sobota, 28 listopada 2015

Call me XI

- Callie –
Po rozłączeniu się, niemal od razu zaczęłam się zastanawiać, w co się ubiorę. Typowa kobieta, ale co poradzić. Ostatecznie postawiłam na różowy top i czarną miniówkę. Dorzuciłam do tego lekki makijaż, torebkę i sandałki na koturnie i ruszyłam pod adres otrzymany w wiadomości. Nie było to daleko, dlatego też zrobiłam sobie krótki spacer. Po drodze wysłałam jeszcze wiadomość do Johna, który nadal siedział w pracy, że idę się napić z kolegą. Od razu odpisał, że życzy mi miłego spędzenia czasu i żebym się  za bardzo nie upiła. Ufał mi tak bardzo.

Bar, do którego skierował mnie Jullian, okazał się dość wystawnym miejscem. Znajdował się w przyjemnej i w miarę bezpiecznej dzielnicy. Przy ogromnych przeszkolonych drzwiach czekał na mnie mój przyjaciel (?). Ubrany był w czarne jeansy, szarą koszulkę w serek i zakryte buty. Włosy w lekkim nieładzie dodawały mu uroku. Gdy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Hej! - Rzucił, ruszając w moim kierunku.

- Hej. Nieźle się prezentujesz - powiedziałam z uznaniem.

- Ale nie tak dobrze jak ty.

Wręczył mi herbacianą różę, którą natychmiast powąchałam. Pachniała nieziemsko. Ciekawe, kiedy zdążył ja kupić.

- Dziękuję - szepnęłam, zachwycona tym drobnym gestem.

- Nie ma za co. A teraz chodźmy.

Podał mi rękę i wprowadził do środka baru. Jego wygląd przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Drewniane blaty, połączone z nowoczesną elektroniką sprawiły, że oniemiałam.

- Pięknie tu.

Jego uśmiech się powiększył, o ile to było w ogóle możliwe. Poprowadził nas do boksu przy oknie.

- Może być?

- Tak, jest świetnie. Wyluzuj trochę - rzuciłam, widząc jego zdenerwowanie.

- Przepraszam.

- Nie masz za co przepraszać.

Uśmiechnęłam się i usiadłam.

Kiedy przed nami pojawiły się zamówione uprzednio drinki, upiłam łyka i podjęłam rozmowę.

- Miło w końcu spotkać się na osobności w realu.

- Tak. Co John powiedział, kiedy dowiedział się, że się ze mną spotykasz?

- Życzył mi miłego wieczoru. Bardzo mi ufa. - "Czasami myślę, że ufa mi bardziej niż ja sama."

- Długo jesteście razem?

Nie chciałam odpowiadać na te pytania, bo czułam, że ciągnięcie konwersacji o tym psuje mu humor. Nie rozumiałam, czemu dalej o to pytał.

- Nie rozmawiajmy o tym. Chcę miło spędzić ten wieczór, bo zaraz znowu wyjeżdżasz.

- Właściwie... Wyjeżdżam tylko na kilka dni.

Zszokowało mnie to nieco.

- Czemu? Chyba nie zwolnili cię z pracy?

- Nie. Po prostu skończyła mi się umowa i zdecydowałem, że za bardzo brakuje mi tego miasta.

- Tak, Nowy Jork jest specyficzny, ale niesamowity.

- Po za tym bardzo tęsknię za Tobym.

- To świetny dzieciak. Kiedyś chciałabym mieć takiego szkraba.

- A ja chciałbym móc go poznać. Pewnie byłby tak mądry i ładny jak jego mama.

Uśmiechnęłam się.

- Czaruś.

- We własnej osobie.

Roześmialiśmy się.

- Powiedz mi szczerze, czy gdyby nie John, umówiłabyś się ze mną na taką prawdziwą randkę? - Bezpośrednie pytanie. Dobrze, że nie owijał w bawełnę.

- Kiedy cię zobaczyłam po raz pierwszy, czułam, że mnie przyciągasz. Nie wiedziałam, że jesteś moim Julianem, a mimo to na twój widok serce szybciej mi zabiło. Odpowiedź brzmi tak. Jednak sytuacja wygląda bardziej skomplikowanie. Kocham Johna i nie jestem w stanie go zostawić. Może kiedyś to się zmieni, ale to nie jest odpowiednia pora. Zostańmy przy tym, co jest.

- Skoro tylko tak mogę być blisko ciebie. John wydaje się miłym facetem. Nie chciałbym być tym złym w tej historii.

