sobota, 13 grudnia 2014

ever liar 61

jak widać nikt nie oczekuje tego rozdziału, no ale mimo wszystko go opublikuje. nie widzę sensu nawet tłumaczyć, dlaczego go nie było w zeszłym tygodniu. nigdy nie mówiłam, że moje opowiadania są idealne, a każda krytyka naprawdę motywuje mnie do poprawy. w takiej sytuacji chyba niedługo wstrzymam to opowiadanie. mam już pomysł na nowe, dlatego to może równie dobrze pójść chwilowo w odstawkę. miłego czytania :)
---------------------------------

Było mi tak wygodnie i ciepło. Gruba, satynowa pościel otaczała mnie niczym ramiona ukochanej osoby. Całą noc spędziłam na rozmyślaniach. Mam dwa dni na przekonanie rodziców do wcielenia w życie mojego planu. Będzie trudno, ale może się udać.

Mozolnie podniosłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni. Nie należała ona do największych. Trzy czarne blaty, niska lodówka, elektryczna kuchenka i oczywiście ekspres do kawy, od której Mac był uzależniony. Trochę denerwował mnie tu brak zlewu, bo za każdym razem, kiedy chciałam coś umyć musiałam pędzić do łazienki, jednak mojemu przyjacielowi to nie przeszkadzało. Trochę mi było zimno, dlatego narzuciłam na siebie sweter znaleziony na krześle. Podobnie, jak większość chłopaków Mac był bałaganiarzem. Jednak takim nie do końca. Większość domu była zagracona, ale kiedy weszło się do łazienki, nie można było wyjść z podziwu. Kosmetyki ułożone były równo na półkach, ręczniki leżały na małej pralce idealnie złożone. Wszystko było nieskazitelnie wyczyszczone i niemal lśniło. Nie rozumiałam tego, ale jakoś przyjęłam do wiadomości, że mój najlepszy przyjaciel ma fetysz łazienkowy.

Wracając do teraźniejszości, wzięłam się za szykowanie omletów. Wszystko poszło mi bardzo sprawnie i już po około pięciu minutach ustawiłam na niewielkim stole, znajdującym się na złączeniu salonu i kuchni, dwa talerze z jedzeniem. W międzyczasie zaparzyłam dla nas również kawę. Kiedy wszystko miałam już gotowe postanowiłam obudzić przyjaciele. Przeskoczyłam przez oparcie kanapy i wpadłam prosto na niego.

- Pobudka śpiochu! Śniadanie stygnie, więc wstawaj – krzyknęłam mu prosto do ucha.

- Ta ta ta, daj mi jeszcze pół godziny – odpowiedział, nie otwierając oczu i mocnej naciągając na siebie koc.

- Nawet na to nie licz. To kara za te tortury na treningach.

Zaczęłam go łaskotać. Co prawda nie miał łaskotek, ale był to tek denerwujące uczucie, że w końcu złapał mnie za ręce i z wielką niechęcią wymalowaną na twarzy wstał.

- Nie byłem, aż taki zły, skoro postanowiłaś zrobić mi takie pyszne śniadanie – uśmiechnął się. – No to chodźmy jeść.

Usiedliśmy razem przy stole. Pociągnęłam łyk gorącej kawy. Lekko oparzyła mi język, ale mało mnie to obchodziło.

- Jedz – rzucił Mac, przełykając.

Chwyciłam widelec i włożyłam sobie do buzi kawałek omletu. Nie bardzo chciał mi przejść przez gardło.

- Jakaś strasznie milcząca się zrobiłaś. Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi?

- Całą noc rozmyślałam, nad naszą rozmową i doszłam do wniosku, że porozmawiam z rodzicami i postaram się ich przekonać na przeprowadzkę do domu babci.

Mac o mało się nie zakrztusił kawą.

- Żartujesz? To jedyne, co przyszło ci do głowy?

- Może nie jedyne, ale najbardziej … no nie wiem. Pewnie uważasz, że to pochopna decyzja, jednak ja ją dokładnie przemyślałam. Wszystkie argumenty za i przeciw, w ostatecznym rozrachunku mówią, żebym wyjechała. Proszę zrozum mnie. Nigdy nie chciałam takiego życia. Nie chciałam w nim magii, ani aż tylu zawikłań. Myślałam, że wystarczy jak się odsunę na pewien czas, tak jak się odsunęłam w ferie, jednak wszystko do mnie wróciło i jeszcze bardziej zniszczyło. Lubię z tobą trenować i się dokształcać, ale przez te czary moje życie się skomplikowało. Jedynym innym wyjściem dla mnie, jest w tej chwili pozbycie się mocy, ale to przecież niemożliwe. Jednak gdyby się to udało nie musiałabym uciekać. – Jego twarz wyrażała brak zrozumienia, dlatego postanowiłam mu to dokładniej wyjaśnić. – Chodzi o to, że gdybym nie miała mocy, świat czarów nie byłby dla mnie domem. Życie w nim nie pozwala mi odsunąć się od Nicka i Violett.

- Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Widzę, że podjęłaś już decyzję, jednak wydaje mi się, że twoi rodzice nie będą tak pozytywnie do niej nastawieni. Pamiętaj, iż nie możesz im zdradzić wielu powodów, dla których ją podjęłaś, a to na pewno nie nastawi ich do tego pozytywnie. Skoro tylko takie drogi rozważasz, to chciałbym cię prosić o jedną rzecz. Wstrzymaj się kilka dni zanim przedstawisz swój pomysł rodzicom.

- Czemu? – Zapytałam.

- Kiedyś słyszałem o starym czarowniku, który potrafił pozbawić innych mocy. Nie chcę cię puszczać samej w świat. Już raz ktoś cię porwał, a gdyby się dowiedzieli, że twoja mama urodziła bliźniaczki, to zaczęliby cię szukać i koniec końców skończyłabyś jak twoja babcia. Popytam moich znajomych, czy nie wiedzą nieco więcej na temat tego czarownika. Jeżeli okaże się on tylko mitem, wtedy pozwolę ci się przeprowadzić, ale tylko pod warunkiem, że zabierzesz mnie ze sobą.

- Jesteś najlepszym przyjacielem – powiedziałam i ze łzami w oczach rzuciłam mu się w ramiona.

- Pomyśl jeszcze.

Nie powiedziałam już nic.

***
Po umyciu garów, ubrałam się i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Było około dziesiątej. Słońce delikatnie gładziło moją twarz. Moje myśli błądziły gdzieś między chmurami, a stopy niepewnie stąpały po ziemi. Przechodziłam akurat obok domu kultury, kiedy zobaczyłam wchodzącego tam Eda. Krzyknęłam do niego, ale mnie nie usłyszał. Postanowiłam wejść za nim. Pomieszczenie, w którym się znalazłam było ogromne. Stały w nim stoły z drewnianymi krzesłami, przy których siedzieli pojedynczy ludzie. Nie byli oni ani młodzi, ani starzy.

Wypatrywałam po całym pomieszczeniu Eda. Przez chwilę mignęła mi w oddali jego kurtka. Wyglądało na to, że przeszedł dalej. Pomyślałam, że może ma jakąś ważną sprawę do załatwienia i nie będę mu przeszkadzać, ale za bardzo ciekawiło mnie, co tu robił, dlatego udałam się za nim. Rozchylając płachty kotary dotarłam do pustego korytarza. Nie było w nim żadnych drzwi.

Dziwne. Wydawało mi się, że to tutaj wchodził.

Już miałam sobie pójść, kiedy usłyszałam kobiece krzyki dobiegające zza ściany.

- Nie tak miało być! Jak mogłeś do tego dopuścić! Mówiłeś, że się nimi zajmiesz! Czy ty wiesz, co się teraz będzie z nami działo! Ed, do cholery!

- Co miałem jeszcze zrobić! – To był głos Eda. – Katherine jest zbyt przezorna. To było za wcześnie, żeby się odkryć! Powinna mi już bezwzględnie ufać, ale te twoje krople nie zadziałały! Mogłaby mnie zabić, gdyby się dowiedziała!

