrotem do klubu.

Czułam, jak kamień spada mi z serca. Pierwsze starcie miałam z głowy. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo dowiedzieć się czegoś od niego, ale jakoś musiałam to zrobić.

Wróciłam taksówką do motelu. Pod moim pokojem już czekał Hubert, gotowy wysłuchać mojego sprawozdania. Streściłam zdarzenia dzisiejszego wieczora. Wydawało mi się, że jak na pierwszy raz dobrze mi poszło. Zjedliśmy przyniesione przez mojego przyjaciela pączki i zaczęliśmy oglądać jakieś romansidło. Po kilkunastu minutach zasnęłam na kolanach Hubcia.

Było mi tak wygodnie. Jeszcze nigdy nie miałam tak miękkiej poduszki. Jemu najwyraźniej też było wygodnie, bo, kiedy się obudziłam, spał pode mną. Wyglądał tak niegroźnie i niewinnie. Powoli podniosłam się i dałam mu buziaka w nos. Zaczął się wiercić i w końcu owinął swoje ramiona wokół mnie i przyciągnął moje ciało do swojego, nie dając mi szansy, bym się wymknęła. Otworzył oczy i spojrzał na mnie swoimi zielonymi tęczówkami.

- Dzień dobry – szepnął.

- Dzień dobry – dałam mu buziaka w policzek i spróbowałam się wyślizgnąć. Na całe szczęście rozluźnij swój ucisk i mi się udało. – No to, co powiesz na śniadanko? Może naleśniki? – zaproponowałam.

- Jasne, czemu nie.

- No to świetnie. To ja idę się przebrać, a ty bierz się do roboty – rzuciłam mu rozbrajający uśmiech i jak najszybciej wślizgnęłam się do łazienki. Usłyszałam jeszcze dźwięk uderzającej o drzwi poduszki.

- Też cię kocham – krzyknęłam.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

nie mieszaj się cz.8

od teraz kolejne rozdziały nie mieszaj się będą się pojawiały w poniedziałki i środy, ze względu na to, że chciałabym mieć już choć z jednym opowiadaniem spokój przez ferie. liczę na wasze opinie :D
-----------------

Przez kolejny miesiąc, umiejętnie śledziłam, z niewielką pomocą Huberta, każdy ruch Jakuba Fantoma. Notatki i zdjęcia walały się po podłodze mojego pokoju. Ledwo dało się przejść. W końcu dopięłam wszystko na ostatni guzik i byłam gotowa do wykonania zadania.

Około godziny piętnastej zaczęłam szykować się do wyjścia na miasto. Nie miałam zbyt wielkiej wprawy w malowaniu się, dlatego trochę mi to zajęło. Na całe szczęście, koniec końców udało mi się osiągnąć wymarzony efekt. Włosy zakręciłam lekko lokówką i spryskałam lakierem, aby zbyt szybko się nie rozwaliły. Założyłam czarne spodnie, gorset, skórzaną kurtkę i szpilki, po czym chwytając małą kopertówkę, wyszłam z pokoju. Po drodze do głównego wyjścia dałam jeszcze znać Hubertowi.

W trakcie obserwacji zauważyłam, że Kuba ze swoimi przyjaciółmi najbardziej lubią przesiadywać w otwartym rok temu klubie „Life”. Specjalnie wyszłam wcześniej, by móc jeszcze trochę pozwiedzać.

Gdańsk wieczorem wygląda niesamowicie. Oświetlone ulice sprzyjają spacerom. Mimo zaludnionych ścieżek, miło się chodziło. Punktualnie o dwudziestej byłam pod klubem.
Kolejka była bardzo długa, jednak dzięki moim atutom udało mi się w miarę szybko wejść do środka. Od razu poraziły mnie różnokolorowe światła. Na parkiecie już tańczyło sporo ludzi. Patrząc na niektórych, można było domyślić się, że są za młodzi na takie miejsce.
Usiadłam na stołku przy barze i zamówiłam margaritę na rozluźnienie. W końcu musiałam idealnie odegrać dziś swoją rolę. Dość szybko opróżniłam wysoki kieliszek,
zostawiając na, nim ślady czerwonej szminki. Wmieszałam się w tłum i zaczęłam tańczyć.
Po kilku minutach wokół mnie ustawił się wianuszek mężczyzn w różnym wieku, jednak nie dostrzegłam wśród nich tego właściwego. Już po przeczytaniu jego opisu , znalezionego w kopercie wiedziałam, że mój cel ma około metr dziewięćdziesiąt wzrostu, kruczoczarne włosy i ciemno-niebieskie oczy. Cóż, nie zauważyłam tu dziś kogoś takiego.

Straciłam nadzieję i zaczęłam zbierać się do wyjścia, w końcu byłam już tu dwie godziny, kiedy usłyszałam za sobą męski głos.

- Ej dziunia! A mnie nie zaszczycisz, chociażby jednym tańcem? – obróciłam się na pięcie, gotowa dać w twarz nieznajomemu, ale zorientowałam się, że jest on osobą, na którą czekałam.

- To zależy od tego, czy dasz radę mi dorównać – odparłam.

Wokół słyszałam pogwizdywanie, jednak byłam zbyt skupiona na oczach Kuby. Widziałam w nich, że nie zamierza poddać się bez walki. Zaczęliśmy tańczyć. Nasze ruchy idealnie się zgrywały. Nie wiedziałam, jak coś takiego w ogóle jest możliwe.

