sobota, 28 grudnia 2013

ever liar 17

ten rozdział to kompletna katastrofa, ale musiałam coś dodać. obiecuję, że następny będzie lepszy :)
------------------
- No to chodźmy – powiedział Mac biorąc mnie pod rękę. Obejrzał się dookoła sprawdzając czy nie ma nikogo w pobliżu, po czym powiedział coś pod nosem i w mgnieniu oka znaleźliśmy się przed drzwiami mojego domu.

- I myślisz, że cię tam dobrowolnie wpuszczę? – zapytałam.

- Cóż, jeśli tego nie robisz, sam sobie poradzę. Tak czy tak musisz mnie wysłuchać zanim stanie się coś złego.

- Chyba trochę na to za późno- powiedziałam pod nosem i otworzyłam drzwi, wpuszczając Maca do środka.

Skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie jakieś zioła na uspokojenie. Zwinęłam jeszcze z barku ciastka i ruszyłam z Mackiem do mojego pokoju. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku, otworzyłam paczkę z ciasteczkami i wpatrywałam się w mojego przyjaciela. On nie zwracając na mnie uwagi chodził w koło pokoju, oglądając zdjęcia wiszące na ścianach.

Przez pewien czas interesowałam się fotografią i robiłam zdjęcia wszystkiemu, co tylko znalazło się na mojej drodze. Część z nich powiesiłam na ścianach w moim pokoju, żeby przypominały mi miłe chwile spędzone z przyjaciółmi i rodziną. Były wśród nich zdjęcia z Rose, Mackiem, Nickiem i rodzicami. Nawet na kilku znalazła się Meg. Miałam także zdjęcia parku o każdej porze roku. O dziwo większość zdjęć wychodziła mi całkiem dobrze. Pewnie to zasługa dobrego aparatu.

Tak czy inaczej nie mogłam już znieść tej ciszy panującej między nami. Pociągnęłam łyk herbaty i gestem dłoni zachęciłam Maca do rozpoczęcia swojej opowieści.

- Jak już mówiłem wcześniej, nigdy nie miałem zamiaru cię oszukiwać. Ale to jest bardziej skomplikowane niż myślisz. To, co powiedziałem wcześniej było prawdą, mimo że ty tak nie uważasz. Nie traktuję cię jak dziecko i możesz mi wierzyć. Zrobię wszystko żebyś mi uwierzyła, ale na pewien czas będę musiał wyjechać. Nie zrozum mnie źle. Nie robię tego dla siebie. Muszę dowiedzieć się czegoś o twoim prawdziwym pochodzeniu – spojrzałam na niego dziwnie. Czy on próbuje mi wmówić, że moi rodzice nie są nimi tak naprawdę?

Zauważył moje spojrzenie mimo to kontynuował.

- Tak to dziwne, jednak my czarownicy też mamy zasady, których musimy przestrzegać. Należą do nich między innymi uczestniczenie, co najmniej raz w roku w zborze oraz nauka naszych dzieci magii od małego. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widział twoich rodziców na zborze, a twój bark doświadczenia świadczy o złamaniu drugiej reguły. Muszę się upewnić, a do tego czasu staraj się nad sobą panować.

- Ale jak to wyjeżdżasz? – zapytałam z przerażeniem. – Ja sobie sama nie poradzę. Nie możesz tego załatwić telefonicznie? Potrzebuję cię tutaj, bardziej niż kiedykolwiek. Wszyscy się ode mnie odsunęli. Rodzice nie mają dla mnie czasu. Zostajesz mi tylko ty i Juliett, ale nie znam jej na tyle dobrze. Poza tym ona nie jest czarownicą, więc raczej nie będę mogła z nią porozmawiać o tych sprawach. Proszę cię.

- No już dobrze. Postaram się, ale nie wiem czy będzie to do końca możliwe- odpowiedział Mac i mocno mnie do siebie przytulił, całując mnie przy tym w czoło. – Obiecuję, że dowiem się wszystkiego i razem jakoś sobie z tym poradzimy.

Posiedział ze mną jeszcze chwilę i jedząc ciasteczka, opowiadaliśmy sobie głupie historyjki na poprawę humoru. Czułam ulgę i wiedziałam, że Mac mnie nie opuści tak jak zrobili to Nick i Rose.

