niedziela, 27 marca 2016

Call me XXIX

Wesołych świąt kochani :D
- Jullian –
Od małego patrzyłem na związek moich rodziców i porównywałem go ze związkami z filmów czy bajek. Rzadkie rozmowy, niezliczone ilości cichych dni, nocne kłótnie, kiedy myśleli, że ja i Kate już śpimy. Myślałem, że tak ma wyglądać rzeczywistość, dlatego wzbraniałem się przed dłuższymi związkami. Jednak w pewnym momencie swojego życia, po latach obserwacji rodzin moich przyjaciół, wiedziałem, że to, co się dzieje w moim „domu" nie jest regułą. Patrząc wczoraj na rodziców Callie, wyobraziłem sobie nas na ich miejscu. Po raz pierwszy wybiegałem myślami do przodu, nie mogąc się doczekać przyszłości. Uczucia, które były wymalowane na ich twarzach były realistyczne i mimo, że upłynęło już pewnie kilkadziesiąt dobrych lat, od kiedy są razem, nadal czuć było miedzy nimi chemię.
Chciałem, żeby i moje przyszłe życie tak wyglądało. Już wiem, że zrobię wszystko, by dotrzeć do takiego stanu rzeczy.
Wczoraj wieczorem Callie nalegała na wyjście. Musiała rozładować stres, kłębiący się w niej od dobrych kilku dni, a ja wydałem się jej idealnym kompanem. Obserwowałem, jak napięcie znika z jej ramion i twarzy. Co dziwne, czułem, jak te same emocje odpływają ze mnie. Czy tak wygląda zakochiwanie się? Teraz, kiedy czuję resztki zapachu jej perfum ulatniające się z włosów szatynki, nie mam ochoty wstawać. Obejmując ją ramieniem, czuję się jak pięciolatek tulący swoją ulubioną przytulankę. Mania własności i te sprawy.
- Callie - szturcham ją delikatnie, nie mogąc się wyswobodzić z jej żelaznego uścisku. Powoli podnosi zaspane powieki, na co kąciki moich ust automatycznie unoszą się ku górze. - Witaj śpiochu!
Całuję ją delikatnie w czubek głowy, a ona bardziej wtula się w moje ramiona.
- Mamy sobotę, prawda? Błagam powiedz, że mamy sobotę.
- Niestety nie. Też wolałbym tu zostać, ale jeśli za chwilę się nie podniesiemy, to spóźnimy się do pracy.
- Grrrrr. No dobra.
W ekspresowym tempie wydostała się z moich ramion, kierując się do swojej torby, stojącej przy szafie.
- A co z tobą? - Zapytała, odwracając się w moją stronę.
- Mną się nie przejmuj. Wystarczy mi pięć minut.
Puściłem jej oczko i patrzyłem jak przewraca oczami.
- No leć!
Zostawiła mnie samego. Chwyciłem laptopa z szafki nocnej. Niestety okazał się rozładowany, jak to zwykle bywa, więc musiałem wstać, żeby podłączyć go do ładowania. Po uruchomieniu tego wszystkim dobrze znanego pożeracza czasu, od razu zalogowałem się na pocztę. Dziesięć nowych maili. Nic nadzwyczajnego. Szybko przejrzałem wszystkie i odpisałem na co ważniejsze. Kiedy kończyłem, zauważyłem, że Callie podchodzi do mnie z kubkiem kawy.
- Pomyślałam, że ci się przyda. Podrzucisz mnie? - Uśmiechnęła się czarująco. I jak jej odmówić? W sumie i tak planowałem to zrobić.
- Tylko skończę.
- Okej. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeżeli zostawię sobie cześć rzeczy?
Spojrzałem na nią wymownie. W takim tempie nie ma szans, żebym szybko to skończył.
- Okej, już daję ci pracować, ale żebyś nie przeżył szoku, kiedy poprzestawiam meble w salonie.
- Co?
- Oj no tylko żartowałam. Pracuj tam sobie.
Coś czuję, że związek będzie niezapomnianym przeżyciem.
***
Po podwiezieniu Callie, udałem się do biura matki. Mimo, że przychodziłem tu regularnie od jakiegoś tygodnia, sekretarka nie ukrywała zdziwienia widząc mnie. Sytuacja między mną, a rodzicami była tutaj wszystkim doskonale znana.
- Witaj Jullianie. - Przywitał mnie powitalny buziak w policzek. Tess była moją dobrą znajomą jeszcze z czasów liceum. Spędziliśmy razem kilka nocy, ale nigdy nic poza tym.
- Hej. Mama u siebie?
- Jak zwykle. Twoje biuro jest już prawie gotowe. Myślę, że pod koniec przyszłego tygodnia będziesz mógł się wprowadzić, o ile do tego czasu nie postanowisz nas opuścić.
- Hahaha. Chcesz mnie już wykurzyć?
- Ktoś musi ci uświadomić, na co się piszesz.
- Doskonale to wiem.
- W takim razie w ogóle cię nie rozumiem.
- Uwierz mi, ja sam też nie.
- Jullian! Miałeś być tu dwadzieścia minut temu! Czas to pieniądz.
- Cześć mamo. - Przywitałem się najmilej jak umiałem.
- Do mojego gabinetu!
- Smoczyca wzywa. - Szepnąłem konspiracyjnie i udałem się za matką.
- Wiesz, że nie możesz się tak spóźniać. - Dobre wychowanie przede wszystkim, cała mama.
- Tak wiem, ale to była nadzwyczajna sytuacja. Zresztą rano zająłem się częścią spraw.
- Zauważyłam. - Powiedziała siadając w swoim fotelu.
- Za pięć minut masz spotkanie z Robinsem, o którym zdaje się zapomniałeś.
Poszperałem w pamięci i musiałem przyznać jej rację. Tak właściwie, kto to w ogóle był?
- To ten nowy...
- Informatyk - dokończyła, ku mojej uldze, za mnie. - Będzie czekał w swoim biurze, drugie od wejścia. Wiesz, co robić. Kiedy skończycie, wróć tutaj.
- Tak jest.
- Jullian, to poważna robota. Jesteśmy na rynku od dobrych kilku lat i chcemy się jeszcze trochę utrzymać. Czy mógłbyś nie zaprzepaścić tego?