Piosenka nie należała do długich i już po chwili słyszałam zupełnie inne nuty. Przysunęłam się do chłopaka, tak blisko, że mógł poczuć moje dość delikatne perfumy, wymieszane z odrobiną potu i szepnęłam mu do ucha.

- Całkiem nieźle, jak na lansiarza.


Po tych słowach wyszłam z klubu. Miałam nadzieję, że pójdzie za mną i na całe szczęście się nie pomyliłam.

sobota, 25 stycznia 2014

ever liar 21

tak dużo opisu ;p mam nadzieję, że się wam spodoba :)
----------------------
Po przeżyciach dzisiejszej nocy postanowiłam, że po szkole odwiedzę babcię. Co prawda nie mieszkała w naszym mieście, ale musiałam ją zobaczyć.

W szkole nikt nie zwracał już na mnie uwagi, z wyjątkiem Nicka. Czułam na sobie jego wzrok, ale kiedy patrzyłam w jego kierunku odwracał głowę lub całował się z Violett. Jak idealnie się dobrali. Po konfrontacji we śnie, który musiał być jawą, stwierdziłam, że czas ruszyć dalej i wziąć się za siebie. Nie będę przecież wiecznie młoda, a jak mawiała moja mama „tego kwiata jest pół świata”, tak, więc mam, w czym wybierać. Żyje się dalej.

Dostałam dziś jedynkę z historii. Sama nie wiem dokładnie za co, przecież odpowiedziałam dobrze na pytania. To wszystko jest jakieś pokręcone. Jak na złość, kiedy siedziałam na ostatniej lekcji zaczął padać śnieg. Niby nie powinno mnie to dziwić, w końcu jest grudzień.

Po szkole szybko zawinęłam się na dworzec i wsiadłam do pociągu. Ze mną w przedziale usiadł jakiś młody chłopak. W pewnym momencie zaczęliśmy rozmawiać, żeby umilić sobie podróż. Okazało się, że ma na imię Ed i też jedzie do Lexington. Miło nam się rozmawiało. Sprawił, że zapomniałam na chwilę o swoich problemach. Zanim wysiedliśmy, wymieniliśmy się numerami telefonów. Dałam mu buziaka w policzek i ruszyłam w kierunku domu babci.

Drzwi były zamknięte. Dobrze, że kiedyś dorobiłam sobie klucz. Czasem zdarzało się babci zasnąć w środku dnia, co było zrozumiałe dla osoby w wieku 80 lat. Cicho weszłam do domu. Zdjęłam buty oraz przemoczoną kurtkę i udałam się do salonu. Babcia leżała przykryta kocem. Podeszłam do niej i pocałowałam ją w policzek, jednak, kiedy to zrobiłam, poczułam, że jest strasznie zimna. Sprawdziłam jej puls – nie było go. Odkryłam koc i o mało, co nie zwymiotowałam.

Brzuch mojej babci był rozpruty i okryty przesiąkniętą krwią szmatą. Łzy pojawiły się w moich oczach. Moja babcia nie żyła i nikt nie wiedziałby o tym, gdybym tu nie przyjechała.
Wykręciłam numer alarmowy i w oczekiwaniu na karetkę i policję, zadzwoniłam do mamy, by ją o tym poinformować. Dawno nie słyszałam jej płaczu. Powiedziała, że niedługo do mnie przyjedzie. Policja spisywała właśnie moje zeznania, kiedy nadjechali rodzice. Pobiegłam do nich i mocno się wtuliłam. Potrzebowałam bliskości osób, które mnie kochały, żeby trochę ochłonąć.

Kiedy weszłam po raz kolejny do pokoju babci, mój wisiorek zaczął mnie ciągnąć w stronę kominka. Znalazłam tam obluzowaną cegłę, a za nią kopertę. Schowałam ją do kieszeni kurtki. Mama kazała mi przejrzeć rzeczy babci. Chciała od razu zrobić tu porządek. Zbyt mocno bolało mnie to, że nie daje mi czasu na ochłonięcie, więc schowałam się w moim starym domku na drzewie, który kiedyś zbudował mi dziadek. Był to idealny moment na otwarcie koperty.
Drżącymi rękami rozerwałam papier i wyjęłam kartkę. Jej zawartość jeszcze bardziej mnie przygnębiła. Miałam ochotę ją spalić i sprawić by nigdy jej nie było, ale to ona mogła być jedyną podpowiedzią dotyczącą mojej prawdziwej natury.

Babcia pisała mi o tym, że w rzeczywistości jest, a właściwie była czarownicą. Prosiłabym nigdy się nie bała i nie poddawała, tak jak ona. Chciałabym odsunęła od siebie ciemność i zaakceptowała jasność, która może mnie zniszczyć. Nie wiedziałam, co to oznacza, ale zdecydowałam się pogadać o tym później z Mackiem. Na końcu dopisała mi jeszcze, żebym odważyła się śnić, bo sny czasami mówią więcej niż rzeczywistość, która nas otacza. Domyślałam się, że ma to coś wspólnego z moim dzisiejszym snem i tym, co do mnie w nim mówiła.


Tak bardzo będzie mi jej brakować. Dlaczego to stało się akurat teraz, kiedy mam do niej tyle pytań. Wiedziałam, że muszę znaleźć osobę za to odpowiedzialną i nie spocznę dopóki tego nie zrobię, choćbym miała zginąć.

