niedziela, 28 września 2014

100 post i ever liar 52

wow nie mogę uwierzyć, że już się tyle napisałam. nawet nie wiem co powiedzieć, chyba dziękuję :) gdybyście nie odwiedzali tego bloga i nie komentowali, nie wiem czy byłabym w stanie tyle wyprodukować :D może ten rozdział nie jest za długi, ale ważne, że jest :) przykro mi, iż muszę do tego wrócić, ale bardzo zależy mi na waszych opiniach, więc:
dwa komentarze= kolejny rozdział
miłej lektury :)
-------------------------

- Kate! Tak się o ciebie martwiliśmy – mama rzuciła się na mnie i zamykając w niedźwiedzim uścisku pocałowała czubek mojej głowy.

- Czemu się martwiliście? Przecież dopiero co bal się skończył.

- Miałaś wcześniej przyjechać z Edem, żeby się przebrać. A kiedy zadzwonił do nas by zapytać, czy jesteś już może w domu… - urwał tata.

O matko, Ed! Zapomniałam o nim.

- Przepraszam mamo, ale muszę do niego zadzwonić. Kompletnie wyleciało mi z głowy, że się z nim umówiłam. Pewnie, jak przyszedł byłam w łazience. Cóż teraz już wiecie, że wszystko w najlepszym porządku.

Wbiegłam do swojego pokoju i chwyciłam do ręki komórkę, wykręcając numer chłopaka.

- Halo? – usłyszałam w słuchawce jego miękki głos.

- Hej Ed, tu ja Katherine.

- O matko. Nic ci nie jest? Przeszukałem chyba całą szkołę, a ciebie nigdzie nie było.

- Wszystko w porządku. Pewnie się po prostu minęliśmy. Prawdę mówiąc zapomniałam, o której byliśmy umówieni i tak jakoś wyszło.

- Myślałem, że po prostu masz mnie już dość - powiedział niepewnie.

- No coś ty. To była po prostu długa noc. Nie gniewaj się na mnie. Innym razem obejrzymy film, o ile jeszcze chcesz.

- Oczywiście. Co powiesz na jutro?

- Mam już pewne plany, przepraszam. Może za tydzień?

- Nie ma sprawy. Jeszcze się jakoś zgadamy, tak?

- Pewnie. To miłe, że się o mnie martwiłeś. Jeszcze raz przepraszam.

- Nie zadręczaj się tym. Każdemu może się zdarzyć. Słodkich snów Katie.

- Dobranoc Ed – powiedziałam rozanielona i się rozłączyłam.

Ed był chłopakiem idealnym. Ja po takiej akcji nie byłabym taka spokojna. Coraz bardziej zaczynał mi się podobać. Miałam szczęście, że go spotkałam. Postanowiłam sobie, iż jakoś odpłacę mu ten dzisiejszy incydent.

***
Stanęłam przed drzwiami państwa Blackline i delikatnie zastukałam. Niemal od razu drzwi otworzył mi tata Violett.

- Bardzo cieszę się, że jednak przyszłaś – powiedział, po czym mnie uścisnął. – Moja żona nie mogła się doczekać tego spotkania od bardzo długiego czasu. Rozbierz się i chodźmy.

Poprowadził mnie przez niewielki korytarz do całkiem sporego salonu. Ściany były lekko niebieskie. Na środku stały dwie, białe kanapy. Między nimi stała niska ława zastawiona owocami i słodkościami. Pod oknem stał duży telewizor.

- Napijesz się czegoś skarbie? – Zapytała pani Blackline uprzednio całując mnie w policzek na powitanie.

Czułam się skrępowana. Ci ludzie prawdę mówiąc byli mi kompletnie obcy, a zachowywali się tak na luzie.

- Jeśli mogłabym prosić, to herbaty.

- Oczywiście – rzuciła wychodząc z pomieszczenia.

- Siadaj i częstuj się.

Zajęłam miejsce na kanapie i wpatrywałam się w swoje ręce. Nigdzie nie widziałam Violett, co było dużym plusem w zaistniałej sytuacji i chyba jedynym. Po chwili wróciła pani Blackline z gorącą herbatą na tacy. Usiadła na drugiej kanapie razem ze swoim mężem i między nami zapadła krępująca cisza. Zaczęłam się im przyglądać i dostrzegłam w sobie coraz więcej podobieństw.