środa, 25 grudnia 2013

nie mieszaj się cz.3

Wesołych Świąt! ;*
Merry Christmas! :)
Fröhliche Weihnachten! :D
Весёлого Рождества! :)
---------------------

Został jeden dzień do moich 20 urodzin. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie liczba dwadzieścia zawsze kojarzyła się z czymś magicznym. Wiedziałam, że, wtedy w końcu dowiem się, jakie będzie moje pierwsze samodzielne zadanie. Do tej pory pracowałam jedynie w grupie i zaczynało mnie to troszeczkę wkurzać. Zwłaszcza, że byłam jedyną dziewczyną w gronie trzech mężczyzn. Rozumiecie? Aż trzech! Każdy z nich się rządzi. Nie ma nawet mowy, żeby mogła wtrącić, chociażby słowo. Więc kochani jeszcze tylko jeden dzień i adios frajeros! O, ile dobrze pamiętam, ostatni raz tak bardzo cieszyłam się, kiedy zdałam egzaminy kończące szkołę. Co więcej udało mi się ją skończyć z wyróżnieniem, jak na mnie było to ogromnym wyczynem.
Nie miałam jakichś szczególnych planów związanych z tym dniem. Pragnęłam tylko odebrać swój przydział, zjeść kawałek tortu w towarzystwie moich najbliższych przyjaciół i jak najszybciej zacząć się pakować. Wiedziałam, że Rada przydzieli mi jakiegoś starszego absolwenta do nadzorowania, ale jakoś mało mnie to obchodziło. Najważniejsze było, że w końcu będę mogła opuścić to stare, nudne miasto i ruszyć poznawać świat.

Wróciłam do domu wyczerpana jak zwykle. Nie miałam nawet siły się przebrać. Rzuciłam się na łóżko, puściłam sobie cicho moją urodzinową playlistę i odpłynęłam w objęcia Morfeusza niepewna tego, co mi przyniesie kolejny dzień.

Obudziłam się o tej samej porze, co zwykle. Przetarłam oczy i powoli podniosłam się z łóżka. Wykonałam serię porannych ćwiczeń i udałam się pod prysznic. Wiedziałam, że o godzinie 10 mam się stawić w głównej siedzibie MSS, więc nie spieszyłam się za bardzo.

Zdążyłam wysuszyć włosy, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz – Hubert. Postanowiłam odebrać.

- Siema, co tam? – zapytałam.

- No hej. O, której masz to spotkanie w siedzibie?

- O dziesiątej, a co?

- Nic, tak się pytam? Rozumiem, że na później nie masz planów?

- No wiesz, w sumie planowałam … - nie zdążyłam dokończyć zdania, bo oczywiście kochany Hubcio - nie lubi jak się tak na niego mówi, ale mnie to nie przeszkadza – musiał mi przerwać.

- No to świetnie. Więc porywam cię na pizzę. Wiesz wczoraj się dowiedziałem, że w końcu zostanę czyimś opiekunem. Dzisiaj poznam mojego podopiecznego.

- Szczęściarz z niego – powiedziałam. Prawdę mówiąc, strasznie ucieszyłam się na tą wiadomość. Dobrze wiedzieć, że mojemu przyjacielowi również udało się osiągnąć wymarzony cel. Szkoda, tylko, że nie może być moim opiekunem. Odkąd pamiętam mówiono nam, że nasz przyszły opiekun będzie tej samej płci, co my. W całej historii stowarzyszenia zdarzyły się jedynie trzy wyjątki. Trudno.

- No pewnie. Nie martw się twoja opiekunka też na pewno będzie miła. To spotkajmy się pod pomnikiem Staszica.

- Jasne. Jak coś zaczekaj na mnie.

- Albo ty na mnie.

- Racja. No to pa!

- Do zobaczenia! – odpowiedział i się rozłączył.

