środa, 27 stycznia 2016

Call me XXI

- Nie ma takiej opcji! - Krzyk Callie rozniósł się po pokoju. Zamknęła się w łazience i wybrała numer, który znała już lepiej niż swój własny. John zaczął walić w drzwi, ale ona się tym nie przyjmowała.
- Callie? - Usłyszała zmartwiony głos.
- Jullian, czy mógłbyś po mnie przyjechać? - Zapytała.
- Coś się stało?
- John przyjechał. Nie chcę o tym mówić przez telefon.
- Będę za pięć minut. Nie martw się, na jakiś czas możesz się zatrzymać u mnie, jeśli chcesz odetchnąć.
- Dziękuję. Jestem w pokoju 112.
Rozłączyła się i siedziała popierając drzwi do czasu, kiedy usłyszała trzask dochodzący z wnętrza pokoju. Ostrożnie wyszła z łazienki i jej usta wykrzywiły się w niemym krzyku. Przed nią stało dwóch poobijanych mężczyzn. John chyba oberwał mocniej, ponieważ, z tego co widziała, dzieliły go sekundy od upadku.
- To on? To z nim mnie zdradzasz? - Wysyczał John.
Nie miała zamiaru mu odpowiadać. Przecież prawda go nie obchodziła. Wzięła swoją walizkę i opuściła hotel z Jullianem za plecami. Nie obejrzała się za siebie. Wpakowali wspólnie bagaż do taksówki i w ciszy wybrali się do miejsca, w którym się zatrzymał.
Dopiero, kiedy usiedli na wielkim łóżku zajmującym dość znaczną część pokoju, Callie poczuła się wystarczająco pewnie, żeby się otworzyć.
- Pytałeś mnie wczoraj o ten ślad na ręce. Kilka dni temu pokłóciłam się z Johnem. Mieliśmy ostatnio gorsze dni i nie mogliśmy się dogadać. Chciałam zrobić sobie przerwę, a właściwie od niego odejść. Złapał mnie mocno za rękę. Nie uderzył mnie, ani nic w tym stylu. To był tylko mocny chwyt. Powiedział, że nie pozwoli mi odejść.
I w tej właśnie chwili po jej policzkach popłynęły słone łzy, a Jullian otoczył ją ramieniem. Siedzieli tak przez jakiś czas, aż jego koszulka była niemal całkowicie przemoczona. Wtedy Callie lekko się odsunęła.
- Przepraszam, oddam ci za nią pieniądze...
Przerwał jej, delikatnie przejeżdżając palcem po jej spierzchniętych wargach. Nawet w takim stanie wyglądała jak księżniczka.
- Nie przejmuj się tym. To nic.
Nie miał na myśli tylko koszulki. Ta cała sprawa z Johnem była poplątana, ale co on mógł jej zrobić?
- Idź wziąć prysznic, bo widzę, że tego potrzebujesz, a ja w tym czasie zamówię nam coś do jedzenia.

Przytuliła go mocno i wyszeptała do ucha podziękowania. Był jej opoką i dzięki niemu zdobyła siłę na dalszą walkę.

wtorek, 19 stycznia 2016

Call me XX

- Callie –
W głowie miałam pustkę. Niby są ludzie, którzy potrafią z nią żyć, ale ja nie mogłam się na to przestawić. Od czasu wybuchu Johna prawie całkowicie oddałam się swojej pracy. W ciągu tych paru dni nadrobiłam wszystkie stare dokumentacje. Nikt nie lubił się nimi zajmować, a dla mnie to była idealna ucieczka od problemów dnia codziennego. Wyjazd do Londynu również wypadł rychło w czas. Kiedy John pocałował mnie na lotnisku, zrobiło mi się niedobrze, a kiedy wsiadłam do samolotu miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała tu wracać. Może znajdę jakąś pracę w Anglii. Chciałam uporządkować stare sprawy, a wynikło z tego jeszcze większe bagno. Miałam wrażenie, że z każdym krokiem zapadam się w nie coraz głębiej, nie mając nikogo, kto pomógłby mi się wydostać. Jeszcze sprawa Julliana, który mimo swoich dobrych intencji, wszystko bardziej komplikuje.