Miałam dość przysłuchiwania się tej rozmowie. Najszybciej, jak mogłam wybiegłam z domu kultury. Czułam, że rozmawiali o mnie, a to nie wróżyło za dobrze.

sobota, 29 listopada 2014

ever liar 60

2 kom = next :)
Rzuciłam okiem na telefon. Na wyświetlaczu ukazała się liczba nieodebranych połączeń, która chyba jeszcze nigdy nie była tak ogromna jak dzisiejszego wieczoru. Byłam całkowicie pewna, że wszystkie są od rodziców, zarówno tych prawdziwych, jak i tych przyszywanych. Nie czułam się na siłach by z nimi rozmawiać. Wracając do domu mogłabym jeszcze palnąć jakąś głupotę, której pewnie żałowałabym do końca życia, dlatego siedziałam właśnie na łóżku Maca. Dawno mnie tu nie było. Telefon znowu odezwał się w chwili, w której mój przyjaciel wrócił do pokoju z dwoma kubkami gorącej czekolady.

- Nie odbierzesz? – Zapytał, a ja w odpowiedzi pokręciłam głową. – Oddzwoń chociaż do Alex i powiedz jej, że jesteś u mnie. Jeśli chcesz możesz nawet tu przenocować, tylko powiedz im o tym. Muszą umierać ze strachu.

Mac jak zwykle miał rację. Podniosłam telefon i wykręciłam numer. Niemal od razu usłyszałam głos mamy.

- Kate nic ci nie jest? Gdzie jesteś? Czy wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy?

W tle słyszałam Dimkę i tatę.

- Wszystko w porządku. Przepraszam, że wcześniej nie odbierałam. Zostanę dziś na noc u Maca, jeśli nie macie nic przeciwko.

- Wolelibyśmy, żebyś wróciła do domu.

- Mamo proszę, nie dziś. Po prostu muszę coś przemyśleć. Zrozum mnie.

Cisza w słuchawce nie dawała mi zbytnich nadziei.

- Podaj mi Maca – usłyszałam o dziwo głos taty. Mama pewnie przekazała mu wszystko. 
Wyciągnęłam telefon do przyjaciela.

- Chcą z tobą porozmawiać.

Mac szybko przejął ode mnie urządzenie i odsunął się nieco na bok. Mówił bardzo cicho i trudno było mi wychwycić nawet pojedyncze słowa. Czas mijał a on nadal rozmawiał. Miałam nadzieję, że ich przekona. Kiedy w końcu się rozłączył, jego mina nie wyrażała niczego.

- Zgodzili się.

Rzuciłam się na niego i mocno go wyściskałam.

- Ratujesz mi życie. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

- To ostatnia taka sytuacja. Wiesz, jacy są twoi rodzice. Oddalasz się od nich i to ich bardzo boli. Nie chcę się w to wtrącać.

- Wiem, ale to wszystko jest ciężkie.

Rzuciłam się na jego łózko i zaczęłam piszczeć w pościel. Zawsze wydawało mi się, że jestem silna, jednak jak widać wszystkim wstrząsnęły uczucia. Miło byłoby się od tego odciąć. Stać się jak kamień i nie zwracać uwagi na nic. Mac usiadł koło mnie i zaczął mnie delikatnie gładzić po plecach. To było miłe. Przekręciłam się na plecy i utkwiłam spojrzenie w suficie.

- Nie uważasz, że wszystko było by lepsze, gdybyśmy nie czuli bólu?

- Gdybyśmy nie czuli bólu, nie czulibyśmy też szczęścia, a to nie było by wcale takie dobre.

Miał rację. Potrzebowałam na to spojrzeć z innej strony.

- A ty, co myślisz, o tej dzisiejszej sytuacji w restauracji? – Zapytałam Maca.

- Trochę to wszystko dziwne i nie w stylu Nicka. Równie dobrze może być tak, że ktoś inny się pod niego podszył, tak jak Violett pod ciebie na balu. Myślę, że w głębi serca sama najlepiej to wiesz. Weź się w garść.  Już od dawna mówisz, że zostawisz go za sobą, a jednak co chwila wracasz i powtarzasz te same błędy. Ktoś w końcu musi ci to uświadomić. Wiem, że bardzo się kochacie, ale to coraz bardziej was rani. Widzę, jak staczasz się z dnia na dzień i boli mnie to niemal tak, jak ciebie.

Wzięłam od Maca koszulkę i dresy i udałam się do łazienki. Weszłam po prysznic i spłukałam się ciepłą wodą.


W sumie to chyba zbyt często użalam się nad sobą. Nadeszła wreszcie pora, aby wziąć życie w swoje ręce i wycisnąć z niego, co tylko się da. Czas pokazać, na co mnie stać i odciąć się od tego, co wpędza mnie w depresję.

sobota, 22 listopada 2014

ever liar 59

miłego czytania :) (kochana Hestio, dokładam ci kolejny rozdzialik :*)
czekam na wasze komentarze :D
*rozdział zawiera sceny przemocy oraz wulgaryzmy. czytasz na własną odpowiedzialność :P 
--------------------------

Restauracja była bardzo elegancka i jak na mój gust za sztywna. Mężczyźni ubrani w drogie garnitury i kobiety w sukienkach o przedziwnych krojach i kolorach, zajmowali kolejne stoliki. To zdecydowanie nie było w moim stylu, ale musiałam się jakoś względnie wpasować. Ciężko było mi wytrzymać w tej sukience. Postanowiłam od razu udać się do łazienki, by spróbować coś na to poradzić. Kiedy kelner zabrał nasze kurtki, zapytałam się Patrici, gdzie jest toaleta. Bez zbędnych roszczeń wskazała mi dyskretnie drzwi i zaproponowała, że pójdzie ze mną. Prawdę mówiąc nie było mi akurat w tej chwili potrzebne towarzystwo, ale zgodziłam się. Czułam się z nią pewniej. Zamknęłam się w jednej z pachnących różami kabin.

Ile ktoś musiał wydać na to wszystko pieniędzy?

Jako, że miałam przy sobie małą książeczkę z podręcznymi zaklęciami, którą dostałam miesiąc temu od Maca, postanowiłam poszukać w niej rozwiązania mojego małego problemu. Miała ona może z 30 stron, a jej kartki były puste. Najlepsze było w niej to, że wystarczyło dotknąć jednej z jej stron i wypowiedzieć, jakiego zaklęcia się potrzebuje, a natychmiast się ono na niej pojawiało. Nie wiedziałam jak sprostować moje życzenie, jednak działała ona podobnie do wujka Google, wystarczyło mieć jakąś myśl i trafiałeś prosto w sedno. Tak było i tym razem.

- Aequare – szepnęłam i mogłam odetchnąć ulgą. Sukienka w końcu leżała idealnie. Viol nie powinna mieć mi tego za złe.

Wyszłam szybko z kabiny, umyłam ręce i razem z mamą poszłyśmy do naszego stolika. Oprócz taty i Violett, siedziała przy nim jeszcze dość postawna kobieta o miłym uśmiechu i mężczyzna z delikatnym zarostem.

- Witaj Katherin. Miło nam, że możemy cię poznać. Wiele o tobie słyszeliśmy – powiedział mężczyzna.

- Kochanie, to jest Mark, a to jego żona Collbie. Są naszymi bliskimi przyjaciółmi, a właściwie to rodziną – powiedział tata.

- Mi również miło.

Podałam im ręce i zajęłam wolne krzesło koło Violett. Zauważyłam na jej twarzy grymas i zapytałam ją, co się dzieje. Odpowiedziała, że nic i wróciła do rozmowy z Collbie. Czułam się trochę nieswojo. Co jakiś czas ktoś próbował mnie wciągnąć do rozmowy, ale ja nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów. Odpowiadałam zdawkowo.

Wszystko przebiegało dobrze do czasu, kiedy do restauracji wszedł Nick. Co najdziwniejsze podszedł do naszego stolika, przywitał się ze wszystkimi omijając mnie. Z równowagi wyprowadził mnie jego pocałunek z Violett. Przecież powtarzał mi, że z nimi już koniec.

- Nick mogę cię prosić na chwilę? – Grzecznie go zapytałam, mimo że miałam ochotę mu przywalić.

- Pewnie. Zaraz wracamy – uśmiechnął się czarująco do pozostałych i ruszyliśmy w kierunku łazienek.