- Nie wiem, od czego moglibyśmy zacząć.

- Myślę, że jesteśmy ci winni przeprosiny. Ja i Patricia nie chcieliśmy cię oddać, ale wiedzieliśmy, że członkowie kowenu będą chcieli pozbawić jedną z was życia. To był impuls. Wiedz, że żałowaliśmy tego każdego dnia, ale nie mogliśmy im pozwolić zabić któreś z naszych dzieci.

Oczy mamy zaszkliły się od łez.

- Ale czemu członkowie, tego czegoś na k, mieliby nas zabijać? – Nie rozumiałam tego. Dzieci jak dzieci. Przecież nic złego nie mogłyśmy jeszcze wtedy zrobić.

- To dość długa historia i myślę, że będziemy musieli ci ją przedstawić najdokładniej jak umiemy – powiedział pan Blackline.


I zaczął swoją opowieść.

sobota, 20 września 2014

ever liar 51

tak jak obiecałam jest i kolejny rozdział, a komentarzy tak jakoś mało :( 
ten rozdział może trochę zszokować. miłego czytania :D
------------------------

- O czym ty znowu mówisz Violett? – zapytałam dziewczynę, która miała na sobie sukienkę łudząco podobną do mojej.

- Nie udawaj głupiej Kate – odwarknęła mi.

Mierzyłyśmy się wzrokiem przez kilka dobrych minut. Czułam, że trwałoby to dużo dłużej, gdyby nie nagły wybuch Viol. Rzuciła się ona na mnie wywracając na ziemię. Zaczęła szarpać moje włosy, kiedy chłopcy nas rozdzielili. Nick został ze mną, podczas gdy Mac odciągał Violet nieco dalej. Zauważyłam, że przyglądał się jej uważnie, jakby wpadł na jakieś rozwiązanie.

- Puść mnie – wrzasnęła mu prosto w twarz moja napastniczka, jednak mój przyjaciel nadal trzymał ją w żelaznym uścisku.

- To ty mnie tu sprowadziłaś? – zapytałam.

- A myślałaś, że kto? Nie przypuszczałam tylko, że tych dwóch cię znajdzie, w końcu nałożyłam dobre blokady. Nie wiem jak im się to udało – wycedziła.

- To ty tańczyłaś ze mną na balu? – tym razem dla odmiany pytanie zadał jej Nick.

W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak. Kiedy mnie pocałowałaś, wszystko było jasne. Kate nie zrobiłaby tego z własnej woli.

- Zaraz, czy ktoś mógłby mnie oświecić? – zapytałam zainteresowana.

- Violet zmieniła się w ciebie i próbowała mnie odzyskać. Nie wyszło tak jak chciała.

Zrobiło mi się jej szkoda. Wiem, że ciężko jest kochać kogoś, kiedy ta osoba nie odwzajemnia twoich uczuć. Jest się wtedy zdolnym do każdego rodzaju szaleństwa. Widać było, że Nickolaj jest dla niej bardzo ważny.

- Wybaczam ci.

Na moje słowa wszyscy obecni zamarli z wyrazem szoku w oczach. Wiedziałam, iż postępuję właściwie. Nigdy nie zapomnę tego piekła, które mi urządziła, ale byłam prawie pewna, że jeśli ja jej wybaczę, sytuacja między nami ulegnie zmianie. Może nie jakiejś drastycznej, ale zawsze jakiejś.
Ciszę, która między nami zapadła przerwał Mac.

- Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale chyba znalazłem twoją rodzinę Kate.

Nick i ja wytrzeszczyliśmy na niego oczy. Viol nic o tym nie wiedziała i jakoś nie czułam się z nią na tyle blisko, by się tym dzielić.

- Mac masz rację. Nie możemy tego odłożyć na później?

- Niestety nie. Violet, kiedy obchodzisz urodziny? – zapytał mój przyjaciel. To było niedorzeczne.
- Myślisz, że ci odpowiem? Chyba żartujesz sobie ze mnie – odparła.