Świetnie. Ciekawe czy zaprosił też Sandrę? Cóż głupio mi się jej będzie o to zapytać, w końcu, co jej powiem, jeśli tego nie zrobił?

sobota, 21 grudnia 2013

ever liar 16

ze względu na święta, mam tyle na głowie, że nie starczyło mi czasu na napisanie obu opowiadań. może jakoś na tygodniu znajdę czas i dodam kolejny rozdział Elizabeth :)
dostałam wczoraj najpiękniejsze życzenia od mojej kochanej Ewelinki. życzyła mi między innymi wydania książki, co byłoby dla mnie spełnieniem marzeń, jednak nie jestem pewna czy ktoś by ją kupił, ale święta są od tego, by marzyć no nie?
więc mam do was pytanie: o czym marzycie??
czekam na komentarze :D
robię mała ankietę i prosiłabym was o oddanie w niej głosów z góry dziękuję :)
http://gochat.in/onlysmile98 zapraszam do popisania:D
-----------------
Razem z Mackiem spałaszowaliśmy ciasto, po czym zabraliśmy się za wykładanie koszulek. Kilka zostawiłam na zapleczu i obiecałam sobie, że jutro wezmę ze sobą pieniądze i je kupię. Byłam tak zajęta wieszaniem koszulek, że nie zwróciłam uwagi na dziwne spojrzenia, jakie rzucał w moją stronę Mac. W pewnej chwili dostrzegłam, iż stojące na półce nade mną pudełko zaczyna się chwiać. Bez zastanowienia wzięłam stojące w pobliżu krzesło, stanęłam na nim i zdjęłam je. Okazało się dużo cięższe niż myślałam. Mac szybko do mnie podbiegł, żeby zatrzymać mnie przed jego otwarciem, jednak było za późno. Odsunęłam pokrywkę i to, co zobaczyłam przeraziło mnie.

W pudełku znajdowała się kula z mojego snu. Szybko podałam ją Macowi i wyszłam na zewnątrz żeby ochłonąć. Podmuch późno jesiennego powietrza od razu przywrócił mi czystość umysłu. Usiadłam na chwilę na murku i wzięłam parę głębokich oddechów, po czym wróciłam do sklepu. To, co tam zastałam było przerażające. Koszulki poniewierały się w całym pomieszczeniu. Kilka z nich wisiało na żyrandolu. Inne były przygniecione przez półki, na których uprzednio wisiały. Cały sklep wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. W samym jego środku stał Mac trzymając w rękach kulę.

Spojrzałam na niego pytająco. Nie wiedziałam jak to możliwe, żeby w ciągu zaledwie kilku minut wszystko wywróciło się niemal do góry nogami. On sam chyba nie wiedział, co mi odpowiedzieć. Jednak po chwili zdecydował się na powiedzenie prawdy, która odmieniła moja życie.

- Obstawiałbym, że to ty. Kiedy wychodziłaś byłaś tak przestraszona, że nawet nie zauważyłaś jak twoja zmiana nastroju wpłynęła na otoczenie. Powiedz mi, kiedy dokładnie masz urodziny?

- Za trzy dni 19 grudnia. Ale co to ma do rzeczy?- zapytałam zdezorientowana.

- Wszystko jasne- powiedział mój przyjaciel sam do siebie. – Czy twoi rodzice mówili ci coś o twoim pochodzeniu? – zapytał.

- Jakim pochodzeniu? Mac dobrze się czujesz?

- Jak najbardziej Kate. Dziwne, nie przypominam sobie, żeby wśród nas był ktoś o nazwisku Send.

- Wśród nas? O kim ty mówisz? Co tu jest w ogóle grane? Możesz mi to wytłumaczyć? – zarzuciłam go gradem pytań.

- Ty naprawdę nic nie wiesz. No to zacznijmy od tej kuli. To magiczna kula przepowiadająca przyszłość. Nieliczni mogą zobaczyć w niej również przeszłość.

- Ta ta ta magiczna kula. Dobre sobie. Proszę cię, nie jestem już małym dzieckiem, więc nie żartuj sobie ze mnie.

- Nie zauważyłaś ostatnio, że się zmieniasz? – zapytał.- Sama mi mówiłaś, że czujesz się winna wybicia szyb w szkole, mimo, że nie wiesz jak to jest możliwe. Dlatego próbuje ci to wyjaśnić. Jesteś czarownicą i to powoli zaczyna się w tobie ujawniać. Do tej pory, ponieważ nic o tym nie wiedziałaś, byłaś bezpieczna. Ale teraz już nie ma odwrotu. Każdy z nas, czy tego chce czy nie, otrzymuje pełnie swoich mocy w dniu swoich 17 urodzin.

- Każdy z nas. Teraz rozumiem, o co ci wcześniej chodziło. Mac, ale ty nie jesteś w żadnej sekcie prawda? Bo to, co mówisz kojarzy mi się tylko z sektą. Nie chcę cię obrazić, ale takie jest moje zdanie.

- Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś tak zamkniętego. Kate, wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał. Jesteś dla mnie jak siostra.

- Tak wiem to. Ale wiem też, że takie głupoty jak magia, czarownice istnieją tylko w bajkach dla małych dzieci, więc proszę cię odpuść sobie – powiedziałam, po czym ruszyłam do domu.

I że niby mnie nie okłamuje tak? Przecież wie, że nie jestem małym naiwnym dzieckiem, które wierzy we wszystko, co mu rodzice powiedzą. Kolejny „przyjaciel” od siedmiu boleści. I weź tu komuś zaufaj.

Szłam wpatrując się w swoje buty, kiedy nagle przede mną pojawił się Mac. Zamurowało mnie. Przecież nie wyszedł za mną, a gdyby biegł usłyszałabym to. Co tu jest grane?

- A więc Kate chyba nie dokończyliśmy naszej rozmowy. Teraz pójdziemy do twojego domu i pozwolisz mi jeszcze raz wyjaśnić sobie to wszystko, jasne?

Przytaknęłam.

- No to chodźmy – powiedział Mac biorąc mnie pod rękę. Obejrzał się dookoła sprawdzając czy nie ma nikogo w pobliżu, po czym powiedział coś pod nosem i w mgnieniu oka znaleźliśmy się przed drzwiami mojego domu.

środa, 18 grudnia 2013

nie mieszaj się cz.2

miłego czytania :)
---------------
W wieku 9 lat rodzice wysłali mnie do szkoły z internatem, przeznaczonej dla przyszłych szpiegów. Czas leciał tam niesamowicie szybko. Pobudka, śniadanie, trening, lekcje, obiad, trening, prysznic, spanie. Wszystkie dni zlewały mi się w jedno.

Chodziłam niewyspana i przytłoczona ogromem teorii. Najgorsze z tego wszystkiego były chyba egzaminy praktyczne.

W każdą drugą sobotę miesiąca nasi nauczyciele planowali serie specjalnych zadań, mających nas przygotować do przyszłych misji. Dobierali nas w czteroosobowe grupy i sprawdzali czy potrafimy się wzajemnie dopełnić. Często lądowałam w grupie z Hubertem – jednym z najlepszych uczniów. Bardzo dobrze się z, nim współpracowało. Potrafił wszystko dokładnie zaplanować i zawsze działał z rozwagą. Wiedział też, jak poradzić sobie z tzw. „trudnymi przypadkami”, które znajdowały się i w naszej szkole. Był dla mnie kimś w rodzaju autorytetu. Wiecie, uczeń starszej klasy, całkiem przystojny i do tego świetny przywódca. Nie było chyba w szkole dziewczyny, która nie wzdychałaby na jego widok. W sumie nadal tak jest. Ostatnio, kiedy odprowadzał mnie pod moją kamienicę naliczyłam, co najmniej siedem dziewczyn, które puściły do niego oczko lub się uśmiechnęły. Takie życie młodego półboga.

Skoro już o niej wspomniałam, to chyba należałoby opisać moje małe mieszkanko. Znajduje się parę ulic od głównej siedziby stowarzyszenia. Wynajmujemy je wspólnie z Sandrą – moją koleżanką ze szkoły. Nie jest jakieś szałowe. Ma trzy pokoje, niewielka kuchnię i łazienkę, ale czego więcej potrzeba? Prawdę mówiąc, nawet nie ma sensu opisywać wam jego wyglądu. W końcu mieszkam tam tylko okresowo, więc nie opłaca się przeprowadzać w, nim jakichś zmian. Jedynymi meblami w moim małym sanktuarium są łóżko, szafa, biurko i krzesło obrotowe.

Większość wolnego czasu spędzam z przyjaciółmi na siłowni lub basenie. Lubię wszelkie formy aktywnego wypoczynku, przez co staję się bardziej pożądana przez mężczyzn lubiących odrobinę niebezpieczeństwa. Niestety, nie ma zbyt wiele czasu na randki. Staram się, jak najgrzeczniej zbywać moich zalotników, ale wbrew pozorom nie jest to wcale takie łatwe. Kilka razy natknęłam się na natrętów, którzy potrafili nękać mnie przez kilka kolejnych dni, a moje odmowy tylko bardziej ich zachęcały. Dobrze, że mam Huberta – on wie jak skutecznie ich ode mnie odpędzić.