Kiedy już znaleźliśmy się z dala od wścibskich oczu klientów restauracji. Nie mogłam się oprzeć chęci uderzenia go, dlatego wzięłam zamach ręką i wycelowałam w jego policzek. Aż zapiekła mnie ręka. Nicka odrzuciło nieco do tyłu. Chyba miałam za mało siły.

- A to, za co? – Rzucił.

- Jeszcze się pytasz? Straciłeś rozum i pamięć? A może w końcu uświadomiłeś sobie, że jesteś zwykłą męską dziwką? Do jasnej cholery, za kogo ty się uważasz? Dziwię się, że ona się jeszcze nie otrząsnęła, ale bądź pewny, że jej w tym pomogę. Jesteś zwykłym śmieciem.

Ruszyłam do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Już dawno nikt mnie tak nie wkurzył. Jaką ja byłam idiotką, zaczynając mu na nowo ufać? Chyba nie wie, do czego jestem zdolna. Jestem pewna, że kiedy Viol się o wszystkim dowie, to mi pomoże w mojej małej zemście, a póki co chyba powinnam wrócić do domu.

sobota, 15 listopada 2014

ever liar 58

z dedykacją dla mojego najukochańszego pomysłodawcy :*
Obstawiałam, że ten rozdział nie pojawi się w tym tygodniu, ale jakoś się udało (o dziwo xD)
Są różne opinie o moim opowiadaniu. Jednym bardziej się podoba, jak teraz piszę niż przedtem, ale są też i osoby, które wolały wcześniejsze rozdziały. Cóż wiedzcie tylko, że mimo wszystko staram się, jak tylko mogę, byście mogli przeczytać coś ciekawego. Liczę na wasze komentarze
2kom= nowy post :)
-------------------

Zabawne, że udało mi się ją nabrać. Jakoś mało obchodziło mnie to, czy Kate jest moją siostrą czy nie. Rodzice coraz częściej gadali o niej. Jaka to ona jest cudowna, jak szybko robi postępy w nauce magii, a mnie aż mdliło słysząc to. Ludzie obudźcie się! Nikt nie zauważał jej prawdziwego oblicza, więc nadeszła pora bym zaczęła działać.

- Violett!- Usłyszałam wołanie mamy i na chwilę porzuciłam moje rozmyślania.

- Już idę – rzuciłam z przekąsem i zeszłam do salonu.

- Idziesz dziś na kolację z nami i Kate i nie przyjmujemy tym razem żadnych wykrętów – powiedział do mnie tata.

To była idealna okazja na małą zemstę. Stwierdziłam ze tym razem i tak moje przekonywania im nie wystarcza, wiec czemu nie skorzystać. Z udawaną niechęcią się zgodziłam.

Do kolacji zostały mi jeszcze dwie godziny, dlatego postanowiłam się jeszcze spotkać z moim przyjacielem. Zamykając drzwi do swojego pokoju przeteleportowałam się do dużego na pozór opuszczonego domku na obrzeżach miasta.

- Nie spodziewałem się tu ciebie. Przynajmniej nie dziś – usłyszałam jego głos.

- Przepraszam – odparłam nieco przelękniona. Był jedną z niewielu osób, które samym swoim tonem potrafiły postawić moje włosy na baczność. – To była sytuacja kryzysowa. Obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy.

W sumie nie wiem czy nazwanie go moim przyjacielem byłoby właściwe. Co prawda bardzo mi pomógł już kilka razy, ale bałam się go. Widziałam jak rozsiadł się na fotelu z kieliszkiem wypełnionym do połowy czerwonym winem. Taką przynajmniej miałam nadzieję.

- Przejdź do rzeczy.

***
Miałam nadzieję, że wszystko dziś pójdzie po mojej myśli. Po rozmowie wróciłam do domu przebrać się w coś bardziej odpowiedniego. Uznałam, że czarna sukienka z lekko rozkloszowanym dołem będzie w sam raz. Rodzice pewnie zapomnieli wspomnieć Kate o odpowiednim ubiorze. Nie mogłam się już doczekać jej pierwszej i nie ostatniej dzisiejszej wpadki. Kiedy skończyłam się malować usłyszałam dzwonek do drzwi.

No to zaczynamy przedstawienie.

- Ja otworzę! – Krzyknęłam do rodziców. – Hej Kate, miło cię widzieć – uśmiechnęłam się sztucznie.

- Ciebie też Viol – przytuliła mnie na powitanie. – Nie żebyś źle wyglądała, bo ta sukienka naprawdę ci pasuje, ale czemu się tak wystroiłaś?

- Mama ci nie powiedziała, że idziemy do „Whisperss”? To jest ta restauracja przy parku, gdybyś nie kojarzyła. Będą tam znajomi rodziców, którzy chcieli cię poznać. Spokojnie to sami zaufani ludzie.

- Kate, Viol, czemu stoicie w progu? – Zapytała nas mama.

Wzięłam od Kate kurtkę i puściłam ją przodem w głąb domu. Czuła się tu zbyt komfortowo, jak na mój gust, ale niedługo to się zmieni.

- Ohh zapomniałam wspomnieć ci żebyś założyła sukienkę. Violett z chęcią pożyczy ci jakąś od siebie, prawda kochanie? – Rzuciła mama.

- Chodź za mną.

Nie patrząc czy idzie ruszyłam do swojego pokoju. Wiedziałam, że istnieją małe szanse, żeby któraś z moich sukienek na nią pasowała, jako, że nie byłam najwyższa. W najlepszym wypadku wytrzyma do pierwszego siedzenia, a o to właśnie mi chodziło.

- Przymierz tą – powiedziałam wręczając jej czerwoną sukienkę.

Kiedy ją założyła o mało nie wybuchłam śmiechem. Materiał był bardzo dopasowany. Nie wiem, jak ona mogła w tym oddychać.

- Nie masz może nic odrobinę większego? – Zapytała mnie niepewnie. Pokręciłam przecząco głową. – W takim razie chyba jakoś wytrzymam.

- Masz jeszcze marynarkę.

Na szczęście, chociaż buty miała przyzwoite. Kiedy stanęłyśmy przed rodzicami uśmiechnęli się oni do nas.

- Kate ślicznie ci w tej sukience – powiedział tata.

- Jestem pewna, że Violett jest w niej dużo ładniej, ale dziękuję.


Przebrzydła lizuska. Trochę było mi szkoda tej sukienki, ale jakoś wysępię od niej pieniądze na taką samą, w końcu to z jej winy ona ucierpi. Założyliśmy kurtki i ruszyliśmy na spotkanie, które miało okazać się jednym wielkim fiaskiem.


niedziela, 9 listopada 2014

ever liar 57

co powiecie na rozdział z perspektywy jeszcze innej postaci? to byłby taki najprawdopodobniej mały oneshot. nie chciałabym wprowadzać zbyt dużego zamieszania, dlatego pytam was o zdanie. liczę na wasze komentarze :)
-------------------------------------
Jednak najlepsze w tej sytuacji było to, że nie byłam w tym pokoju sama. Przede mną stał równie zaskoczony i jednocześnie przerażony, jak ja Nick, z tą różnicą, że stał przede mną bez koszulki. Może nie był specjalnie umięśniony, ale lekki zarys jego mięśni był pociągający. Szybko speszona odwróciłam wzrok.

- Czy możesz mi wyjaśnić, co ty tutaj robisz?

Nie wiem jak udało mu się cokolwiek powiedzieć, bo mnie w tej chwili zupełnie odebrało mowę. Nickolaj wciągał właśnie na siebie koszulkę.

- Eeeee… w sumie to przez przypadek…

- Oczywiście, jakby mogło być inaczej. Skoro już tu jesteś, to może się czegoś napijesz?

Zszokował mnie odrobinę swoją propozycją, jednak musiałam grzecznie mu odmówić.

- Przepraszam, ale umówiłam się z Mackiem, a jako, że nie jestem najlepsza w teleportacji to wylądowałam tu. Mógłbyś mi może powiedzieć, jak stąd dotrzeć na polanę?

- Nie ma problemu. Może lepiej będzie jak cię odprowadzę.