- Dam z siebie co w mojej mocy. Nie tylko tobie zależy na tej firmie.

czwartek, 17 marca 2016

Call me XXVIII

- Callie –
Rutyna była najlepszą formą rozerwania myśli. Potrzebowałam stworzyć w umyśle barierę między życiem osobistym, a pracą, co okazało się niebywale trudne. Już nie chodziło o Johna, tylko o moich rodziców. W ciągu ostatniego tygodnia rozmawiałam z mamą dwa razy i za każdym kończyło się wyrzutami skierowanymi w moją stronę. Świadomość tego, że nie spełniam ich oczekiwań, przygniatała mnie. Jednak najgorsze było to, iż wzięli stronę Johna, nie rozumieli mojej decyzji, a wszelkie próby wyjaśnienia z mojej strony zbywali machnięciem ręki, nawet ich nie wysłuchując do końca. Jutro miałam się z nimi spotkać, ale nie wiem czy wystarczy mi siły, by przebić się przez ich wyobrażenia.
- Callie!
Aż podskoczyłam na krześle. Chyba kompletnie odleciałam. Poprawiłam spódnicę i spojrzałam na Ruby, stojącą w drzwiach.
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Masz gościa. - Uśmiechnęła się chytrze i ustąpiła miejsca Jullianowi.
- Hej. Co ty tutaj robisz?
- Stwierdziłem, że potrzebujesz wsparcia. - Pomachał mi przed nosem torebką z logo mojej ukochanej piekarni. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek jedzenie, ale to było miłe. Pokręciłam głową. - No cóż, w takim razie sam to zjem. Chciałem ci zaproponować, że pójdę jutro z tobą.
- Oszalałeś? Przecież oni cię zlinczują.
- Nie idę tam dla nich, tylko dla ciebie. W razie gdybyś potrzebowała wsparcia psychicznego.
- To kochane.
Patrzyłam jak siada obok mnie na kanapie i w dwóch kęsach pochłania czekoladową babeczkę. Może jednak bym spróbowała. Chociaż odrobinę.
Wyjęłam jedną z torebki i odgryzłam kawałek. Potrzebowałam cukru. Jullian zauważył mój rozmarzony wyraz twarzy i się uśmiechnął.
- No co? Nie da się im oprzeć.
- To o której mam po ciebie wpaść?
- Myślę, że druga powinna być w sam raz. Gdybyś się jednak rozmyślił, znasz mój numer. - Dorzuciłam, na co posłał mi tylko uśmiech.
- Będę o 14. A teraz wracaj do pracy.
Wyszedł, całując mnie wcześniej w policzek.
*** 
Zaraz chyba oszaleję. Chodzę w tę i z powrotem po pokoju, już sama nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wiedziałam, że zawsze byli bardzo gadatliwi i raczej nie są z ludzi, którzy szybko zmieniają zdanie, ale dopiero teraz doświadczyłam tego w pełnej okazałości.
Od pół godziny jesteśmy z Jullianem u moich rodziców, a jedynymi słowami, jakie udało nam się powiedzieć było cześć i musimy porozmawiać. Ile można krytykować?
- Czy możecie się w końcu zamknąć i dać mi coś powiedzieć!?
I tak oto nastała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani. Nigdy nie odniosłabym się tak do rodziców, ale nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków.
- Jest mi przykro, że więcej zaufania macie do Johna, niż do mnie, ale może macie rację i jest to po części moja wina. Jednak powinniście wiedzieć, że nie odeszłabym od niego, bez poważnego powodu. Zawsze walczyłam do końca i wy to widzieliście. Kocham Johna, ale osoba, którą się stał, kto wie może był taki cały czas, mnie przeraża.
- Kochanie, co się stało? - Kiedy usłyszałam to pytanie, padające z ust mojej matki, poczułam się jakbym odniosła małe zwycięstwo. Opowiedziałam im o wszystkim. Widziałam niedowierzanie w ich spojrzeniach.
- Przykro mi. - Powiedział mój ojciec i przytulił mnie do siebie. Dawno tego nie robił. Może cała ta sytuacja wyszła nam na dobre?
Ostatnio miałam bardzo słaby kontakt z rodzicami. Właściwie John utrzymywał go za mnie. Nie czułam się z tym źle, aż do pewnego momentu. Nigdy nie powinnam pozwolić odsunąć się od rodziny. 
- Skoro to już przeszliśmy, macie może ochotę na szarlotkę?
Aż zaburczało mi w brzuchu, na ten dźwięk na moich policzkach wykwitły rumieńce.
- Pomogę ci w kuchni. Jullian poradzisz sobie z tatą? - Rzuciłam, i nie oczekując na odpowiedź, wyszłam z salonu.
- Cal, kto to właściwie jest? - Zapytała moja mama, kiedy zostałyśmy tylko we dwie.
- Wspaniały przyjaciel. - "W którym się zakochuję." Tego zdania nie dodałam.