- Nie będziesz. Obiecuję - powiedziałam przytulając się do niego, co było łatwe ze względu na to, że siedzieliśmy na kanapie obok siebie.

Westchnął.

- Co u Ruth? - Zapytał.

- Świetnie. Miałam Ci przekazać od niej pozdrowienia. Zrobiła sobie urlop macierzyński. Chyba nie wspominałam, że urodziła córeczkę, która jest tak rozkosznie urocza. Pokochałbyś ją. O rany Ruth nie uwierzy, że się z tobą w końcu spotkałam.

- Ja sam nie mogę w to uwierzyć.

Rozmawialiśmy do zamknięcia baru. Potem poszliśmy do parku, gdzie siedząc na ławce, Jullian zaczął mi śpiewać. Chyba trochę go dotknęło.

- Even if you cannot hear my voice, I’ll be run beside you dear...

- To najgorsza interpretacja Leony Lewis, jaką w życiu słyszałam - roześmiałam się.

- Ej, to nie było złe.

- Uwierz mi na słowo, to było tak złe. Nigdy więcej nie powinieneś tego robić. Przynajmniej nie publicznie.


Zrobił naburmuszoną minę, która zniknęła równie szybko jak się pojawiła, zostawiając na swoim miejscu tłumiony śmiech.

wtorek, 24 listopada 2015

Call me X

- Hej.

- Hej.

Mijały minuty, a oni nadal nie potrafili znaleźć odpowiednich słów. Callie czuła się jakby go zdradziła, a Jullian był zazdrosny i nie rozumiał, czemu nic nie wspomniała o Johnie. W tych niewypowiedzianych słowach czuć było jej żal i jego rozczarowanie.

- Czemu nie powiedziałaś mi o Johnie? - Zapytał.

- Wiem, że to było nie fer wobec ciebie, ale nie czułam takiej potrzeby. Myślałam, że ty też sobie kogoś znalazłeś.

W sumie dawno nie poruszali tej kwestii.

- Nie wiem, co mógłbym Ci powiedzieć Callie.

- Wybaczysz mi? - Miała ogromną nadzieję, że tak. Nie przeżyłaby gdyby zerwali kontakt.

- Chyba nie muszę ci mówić Callie, jak jesteś dla mnie ważna.

Odetchnęła z ulgą i szybko zmieniła temat.

- Nie mogę uwierzyć, że byliśmy tak blisko siebie, a równocześnie tak daleko. Odkąd poznałam Kate, słyszę tylko o tym, jaki jej brat jest cudowny i że musi mnie koniecznie z nim zapoznać.

- Zabawne, ale mi nie mówiła o tobie ani słowa, chyba, że jesteś jedną z tych dziewczyn, z którą chciała podjąć próbę zeswatania mnie.

- Po niej można się tego spodziewać. Ale i tak jest cudowna. Drugiego takiego człowieka można ze świecą szukać.

- Jest wspaniała, ale czasami potrafi znaleźć za skórę. Nawet nie wiesz, jak bardzo nie chciałem iść dziś na ten bankiet.

- Właśnie zauważyłam napięcie między tobą a twoją mamą. - Nie wyobrażała sobie, jak źle między nimi jest, dopóki nie zobaczyła ich wczoraj razem.

- Zmusiła mnie do pójścia tam. Zresztą po części wyszło mi to na dobre, bo w końcu cię spotkałem. Tak właściwie nie powiedziałem ci, że pięknie wyglądałaś. Przerosłaś wszystkie moje wyobrażenia.

Zarumieniła się.

- Dziękuję. Ty również nieźle się prezentowałeś. Chociaż ten garnitur wydawał się odrobinę przyciasny.

- Nie miałem czasu na zakupy, ale skoro mówisz, że nieźle wyglądałem, to się cieszę.

- Przynajmniej jesteś skromny.

Nie było tak niezręcznie, jak sobie wyobrażała.

- Może miałabyś ochotę wybrać się na kawę jutro po południu? W końcu wczoraj nie rozmawialiśmy tak na prawdę. - Propozycja, która wyszła z jego ust nie była zła. Wiedziała, że nie jest on psychopatą, ani nikim w tym rodzaju.

- Jutro nie mogę, mam obiad u rodziców. Może pojutrze?

- Wracam do LA jutro wieczorem.

- To może chodźmy teraz?

- Na kawę? Może lepiej na drinka?

- Jullianie, czy ty masz w planach mnie upić? - Zapytała żartobliwie.