Założył kurtkę i buty i wyszliśmy. Droga minęła nam w nieco niezręcznej ciszy. W końcu rozpoznałam nasze miejsce docelowe, podziękowałam Nickowi i weszłam pod kopułę, gdzie zastałam lekko zdenerwowanego Maca. Nie lubił, jak ktoś się spóźniał, ale to była sytuacja wyjątkowa.

- Przepraszam. Możemy zacząć bez zbędnych komentarzy?

- Niech ci będzie, ale wiesz, jak tego nie lubię. Czy jest coś, co bardzo chciałabyś dziś poćwiczyć? – W jego głosie nadal słyszałam nutkę złości, ale wiedziałam, że za chwilę mu przejdzie.

- Właściwie to tak. Teleportacja. Nie wiem czemu, ale rzadko udaje mi się znaleźć tam gdzie bym chciała. Na przykład dziś. Chciałam się przeteleportować tu, a wylądowałam w pokoju Nicka.

- Hahahahaha serio?

- Nie śmiej się ze mnie. Każdemu się zdarzają wpadki.

- Rozumiem. Nie ma sprawy. Opowiedz mi, co po kolei robiłaś.

Opisałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach, niczego nie pomijając.

- Nie mam pojęcia, co jest nie tak, bo prawdę mówiąc ja robię wszystko identycznie. Spróbujmy więc.

Przez równe dwie godziny bawiliśmy się w teleportacyjnego berka i wszystko było tak jak powinno. Pojawiałam się w dokładnie wybranym miejscu. Miałam nadzieję, że kiedy sama będę później próbować też będzie mi tak dobrze szło.

Po powrocie do domu znów próbowałam uczyć się biologii. Ciągle słyszałam krzątających się na dole rodziców, więc włożyłam w uszy słuchawki. Stwierdziłam, że nic z tego, dlatego postanowiłam zrobić sobie ściągi*. Kiedy skończyłam, zeszłam zjeść kolację. Zauważyłam, że mamy dziwnie dużo owoców, więc postanowiłam przygotować z nich sałatkę. Z szybkością żółwia pokroiłam pomarańcze, jabłka, kiwi, ananasa i truskawki i wymieszałam je w dużej misce z odrobiną mleczka kokosowego. Kiedy byłam mała uwielbiałam to połączenie. Wzięłam widelec z szuflady i udałam się z sałatką do salonu, gdzie siedzieli moi rodzice. Przysiadłam na fotelu, zajadając się w ich towarzystwie. Dawno tak razem nie siedzieliśmy. Widziałam, że byli w dobrym humorze. Rozmawialiśmy o mojej wizycie u lekarza. Oni również uważali, że jego opinia jest do niczego. Jednak, co my prości ludzie mogliśmy z tym zrobić? Nic, tylko się dostosować.

***
Biologię mieliśmy pisać na drugiej lekcji. Mimo karteczek gęsto zapisanych najistotniejszymi informacjami, schowanymi w mojej kieszeni, na przerwie wertowałam podręcznik. Po wejściu do klasy szybko zajęłam swoje miejsce biorąc się za pisanie. Cała się trzęsłam ze zdenerwowania. Kiedy nauczycielka nie patrzyła wsunęłam sobie do ręki karteczki z kieszeni i zaczęłam spisywać. Niestety nie zauważyłam, że sorka wstała.

- Kate, a co ty tam masz w ręce? – Kiedy usłyszałam to pytanie zamarłam. Czułam jakby całe powietrze wydostało się z moich płuc. Spojrzałam na nią zażenowana. – Zapraszam do gabinetu pana dyrektora po zajęciach. Przykro mi, ale ten test oblałaś.

Nie wiedziałam, co robić. Moi rodzice się wkurzą, kiedy się o tym dowiedzą. Nic nie mogłam na to poradzić. Chociaż… do głowy wpadł mi chyba najgorszy pomysł świata, jednak nic nie powstrzymało mnie przed wprowadzeniem go w życie, mimo iż wiedziałam, że jego konsekwencje będą mnie bardzo dużo kosztowały. Postanowiłam cofnąć czas.

Chwyciłam do ręki miękki ołówek i zaczęłam rysować nim znaki na ławce. Kiedyś przeglądając księgę zauważyłam to zaklęcie i zapadło mi ono w pamięć. Szybko wymawiając regułkę, modliłam się w duchu, żeby wszystko się udało. Po chwili poczułam drobny impuls niczym mała wskrzeszona iskierka. Wszystko zrobiło się ciemne, a zaraz potem znalazłam się na powrót przed salą od biologii. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Udało mi się. Cofnęłam czas!


*nie ma to, jak deprawowanie młodzieży, ale cóż, nawet najlepszym się zdarza :P

sobota, 1 listopada 2014

ever liar 56

dziękuję za wasze komentarze. podniosły mnie one na duchu po wydarzeniach tego tygodnia.  mam nadzieję, że pod każdym kolejnym postem znajdzie się ich kilka. miłego czytania :)
-----------------------------

Z zamkniętymi oczami, otoczona gorącą wodą z górami pachnącej czekoladą piany, pogrążyłam się w rozmyślaniach. Uwielbiałam takie kąpiele. Był to mój sposób na odstresowanie się, a także jeden z głupszych sposobów wykorzystania moich mocy. Kiedy woda robiła się chłodniejsza wypowiadałam zaklęcie i wracała do swojego uprzedniego ciepła. To było zbyt przyjemne.

- Moja kochana Kate, co ja mam z tobą zrobić?

Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam zakapturzoną postać, której miałam już serdecznie dość.

- Przepraszam, ale to nie jest odpowiedni czas na rozmowę.

- Ależ jest. Nie przejmuj się i tak zapomnisz o tym śnie. Musisz mnie teraz uważnie słuchać i zrobić to, co ci powiem.

Wizyta u lekarza nic nie dała. Nadal nie było wiadomo, co mi dolega.  Pani doktor uznała, że jestem w pełni zdrowa i że moje złe samopoczucie może być wynikiem przepracowania. Szczerze wątpiłam w jej obserwacje.

Rano obudziłam się z bólem pleców i kilkoma małymi siniakami. Nigdy nie lunatykowałam, więc nie miałam zielonego pojęcia skąd się wzięły. Odpuściłam sobie resztę dzisiejszych lekcji i wróciłam do swojego łóżka, biorąc do ręki podręcznik do biologii. Jutro mieliśmy mieć test, a wieczorem byłam umówiona na lekcję z Mackiem. Przerzucałam bezwładnie kolejne kartki, nic nie rozumiejąc, co było jak na mnie dziwne, bo zwykle nie miałam najmniejszych problemów z tym akurat przedmiotem. 
Coś mi przeszkadzało. Oczywiście nie zawsze potrafiłam się odpowiednio skupić, ale coś tam zapamiętywałam. Czułam się jakbym miała pustkę w głowie. Przekręcałam się szukając wygodnej pozycji, jednak nie udało mi się jej odnaleźć. Postanowiłam zadzwonić do Julie.

- Hej – odebrała po pierwszym sygnale.

- Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

- Skąd. Właśnie szykuję sobie kawę.

- To się cieszę. Co tam u ciebie? Jak studia?

- Jest ciężko, ale da się przeżyć. Jak dziś było u lekarza? Powiedział ci coś? – Miło mi było słyszeć, że się o mnie troszczy.

- Oczywiście nie. Lekarka stwierdziła, że to przemęczenie i stres.

- Jak zdam egzaminy, to ja będę cię leczyć.

Uśmiechnęłam się na jej propozycję. Za miesiąc Julie miała mieć sesję. Nie spotykałyśmy się za często, ponieważ nieustannie się uczyła, a ja nie chciałam być powodem jej oblania. Szczerze trzymałam za nią kciuki.

- Oczywiście pani doktor.

- Przepraszam cię Kate, ale muszę kończyć. Chciałaś mnie o coś zapytać?

- Nie. Po prostu się za tobą stęskniłam.

- Ja za tobą też. Obiecuję, że niedługo gdzieś razem wyjdziemy.

- Trzymam cię za słowo – odparłam i się rozłączyłam.