środa, 22 stycznia 2014

nie mieszaj się cz.7

Obudziło mnie dzwonienie budzika. Szybko go wyłączyłam, by nie zbudzić Sandry i łapiąc po drodze luźne ubrania ruszyłam pod prysznic. Włosy związałam wysoko i pozwoliłam, by strugi letniej wody zmyły ze mnie wczorajsze zakupy.

Naszykowałam sobie torbę na drogę, do której spakowałam wodę, portfel, parę czasopism, jakieś ciastka, telefon i kopertę z zadaniem. Do tej pory wyjęłam z niej tylko kartę kredytową. Zdecydowałam, że informacje o moim obiekcie przeczytam w drodze do Gdańska. Przed wyjściem zajrzałam jeszcze do mojej przyjaciółki. Było mi smutno, że muszę ją opuścić, ale wiedziałam, że prędzej czy później się pozbieram. Zamknęłam za sobą drzwi i włożyłam klucz pod wycieraczkę wiedząc, że w najbliższym czasie nie będzie mi już potrzebny. Ciągnąc za sobą walizkę, wyszłam przed kamienicę równo z nadchodzącym z lewej Hubertem.

- Gotowa? – zapytał.

- Bardziej gotowa nie będę – odparłam po chwili.

- W takim razie ruszajmy.

Na peronie pojawiliśmy się dziesięć minut przed pociągiem. Gdy dojechał, Hubert zapakował nasze bagaże, a ja w tym czasie zajęłam wyznaczone nam miejsca. Nagle poczułam ogarniające mnie zmęczenie, więc, gdy tylko mój przyjaciel zajął miejsce obok mnie usnęłam wtulając się w jego pierś.

Musiałam przespać jakieś trzy godziny, bo, kiedy się obudziłam znajdowaliśmy się w Toruniu. Zauważyłam, że siedzący obok mnie Hubert trzyma w rękach kubek kawy.

- Mogę? – zapytałam, wskazując na napój.

- Jasne – odparł i podał mi go. – Tylko uważaj, bo gorące.

Jakie szczęście, że piliśmy taką samą kawę. Po wypiciu kilku łyków poczułam się niezwykle rozbudzona i pełna życia. Wyjęłam ciasteczka i poczęstowałam mojego przyjaciela. Wziął jedno i pochłonął je tak szybko, że, ledwo zdążyłam to zauważyć. Wyjęłam z torby gazetę i przez resztę drogi skupiłam się na jej przeczytaniu.

Nie wiem dokładnie, ile godzin minęło, ale po jakimś czasie Hubert dał mi znać, że jesteśmy na miejscu. Szybko wysiedliśmy z pociągu, zabraliśmy nasze bagaże i pojechaliśmy wynajętą uprzednio taksówką pod adres wskazany na kartce. Przed naszymi oczami wirowały kolorowe bloki, domy i wieżowce. Byłam ciekawa, gdzie nas ulokują. Taksówka zatrzymała się po około dziesięciu minutach pod niewielkim motelem.

Z zewnątrz wyglądał całkiem przytulnie. Wejścia strzegły dwa kamienne lwy. Drewniane drzwi prowadziły wprost na oświetlony światłem słonecznym hol. Podczas gdy ja się rozglądałam mój przyjaciel poszedł po klucze do naszych pokoi. Po dotarciu na piętro okazało się, że wcale nie będziemy sąsiadami. Jedno z nas musiało zamieszkać na drugim piętrze. Szybko chwyciłam swój klucz i wbiegłam po schodach o mało się nie wywalając. Moja walizka o mało się nie rozwaliła. Rozglądałam się na boki szukając odpowiednich drzwi. Nie zajęło mi to dużo czasu. Przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do niewielkiego żółtego pokoiku.

Nie będę się rozpisywać jak wygląda pokój, bo nie ma to sensu. Przejdźmy od razu do planowania mojej operacji „ wkręć się”.

sobota, 18 stycznia 2014

ever liar 20 ;p

z ostatnią kostką czekolady przyszło olśnienie i pomysł na 20 już część el ♥.♥
ze specjalną dedykacją dla Karolinki, która w poniedziałek miała urodziny :*
--------------------


Jak się później okazało, strat było dużo więcej niż na początku myślałam. Podobno przez kilkanaście minut w okolicy nie było prądu, bo z niewiadomych przyczyn zawalił się słup wysokiego napięcia. No ciekawie. Szybko wzięliśmy się za sprzątanie. Mac zajął się oknem, a ja ogarnęłam półkę z książkami i podłogę. 

Większość rzeczy nie nadawała się do ponownego użytku, więc musiałam je wyrzucić. Wszystkie kamienie doszczętnie spłonęły. Już miałam je zmiatać, kiedy Mac powiedział, żebym zebrała proch w małe fiolki, które wyciągnął z kieszeni. Nie wiedziałam, po co, ale zrobiłam to, co mówił.

Po trzydziestu minutach wszystko było po staremu, poza słupem, którym właśnie zajmowali się elektrycy.  Mój przyjaciel za pomocą jakichś sztuczek wyczarował nam koktajle czekoladowe. Usiedliśmy na moim łóżku i zaczęliśmy rozmawiać. Właściwie to Mac mówił, a ja go słuchałam. Z jego słów wywnioskowałam, że jeszcze nigdy nie widział tak dziwnej pełni mocy, a widział ich już wiele.