- Nie, po prostu chcę się kulturalnie napić z przyjaciółką.

Nie była pewna, w którym konkretnie momencie awansowała na ten status, ale on też był dla niej kimś bardzo bliskim.

- W sumie możemy się wybrać.

- Świetnie. Prześlę Ci adres baru smsem. Zaufaj mi nigdy nie piłaś lepszych drinków. - Zrobił krótką przerwę. - A co z Johnem? Nie będzie mu to przeszkadzać? - Zapytał mimo, iż miał to najzwyczajniej gdzieś.

- Ok i nie wydaje mi się. Jesteśmy przecież tylko przyjaciółmi.


Nawet nie wiedziała, jak bardzo zdołowało go to stwierdzenie.

sobota, 21 listopada 2015

Call me IX

- Jullian –
Za jakie grzechy ja się na to zgodziłem? Do jasnej cholery mam już 29 lat, a ona nadal potrafi zmusić mnie do udziału w jakimś pieprzonym bankiecie. A Kate, jak na złość, zapragnęła żebym się tam pojawił i nie pomogła w odwiedzeniu mojej ukochanej matki od tego pomysłu. Wiążąc granatowy krawat pasujący do ciemnego garnituru i perfekcyjnie białej koszuli, które były na mnie nieco przymałe, ale nie miałem odpowiedniej alternatywy, wytykałem sobie odebranie telefonu od mojej rodzicielki.

- Przecież nie masz pracy w ten wieczór, wiem, bo sprawdziłam. Możesz od czasu do czasu się poświęcić.

W dupie mam takie poświęcenie. Zanudzę się tam na śmierć, a znając moją matkę nie pozwoli mi wyjść do końca.

- Jesteś mi to winien.

Ominie mnie dzisiejsza rozmowa z Callie. Minęły już trzy lata od mojego przypadkowego telefonu. Nadal nie udało nam się spotkać, co jest beznadziejne, ale to po części moja wina. Mój przyjaciel znalazł nam pracę w Los Angeles i byłem zmuszony się przeprowadzić. Jednak to była oferta nie do odrzucenia. Nie dość, że dobrze płatna praca to dodatkowo darmowe mieszkanie w mieście aniołów i brak śniegu zimą.

Nie sprzedałem swojego apartamentu w Nowym Jorku, bo za bardzo jestem do niego przywiązany. Zresztą czasem wpadam na dłużej do miasta, przykładowo żeby odwiedzić Tobiego.

Stojąc w starej łazience, lekko psiknąłem się perfumami i zszedłem pod mieszkanie do czekającej na mnie czarnej limuzyny, w której siedziała zniecierpliwiona mama.

- Ile można się szykować? - Po co się witać z synem po pół roku nie widzenia? Trzeba go przecież najpierw za coś ochrzanić.

- Możemy już jechać? Chcę mieć to jak najszybciej za sobą. - Burknąłem zirytowany.

- Tym razem masz zostać do końca. - Czy tylko ja zamiast słów słyszę skrzeczenie?

- Wiem.

I to by było tyle z rozmowy. W ciszy przebyliśmy resztę drogi. W galerii czekałem tylko aż się oddali żeby pozabawiać gości i ruszyłem prosto do baru.

- Ciężki wieczór? - Zapytał mnie barman, kiedy wydawał mi moje whisky.

- Jakby nie patrzeć jeszcze się na dobre nie zaczął.

W chwili, w której chciałem wziąć łyka alkoholu, ktoś bez skrupułów mi go wyrwał.

- Jullianie, tym razem nie pozwolę ci się upić- powiedziała moja siostra, po czym zwróciła się do barmana. - Ten pan ma limit do jednego kieliszka szampana przez cały dzisiejszy wieczór. Mam pana na oku - dodała zabierając mnie do przygotowanego dla nas stolika.

- No braciszku opowiadaj, co ostatnio dzieje się u ciebie w LA.

- Wszystko po staremu. Chociaż właściwie moja kariera tam dobiega końca.

Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości, ale jako że nie wypadało odebrać jej w towarzystwie, tylko ją wyciszyłem, przy okazji zauważając, że sms jest od Callie.

- Pod koniec przyszłego tygodnia wracam do was.

- Czemu?

Wydawała się szczerze zdziwiona, a ja nie chciałem jej zdradzać prawdziwego powodu.

- Skończyła mi się umowa i brakowało mi was pod ręką.