Dwa dni temu po raz pierwszy od dość długiego czasu udałam się do kościoła. Kiedy byłam mała modliłam się o coś, do czasu, aż się nie spełniło. Z biegiem lat utraciłam ją, a właściwie może nie utraciłam, ale brakowało mi na nią czasu. To brzmi absurdalnie, ale niestety tak było.
Usiadłam w pierwszej ławce z modlitewnikiem i pogrążyłam się w modlitwie. Poczułam obecność Boga obok siebie, w końcu przestałam czuć się osamotniona. Czułam, że moje słowa nie odbijają się i ściany, ale ktoś na prawdę ich słucha i rozumie. Dało mi to nadzieję i odrobinę siły, bez której nie dałabym rady wstać. To smutne patrzeć, jak twoje ideały rozpadają się niczym bajkowy pyłek wróżek i jeden podmuch wiatru przegania je w miejsca, których nigdy nie poznasz.

Siedzę na wielkim łóżku, w londyńskim hotelu i wyglądam przez okno podziwiając panoramę miasta. Wygląda na pełne nieopowiedzianych historii. Powinnam przebrać się na spotkanie z Jullianem, ale nie chciało mi się. Czuję się jakby moje ciało przestało produkować hormony szczęścia. Kiedy w końcu zmuszam się do ogarnięcia się, zauważam, że zostało mi tylko pięć minut. Przeszukuję walizkę w poszukiwaniu dżinsów, koszulki i trampek. Cud, że o niech nie zapomniałam. Związuję włosy w kucyk i schodzę do recepcji.

Na widok Julliana robi mi się gorąco. W prostych ciuchach, jakimi są niebieskie spodnie i biały T-shirt wygląda jak chłopak z okładki. Nie powinnam o tym myśleć.

- Cześć. - Mówię uśmiechając się.

- Cześć. Jak tam konferencja?

- Porywająca. Gdzie idziemy?

- Zobaczysz. Mam nadzieję, że jesteś głodna. - Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. - To świetnie. Idziemy.

Wyszliśmy z budynku i wysiedliśmy do czekającej na nas taksówki.

- Nie jedziemy zbyt daleko. - Powiedział cicho Jullian.

Miał rację. Już dosłownie po 10 minutach byliśmy na miejscu. Spojrzałam przez okno i moim oczom ukazał się duży przeszklony biurowiec.

- To tutaj? - Bardziej wyglądało to na siedzibę jakiejś korporacji, niż miejsce, w którym moglibyśmy zjeść.

- Nie oceniaj książki po okładce.

Wprowadził mnie do środka, a następnie weszliśmy do windy, którą wjechaliśmy na sam dach budynku. Widok oszołomił mnie. Korytarz był wyłożony czerwonym linoleum a ściany obwieszone lustrami, co optycznie powiększało pomieszczenie. Czułam się nieodpowiednio ubrana. Szliśmy dalej zatrzymując się dopiero przed hebanowymi drzwiami. Kiedy je przede mną otworzył nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Znajdowaliśmy się w przytulnej knajpce z widokiem na London Eye. Miejsce w ogóle nie miało w sobie sztywności, którą czuć było w korytarzu. Zamiast krzeseł przy niskich stolikach stały pluszowe kolorowe pufy, a na nich ułożone były książki z zakładkami.

- Co to za miejsce? - Byłam pod wrażeniem. Wybraliśmy stolik przy oknie i usiedliśmy biorąc do rąk lektury.

- Kiedy byłem tu kilka lat temu moja siostra mnie tu przeprowadziła. Byłem w takim samym szoku jak ty. To kawiarnia literacka. W każdej z książek, którą tu znajdziesz masz zaznaczony fragment z cytatem na dzisiejszy dzień. Otwórz swoją.