Czasami zdarza mi się wątpić w słuszność mojej obecności w organizacji. Zwykle takie myśli przychodzą mi do głowy, kiedy siedzę sama w pokoju i nie wiem, co z sobą zrobić. Zastanawiam się, jak byłoby, gdybym mogła normalnie studiować, umawiać się z chłopakami, pracować.

Znowu zboczyłam z tematu, cóż będziecie się chyba musieli do tego przyzwyczaić. Mam jednak nadzieję, że nie będzie wam to za bardzo przeszkadzało.

W każdym razie historia, o której zamierzałam wam opowiedzieć zdarzyła się około rok temu.

sobota, 14 grudnia 2013

ever liar 15

zgodnie z obietnicą :) dzięki za te miłe komentarze pod ostatnim postem. mam nadzieję, że częściej ich tyle będzie :D chciałabym was też zachęcić do udziału w pewnym konkursie :) http://amimitte.blogspot.com/2013/12/swiateczne-rozdanie.html
to chyba tyle na dziś :D miłego czytania :)
--------------
Co to było?

Dźwięk tłuczonego szkła nadal odbijał się w mojej głowie, mimo, że było już po wszystkim. Cały czas rozmyślałam nad tym wypadkiem, przez co nie mogłam się skupić na lekcji. Coś w moim wnętrzu mówiło mi, że to moja wina, jednak to byłoby absurdalne. No dobra, może wkurzyłam się na Nicka i Violett i pomyślałam o wybiciu tych okien, ale nie miałam, czym tego zrobić.

Ludzie przez cały dzień dziwnie na mnie patrzyli i obgadywali mnie, tak głośno, że nie trudno było usłyszeć, jaką mają o mnie opinię. Rano miałam nadzieję, iż te wybite szyby przykują ich uwagę na tyle, by zapomnieli o mnie i tych głupich zdjęciach, które Nick zrywał rano. Dziwne, że żaden nauczyciel, czy chociażby woźny nie powstrzymał tych, co je wieszali. Prawdę mówiąc pierwszy raz zobaczyłam Nicka tak wkurzonego. To ja powinnam się zachowywać jak wariatka i wyrzucać te wszystkie zdjęcia, a nie on. Czemu to robił, skoro byłam mu już obojętna? Przecież teraz chodzi z Violett.

Po wyjściu ze szkoły skierowałam się do parku. Widok dzieci bawiących się stosami kolorowych liści wprawił mnie w radosny nastrój. Były takie niewinne. Ja kiedyś też taka byłam. Pamiętam, jak tata zabierał mnie tutaj i razem zbieraliśmy liście, żeby później zrobić z nich kwiatki.

Usiadłam na ławce, na której wystrugane były inicjały moje i Rose. Pamiętam jak je na niej wydrapałyśmy. Miałyśmy wtedy dziesięć lat i obiecałyśmy sobie, że na zawsze zostaniemy przyjaciółkami. Chowałyśmy się w małej jaskini znajdującej się przy wielkim dębie i opowiadałyśmy sobie straszne historie, a potem bałyśmy się wrócić do domu. Nasi rodzice musieli nas ciągnąć przez cały park, bo nie chciałyśmy opuszczać naszego małego sanktuarium. Teraz inne dzieci bawią się w nim, tak jak my dawno temu.

Poczułam, jak ktoś zachodzi mnie od tyłu i podaje mi kawę. Kiedy odwróciłam głowę zauważyła Maca. Prawdę mówiąc byłam zaskoczona jego widokiem, jednak moje zaskoczenie szybko przerodziło się w radość. Rzuciłam się na przyjaciela, mało nie wylewając na niego zawartości kubka, który przed chwilą mi wręczył.

- Matko Mac, jak ja za tobą tęskniłam. Co z twoją babcią? Już się lepiej czuje? Opowiadaj.

- Hej Kate, Ciebie też miło widzieć – odpowiedział i usiadł obok mnie na ławce. Wziął łyk kawy i zaczął opowiadać.

Na szczęście z babcią już wszystko w porządku, to było zwykłe przeziębienie, ale Mac musiał zostać nieco dłużej ze względu na to, że go o to prosiła. Nie dziwię się, w końcu tak rzadko się widują. Przywiózł nawet dla mnie kawałek szarlotki ze specjalnymi pozdrowieniami od babci. Obiecałam sobie, że następnym razem pojadę tam razem z nim.