Wszystko, co znalazło się w moim zasięgu najpierw wibrowało, a następnie unosiło się i zaczynało promieniować. Kiedy zobaczył, że je też zaczynam się unosić, próbował mnie przytrzymać, ale odepchnęło go na drugi koniec pokoju, przy okazji zahaczając jego twarzą o szafkę nocną. Brzmiało to koszmarnie. Koniec końców postanowił schować się za łóżkiem i przeczekać to wszystko.

Jakaś tragedia. Nagle poczułam się strasznie zmęczona, więc odprowadziłam Maca do drzwi pożegnałam się z nim. Zamknęłam drzwi, ponieważ rodziców jeszcze nie było, przebrałam się w piżamę i usnęłam.

- No, to wielkie brawa dla mnie. Kolejny koszmar. Chyba pobiję dziś jakiś rekord. Co ty tu robisz? – zapytałam stojącego przede mną Nicka.

- Mnie się pytasz? To twój sen, ja nawet nie zamierzałem się z tobą widzieć – odparł.

- Cudnie. Jak ja nienawidzę mojej podświadomości. Ale skoro już tu jesteśmy sami, to może mógłbyś mi wyjaśnić, o co ci chodziło, kiedy nazwałeś mnie wredną, dwulicową suką.

- Myślałem, że już zrozumiałaś – powiedział z przekąsem. – Te zdjęcia? Smsy?

- Nie wysłałam do ciebie żadnego smsa. Ktoś ukradł mi telefon.

- I co nagle się znalazł? Ludzie nie kradną czegoś, żeby potem to oddawać!

Atmosfera gęstniała. Powoli zaczynał ogarniać mnie szał. Co on sobie wyobraża? Przecież mnie zna. Zachowuje się jak jakiś mały dzieciak.

- Wiesz co? Mam tego dość. Myślałam, że jesteś moją drugą połówką, ale chyba się nieźle pomyliłam. I mówisz mi, że to ja jestem dwulicowa? –rzuciłam, podchodząc do niego.
- A co może ja?

- No raczej. Zachowujesz się jak małe rozpieszczone dziecko. Nie wierzysz komuś, kto zawsze był przy tobie. Komuś, kto cię wspierał. Mimo tego, że mnie zdradziłeś, wybaczyłam ci. Powodzenia z Violett. Jesteście siebie warci.

Po tych słowach wróciłam z powrotem do swoich snów. Śniła mi się moja babcia. Widziałam ją tylko przez chwilę. Powiedziała mi tylko cztery słowa, a ja nie miałam czasu na wypytanie jej o szczegóły, bo zostałam dosłownie wyrzucona z mojego snu.


„Uważaj. Oni cię obserwują”

środa, 15 stycznia 2014

nie mieszaj się cz.6

Siedząc w moim pokoju nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Nie bardzo wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Na szczęście około 12 do mieszkania wparowała Sandra i składając mi urodzinowe życzenia dosiadła się do nas. Kiedy opowiedziałam jej o wydarzeniach dzisiejszego poranka wydawała się być tym wszystkim zachwycona.

- Jejku! Ja na twoim miejscu bym się niezmiernie cieszyła. Dobrze mieć ze sobą kogoś, kogo się zna, jak własną kieszeń. Z chęcią bym się z tobą zamieniła. No wiesz w końcu takie ciasteczko … - kiedy to powiedziała wybuchłyśmy niepochamowanym śmiechem. Hubert zaczął udawać urażonego, ale jak się okazało nasz śmiech był zaraźliwy i po kilku sekundach wszyscy zwijaliśmy się z bólu brzucha na dywanie.

- No dobra dziewczyny, ja już muszę spadać. Muszę się jeszcze spakować, a z samego rana mamy pociąg. Przyjdę po Ciebie o szóstej – powiedział Hubert, ucałował nas w policzki i wyszedł.

Miałam ochotę schować się pod grubym kocem i nie wychodzić spod niego przez najbliższych kilka miesięcy, jednak moja przyjaciółka nie miała zamiaru mi na to pozwolić. Wygramoliłyśmy z szafy największą z możliwych walizek i zaczęłyśmy do niej pakować moje rzeczy. Jak się w końcu okazało nie wiele z nich nadawało się do zabrania. Według kartki umieszczonej w kopercie miałam się wkręcić w towarzystwo gangsterów, więc golfy odpadały. Sandra uparła się, żeby iść jeszcze dziś na zakupy. Nie miałam na to siły, ale nie mogłam już wytrzymać narzekań mojej przyjaciółki i ostatecznie się zgodziłam.

Przez bite trzy godziny łaziłyśmy po różnych sklepach i wypatrywałyśmy ubrań na miarę mafijnej dziewczyny. Koniec końców kupiłyśmy trzy pary czarnych spodni w tym jedne skórzane, aksamitny gorset, kilka czarnych, czerwonych i szarych koszulek z całkiem sporym dekoltem, dwie pary botków na obcasie, zalotną granatową koszulę nocną, która, ledwo sięgała do ud, czarny, wysadzany ćwiekami stanik, małą czarną sukienkę, która muszę przyznać wywarła na mnie niesamowite wrażenie i chyba tonę różnorakich kolczyków, łańcuszków, bransoletek i pierścionków. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze do perfumerii. Do koszyka wrzuciłyśmy czarną kredkę do oczu, tusz podkręcający rzęsy i śliczną czerwoną szminkę. Cóż jak nałożę na siebie tyle tapety, raczej nikt nie będzie w stanie mnie rozpoznać. Wybrałyśmy także perfumy o nieco pikantnym zapachu. A to wszystko za pieniądze przeznaczone, na moją przemianę w czasie wykonywania zadania.