- No jasne. Nie chcesz to nie mów. O widzę kilku znajomych, zaraz wracam.

I już jej nie było. Zostałem sam przy stoliku bez alkoholu, bez towarzystwa.

- Jullian? - Głos, który wywołał moje imię brzmiał znajomo, ale nie do końca mogłem skojarzyć z nim osobę. Odwróciłem się powoli i zobaczyłem pana Hamiltona, najlepszego przyjaciela mojego taty. Lubiłem tego staruszka. Był dla mnie jak dziadek. Jakby tak spojrzeć wstecz, to ostatnio widziałem go na pogrzebie.

- We własnej osobie, wciąż ten sam - powiedziałem wstając i przytulając się do niego.

-Nic się nie zmieniłeś. Powiedz chociaż, że niedługo mogę się spodziewać twojego ślubu, bo chciałbym go dożyć.

-Niestety jeszcze nie znalazłem tej jedynej, ale obiecuję, że będzie pan pierwszym zaproszonym na ślub.

-Mam taką nadzieję chłopcze. Przepraszam cię, ale te stare pierniki mnie wołają. - Mrugnął do mnie i odszedł.

Usiadłem na powrót do stolika i przypomniałem sobie o smsie od Callie. Okazało się, że ona też nie może dziś rozmawiać. I tak głupio się czułem bez rozmowy z nią. To była taka tradycja.

Schowałem telefon do kieszeni marynarki po cichu przeklinając moją siostrę, kiedy podeszła do stolika z mamą oraz oszałamiającą szatynką w zielonej sukni. Niestety obok niej zauważyłem jakiegoś chłopaka. Usiadła obok mnie, lekko się uśmiechając.

- Żeby nie było niezręcznie, to jest mój brat...

Nie dałem jej dokończyć.

- Jullian.

Kiedy to powiedziałem twarz szatynki zbladła.

- Tak właśnie. Jullianie poznaj moich przyjaciół. Callie i chłopak John.

Zauważyłem, że Callie mówi coś na ucho Johnowi i odchodzi w kierunku łazienki. Na pierwszy rzut oka wydawała się jakaś znajoma. Jednak raczej sam nie dojdę do tego skąd ją mógłbym znać.
Wróciła po pięciu minutach, a na jej twarzy nadal nie było uśmiechu.

-Wszystko w porządku? - Zapytałem, kiedy usiadła.

-Niestety nie.

Po tych słowach zrozumiałem wszystko. Przede mną stała moja Callie. Ta sama, której głos pozbawiał mnie koszmarów i o której zobaczeniu marzyłem, jak o niczym innym. Wyglądała milion razy lepiej niż w moich marzeniach. Brązowe włosy okalały jej twarz w kształcie serca, wielkie brązowe oczy lśniły delikatnym blaskiem. Była średniego wzrostu, ale idealnie odnalazłaby się przy moim boku. I co najważniejsze miała chłopaka.

Czemu mi o tym nie wspomniała?


Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie tak wyobrażałem sobie to spotkanie. Z tego też powodu całą kolację spędziłem milcząc lub potulnie pokazując mojej matce. Jednak nie mogłem się powstrzymać od zerkania od czasu do czasu na Callie.

niedziela, 15 listopada 2015

Call me VIII

3 lata później
- Callie –

- John, musimy już iść!

Za dziesięć minut powinniśmy być na bankiecie z okazji przeniesienia naszej kancelarii do nowego budynku. Od jakiegoś czasu pracuję w Ashton&Ross. Kiedy w końcu udało mi się dojść tam gdzie chciałam, brakło mi słów. Tyle lat musiałam poświęcić, upadać i wstawać raz po raz, ale wystarczyło mi siły.

John bardzo mnie w tym wspierał. Od dwóch lat jesteśmy już razem. Poznaliśmy się podczas koncertu The Neighbourhood i jakoś tak to wyszło. Jest on wysokim szatynem o piwnych oczach. Nie powiem, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, bo nie mam zamiaru kłamać. Trochę zajęło nam rozwinięcie tej znajomości, ale stopniowo od przyjaźni przeszliśmy o poziom wyżej.

- John!

- Już idę Call.

„Przepraszam, ale dziś jestem zajęta. Zadzwonisz jutro, o 20?” – Napisałam do Julliana. Minęły już ponad trzy lata, odkąd zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a nadal nie udało nam się spotkać. Mimo wszystko nie przeszkadzało mi to za bardzo. Jullian przeprowadził się do Los Angeles. Nie mogliśmy tego przeboleć, głównie przez różnicę czasu. W końcu trzy godziny, to sporo. Tematy nam się nie kończą, ale rozmawiamy nieco rzadziej. On ma swoje życie, a ja swoje.