- A co u ciebie? Jak wyjeżdżałem cała byłaś w skowronkach, a teraz jesteś jakaś taka smutna.
Streściłam mu wydarzenia ostatnich dni. Chyba zauważyła jak trudne to dla mnie było. Na koniec wspomniałam o dzisiejszym ranku i moich przypuszczeniach. Jego twarz przybrała kamienny wyraz.

- Kate, jak to czujesz, że to była twoja wina?

- Normalnie. W sumie to nie wiem, jak mogłabym to wytłumaczyć, ale może to tylko moje wyobraźnia.

- Rozumiem – odparł. – No to chodźmy. Podobno do sklepu przywieźli nową kolekcję koszulek. Będziesz miała, z czego wybierać.

Jak to dobrze, że wrócił.  Jednak coś się w nim zmieniło.

wtorek, 10 grudnia 2013

nie mieszaj się cz.1

ze względu, że ostatnio jest tu tak dużo komentarzy wstawiam ten rozdział dziś :)
kolejna część w następną środę :) a teraz czekam na komentarze :D
--------------

Od czego, by tu zacząć? W sumie, moja historia nie jest niczym niezwykłym, ale mimo wszystko postanowiłam ją spisać. Czemu? Sama nie wiem. Może wyciągniecie z niej jakąś naukę na przyszłość? Tego nie mogę wam zagwarantować, w końcu każdy z nas jest inny.

Tak piszę i piszę, a wy nawet nie wiecie, kim jestem. Otóż, na imię mi Klaudia. Nazwiska niestety nie mogę wam zdradzić. Mam 21 lat, długie brązowe włosy i zielone oczy. Jestem wysportowana i chuda. Od małego byłam szkolona w różnych sztukach walki tylko po to, aby w momencie osiągnięcia pełnoletności stać się pełnoprawną członkinią Międzynarodowego Stowarzyszenia Szpiegowskiego w skrócie MSS. Nigdy nie byłam do końca przekonana, czy to odpowiednie miejsce dla mnie, jednak zdołałam się już przyzwyczaić, że niektóre decyzje podejmują za mnie inni. Nie powiem, jest to dosyć drażniące, bo nie mam łatwego charakteru. Często potrafię wpaść w szał z dość błahych powodów. Ostatnio o mało nie pobiłam mojego kolegi – Aleksa, za to, że zjadł moje proteinowe batony. Cóż, chyba powinnam się zapisać do jakiegoś psychologa. Taka już jestem i, póki, co nic nie mogę na to poradzić.

Moi rodzice również są szpiegami. Niestety, nie spędzamy ze sobą zbyt wiele czasu ze względu na to, że każde z nas ma swoją drużynę i swój własny przydział. Czasem spotykamy się na ulicy, wymieniamy się krótkim spojrzeniem i rozchodzimy, każdy w swoją stronę. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Jak byłam mała, mama miała dla mnie nie wiele więcej czasu, niż obecnie. Zwykle zostawiała mnie pod opieką wysyłanych przez stowarzyszenie nań. Były one całkiem miłe. Niektóre mówiły w obcych dla mnie językach, przez co mogłam nauczyć się, co nieco o świecie. One również bardzo szybko mnie opuszczały, w końcu miały też swoje dzieci. Współczułam, im. Wiedziałam, że one tak jak ja nie miały wyboru i musiały wstąpić w szeregi organizacji. Często wyobrażałam sobie, że mam wspaniałą kochającą rodzinę, która spędza ze sobą dużo czasu. Jeździ razem na ferie, wakacje, siada do wspólnych obiadów w niedzielne popołudnia. Jednak to były tylko dziecinne wymysły i w głębi duszy wiedziałam, że nawet, gdybym bardzo chciała te marzenia nigdy się nie spełnią.

Cóż, takie życie. Nic nie ma za darmo, zawsze musimy się czegoś wyrzec. Dzięki tym doświadczeniom nauczyłam się nie przywiązywać zbyt mocno do jakichkolwiek rzeczy. Wiedziałam, że będę ze mną tylko przez jakiś czas, a potem odejdą w zapomnienie, jak wszystko, co do tej pory było dla mnie cenne.

sobota, 7 grudnia 2013

ever liar 14

od środy zacznę wstawiać nowe opowiadanie i liczę, że wam się spodoba :) pod poprzednim rozdziałem nie było ani jednego komentarza, więc nie powinnam wstawiać tego rozdziału bo jak widać chyba nikt tego nie czyta :( mam nadzieję że się mylę i tym razem będzie pod tym opowiadaniem większy odzew z waszej strony :D
-----------
Rozdział z perspektywy Nicka:

Czy wszyscy dzisiaj powariowali? Co takiego się stało, że każdy, kto mnie mija mówi, że mi współczuje? Kompletnie oszaleli. Przecież nikomu z mojej rodziny nic się nie stało, ani nic z tych rzeczy.