Trzymałam w ręku egzemplarz, to chyba jakiś żart, "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Nienawidzę tej książki, ale nie mogłam się oprzeć zobaczeniu cytatu.

- "Nim zacznę biegać, muszę nauczycieli chodzić". Co to ma znaczyć?

- Sama musisz do tego dojść. Ja idę po kawę i naleśniki.

- Mają tu naleśniki? Takie z owocami?

- Pewnie. To co, maliny, truskawki i syrop klonowy?

Pokiwałam głową ciesząc się jak dziecko.

- Zamówię ci też herbatę z mlekiem - widząc moje skrzywienie, zrezygnował i postanowił wziąć mi czerwoną herbatę.

Spędziliśmy w kawiarni dwie godziny. Pogrążona w rozmowie, całkowicie zapomniałam o Johnie, do czasu, aż rozbrzmiał dzwonek mojej komórki. Odebranie było równie złą opcją, jak zignorowanie połączenia. Wybrałam mniejsze zło, pokazując Jullianowi, żeby siedział cicho.

- Halo?

- Cześć kochanie. Co tam u ciebie? - Jego głos ociekał słodyczą.

- Wszystko w porządku. A co u ciebie?

- Właśnie nudzę się czekając na spotkanie. Mam nadzieję, że nie siedzisz cały czas w hotelu. Londyn został stworzony do zwiedzania.

- Właśnie jestem w trakcie.

- W takim razie nie będę ci przeszkadzał. Kocham cię.

- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam niczym automat i rozłączyłam się. No to wracamy do prawdziwego świata.

- Myślę, że powinniśmy się już zbierać - powiedział Jullian.

- Masz rację. Wracajmy do hotelu.

- A czy ja powiedziałem, że to koniec rozrywek na dziś? - Zapytał z chytrym uśmieszkiem. - Jest jeszcze jedno miejsce, do którego koniecznie muszę cię zabrać.

I w ten oto sposób wylądowaliśmy na London Eye. To było bardziej zachwycające niż mogłabym sobie wymarzyć. Pomijając tłumy ludzi, którzy wypełniali kapsułę, było idealnie. Świat widziany z góry, Londyn widziany z góry nabierał nowego wymiaru.

- Podoba ci się? - Zapytał mój towarzysz.

- Nie wiesz nawet, jak bardzo mnie dziś uszczęśliwiłeś. Dziękuję za to wszystko.

- A ja dziękuję ci za to, że odmieniłaś moje życie, Callie.

Założył mi włosy za ucho i delikatnie musnął moje usta.

Poczułam łaskotanie motylków w brzuchu, jak za czasów szczenięcej miłości w liceum. Istna magia. Kiedy nasze usta się rozłączyły, uśmiechnęłam się. Cudowny dzień.
Jak na złość nagle zaczęło padać. Krople deszczu stukały w oszaleję ściany. Przysunęłam się bliżej Julliana i wtuliłam w niego.

- Chyba nie mamy parasola. - Powiedziałam.

- Nie martw się. Z cukru nie jesteśmy, chociaż w twoim przypadku nie byłbym tego taki pewien. Mam marynarkę.

Marynarkę? Jak ja mogłam ją przeoczyć?

- Nie zauważyłam jej wcześniej.

- Tutaj zawsze trzeba być przygotowanym na nagłą zmianę pogody.

Gdy tylko wysiedliśmy z kolejki. Jullian rozpostarł nad nami czerwoną marynarkę. Muszę przyznać, że z perspektywy przypadkowego obserwatora musiało to wyglądać zabawnie. Czerwona peleryna od razu skojarzyła mi się z supermenem.

- Czuje się jak Superman. - Jullian szepnął mi do ucha.

- Jesteś nim dla mnie.

Pocałował mnie w czoło i wróciliśmy do mojego hotelu. Jeszcze przed wejściem zauważyłam przez przeszklone drzwi Johna.