Czekałam w salonie, ubrana w długą, przylegającą do ciała, zieloną sukienkę i czarne szpilki, kiedy John w końcu do mnie dołączył. Ze względu na to, że był środek lata, nie brałam żadnej narzutki, więc od razu wyszliśmy. Po drodze włożyłam jeszcze telefon do małej, srebrnej kopertówki, pasującej do mojego łańcuszka.

- Pięknie wyglądasz, kochanie – rzucił mój ukochany, uśmiechając się uroczo. On też wyglądał niczego sobie, w idealnie skrojonym garniturze od Armaniego. Zresztą nie ma chyba nikogo, kto wyglądałby w nim źle.

- Ty również.

- Uważasz, że wyglądam pięknie?

- Ależ oczywiście.

Uśmiechnęłam się, dając mu buziaka w policzek.

Na miejsce dojechaliśmy limuzyną wynajętą przez firmę. Wspominałam już, że John jest jednym z głównych zarządców? Niestety. Ale pracę dostałam, zanim o tym się dowiedziałam, więc czuję się usprawiedliwiona. Nie mogłam odrzucić tej pracy, ani tego czegoś, co nas łączyło, bo John się o to postarał. Mniejsza o to.

Dźwięki delikatnej muzyki wprowadziły nas do oświetlonej pięknymi karniszami sali. Czułam się, jakbym tu nie pasowała. Trzeba to jednak przetrwać, w końcu w takim świecie chciałam żyć.

- Szampana? – Zaproponował nam kelner.

Wzięliśmy po kieliszku i weszliśmy między ludzi. John szybko zauważył kogoś znajomego i poszedł się przywitać, zostawiając mnie samej sobie. Napiłam się szampana i w tym momencie usłyszałam ciche piknięcie. Wyjęłam z torebki iPhona, którego dostałam od mojego chłopaka na urodziny. Nienawidziłam tego sprzętu, ale doceniałam gest. Wiadomość była od Julliana.

„Ja też nie mógłbym dziś rozmawiać. Moja matka mnie terroryzowała i musiałem dziś z nią wyjść. Pewnie, że zadzwonię jutro J

- Callie! – Podeszła do mnie Kate, żona Marcela, który był jednym z ważniejszych klientów kancelarii. Właściwie nie on, a jego firma.

- Witaj Kate. Gdzie zgubiłaś męża? – Zapytałam.

- Żebym to wiedziała. Pewnie czaruje jakichś zarządców – mrugnęła do mnie. Wyglądała oszałamiająco w karmazynowym kostiumie. Pewnie sporo za niego zapłaciła.

- Boski kostium!

- Prezent od Marcela, ale twoja sukienka też jest nieziemska.

Zarumieniłam się lekko.

- Co tam u Tobiego? – Toby był ich synem. Kilka razy byłam z nim na spacerze. To chyba najsłodszy dzieciak, jakiego kiedykolwiek widziałam. Kate mówiła, że jest podobny do jej brata, którego nie miałam jeszcze przyjemności poznać.

- Cieszy się z wakacji. W przyszłym tygodniu mamy zamiar wyjechać z nim gdzieś, ale wiesz, jak jest z Marcelem. Jeszcze kilka lat temu nie byłoby problemu żeby się wyrwał na trochę, a teraz zrobił się z niego pracoholik.

- Porozmawiaj z nim, to może się w końcu otrząśnie. A jak nie pomoże, to wyślij go do mnie, bardzo chętnie pomogę.

Roześmiała się.

- Jesteś kochana.

W tym momencie podeszli do nas nasi chłopcy. John objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.

- Mam nadzieję, że nas nie obgadujecie? – Zagadnął Marcel.

- Skąd taki pomysł, kochanie?

- Może pójdziemy do stolika? – Zaproponowałam. Widziałam, że większość gości już usiadło.

- Dobry pomysł. Za dziesięć minut ma przyjść pan Ross.

- Będą z nami jeszcze siedzieć moja mama i mój brat, mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać? – Zapytała Kate.

- W końcu poznam twojego słynnego braciszka.

- Na pewno się polubicie – mrugnęła do mnie.

Już z daleka widziałam, że niezłe z niego ciacho. Gdyby nie John, od razu bym zaczęła z nim flirtować. Zostałam zmuszona do zajęcia miejsca między nim, a Johnem. Po jego drugiej stronie siedzieli Kate z Marcelem.