Po powrocie do domu wpakowałam wszystkie kupione rzeczy do walizki i rzuciłam się na łóżko, wcześniej nastawiając sobie budzik na piątą. Przed zaśnięciem odczytałam jeszcze otrzymanego wcześniej smsa. Okazało się, że był od mamy. Życzyła mi spełnienia marzeń. Jakby to było możliwe.

Wsiadam na czarnego Harleya i kurczowo zaciskając dłonie na kurtce kierowcy marzę tylko o tym, by udało mi się przeżyć. Czuję jak motor rusza i nabiera coraz większej prędkości, a jedyne, co trzyma mnie przy życiu to zaufanie do ubranego w skórę szatyna. Nie wiem czemu, ale coś wewnątrz mnie mówi mi, że mogę mu ufać. Zamykam oczy i zasypiam, nie bojąc się o to, co będzie dalej.

piątek, 10 stycznia 2014

ever liar 19

postanowiłam przedłużyć ankietę. teraz macie czas aż do 7 marca (moich urodzin). opowiadanie, które będzie miało najwięcej głosów postaram się pisać częściej :)
http://gochat.in/onlysmile98
----------------
Po powrocie do domu szybko udałam się do swojego pokoju. Przez cały dzień nie wydarzyło się nic, co mogłoby wskazywać na ukazanie się pełni mojej mocy. Prawdę mówiąc, całkowicie o niej zapomniałam. Dopiero, kiedy Julie nas zostawiła, Mac zapytał mnie o to. Odpowiedziałam mu, że nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Był w szoku. Poradził mi, żebym jak najszybciej poszła do domu. W końcu bezpieczniej będzie, jak nikt nie będzie tego widział ani słyszał. Moi rodzice wracają dopiero o dwudziestej, więc mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Mac obiecał, że przyjdzie do mnie o osiemnastej, tylko skoczy do domu po jakieś rzeczy i księgę. Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie zacznie przypominać jakąś tandetną bajkę. Spojrzałam na zegarek, wskazywał siedemnastą trzydzieści. Zostało mi pół godziny. Schowałam wszystkie cenne rzeczy do pudełka i wyniosłam je do salonu. Wzięłam wszystkie świece, jakie znalazłam i rozstawiłam je w okręgu na środku pokoju. Do moich uszu dobiegł dźwięk spadającego pudełka. Dobiegał z pokoju rodziców. Poszłam tam i zobaczyłam na dywanie mały, czarny pojemniczek. Otworzyłam go i wyjęłam niebieski kamień zawieszony na cienkim rzemyku. Czułam, jakby prosił mnie, żebym go wzięła. Nie miałam czasu do przemyśleń, bo usłyszałam pukanie do drzwi. Kamień założyłam na szyję i zeszłam na dół żeby otworzyć.

Zobaczyłam Maca trzymającego w rękach wielkie pudło. Bez pytań wszedł do środka i skierował się do mojego pokoju. Wstąpiłam jeszcze na chwilę do kuchni po zapałki i dołączyłam do niego. Zajęliśmy się rozpakowywaniem pudła. Było w nim kilka świec i kamieni, mieniących się różnymi kolorami tęczy. Ułożyliśmy je według rysunku z księgi. Kiedy skończyliśmy Mac narysował na podłodze linie łączące kamienie.

- Ej, co ty robisz? Zniszczysz mi podłogę!- rzuciłam w stronę mojego przyjaciela.

- Spokojnie, nic się z nią nie stanie. Później wszystko samo zniknie. Obiecuję. Po prostu mi zaufaj- odparł patrząc w moją stronę. – Kate, skąd ty to masz? – zapytał, dotykając wisiorka znalezionego w pojemniczku.

- Znalazłam to przed chwilą. Właśnie miałam się ciebie zapytać, co to za kamień, ale mnie uprzedziłeś.

 - To opal. Wygląda na prawdziwy i stary. To nie fair, zawsze znajdujesz najlepsze okazy. Najpierw kula od tak była na twoje zawołanie, a teraz znajdujesz jakiś stary potężny opal. Kim ty jesteś Katherin Send? – powiedział to takim dziwnym tonem, że zaczęłam się śmiać.

- Nie wiem. Czekaj. Jednak wiem. Jestem księżniczką waszego magicznego świata. Pokłoń mi się wierny sługo – powiedziałam ze śmiechem na ustach.

- Jasne. Dość tych żartów bierzmy się za to, zanim samo z ciebie wyjdzie i zmiecie mnie z powierzchni ziemi. A co do tego wisiorka, nigdy się z nim nie rozstawaj. Dobrze wpływa na twoje sny i będzie cię ochraniał.

- Dobra. To zaczynajmy.

Stanęłam po środku narysowanych przez Maca linii. Kiedy dokładniej się im przyjrzałam,zauważyłam, że tworzą gwiazdę. Mój przyjaciel zgasił światło i skinięciem ręki zapalił wszystkie świece. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, ale on był zbyt skupiony na czytaniu. Po chwili zaczął wymawiać jakieś słowa chyba po łacinie. Kamienie, tworzące gwiazdę zaczęły się świecić, a wraz z nimi zaczął świecić opal, który miałam na szyi. Zamknęłam oczy, bojąc się dalszego rozwoju sytuacji. Powoli czułam, jak robi mi się cieplej w okolicach serca, jak cała złość mnie opuszcza. Chwilę później moje ciało uniosło się bezwładnie nad ziemię. Słyszałam w oddali szczekanie Dimki, ale ani na chwilę nie podniosłam powiek. Ogarnęła mnie całkowita ciemność. Podświadomie próbowałam to zatrzymać.