- Musisz już iść. - Powiedziałam w pośpiechu, popychając go jak najdalej od wejścia.

- Coś się stało? Callie, wiesz, że możesz mi powiedzieć.

- Wszystko w porządku. Po prostu idź.

Odwrócił się ze smutkiem wypisanym na twarzy. Odetchnęłam głęboko i weszłam do hotelu. Po drodze rzuciłam na bok marynarkę Julliana, której zapomniałam mu oddać.

- Co ty tu robisz? - Zapytałam chłopaka.

- Ciebie też miło widzieć kochanie. - Chciał pocałować mnie w usta, ale odwróciłam głowę i trafił w policzek. - Chciałem zrobić ci niespodziankę.

Mam nadzieję, że moja mina pokazała mu za jak bardzo zły pomysł to uważałam.

- Nie bocz się tak. Chodźmy na górę.

Niemal siłą musiał mnie tam zaciągnąć. Prawdę mówiąc, już wolałabym nocować w holu niż w jednym pokoju z nim. Postawił swoją walizkę obok mojej.

- A tak naprawdę, po co tu przyleciałeś? Mnie nie oszukasz.

- Obawiałem się, że wpadnie ci do głowy jakiś głupi pomysł i wygląda na to, że miałem rację.

- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz.

- Nie żartuj sobie. Widziałem go.

Jullian. Tego się obawiałam. Nie chciałam, żeby wplątał się przeze mnie w kłopoty.

- To ten od wieczornych telefonów, zgadza się? Mówiłem ci, żebyś zerwała z nim kontakty. – Usiadł na łóżku i przeczesał włosy palcami, mierzwiąc je delikatnie. Wyglądał jakby nie wiedział, co ze mną począć. Po prostu ode mnie odejdź! – Wiesz, że mogę go od tak znaleźć? Nikt nie będzie mi odbierał tego, co moje.

- Nie jestem rzeczą, a tak mnie traktujesz. Nie możesz mnie wiecznie przy sobie trzymać!

- Właściwie, to czemu nie. Zarabiam wystarczająco dużo, żeby utrzymać nas oboje, więc w sumie mogłabyś zostać w domu.

- Oszalałeś! Nie będę ci się podporządkowywać. Nie masz nade mną takiej mocy. Moi rodzice nie wybaczyliby mi, gdybym dalej w tym trwała. – Wiedziałam, że będzie im ciężko, bez jego wsparcia, ale moje szczęście jest dla nich ważniejsze.

- Nie byłbym tego taki pewien. Rozmawiałem dziś z nimi i przedstawiłem moje podejrzenia o twoim romansie.

Zdecydowanie przegiął. Jak można komuś zrobić takie świństwo?

- Ale to nie prawda!

- Byli tobą rozczarowani i prosili, żebym się nie poddawał i dał ci drugą szansę.

- Jak mogłeś ich nastawić przeciwko mnie? Nie masz za grosz sumienia?
- Zależy mi na tobie.
- Gdyby ci zależało, to pozwoliłbyś mi odejść!
- Nie ma takiej opcji. Nie dam zmarnować ci życia z jakimś pierwszym lepszym idiotą.
- Nie znasz go, więc nie oceniaj. To mój wybór!
Podszedł do mnie i pochylił się do mojego ucha, po czym wyszeptał.

- Już nie. Zostaniesz ze mną, już do końca.

sobota, 16 stycznia 2016

Call me XIX

 - Jullian –
Postanowiłem odwiedzić Callie w trakcie jej pobytu w Londynie. Już w dniu, w którym mi o tym powiedziała, zacząłem organizować cały wyjazd. Sprawdziłem miejsce konferencji i zabukowałem bilet lotniczy i pokój w hotelu. Kiedy wczoraj wieczorem wybrałem numer Callie, szybko powitała mnie poczta głosowa. Nie przejąłem się tym zbytnio, ale to ze zignorowała mój telefon także dziś była dziwna. Siedząc na hotelowym łóżku zastanawiałem się, czy wszystko u niej w porządku. Kilka dobrych lat rozmawialiśmy dzień w dzień, a teraz bez słowa dwa dni przerwy? Callie jest odpowiedzialna i porządnicka, co oznacza, że nie słynie z zapominalstwa. Powinna być na lotnisku jutro około dwunastej, wtedy dowiem się co się    dzieje.