Po zakończeniu rozmowy, zaczęłam przetrząsać naszą domową apteczkę w poszukiwaniu magnezu. Liczyłam, że on pomoże mi się skupić na nauce, jednak go nie znalazłam. Napisałam sms-a do mamy, żeby w drodze do domu wstąpiła po niego do apteki. Chętnie sama bym poszła, ale znajdowała się ona za daleko naszego domu.


Stwierdziłam, że dzisiejsza pogoda jest idealna na bieganie. Niby nie powinnam tego robić, ale wydawało mi się, że dotlenienie pomożemy mi w skupieniu. Ubrałam się ciepło i zamknęłam za sobą drzwi, uprzednio wypuszczając Dimkę na podwórko. Włożyłam do uszu słuchawki, puściłam żywą muzykę i w miarowym tempie ruszyłam przed siebie. Szybko zrobiło mi się ciepło, ale biegłam dalej. Skupiłam się na liczeniu kroków. Wiatr bawił się moimi włosami wystającymi w kucyka, ochładzając mój zgrzany kark. Przebiegłam około trzech kilometrów, zanim zorientowałam się, która jest godzina. Do lasu miałam spory kawałek i żeby się wyrobić na naukę musiałabym mieć napęd odrzutowy. Weszłam w ślepą uliczkę i postanowiłam wykorzystać zaklęcie teleportacyjne, które niestety nie wychodziło mi do tej pory za dobrze. Skupiłam się na polanie w lesie i zamknęłam oczy. Kiedy je na powrót otworzyłam okazało się, że znajdowałam się w pokoju Nicka.

sobota, 25 października 2014

ever liar 55

po tygodniu odzyskałam mojego kochanego laptopa i z tej radości napisałam aż dwa rozdziały xd kto wie może kolejny pojawi się na tygodniu :)
3-4 kom= kolejny rozdział :) - podbijamy stawkę za to że pod poprzednim nie było żadnego 
-------------------------
Nie rozumiałem, czemu mnie tak potraktowała, przecież nic jej nie zrobiłem. Przez resztę dnia się nad tym zastanawiałem. Wydawało mi się, że między nami znowu jest dobrze, że jesteśmy przyjaciółmi. A teraz ona tak się zachowuje?

- Nickolaju!

Nauczyciel próbował przywrócić mnie do życia. Nie wiem, co mnie natchnęło, ale postanowiłem go całkowicie olać.

- Pieprzyć to – rzuciłem i zabierając swoje rzeczy wyszedłem z klasy, a później ze szkoły.

Czułem jakby coś rozsadzało moją głowę. Próbowałem rzucić na siebie zaklęcie niewidzialności, ale sprawiło to tylko, że ból stał się gorszy. Żadne z moich zaklęć nie mogło go zmniejszyć. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Ostatecznie postanowiłem udać się po pomoc do Maca. Wparowałem do sklepu, ale tam go nie było. Eric powiedział mi, że wyszedł na lunch z Kate. Obstawiałem, że nie zmienili miejsca ćwiczeń, więc skierowałem się na tą samą polanę, co ostatnio. Resztką swoich sił wysłałem Macowi prośbę żeby wpuścił mnie pod kopułę. Musiałem oprzeć się o drzewo, żeby nie upaść.

- Nick, co się stało? – Usłyszałem głos przyjaciela.

- Nie mam pojęcia. Moja głowa pęka i nic nie pomaga. Czary tylko wzmacniają ból.

Musiałem zamknąć oczy.

- Czekaj chwilę. Kate możesz podejść? – Coś jeszcze do niej powiedział, ale go nie usłyszałem.

Po chwili poczułem delikatne ciepło i głowa praktycznie przestała mnie boleć. Spojrzałem na pochylającą się nade mną Kate.

- Lepiej? – Zapytała niepewnie.

- Tak. Dziękuję.

Widziałem w jej oczach strach i lekką ulgę.

- Jesteś pewny?

- Tak. Chyba sobie już pójdę widzę, że macie co robić. Mac zadzwoń jak skończycie. Muszę z tobą pogadać.

Zacząłem się wycofywać, ale Katherine złapała mnie za rękaw.

- Zostań i tak już na dziś skończyliśmy. Do zobaczenia jutro Mac – dała mu buziaka w policzek i sobie poszła.

- Przepraszam nie chciałem wam przeszkadzać, ale nie miałem się do kogo zwrócić – zacząłem.

- Nie zadręczaj się. Powiedz, co się dziś dokładnie stało. Nie pomijaj żadnych szczegółów.

Opowiedziałem mu wszystko, co się dziś zdarzyło. Słuchał mnie spokojnie i niczego nie komentował dopóki nie skończyłem.

- Miewałeś już kiedyś taki ból?

- Nie.

- Hmmm… to dziwne. Przygotuję ci mieszankę ziół do kąpieli. Będziesz musiał ją zażywać przynajmniej raz w tygodniu. Powinno ci to pomóc. Dobrze, że do mnie przyszedłeś. Jakoś się z tym uporamy. Chciałbym także spróbować badania czynności umysłu.

Zabrzmiało to nieco groźnie, ale się zgodziłem.

- Powiedz mi jeszcze, co się dzieje między tobą a Kate. Widzę jak na siebie patrzycie, ale nic z tym nie robicie. Nie chce się wtrącać w wasze sprawy, ale wiesz, że to ona może być ci przeznaczona, nie Violett? Teraz, kiedy w końcu wiemy wszystko o jej pochodzeniu i rodzinie, nie rozumiem, co trzyma was na dystans. – Powiedział Mac.

- Wiem, ale nadal nie wiemy, która z nich urodziła się pierwsza. Wiesz, że obietnica mojego ojca jest rzeczą świętą.  Nie chcę ranić jej bardziej niż będę musiał. Mamy dopiero po 17 lat. Do ślubu jeszcze daleko, a rytuału możemy dopełnić najpóźniej w jego dniu. Przemyślałem to wszystko. Muszę porozmawiać z Patricią i Jackobem, ale póki, co najlepiej będzie, jeśli każde z nas się zajmie sobą.

- Rozumiem. Jednak nadal myślę, że nie powinniście się trzymać od siebie aż na taki dystans. Wiem, że nie chciała żebyś ją uczył, ale uwierz mi to nie ma nic wspólnego z tobą. Nie możesz wszystkiego traktować personalnie. Czasem lepiej żebyś nie wnikał w to, co się u niej dzieje. Kate jest dla mnie jak siostra i chcę żeby była szczęśliwa, a wiem, że bez ciebie jest to niemożliwe.

- Chyba raczej ze mną.


- Skoro tak uważasz.

niedziela, 19 października 2014

ever liar 54

ten rozdział nie pojawiłby się w tym tygodniu gdyby nie dobroć mojego brata, tak więc wielkie podziękowania dla niego. ja niestety póki co jestem bez mojego laptopa. nie wiem, jak będzie w przyszłym tygodniu, ale liczę, że będę mogła napisać dla was kolejny rozdział. miłego czytania. :)
---------------------------
Weekend zleciał zdecydowanie za szybko. Powrót do szkolnej rzeczywistości z pełną akceptacją zaistniałej sytuacji rodzinnej, był niestety nadal zbyt bolesny. Od piątku nie widziałam się z Violett. Ciężko będzie mi ją teraz omijać skoro jesteśmy rodziną. Nic innego nie zajmowało moich myśli przez te dwa dni. Nie liczyłam, na to, że Violett pierwsza się do mnie odezwie. Musiałam do tego podejść z dystansem.  

Kiedy tylko przekroczyłam szkolny próg, podbiegła do mnie Rose i zarzuciła pytaniami o piątkowy wieczór. 

-Wiesz zaczęliśmy się martwić, kiedy ten chłopak powiedział nam, że cię nie może znaleźć. - Pewnie miała na myśli Eda. 

-Nic się nie stało. Po prostu zapomniałam o tym spotkaniu i poszłam do domu. Okazało się, że minął mnie po drodze - odpowiedziałam. 

-Nie żeby coś, ale może powinnaś zacząć brać jakieś tabletki na pamięć, bo ostatnio z tego co słyszałam często zdarza ci się zapominać o wielu rzeczach. 

-Może masz rację. - W tłumie wypatrzyłam Viol. - Wiesz muszę już iść. Mam ważną sprawę do załatwienia przed lekcjami. Widzimy się na chemii - rzuciłam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w kierunku mojej siostry.  