- Żeby nie było niezręcznie to jest mój brat…

Nie udało jej się dokończyć , bo do rozmowy wciął się rzeczony mężczyzna.

- Jullian.

- Tak właśnie. Jullianie poznaj moich przyjaciół. Callie i jej chłopak John.

Kiedy usłyszałam jego głos zrobiło mi się słabo. Byliśmy tak blisko siebie, a jednocześnie tak daleko. Musiałam udać się do łazienki.


- John, muszę na chwilę wyjść.

środa, 11 listopada 2015

Call me VII

- Wiesz, jak wyczuć odpowiedni moment. – Tym razem ona zaczęła.

- Nie w porę? Jeżeli ci przeszkadza mogę zadzwonić później…

- Teoretycznie siedzę właśnie w wannie i myślę o udaniu się na basen, także moje myślenie może chwilę poczekać.

Trochę go zatkało. Ta dziewczyna najwyraźniej niczego się nie krępuje. Callie też się sobie dziwiła. „Po co ja mu to u diabła powiedziałam?”.

- Mniejsza o to. Co dziś porabiałeś?

- Byłem w domu dziecka. Tak się składa, że jestem tam wolontariuszem. No, a później praca, praca i jeszcze raz praca.

- Jesteś wolontariuszem?

- Tak, już jakiś czas.

Coraz bardziej jej imponował.

- Masz jeszcze jakieś zalety, o których nie wiem?

- Całe mnóstwo. Bardzo lubię czytać, głównie kryminały…

- Ja też. Czytałeś coś Mary Higgins-Clark?

- Chyba nie.

- O rany, musisz przeczytać „Gdzie teraz jesteś?”. Zakochałam się w tych książkach. A co byś mi polecił?

- Harlan Coben. Nie wiem czy o nim słyszałaś…

- Żartujesz!? To mistrz! – Tak się cieszę, że mamy wspólne hobby.

Oczami wyobraźni widział siebie i Callie, rozłożonych na kanapie znajdującej się w otoczeniu kwiatów na balkonie, i czytających kryminały. Ona z głową na jego kolanach próbuje się skupić na treści, natomiast on patrzy się na nią rozmarzonym wzrokiem. Nie może dłużej wytrzymać. Odkłada książki na bok i całuje ją mocno.

No proszę i znowu się uśmiecha jak głupek.

- Dokładnie. Callie, błagam spotkaj się ze mną. Nie wytrzymam dłużej. Z każdą rozmową muszę się coraz bardziej powstrzymywać przed wynajęciem detektywa, żeby namierzył twój telefon. Wpadłbym wtedy pod twój dom z bukietem róż i musiałabyś się ze mną w końcu skonfrontować.

Ta wizja była zabawna. Aż przypomniał jej się obrazek, na którym facet niesie kilka tuzinów ogromnych, czerwonych róż. Coś niesamowitego.

- Obiecuję, że już niedługo się spotkamy. Po prostu na razie nie mam czasu. Po egzaminach pewnie będę szukała pracy, więc też go nie będzie dużo. Ale jak tylko się ustatkuję pójdziemy to opić.

Ta wizja mu odpowiadała.

- Aż zachciało mi się pomóc ci w tych poszukiwaniach.

Jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Wolała sama dojść na szczyt, a nie dzięki dobrej woli przypadkowego chłopaka. Powoli, bo powoli, ale dojdzie tam, gdzie zawsze chciała być. Ashton&Ross. Zawsze marzyła, żeby tam pracować. Nie było to wielkie kancelaria, ale za to jedna z najlepszych. Ona też chciała być tą najlepszą.

- Myślę, że sama sobie z tym poradzę, ale bardzo dziękuję za propozycję.

- Rycerz w lśniącej zbroi zawsze gotowy pomóc.

- Szkoda, że Nowy Jork jest taki duży. Gdybyśmy byli w mniejszym miasteczku, nie mielibyśmy problemu ze spotkaniem się. A tutaj? Tutaj każdy biegnie na oślep, byle szybciej przemieścić się z miejsca na miejsce.

- Też to zauważyłaś? Czasami staję na środku ulicy i patrzę się tępo przed siebie, a ludzie, którzy mnie mijają tylko popychają mnie dalej zupełnie, jakbym był lalką, która nie powinna się nigdy znaleźć w miejscu takim, jak to.