- Słabo maskujesz swoje myśli. A więc dziewiętnasty grudnia. Tak samo jak Kate. Wiecie, że macie takie samo znamię za uchem? Nick tylko nie mów mi, że tego nie zauważyłeś?

Spojrzałam na mojego byłego chłopaka. Chyba właśnie łączył fakty.

- Tak myślałem – kontynuował Mac. – Chyba zaraz będziemy mieli gości, którzy nam wszystko wyjaśnią.

Na jego słowa zza drzew wyszła jakaś para. Obrzucili nas uważnym, zagubionym spojrzeniem. Mężczyzna mniej więcej w wieku mojego ojca zbliżył się do Maca, który wypuścił ze swojego uścisku Violet. Pobiegła ona do kobiety.

- Katherin oto twoi rodzice i najwidoczniej twoja siostra bliźniaczka.

O mało nie dostałam zawału słysząc Maca. Wsparłam się na Nicku. Mój świat obrócił się do góry nogami. Ludzie, których poszukiwaniem zajmowałam się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, od tak pojawili się nie wiadomo skąd.

Moja „mama” miała łzy w oczach. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czy podejść do niej, czy jednak zachować pewien dystans. Jednak najbardziej wpłynęła na mnie informacja o tym, że mam siostrę.

- Chyba na dziś wystarczy mi wrażeń. Nick zabierz mnie do domu – powiedziałam.

Musiałam to wszystko przemyśleć. Potrzebowałam czasu.

- Katherin zaczekaj. Chcielibyśmy z tobą porozmawiać i wszystko ci wytłumaczyć – powiedział mój „tata”.

- Możemy to odłożyć na jutro? Przepraszam, ale jestem zmęczona.

Skinęłam im głową i ruszyłam podpierając się na Nickolaju.

- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał, kiedy odeszliśmy.

- Nie. Tak. Nie wiem. Co ja mam o tym myśleć?

- Na twoim miejscu też bym nie wiedział. Spotkaj się jutro z nimi. Nawet, jeśli to dla ciebie bolesne, to myślę, że powinnaś się dowiedzieć, co się stało, że musieli cię oddać. Jeśli chcesz mogę iść tam z tobą – zaproponował.

- Nie. Myślę, że sama muszę się z tym uporać. Tak właściwie, to która godzina?

Nick spojrzał na swój telefon, który trzymał uprzednio w kieszeni marynarki.

- Dziesiąta.

Czułam, że o czymś zapomniałam. Nic dziwnego, w końcu tyle się dziś wydarzyło.

- Dziękuję ci jeszcze raz, że przyszedłeś po mnie.

- Nie ma za co. Wiesz, że możesz na mnie liczyć.


Doszliśmy już pod mój dom. Nick pochylił się nade mną, żeby dać mi buziaka w policzek. Tym razem pozwoliłam mu na to. Ostatni raz go przytuliłam i weszłam do rozświetlonego przedpokoju.

środa, 17 września 2014

ever liar 50

dawno mnie tu nie było. przepraszam, że zaniedbałam bloga, co ktoś od początku roku mi wypomina! jestem ostatnio tak zabiegana, że nie mam na nic czasu. ten rozdział jest pisany na prędce, ponieważ bardzo zależało mi, żeby wyrobić się na dziś. postaram się kolejny dodać w weekend. po takiej przerwie liczę na morze komentarzy, nie żebym się upominała :D
rozdział, choć dużo krótszy niż bym chciała, dedykuję mojemu kochanemu pomysłodawcy, który obchodzi dziś swoje 16 urodziny :* z całego serca życzę ci więcej wspaniałych pomysłów no i wszystkiego czego sobie życzysz :D
---------------------------------

Przede mną na drewnianym krześle siedział zakapturzony mężczyzna. Od razu poznałam jego głos. Czułam się jakbym miała deja vu.

- Czemu nie jesteś tak dobra w znajdowaniu przyjaciół, jak wrogów? Wcale nie uśmiecha mi się sprawdzać co chwilę twój stan. Uwierz mi, mam ciekawsze zajęcia – powiedział głos z moich koszmarów.

- Co ja tu robię?