Po kilkunastu minutach, które wydawały mi się godzinami, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, po czym opadłam na podłogę. Mac podbiegł do mnie i podał mi wodę. Wzięłam głęboki łyk i mało się nie zachłysnęłam. Po chwili wszystko wróciło do normy. Rozejrzałam się po pokoju. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego bałaganu. Wyglądał jak jakieś pobojowisko. Oczywiście okno było wybite. Nie wiedziałam jak wytłumaczę to mamie. Podłoga wyglądała, jakby ktoś ją podpalił i natychmiast zgasił. Zdjęcie wcześniej wiszące na ścianie były całe w strzępkach. Ogółem wyglądało to koszmarnie.

- Więc już po wszystkim? – zapytałam Maca. Zauważyłam na jego czole rozcięcie, z którego płynęła krew. – O matko Mac to ja to zrobiłam? Tak strasznie mi przykro.

Delikatnie przejechałam palcem po jego ranie, a kiedy zabrałam rękę nie było po niej ani śladu. Spojrzał na mnie z podziwem.


- Szybko się uczysz. A teraz bierzmy się za sprzątanie, bo niedługo będą twoi rodzice. Później opowiem ci, co dokładnie się tu przed chwilą wydarzyło – powiedział Mac.

czwartek, 9 stycznia 2014

nie mieszaj się cz.5

przepraszam Was, że dopiero dziś dodaję, ale miałam trochę na głowie i nie miałam jak wejść na komputer. kolejny rozdział w środę, a jeszcze dziś postaram się dodać el :)
----------------------------
W końcu się udało. Czarny numer 14 widniał na podziwianych przeze mnie drzwiach. Odetchnęłam głęboko i weszłam do niewielkiej, staromodnej sali. Przy wielkim drewnianym biurku siedziało troje przedstawicieli Rady zażarcie o czymś dyskutujących, a co dziwniejsze w rogu zauważyłam Huberta. Wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Chwilę później rozległ się donośny głos niskiej, starszej pani.

- Miło, że udało się pani do nas trafić. Tak, więc jak pani wie dziś jest dzień, w którym otrzyma pani swoje pierwsze samodzielne zadanie i pozna swojego opiekuna, który będzie panią nadzorował w czasie jego wykonywania. Z przydziałem zapozna panią pan Rychlicki.
Skinęła głową na siedzącego obok niej dość postawnego bruneta. Ze wszystkich przedstawicieli wyglądał najmłodziej. Podniósł się i zaczął przemówienie.

- Tak, więc panno – spojrzał ukradkiem na listę – Klaudio. Rozumiem, że wie pani, co się wiąże z niewypełnieniem zadania i nie muszę już odczytywać zasad panią obowiązujących. Od jutra zamieszka pani w Gdańsku, gdzie będzie pani badać sprawę tamtejszej mafii. Najbardziej interesującym obiektem będzie dla pani Jakub Fantom – wnuk jej założyciela i obecny przywódca. Nadzorował panią będzie Hubert Gregorczyk jeden z naszych najlepszych absolwentów. Więcej informacji i bilety pociągowe znajdzie pani w tej kopercie. – To mówiąc podał mi ją. – Od teraz liczymy, że skupi się pani wyłącznie na swojej misji i dostarczy nam potrzebne informacje. Życzymy powodzenia. Może pani już odejść.

Byłam w zbyt wielkim szoku, by móc cokolwiek odpowiedzieć. Pospiesznie wyszłam z sali i osunęłam się na podłogę. Czułam się tak bezradna, jak nigdy przedtem. Z jednej strony cieszyłam się, że Hubert pojedzie ze mną, a jednak coś w moim wnętrzu podpowiadało, iż nie jest to najlepszy pomysł. Byłam pewna, że jego obecność będzie mnie dekoncentrowała, ale będę musiała się z tym pogodzić. Chwilę później usłyszałam trzask przekręcanej klamki. W drzwiach pojawił się Hubert. Patrząc na jego minę zauważyłam, że cieszył się ze swojego przydziału. Kiedy zobaczył mnie siedzącą na podłodze ze zdołowaną miną uklęknął przede mną i zapytał czy dam sobie z tym radę. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. On przecież nie wie, iż jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Jego obecność w trakcie spełniania mojej misji oraz poczucie, że mnie nieustannie obserwuje były dobijające.
„Dobra dziewczyno, wstań i weź się w garść. W końcu świat się nie zawalił. Będziesz musiała zignorować jego obecność i całkowicie poświęcić się zadaniu. A teraz głowa do góry, uśmiech na twarz i ruszaj cieszyć się swoimi urodzinami.”

Podniosłam się z podłogi i chowając do kieszeni marynarki kopertę z zadaniem, udałam się w kierunku drzwi. Hubert był zdezorientowany, ale szybko się pozbierał i dołączył do mnie.
Po kilkunastu minutach kłótni zdecydowaliśmy, że weźmiemy pizzę na wynos i zjemy ją w moim mieszkanku. Z uwagą przyglądałam się, jak Hubcio składa zamówienie. „Jak bardzo chciałabym, żeby tu został – myślałam. W końcu obiecałam sobie, iż nie będę się przywiązywać, a jak mam tej obietnicy dotrzymać, kiedy część mojej przeszłości nie opuści mnie przez najbliższy rok?” Moje rozmyślania tak mnie pochłonęły, że nie zauważyłam mojego przyjaciela stojącego z zapakowaną pizzą koło mnie.