- Cholernie ciężko jest się dostosować, co? Długo tu mieszkasz? – Zapytała.

- Całe życie. Co nie zmienia faktu, że chyba tu nie pasuję. Moja matka kocha to miasto i czuje się tu jak ryba w wodzie.

- To dla niej tu jesteś?

- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Gdyby to miało być dla niej, już dawno by mnie tu nie było. To chyba po prostu przyzwyczajenie. Dziwnie bym się czuł gdzie indziej, ale tutaj też czuję się czasami jak kosmita.

- Ja mieszkam tu od rozpoczęcia studiów, ale kiedyś lubiłam tu odwiedzać babcię. Byłam pod wrażeniem całego miasta.

- Jestem pewien, że wielu rzeczy jeszcze nie widziałaś. Całego życia by nie starczyło, żeby dokładnie zbadać Nowy Jork.

„I moich pieniędzy również” dopowiedziała w myślach.

- Zwiedziłaś tu cokolwiek?

- Kilka kawiarni i barów, Central Park, Wall Street, kilka innych ulic, jakieś sklepy, akademiki, uniwersytety, biblioteki, czytelnie…

- I bary oczywiście – dokończyli jednym głosem.

- To przecież najważniejsze – powiedział.

- Najwyższy czas się pożegnać, woda już mi wystygła.

Tim zaczął szczekać, jak opętany, przez co Jullian nie do końca usłyszał jej słowa.

- Przepraszam, ale niedosłyszałem, co mówiłaś.

- Dobranoc Jullianie.


- Callie… - niestety w tym momencie usłyszał już tylko przeciągłe pikanie.

czwartek, 5 listopada 2015

Call me VI

- Callie –

Miałam już serdecznie dość tego całego kucia. Głowa pękała mi od tych wszystkich informacji, które znając życie nie przydadzą mi się zbytnio. Studia to istny koszmar. Zdecydowanie nie polecam ludziom o słabych nerwach, bo można tu nieźle się załamać. Zasnęłam zatrważająco szybko. Ledwo zdążyłam odłożyć książkę, a już reszta mojego ciała odpłynęła.

Rano moje ciało nie chciało ze mną współpracować. Kiedy próbowałam wykonać jakiś ruch, moje mięśnie zbywały mnie jakby mówiąc: Jeszcze pięć minut Callie. Kiedy w końcu udało mi się podnieść, poczułam się dumna. Mamy już czwartek. Coraz bliżej egzamin i zakończenie studiów, a także, co chyba najważniejsze, o ile mi się uda coś znaleźć, zmiana pracy. Chciałam mieć już ten etap za sobą i zacząć w pełni dorosłe życie. Może i byłam już pełnoletnia, ale moim zdaniem dorosłość zaczyna się dopiero w momencie znalezienia sobie pracy i ukończenia studiów. Chciałam znaleźć też sobie jakąś współlokatorkę, bo moje mieszkanie było stanowczo dla mnie za duże i czułam się tu nieswojo. Dostałam je w spadku po babci. Jako staruszka była bardzo przezorna i po jej śmierci okazało się, że rachunki i czynsz mam opłacone z góry na dziesięć lat. Nie wiem jak ona to zrobiła, ale z całego serca dziękuję ci babciu. Co prawda czasem musiałam coś dopłacić, ale nie były to jakieś bardzo wysokie stawki.

Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze bloku, w samym centrum miasta. W sumie to Nowy Jork, także całe miasto jest swoim centrum. Składało się z aż trzech pokoi, które były całkiem przestronne, holu, kuchni, w której niestety nie miałam czasu zbyt długo przesiadywać oraz łazienki z dużą wanną i małym prysznicem wciśniętym w róg. Zwykle spędzałam czas tylko w jednym pokoju. Jego ściany były w kolorze karmelowym, a sufit był biały. Na jego środku wisiał szklany żyrandol, który nadawał pokojowi klimatu. Nie jestem osobą, która potrzebuje wielu mebli, dlatego w pokoju znajdowały się jedynie duże łóżko, stolik nocny, toaletka z krzesłem i szafa. Biurko miałam w salonie, z tego powodu nie było mi potrzebne w mojej jaskini.

Salon był najbardziej nieogarniętym miejscem. Wszędzie walały się różnego rodzaju papiery, od umów do fiszek, z których ostatnio często korzystałam. Niestety te drugie walały się również w moim pokoju, kuchni, właściwie wszędzie. Po egzaminie to ogarnę. Póki co, są ważniejsze rzeczy.