Wczoraj nie poszedłem do szkoły. Błąkałem się po lesie, ciskając tu i ówdzie ogniste kule. Miałem ochotę spalić wszystko dookoła, żeby przestać myśleć o zdradzie Kate. Jak mogła całować się z Chrisem chwilę po tym jak do mnie wróciła? Dobra ja też ją kiedyś zraniłem, ale to co innego. Wtedy nie miałem wyboru, a teraz ona tak mnie potraktowała.

Wracając do domu i przywracając do normalnego stanu zniszczone uprzednio drzewa natknąłem się na Violett.

- Hej – zawołała radośnie i mnie objęła.

- Siemka – odparłem bez przekonania.

- Czemu Cię nie było w szkole? Coś się stało Nick? Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.

- Dostałem ostatnio od Kate smsa ze zdjęciem – mówiąc to, wyjąłem z kieszeni telefon i pokazałem Violett zdjęcie Kate z Chrisem. Nie była tym zbytnio zaskoczona.

- Mówiłam Ci, że tak to się skończy. To nie jest odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Zaufaj mi ona będzie cię tylko ranić. Sam widzisz.

- W sumie to masz rację – przyznałem z ciężkim sercem.

- Nick, może moglibyśmy spróbować jeszcze raz być ze sobą? Wiem, że głupio robię prosząc cię o to teraz, ale powinniśmy się do siebie przyzwyczaić i …- nie dałem jej dokończyć i pocałowałem ją. Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale w końcu raz się żyje.

Wydawała się być zadowolona z tego obrotu sytuacji. To oznaczało moją zgodę na bycie z nią. Odprowadziłem ją do domu i odebrałem Meg ze szkoły.

***
Taaa… wczorajszy dzień był dziwny, ale ostatecznie nie skończył się źle.

Kiedy wszedłem do szkoły zobaczyłem miliony plakatów rozwieszonych na całym korytarzu. Przedstawiały one zdjęcie, które znałem już na pamięć. Kate w swoim zielonym płaszczu siedziała na ławce praktycznie stykając się ustami z Chrisem. Nie mogłem na to patrzeć. Teraz już wiem, o czym mówili mi moi znajomi. Wpadłem w szał i zacząłem je zrywać. Kiedy skończyłem odwróciłem się i wpadłem prosto na moją ex. Szybko minąłem ją i podszedłem do szafek, przy których stała Violett z przyjaciółkami. Pocałowałem ją mocno, żeby pokazać Kate, że nic już dla mnie nie znaczy, mimo, iż nie była to prawda.

Nagle usłyszałem trzask i wszystkie okna na korytarzu posypały się w drobny mak. Stanąłem do nich tyłem przy okazji okrywając Violett moją kurtką. Po chwili było już po wszystkim. Na twarzach wszystkich zgromadzonych malował się szok i przerażenie. Odłamki szyb zraniły twarze kilku osób, które nie zareagowały dość szybko. Nikt nie wiedział, co mogło być przyczyną tego wypadku. Wiatr dziś nie był wystarczająco silny by wybić tyle szyb, a żaden z uczniów nie był na tyle głupi, żeby wywinąć wszystkim taki żart. Cały czas obejmowałem Violett, która cała trzęsła się ze zdenerwowania. Kilka osób trafiło już do gabinetu pielęgniarki na opatrzenie ran, a reszta powoli udawała się do swoich klas.

Rozglądałem się wokoło szukając Kate, ale nigdzie jej nie było. Pewnie już jest w klasie. Dyrektor wraz ze strażą pożarną, która przyjechała zaraz po wypadku, sprawdzał stan okien. To nie do pomyślenia, żeby takie rzeczy działy się bez żadnego konkretnego powodu, ani przyczyny. Jednak ja miałem swoją teorię.


To musiała być robota jakiegoś czarownika lub czarownicy, bo nikt inny nie byłby w stanie siłą woli wybić piętnastu okien.