- To, co chyba idziemy? – zapytał. Momentalnie się otrząsnęłam i ruszyliśmy w kierunku mojego domu.

sobota, 4 stycznia 2014

ever liar 18

przepraszam, że tak długo, ale starałam się napisać dłuższy rozdział.
liczę na wasze opinie :D
---------------------

Kolejne dwa dni minęły szybko. Pomijając kilka niezbyt miłych incydentów w szkole, to nie było najgorzej. Mac był niestety cały czas bardzo zajęty. Kiedy nie pracował, starał się dowiedzieć czegoś w mojej sprawie. Od rozmowy z nim starałam się jak najmniej czasu spędzać z moimi rodzicami, bojąc się, że w pewnym momencie wybuchnę i powiem im to, czego nie powinnam, przynajmniej do czasu, aż dowiem się wszystkiego.

W końcu nadszedł dzień moich 17 urodzin. Z jednej strony bardzo się z tego cieszyłam, a z drugiej pamiętałam o tym, co mówił mi Mac. Wiedziałam, że w tym dniu moje moce ujawnią się w pełni, jednak nie byłam pewna, co to znaczy. Kilkakrotnie prosiłam mojego przyjaciela, żeby mi to wyjaśnił, mimo to on mnie zbywał. Mówił, że to wszystko zależy ode mnie. Od tego jak silna moc drzemie we mnie. To było przerażające. Miałam nadzieję, że jest ona mała i nie zrobi mi niespodzianki jakimś wielkim wybuchem. Biorąc pod uwagę to, co zrobiłam z szybami w szkole i to zdarzenie z kotem, zapowiada się ciekawy dzień.

Odkąd wstałam, chodziłam jak na szpilkach. Starałam się być spokojna i opanowana, jednak w środku cała się trzęsłam. Wysłuchałam życzeń rodziców, zjadłam z nimi śniadanie i udałam się do szkoły. Nigdy nie afiszowałam się przed znajomymi moimi urodzinami. Wiedzieli o nich tylko moi najbliżsi, dlatego nie spodziewałam się dziś jakichkolwiek życzeń czy tym bardziej prezentów. No może od Maca i Chrisa. A jednak.

Otwierając swoją szafkę zobaczyłam w niej dwie koperty. Szybko schowałam je do torby razem z potrzebnymi mi obecnie książkami. Miałam dziś tylko pięć lekcji, w związku z czym umówiłam się na południe z Mackiem i Juliett. Od dawna chciałam ich ze sobą poznać, a moje urodziny to wprost idealna okazja.

Cała szkoła aż huczała od plotek o dzisiejszej wielkiej imprezie urodzinowej Violett. Zaproszeni skakali z radości, a pominięci chodzili z przygnębieniem wymalowanym na twarzy. Nie wiem, co w tym takiego nadzwyczajnego. Wszyscy przeżywali to tak, że nawet mnie nie zauważyli. Cieszyłam się z tego powodu. Stałam się małą, szarą myszką. Ta impreza to chyba najlepsze, co mogło mnie dziś spotkać.

Lekcje upłynęły mi dość szybko, po za chemią, na której to naszej kochanej pani zachciało się zrobić kartkówkę. Oddałam jej pustą kartkę. Trudno jakoś to poprawię. Po ostatnim dzwonku szybko zostawiłam część moich rzeczy w szafce i poszłam do kawiarni. Zajęłam stolik przy oknie i zamówiłam latte. Czekając na zamówienie wyjęłam z torby koperty i otworzyłam pierwszą z nich. Była w niej kartka urodzinowa przedstawiająca chłopca trzymającego w ręce niebieską różę. Gdy jej dotknęłam, okazało się, że była prawdziwa. Uniosłam kartkę do nosa i poczułam, jak niebiański zapach wdziera się do mojego nosa. Niesamowite. W środku znajdował się krótki wierszyk.

Trudno myśli ubrać w słowa
Oddać piórem życzeń kwiat
Chociaż serce żal do Ciebie chowa
Chciałbym życzyć Ci sto lat.

Wiedziałam, że ta kartka była od Nicka. W końcu, jaki inny chłopak mógł mieć do mnie żal. Co prawda niesłuszny, ale jednak. Było to bardzo miłe z jego strony. Drugiej koperty nie zdążyłam otworzyć, bo pojawiła się Juliett.

- Hej kochana. Wszystkiego najlepszego! – powiedziała i pocałowała mnie w policzek na powitanie.

- Dzięki. Miło, że wpadłaś.

- Nie ma sprawy. Proszę oto prezent – mówiąc to wręczyła mi torebkę.

- Wiesz, że nie musiałaś?

- Oj Kate nie marudź i otwieraj. Wiem, że ci się spodoba.

Nie zwlekając dłużej zaczęłam rozpakowywać prezent.  W torebce znajdowało się pudełko, a w nim buty do biegania. O takich właśnie marzyłam. Czerwono- czarne nike. Cudo.

- Jej nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam je dostać. Dziękuję jesteś kochana – powiedziałam.

- Nie ma, za co. Akurat zobaczyłam je na witrynie i od razu pomyślałam o tobie.

- Witaj Katherin. Najlepszego! – rzucił Mac przysiadając się do nas. – To dla ciebie i nie przyjmuję zwrotów.