*

Dzień w pracy minął mi jak zwykle, czyli boleśnie wykańczająco. Nie ma nawet, o czym mówić. Chociaż… zaczęło mi się wydawać, że Thomas zaczyna być dla mnie miły. Nie żeby coś, ale no w końcu! Już wczoraj nie był sobą, a dziś nawet zaproponował mi, żebym wyszła wcześniej. Po prostu cud. Może jest to związane z końcem mojej umowy? Tak czy inaczej, jeżeli znajdę inną kancelarię, nawet jego przymilanie nie zatrzyma mnie przed odejściem. Wystarczy mi dyplom. Umówiłam się na dziś wieczór z Gregiem, znajomym ze studiów. Mieliśmy się razem uczyć, także dodatkowe minuty przed spotkaniem przydały mi się na odświeżenie i zmianę ubrań. Zebrałam część notatek, w większości tych, które nie były za bardzo zmaltretowane i udałam się do czytelni.

Czy wspominałam już, jakim Greg jest ciachem? Nie, w sumie nic dziwnego, bo nie jest, aż tak nadzwyczajny. Gdyby ktoś o niego lepiej zadbał, od czasu do czasu wyprasował koszulę, przyciął i ułożył włosy i może wcisnął mu soczewki, zamiast staromodnych okularów, można by go było schrupać. Jednak nie jest on w moim typie. Zawsze miałam słabość do złych chłopców, bo w końcu życie z nimi jest ciekawsze. A Greg jest uroczym kujonem. To nie dla mnie, przynajmniej teraz. W końcu kobiety zmienne są.

- Hej Greg! – Rzuciłam uśmiechając się promiennie.

- Callie nie musisz udawać. Wiem, że wcale nie uśmiecha ci się uczyć w tak piękny dzień.

No proszę, kto by pomyślał, że tak szybko mnie rozszyfruje.

- Niech ci będzie, ale nie musiałeś mnie tak gasić. Teraz będę w nostalgicznym nastroju.

- Bierzmy się do działania, bo mamy tego trochę.

Westchnęłam przeciągle i zajęłam miejsce obok niego.


Minęły trzy godziny, kiedy udało nam się zbliżyć do końca. W międzyczasie dwa razy byłam przynieść nam kawę, a i tak oczy mi się zamykały. Za duże obciążenie dla mózgu.

- To chyba by było na tyle.

Odetchnęłam z ulgą.

- Jak mi poszło?

- Świetnie. Na pewno zdasz to śpiewająco. – Greg potrafił mnie pocieszyć.

Mimo miliona motylków w moim brzuchu, które wierciły się ze zdenerwowania już około tygodnia, te słowa podziałały uspokajająco.

- Dziękuję. Jesteś cudowny. – Rzuciłam, przytulając go mocno.

- Nie jestem, ale miło czasami usłyszeć takie słowa od tak cudownej kobiety.

Chyba zapomniałam o jeszcze jednym ważnym szczególe dotyczącym Grega – jest gejem. Odkryłam to już jakiś czas temu, dlatego zawsze czułam się przy nim niesłychanie swobodnie.

- Cóż może częściej powinnam cię dowartościowywać, mój ty ulubiony blondasku.

- No już, bo się zarumienię. Wstawaj, to cię odprowadzę.

Wyszliśmy z biblioteki na przepełnione ludźmi ulice. Kocham Nowy Jork, ale czasami nie mogę tu oddychać. Zatrzymaliśmy się po drodze na hot dogi, które smakowały obłędnie. Miałam zaprosić Grega do siebie, ale przypomniałam sobie o Jullianie. Miałam jeszcze godzinę do telefonu, o ile w ogóle zadzwoni, ale chciałam wziąć dziś dłuższą kąpiel, więc pożegnałam się z Gregiem.

Nalałam sobie wody do wanny, wrzuciłam zapachowe kuleczki, zapaliłam świece i zanurzyłam się po uszy. W sumie dawno nie byłam na basenie. Będę musiała się niedługo wybrać. Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z moim znakiem zodiaku – ryby-, ale uwielbiam wodę. Czy to w stawie, czy pod prysznicem, działa na mnie kojąco. Kocham nawet deszcz. Jeśli w miejscu, do którego akurat zmierzam nie muszę wyglądać ułożenie, to rozpuszczam włosy i roztapiam się w orzeźwiających smugach.


W łazience rozbrzmiały dźwięki Sweater Weather mojego ulubionego zespołu – The Neighbourhood.