Dziwnie było ją tak nazywać nawet w myślach. 

-Hej - przywitałam się.  

-Cześć i pa - rzuciła próbując się oddalić. Złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę łazienki. Zamknęłam za nami drzwi. 

-Co robisz? - wściekła się, no cóż. 

-Próbuję z tobą porozmawiać na osobności. Wiem, że tego nie chcesz. W sumie ja też nie, ale to konieczność. Ta cała sytuacja mnie przytłoczyła. To, iż jesteś moją siostrą jest dziwne i niepokojące, ale nie jest nie do przyzwyczajenia. Wiedz, że nigdy nie zapomnę tego co mi zrobiłaś, jednak mogę ci wybaczyć. Nie chcę się z tobą kłócić i pojedynkować o takiego dupka jakim jest Nick.  

-Masz rację on jest dupkiem - wybuchłyśmy śmiechem. Jak widać coś co dzieli, może też łączyć. 

-Chociaż w tym się zgadzamy. Nie chodzi mi o to, żebyśmy były przyjaciółkami, bo obie wiemy, że to mało realne, ale chociaż miejmy do siebie szacunek.  

-Zgoda.  

Trochę mnie zaskoczyła, ale to dobrze. Po chwili niezręcznej ciszy Violett podeszła do mnie i lekko mnie objęła. 

-Tylko nie wyobrażaj sobie za dużo. Nie mam zamiaru się do ciebie przyznawać, więc ty też lepiej nikomu nie mów o naszym pokrewieństwie - rzuciła i szybko wyszła z łazienki. 

Kamień spadł mi z serca. Usłyszałam dzwonek i biegiem pognałam do szafki po książki, a następnie do klasy. 

Na lunchu złapał mnie Nick. 

-Cześć Kate. Co tam u ciebie? Jak poszła rozmowa? - specjalnie podkreślił ostatnie słowo. 

-Dobrze. - Powiedziałam między kęsami mojej ulubionej kanapki z kurczakiem. - Patricia i Jackob są świetni. Dobrze, że w końcu ich znalazłam. Za najbardziej dziwną rzecz uważam rozmowę z Violett, ale prawdę mówiąc czuję się z tym dużo lepiej. Nie muszę się już dłużej zastanawiać, kim jest moja rodzina.  

-Cieszę się. - Dobrze, że nie wnikał w szczegóły. - Nadal chcesz, żeby Mac cię uczył? Bo wiesz, mam trochę wolnego czasu i chętnie bym ci pomógł. 

Trochę zaskoczyła mnie jego propozycja, ale wiedziałam, że nie mogę zrezygnować z lekcji z przyjacielem. Biorąc pod uwagę to, iż mogłoby być to niebezpieczne dla Nickolaja. Nadal nie wiedziałam jak nad sobą zapanować.  

-Nie - ostro zaprzeczyłam. - Mac jest bardzo dobrym nauczycielem i nie chcę z niego rezygnować. 

-Spokojnie, tylko zapytałem. Lepiej już sobie pójdę. 

-Do zobaczenia kiedyś - pożegnałam się z nim i wróciłam do jedzenia.

niedziela, 12 października 2014

ever liar 53

jako, że nikt nie spróbował swoich sił, oto kolejny rozdział pisany przeze mnie. trochę mi przykro z tego powodu, ale mówi się trudno. pamiętajcie o dwóch komentarzach :)
-------------

- Kilkanaście lat temu w rodzinie naszych kuzynów urodzili się bliźniacy. Do tamtej pory nigdy nie zdarzyło się coś takiego. Zwykle para czarodziei posiadała tylko jedno dziecko. Wszyscy byli tym bardzo przejęci. Chłopcy dorastali i wszystko było w porządku, do czasu, kiedy objawiły się ich pełne moce. Rywalizowali ze sobą i wywołali huragan, który pozbawił życia wielu ludzi.  Od tamtej pory strażnicy pilnują, aby nigdy więcej nie pojawiły się bliźniaki, a kiedy już do tego dojdzie, to zabijają jedno z nich – powiedziała mama.

Widziałam w jej oczach łzy. Czułam, że mi również niewiele brakuje do płaczu, jednak miałam wiele pytań.

- Czemu wybraliście akurat moich rodziców? – zapytałam.

Tym razem zaspokajaniem mojej ciekawości zajął się tata.

- To nie my wybraliśmy. Zrobiła to twoja babcia. Mówiła, że od dawna na tych ludzi i że będą dla ciebie dobrzy. Zakazała nam się z tobą kontaktować. Zapewniła nas, że w odpowiednim czasie dowiesz się wszystkiego i odeszła razem z tobą. Nie mogliśmy się z tym pogodzić.

- Rozumiem – odpowiedziałam zamyślona. – Wiedzieliście, że babcię zamordowano?

Uniosłam głowę i spojrzałam im prosto w oczy. Z wyrazu ich twarzy wywnioskowałam, że nie mieli o tym bladego pojęcia. Trochę żałowałam, że nie przekazałam im tego delikatniej, jednak musieli się dowiedzieć.

- Kiedy? Kto to zrobił?

- Przed świętami i nie wiadomo. Miałam pewne przeczucie i po szkole pojechałam ją odwiedzić. Wtedy ją znalazłam. – Nadal bolało mnie to wspomnienie.

Mama podeszła do mnie i przygarnęła do siebie. Rozpłakałam się. Było mi tak dobrze w jej ramionach.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze – szepnęła mi do ucha.

Wtuliłam się jeszcze mocniej.

Rozmawialiśmy jeszcze około godziny. Dowiedziałam się nieco o moich krewnych i reszcie kowenu. Szczęśliwa wróciłam do domu. Jutro byłam umówiona z Edem i zaczęłam zastanawiać się, co mu powiem.

***
Kiedy dotarłam na miejsce spotkania, Ed już na mnie czekał. Z lekko rozchylonych połów jego płaszcza wystawał czary T-shirt z nadrukiem Metaliki. Uśmiechnęłam się do niego. Odpowiedział tym samym.

- Hej. Miło cię widzieć – zaczęłam.

- Ciebie również.

- Możemy się przejść? – zaproponowałam. Dużo lepiej mi się myślało idąc.

- Pewnie. Stało się coś?

- Właściwie to tak. Nie mówiłam ci o tym wcześniej, ale uznałam, że w końcu nadszedł odpowiedni czas. Zanim cię spotkałam przeżyłam ciężkie rozstanie. Nie tylko z chłopakiem. Wszystko w moim życiu się posypało. Straciłam przyjaciółkę, babcię. Moje życie wywróciło się całkowicie do góry nogami. Byłeś dla mnie czymś w rodzaju pocieszenia, ale nie przyjmuj tego zbyt dosłownie. Bardzo cię lubię, ale chyba nam nie wyjdzie jako parze.

- Co? – Wydawał się być zaskoczony.

- Nie miej mi tego za złe. Po prostu nie otrząsnęłam się jeszcze z poprzedniego związku. Myślę, że kiedyś będziemy mogli spróbować, ale póki co zostańmy przyjaciółmi.

- Skoro uważasz, że tak będzie lepiej – odpowiedział bez przekonania.

- Naprawdę mi przykro.

Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Był dla mnie taki wspaniały. Jednak nie można się zmusić do miłości.

- Spójrz na mnie. – Niechętnie podniosłam głowę. – Nie gniewam się na ciebie, za bardzo mi na tobie zależy. Nigdy nie smuć się z mojego powodu. Zostaniemy przyjaciółmi, a kiedyś może przyjdzie jeszcze czas na nas. A teraz chodźmy gdzieś, bo zaraz chyba zamarznę.

- Oczywiście. Kawiarnia? Ja stawiam.

- Czemu nie. To obraza dla mojej męskiej dumy, ale jako, że złamałaś moje serce, to pozwolę ci zapłacić – Ed żartował sobie ze mnie. To dobry znak.

-  Hahaha chodźmy już, zanim stracę chęci.