Postawił przede mną pudełko, które od razu odpakowałam. Była w nim bokserka z czerwonym logiem The Pretty Reckless. Idealnie pasowała do butów od Juliett.

- Dzięki Mac – powiedziałam i uściskałam go najmocniej, jak umiałam. – A właśnie zapomniałabym Juliett to jest Mac, Mac to jest Juliett.

- Miło mi cię poznać – odpowiedzieli równocześnie, po czym wszyscy się roześmialiśmy.

- No to, co chcecie zamówić? – zapytałam podając im menu i wzywając ręką kelnera.

- Ja bym prosiła o koktajl truskawkowy i szarlotkę – powiedziała Julie.

- A ja mokkę i również szarlotkę – dodał Mac.

- W takim razie ja też wezmę szarlotkę – dodałam. Kelner zapisał zamówienie i odszedł od naszego stolika.

- A więc Juliett, powiedz mi, co robisz w takiej małej mieścinie, jak Dobson? – zapytał mój przyjaciel.

- Studiuję medycynę na drugim roku. Zawsze chciałam pomagać ludziom.


Resztę popołudnia spędziliśmy na miłych, przyjacielskich pogawędkach. Wydawało mi się, że przypadli sobie do gustu.

środa, 1 stycznia 2014

nie mieszaj się cz.4

Dobra wróćmy do rzeczywistości. Rzuciłam pospieszne spojrzenie na zegarek. Zostało mi czterdzieści pięć minut do wyjścia. Już wcześniej naszykowałam sobie odpowiednie ubranie, więc teraz pozostało mi jedynie je włożyć.

Nienawidzę spódnic. Są takie niepraktyczne. Bo w końcu jak można biegać w jakimś krótkim skrawku materiału? To strasznie niewygodne. Pomyślcie sobie, że zostało wam pięć minut, by dobiec do pracy, a wy macie na sobie to coś. Do tego wieje silny wiatr i przy każdym kroku wam ją podwiewa. Okropność. Dlatego na spotkanie wybrałam czarne, rozciągliwe jeansy i białą koszulę. Na nogi wsunęłam wygodne, krótkie, czarne kozaczki. Wyjrzałam przez okno, na wiszący za, nim termometr – wskazywał tylko 14 stopni. Wyciągnęłam z szafy marynarkę i udałam się do kuchni.

Na blacie zauważyłam naszykowane naleśniki z dżemem malinowym, a obok niech leżącą karteczkę. Podniosłam ją. Zauważyłam na niej napisane równym pismem Sandry życzenia urodzinowe. Cieszyłam się, że pamiętała o moim małym święcie.

W moje urodziny zawsze świętowałyśmy podwójnie. W końcu był to również dzień, w którym się poznałyśmy. Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj.

Miałyśmy po dziesięć lat. Ja właśnie je kończyłam. Byłam ubrana w słodka różową sukienkę, kupioną oczywiście przez moją mamę i wciśniętą na mnie wbrew mojej woli. Był to pierwszy dzień kalendarzowej jesieni. Siedziałam jak zwykle sama w ostatniej ławce. W pewnej chwili zauważyłam, że obok mnie siada jakiś niski rudzielec. Z początku myślałam, że to chłopiec i starałam się go zignorować. Jednak po chwili spojrzała na mnie para dużych, niebieskich oczu i wiedziałam, że pomyliłam się w swojej ocenie.

Dziewczynka nie wyglądała nadzwyczajnie, prawdę mówiąc była taka jak inne. Nie rozumiałam, dlaczego się do mnie przysiadła, ale nie miałam również zamiaru jej o to pytać. Stwierdziłam, że może jak ją zignoruję to się przesiądzie. Cóż nie udało się. Zamiast tego wyciągnęła w moim kierunku rękę i powiedziała:

- Hej jestem Sandra. A ty, jak masz na imię?

- Klaudia – odburknęłam, jednak jej to nie przeszkadzało i zaczęła mówić dalej.

- Miło mi cię poznać. Wiesz zauważyłam, że zawsze siedzisz sama, więc postanowiłam, że się do ciebie przysiądę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Zdążyłam jedynie potrząsnąć głowę na znak, że może sobie tu siedzieć.

- W takim razie od dziś będziemy kumpelami z ławki. Co ty na to? Matko jak się cieszę. Bo wiesz nigdy nie miałam dobrego kontaktu z rówieśnikami. – mówiąc to zrobiła smutną minkę, aż zrobiło mi się jej żal.

Obiecałam sobie wtedy, że się nią zajmę i od tamtej pory jesteśmy praktycznie nierozłączne.

Usiałam przy blacie i zjadłam przygotowane przez moją przyjaciółkę naleśniki. Nalałam sobie do szklanki odrobinę soku pomarańczowego i wypiłam go jednym łykiem. Pełna energii i podekscytowania udałam się w stronę siedziby.

Sama droga minęła mi szybko. Wspinając się po kamiennych schodach moje myśli krążyły tylko wokół jednego tematu –, gdzie zostanę wysłana. Miałam nadzieję, że może uda mi się wyjechać, chociaż z Polski. Zawsze marzyłam, by zwiedzić Paryż czy Londyn. Już za chwilę się tego dowiem.

Szłam głównym korytarzem szukając sali nr 14, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Ups! Chyba zapomniałam wyciszyć telefonu. Szybko wcisnęłam odpowiedni guzik i wyłączyłam głos, nawet nie patrząc na to, kto do mnie pisał. „Zrobię to później” obiecałam sobie.