- Jak to, co? Twoja rodzinka chyba zbytnio za tobą nie przepada. Twoja siostra miała cię dość i cię tu zamknęła. Ale o nic się nie martw masz mnie. Skoro już tu jestem, to ci pomogę, ale nie za darmo – mężczyzna uśmiechnął się przerażająco.

- Ale ja nie mam siostry. Jestem jedynaczką. Chyba powinieneś zmienić swoje źródła.

Starałam się trzymać swój strach na wodzy. Ten ktoś powodował, że każda komórka w moim ciele zamierała.

- Och, czyli Mac ci nie powiedział? Cóż nie będę psuł niespodzianki. Za ile mają przybyć twoi przyjaciele? – zapytał pewny siebie.

Wcześniej słyszałam w swojej głowie głos Nicka, ale miałam za mało sił, by cokolwiek mu odpowiedzieć. Powinnam wcześniej porozmawiać z tym lekarzem.

- To nie jest sprawa dla lekarza. Radziłbym więcej jeść.

Odpowiedź tego mężczyzny na zdanie wypowiedziane w myślach zirytowała mnie. Nie żeby coś, ale wolę swoje przemyślenia zachowywać dla siebie. Skupiłam się na stworzeniu tarczy wokół umysłu. Niestety nie wytrzymała ona nawet sekundy.

- Co tak właściwie tutaj robisz? Przecież ja nawet cię nie znam – rzuciłam, starając się odciągnąć go od mojego umysłu.

- Miło, że próbujesz, ale się raczej na nic nie zda. Mogę być twoim przyjacielem, albo wrogiem. Wybór należy do ciebie. Nadal nie wysłuchałaś mojej propozycji. Lepiej na tym wyjdziesz, jeśli nie będziesz mi przerywać – wstał z krzesła i zaczął powoli krążyć wokół mnie. – Uwolnię cię i oddam przyjaciołom, w zamian za co oddasz mi pewną, drobną przysługę. Niestety będziesz musiała póki co, żyć w niepewności. Nie liczyłbym aż tak na twoich przyjaciół, bo nawet jeśli tutaj dojdą, nie uda im się otworzyć drzwi.

Byłam w pułapce. Czy mogłam zaufać temu człowiekowi? A co jeśli jego przysługa mnie przerośnie i nie będę w stanie jej sprostać? Pewnie będę musiała ponieść konsekwencje. Chyba na oglądałam się za dużo bajek, ale w prawdziwym świecie również nie ma nic za darmo. Prawda boli najbardziej. Jednak, czy wolę zginąć na jakimś pustkowiu? Pomyślałam o mojej rodzinie i przyjaciołach. Moja mama dostałaby załamania nerwowego.

- Zgoda – usłyszałam swój pusty głos.

- No to wspaniale. Pamiętaj, że danego słowa nie wolno ci złamać – uśmiechnął się szatańsko, po czym rozpłynął się w powietrzu.

Już miałam zacząć go przeklinać, kiedy sznury, którymi byłam związana się rowiązały, a drzwi otworzyły się z trzaskiem. Szybko podniosłam się i pocierałam swoje obtarte nadgarstki. Moje nogi były ospałe i o mały włos nie zaliczyłam spotkania z podłogą. W odpowiedniej chwili ktoś mocno mnie objął, przyciągając mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna. Wtuliłam się mocniej w silne ramiona.

- Tak się o ciebie martwiliśmy – powiedział przytulający mnie Nickolai. Podniósł mnie delikatnie z ziemi i okręcił w powietrzu.

Od dawna brakowało mi chwil, w których mogłabym uśmiechać się przez łzy. Po dzisiejszym dniu zdecydowanie bardziej będę doceniała moją nudną codzienność. Odsunęłam się od Nicka i wpadłam ma Maca.

- Kate jak dobrze cię widzieć.

- Ciebie też – powiedziałam, całując go w policzek.

Niestety chyba byłoby za dobrze, gdyby udało mi się w spokoju wrócić do domu. Kiedy w końcu się uspokoiłam i chłopcy mieli już odprowadzić mnie do domu, ktoś stanął na naszej drodze.

- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tak po prostu odejść z wszystkim, co mam – powiedział mój sobowtór.


A ja głupia myślałam, że dziwniej być nie może.