Objął mnie ramieniem i zacięcie dyskutując o naszych ulubionych filmach, ruszyliśmy do jedynej czynnej dziś kawiarni.

niedziela, 28 września 2014

100 post i ever liar 52

wow nie mogę uwierzyć, że już się tyle napisałam. nawet nie wiem co powiedzieć, chyba dziękuję :) gdybyście nie odwiedzali tego bloga i nie komentowali, nie wiem czy byłabym w stanie tyle wyprodukować :D może ten rozdział nie jest za długi, ale ważne, że jest :) przykro mi, iż muszę do tego wrócić, ale bardzo zależy mi na waszych opiniach, więc:
dwa komentarze= kolejny rozdział
miłej lektury :)
-------------------------

- Kate! Tak się o ciebie martwiliśmy – mama rzuciła się na mnie i zamykając w niedźwiedzim uścisku pocałowała czubek mojej głowy.

- Czemu się martwiliście? Przecież dopiero co bal się skończył.

- Miałaś wcześniej przyjechać z Edem, żeby się przebrać. A kiedy zadzwonił do nas by zapytać, czy jesteś już może w domu… - urwał tata.

O matko, Ed! Zapomniałam o nim.

- Przepraszam mamo, ale muszę do niego zadzwonić. Kompletnie wyleciało mi z głowy, że się z nim umówiłam. Pewnie, jak przyszedł byłam w łazience. Cóż teraz już wiecie, że wszystko w najlepszym porządku.

Wbiegłam do swojego pokoju i chwyciłam do ręki komórkę, wykręcając numer chłopaka.

- Halo? – usłyszałam w słuchawce jego miękki głos.

- Hej Ed, tu ja Katherine.

- O matko. Nic ci nie jest? Przeszukałem chyba całą szkołę, a ciebie nigdzie nie było.

- Wszystko w porządku. Pewnie się po prostu minęliśmy. Prawdę mówiąc zapomniałam, o której byliśmy umówieni i tak jakoś wyszło.

- Myślałem, że po prostu masz mnie już dość - powiedział niepewnie.

- No coś ty. To była po prostu długa noc. Nie gniewaj się na mnie. Innym razem obejrzymy film, o ile jeszcze chcesz.

- Oczywiście. Co powiesz na jutro?

- Mam już pewne plany, przepraszam. Może za tydzień?

- Nie ma sprawy. Jeszcze się jakoś zgadamy, tak?

- Pewnie. To miłe, że się o mnie martwiłeś. Jeszcze raz przepraszam.

- Nie zadręczaj się tym. Każdemu może się zdarzyć. Słodkich snów Katie.

- Dobranoc Ed – powiedziałam rozanielona i się rozłączyłam.

Ed był chłopakiem idealnym. Ja po takiej akcji nie byłabym taka spokojna. Coraz bardziej zaczynał mi się podobać. Miałam szczęście, że go spotkałam. Postanowiłam sobie, iż jakoś odpłacę mu ten dzisiejszy incydent.

***
Stanęłam przed drzwiami państwa Blackline i delikatnie zastukałam. Niemal od razu drzwi otworzył mi tata Violett.

- Bardzo cieszę się, że jednak przyszłaś – powiedział, po czym mnie uścisnął. – Moja żona nie mogła się doczekać tego spotkania od bardzo długiego czasu. Rozbierz się i chodźmy.

Poprowadził mnie przez niewielki korytarz do całkiem sporego salonu. Ściany były lekko niebieskie. Na środku stały dwie, białe kanapy. Między nimi stała niska ława zastawiona owocami i słodkościami. Pod oknem stał duży telewizor.

- Napijesz się czegoś skarbie? – Zapytała pani Blackline uprzednio całując mnie w policzek na powitanie.

Czułam się skrępowana. Ci ludzie prawdę mówiąc byli mi kompletnie obcy, a zachowywali się tak na luzie.

- Jeśli mogłabym prosić, to herbaty.

- Oczywiście – rzuciła wychodząc z pomieszczenia.

- Siadaj i częstuj się.

Zajęłam miejsce na kanapie i wpatrywałam się w swoje ręce. Nigdzie nie widziałam Violett, co było dużym plusem w zaistniałej sytuacji i chyba jedynym. Po chwili wróciła pani Blackline z gorącą herbatą na tacy. Usiadła na drugiej kanapie razem ze swoim mężem i między nami zapadła krępująca cisza. Zaczęłam się im przyglądać i dostrzegłam w sobie coraz więcej podobieństw.

- Nie wiem, od czego moglibyśmy zacząć.

- Myślę, że jesteśmy ci winni przeprosiny. Ja i Patricia nie chcieliśmy cię oddać, ale wiedzieliśmy, że członkowie kowenu będą chcieli pozbawić jedną z was życia. To był impuls. Wiedz, że żałowaliśmy tego każdego dnia, ale nie mogliśmy im pozwolić zabić któreś z naszych dzieci.

Oczy mamy zaszkliły się od łez.

- Ale czemu członkowie, tego czegoś na k, mieliby nas zabijać? – Nie rozumiałam tego. Dzieci jak dzieci. Przecież nic złego nie mogłyśmy jeszcze wtedy zrobić.

- To dość długa historia i myślę, że będziemy musieli ci ją przedstawić najdokładniej jak umiemy – powiedział pan Blackline.


I zaczął swoją opowieść.

sobota, 20 września 2014

ever liar 51

tak jak obiecałam jest i kolejny rozdział, a komentarzy tak jakoś mało :( 
ten rozdział może trochę zszokować. miłego czytania :D
------------------------

- O czym ty znowu mówisz Violett? – zapytałam dziewczynę, która miała na sobie sukienkę łudząco podobną do mojej.

- Nie udawaj głupiej Kate – odwarknęła mi.

Mierzyłyśmy się wzrokiem przez kilka dobrych minut. Czułam, że trwałoby to dużo dłużej, gdyby nie nagły wybuch Viol. Rzuciła się ona na mnie wywracając na ziemię. Zaczęła szarpać moje włosy, kiedy chłopcy nas rozdzielili. Nick został ze mną, podczas gdy Mac odciągał Violet nieco dalej. Zauważyłam, że przyglądał się jej uważnie, jakby wpadł na jakieś rozwiązanie.

- Puść mnie – wrzasnęła mu prosto w twarz moja napastniczka, jednak mój przyjaciel nadal trzymał ją w żelaznym uścisku.

- To ty mnie tu sprowadziłaś? – zapytałam.

- A myślałaś, że kto? Nie przypuszczałam tylko, że tych dwóch cię znajdzie, w końcu nałożyłam dobre blokady. Nie wiem jak im się to udało – wycedziła.

- To ty tańczyłaś ze mną na balu? – tym razem dla odmiany pytanie zadał jej Nick.

W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak. Kiedy mnie pocałowałaś, wszystko było jasne. Kate nie zrobiłaby tego z własnej woli.

- Zaraz, czy ktoś mógłby mnie oświecić? – zapytałam zainteresowana.

- Violet zmieniła się w ciebie i próbowała mnie odzyskać. Nie wyszło tak jak chciała.

Zrobiło mi się jej szkoda. Wiem, że ciężko jest kochać kogoś, kiedy ta osoba nie odwzajemnia twoich uczuć. Jest się wtedy zdolnym do każdego rodzaju szaleństwa. Widać było, że Nickolaj jest dla niej bardzo ważny.

- Wybaczam ci.

Na moje słowa wszyscy obecni zamarli z wyrazem szoku w oczach. Wiedziałam, iż postępuję właściwie. Nigdy nie zapomnę tego piekła, które mi urządziła, ale byłam prawie pewna, że jeśli ja jej wybaczę, sytuacja między nami ulegnie zmianie. Może nie jakiejś drastycznej, ale zawsze jakiejś.
Ciszę, która między nami zapadła przerwał Mac.

- Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale chyba znalazłem twoją rodzinę Kate.

Nick i ja wytrzeszczyliśmy na niego oczy. Viol nic o tym nie wiedziała i jakoś nie czułam się z nią na tyle blisko, by się tym dzielić.

- Mac masz rację. Nie możemy tego odłożyć na później?

- Niestety nie. Violet, kiedy obchodzisz urodziny? – zapytał mój przyjaciel. To było niedorzeczne.
- Myślisz, że ci odpowiem? Chyba żartujesz sobie ze mnie – odparła.