Ludzie błądzą po tym świecie, szukając swojej "drugiej połówki". Jak dla mnie to zwykła bzdura. Kiedy znajdujemy osobę, która warto kochać, znajdujemy swojego anioła stróża, który w końcu postanowił się przed nami zmaterializować. Dla mnie tym aniołem był Jullian.

środa, 9 marca 2016

Call me XXVII

- Zadzwonię, jak będę na miejscu. - Powiedziała uśmiechając się szeroko, na co on odpowiedział również uśmiechem.
- Szczęśliwej podróży.
Pocałował ją w policzek i odprowadzał wzrokiem, aż do momentu w którym wsiadłam do samolotu. Stał na lotnisku wpatrując się w odlatującą maszynę, dopóki nie zniknęła z jego pola widzenia.
Ona w tym czasie zajęła przydzielone jej miejsce i pogrążyła w rozmyślaniach, słuchając jednocześnie muzyki. Próbowała także czytać, ale co chwilę odpływała, więc musiała z tego zrezygnować.
Po wylądowaniu w Nowym Jorku, szybko zabrała swoje bagaże i taksówką, którą cudem udało jej się złapać, wróciła do domu. Był środek dnia, więc spodziewała się tam co najwyżej sprzątaczki. Przechodząc przez drzwi, usłyszała dzwonek.
- Ruby?
- No w końcu. Nie widziałaś, że dzwoniłam? - Zapytała przyjaciółka.
- Przepraszam, nie zauważyłam. Właściwie dobrze, że dzwonisz. Mogłabym się u ciebie zatrzymać na kilka dni?
- Oczywiście. Pokój gościnny czeka z otwartymi ramionami. To koniec?
Callie dobrze wiedziała, o co jej chodziło.
- Definitywnie. Opowiem ci później, teraz muszę się spakować.
- Wysłać Luka po twoje rzeczy?
- Jakby nie miał nic przeciwko. Myślę, że każda pomoc będzie wskazana.
- Dobra, już do niego dzwonię.
- Jesteś cudowna, Ruby.
- Przecież wiem.
Callie uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do sypialni. Na górnej półce w szafie miała kilka pudełek, które zostały po przeprowadzce. Postanowiła ich użyć, licząc na to, że wszystko się tam zmieści.
Pakowanie zaczęła od ubrań, których jak się okazało było zdecydowanie za wiele. Znalazła wśród nich czerwoną sukienkę, której długo nie mogła znaleźć. Po ubraniach przyszedł czas na kosmetyki i książki.
Siedem pudeł i dwie walizki później była gotowa do wyniesienia się stąd raz na zawsze. Za pięć minut miał przyjechać mąż Ruby. Część rzeczy udało jej się zmieścić w swoim samochodzie, jednak bez jego pomocy musiałaby się wracać, a jej przyjaciółka nie mieszkała zbyt blisko. Usłyszała klakson samochodu.
- Hej. Dużo tego? - Zapytał Luke.
- Nie. Większość już zabrałam. Chodźmy po resztę i zmywajmy się.
Kiedy Luke pakował pudła, Callie sprawdziła czy aby na pewno zabrała wszystko. Zapomniała o najważniejszej rzeczy.
Szybko pobiegła do kuchni i zabrała dwie paczki czekoladowych drażetek. Tak, teraz mogła wyjść.
Swoje klucze zostawiła na stoliku przy drzwiach, żegnając się z Milly.