- Słabo maskujesz swoje myśli. A więc dziewiętnasty grudnia. Tak samo jak Kate. Wiecie, że macie takie samo znamię za uchem? Nick tylko nie mów mi, że tego nie zauważyłeś?

Spojrzałam na mojego byłego chłopaka. Chyba właśnie łączył fakty.

- Tak myślałem – kontynuował Mac. – Chyba zaraz będziemy mieli gości, którzy nam wszystko wyjaśnią.

Na jego słowa zza drzew wyszła jakaś para. Obrzucili nas uważnym, zagubionym spojrzeniem. Mężczyzna mniej więcej w wieku mojego ojca zbliżył się do Maca, który wypuścił ze swojego uścisku Violet. Pobiegła ona do kobiety.

- Katherin oto twoi rodzice i najwidoczniej twoja siostra bliźniaczka.

O mało nie dostałam zawału słysząc Maca. Wsparłam się na Nicku. Mój świat obrócił się do góry nogami. Ludzie, których poszukiwaniem zajmowałam się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, od tak pojawili się nie wiadomo skąd.

Moja „mama” miała łzy w oczach. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Czy podejść do niej, czy jednak zachować pewien dystans. Jednak najbardziej wpłynęła na mnie informacja o tym, że mam siostrę.

- Chyba na dziś wystarczy mi wrażeń. Nick zabierz mnie do domu – powiedziałam.

Musiałam to wszystko przemyśleć. Potrzebowałam czasu.

- Katherin zaczekaj. Chcielibyśmy z tobą porozmawiać i wszystko ci wytłumaczyć – powiedział mój „tata”.

- Możemy to odłożyć na jutro? Przepraszam, ale jestem zmęczona.

Skinęłam im głową i ruszyłam podpierając się na Nickolaju.

- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał, kiedy odeszliśmy.

- Nie. Tak. Nie wiem. Co ja mam o tym myśleć?

- Na twoim miejscu też bym nie wiedział. Spotkaj się jutro z nimi. Nawet, jeśli to dla ciebie bolesne, to myślę, że powinnaś się dowiedzieć, co się stało, że musieli cię oddać. Jeśli chcesz mogę iść tam z tobą – zaproponował.

- Nie. Myślę, że sama muszę się z tym uporać. Tak właściwie, to która godzina?

Nick spojrzał na swój telefon, który trzymał uprzednio w kieszeni marynarki.

- Dziesiąta.

Czułam, że o czymś zapomniałam. Nic dziwnego, w końcu tyle się dziś wydarzyło.

- Dziękuję ci jeszcze raz, że przyszedłeś po mnie.

- Nie ma za co. Wiesz, że możesz na mnie liczyć.


Doszliśmy już pod mój dom. Nick pochylił się nade mną, żeby dać mi buziaka w policzek. Tym razem pozwoliłam mu na to. Ostatni raz go przytuliłam i weszłam do rozświetlonego przedpokoju.

środa, 17 września 2014

ever liar 50

dawno mnie tu nie było. przepraszam, że zaniedbałam bloga, co ktoś od początku roku mi wypomina! jestem ostatnio tak zabiegana, że nie mam na nic czasu. ten rozdział jest pisany na prędce, ponieważ bardzo zależało mi, żeby wyrobić się na dziś. postaram się kolejny dodać w weekend. po takiej przerwie liczę na morze komentarzy, nie żebym się upominała :D
rozdział, choć dużo krótszy niż bym chciała, dedykuję mojemu kochanemu pomysłodawcy, który obchodzi dziś swoje 16 urodziny :* z całego serca życzę ci więcej wspaniałych pomysłów no i wszystkiego czego sobie życzysz :D
---------------------------------

Przede mną na drewnianym krześle siedział zakapturzony mężczyzna. Od razu poznałam jego głos. Czułam się jakbym miała deja vu.

- Czemu nie jesteś tak dobra w znajdowaniu przyjaciół, jak wrogów? Wcale nie uśmiecha mi się sprawdzać co chwilę twój stan. Uwierz mi, mam ciekawsze zajęcia – powiedział głos z moich koszmarów.

- Co ja tu robię?

- Jak to, co? Twoja rodzinka chyba zbytnio za tobą nie przepada. Twoja siostra miała cię dość i cię tu zamknęła. Ale o nic się nie martw masz mnie. Skoro już tu jestem, to ci pomogę, ale nie za darmo – mężczyzna uśmiechnął się przerażająco.

- Ale ja nie mam siostry. Jestem jedynaczką. Chyba powinieneś zmienić swoje źródła.

Starałam się trzymać swój strach na wodzy. Ten ktoś powodował, że każda komórka w moim ciele zamierała.

- Och, czyli Mac ci nie powiedział? Cóż nie będę psuł niespodzianki. Za ile mają przybyć twoi przyjaciele? – zapytał pewny siebie.

Wcześniej słyszałam w swojej głowie głos Nicka, ale miałam za mało sił, by cokolwiek mu odpowiedzieć. Powinnam wcześniej porozmawiać z tym lekarzem.

- To nie jest sprawa dla lekarza. Radziłbym więcej jeść.

Odpowiedź tego mężczyzny na zdanie wypowiedziane w myślach zirytowała mnie. Nie żeby coś, ale wolę swoje przemyślenia zachowywać dla siebie. Skupiłam się na stworzeniu tarczy wokół umysłu. Niestety nie wytrzymała ona nawet sekundy.

- Co tak właściwie tutaj robisz? Przecież ja nawet cię nie znam – rzuciłam, starając się odciągnąć go od mojego umysłu.

- Miło, że próbujesz, ale się raczej na nic nie zda. Mogę być twoim przyjacielem, albo wrogiem. Wybór należy do ciebie. Nadal nie wysłuchałaś mojej propozycji. Lepiej na tym wyjdziesz, jeśli nie będziesz mi przerywać – wstał z krzesła i zaczął powoli krążyć wokół mnie. – Uwolnię cię i oddam przyjaciołom, w zamian za co oddasz mi pewną, drobną przysługę. Niestety będziesz musiała póki co, żyć w niepewności. Nie liczyłbym aż tak na twoich przyjaciół, bo nawet jeśli tutaj dojdą, nie uda im się otworzyć drzwi.

Byłam w pułapce. Czy mogłam zaufać temu człowiekowi? A co jeśli jego przysługa mnie przerośnie i nie będę w stanie jej sprostać? Pewnie będę musiała ponieść konsekwencje. Chyba na oglądałam się za dużo bajek, ale w prawdziwym świecie również nie ma nic za darmo. Prawda boli najbardziej. Jednak, czy wolę zginąć na jakimś pustkowiu? Pomyślałam o mojej rodzinie i przyjaciołach. Moja mama dostałaby załamania nerwowego.

- Zgoda – usłyszałam swój pusty głos.

- No to wspaniale. Pamiętaj, że danego słowa nie wolno ci złamać – uśmiechnął się szatańsko, po czym rozpłynął się w powietrzu.

Już miałam zacząć go przeklinać, kiedy sznury, którymi byłam związana się rowiązały, a drzwi otworzyły się z trzaskiem. Szybko podniosłam się i pocierałam swoje obtarte nadgarstki. Moje nogi były ospałe i o mały włos nie zaliczyłam spotkania z podłogą. W odpowiedniej chwili ktoś mocno mnie objął, przyciągając mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna. Wtuliłam się mocniej w silne ramiona.

- Tak się o ciebie martwiliśmy – powiedział przytulający mnie Nickolai. Podniósł mnie delikatnie z ziemi i okręcił w powietrzu.

Od dawna brakowało mi chwil, w których mogłabym uśmiechać się przez łzy. Po dzisiejszym dniu zdecydowanie bardziej będę doceniała moją nudną codzienność. Odsunęłam się od Nicka i wpadłam ma Maca.

- Kate jak dobrze cię widzieć.

- Ciebie też – powiedziałam, całując go w policzek.

Niestety chyba byłoby za dobrze, gdyby udało mi się w spokoju wrócić do domu. Kiedy w końcu się uspokoiłam i chłopcy mieli już odprowadzić mnie do domu, ktoś stanął na naszej drodze.

- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tak po prostu odejść z wszystkim, co mam – powiedział mój sobowtór.


A ja głupia myślałam, że dziwniej być nie może.