Tak wygodnie spało mi się na wielkim łóżku, że o mało nie zaspałem. Kiedy spojrzałem na zegarek, wskazywał on jedenastą. Biorąc pod uwagę to, że właściwie żeby się w pełni przygotować powinienem być na nogach już od godziny, sytuacja przedstawiała się fatalnie. Nabrałem rozpędu i w ciągu piętnastu minut byłem już odświeżony i przebrany. Patrząc przez okno, zauważyłem kłębiące się ciemne chmury. Trochę nie pasowały do moich planów, więc wygląda na to, że muszę dodatkowo cały dzień zaplanować od nowa. Ma się tego pecha. Zatrzasnąłem za sobą drzwi pokoju i zjechałem windą na parter. Zapytałem wczoraj portiera o najlepsza kawiarnię w mieście i na moje szczęście okazało się, iż znajduje się ona niedaleko lotniska, na które zamierzałem. Złapałem taksówkę i w ciągu piętnastu minut dotarłem na miejsce. Zamówiłem kawę i świeże ciasteczka maślane, po czym udałem się na lotnisko. Stałem między dwiema młodymi kobietami. Wydawały się równie zdenerwowane czekaniem jak ja. Kiedy z samolotu wyszło dwóch mężczyzn w mundurach, zauważyłem na  ich twarzach ulgę i ogromną radość. Zanim zdążyły dobiec do swoich mężów, mój świat stanął w miejscu. Tuż za żołnierzami pojawiła się burza brązowych loków. Moje serce zabiło szybciej i omal nie wyskoczyło z mojej piersi, kiedy nasze oczy się spotkały. Zdziwienie szybko zastąpiły ból i smutek. Co się dzieje?
Zaczekałem, aż odbierze swoją walizkę, po czym podszedłem do niej wręczając jej kawę i ciastko.

- Co ty tu robisz? - Zapytała mnie na wstępie.

- Postanowiłem pokazać Ci Londyn - odparłem, jakby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie.

- Jullianie, powinieneś wrócić do siebie.

Zdziwił mnie ten zimny ton. Chciała mnie od siebie odsunąć, ale nie ma takiej opcji.

- Myślę, że powinniśmy porozmawiać. A kiedy, jak nie teraz? Odbiorę cię do hotelu, gdzie zostawisz swoje rzeczy i wybierzemy się na lunch i herbatę oczywiście.

- Jestem zmęczona podróżą.

- Dziwne, bo wyglądasz jakbyś tryskała życiem. Będę cię dręczył dopóki nie powiesz mi o co naprawdę chodzi.

- Nie mogę - rzuciła cicho, biorąc łyk kawy. Była coraz smutniejsza i bliska płaczu.

- Nie płacz. - Ostrożnie ją przytuliłem. - Chodź.

Wyciągnąłem ją z lotniska i odwiozłem do hotelu, którego nazwę mi podała. Przez resztę drogi była bardzo zamknięta.

- Dziękuję i przepraszam - szepnęła, kiedy byliśmy na miejscu.

- Nie masz za co. - Wpatrywałem się w tą jeszcze kilka dni temu pewną siebie i zdeterminowaną kobietę. Teraz wydawała się krucha, jakby każde moje słowo lub gest mógł ją zranić. Cholera nie mogłem na to patrzeć.

- Callie, spójrz na mnie. - Kiedy nie zrobiła tego, o co ją poprosiłem, uniosłem delikatnie jej głowę w moja stronę. - Powiedz o co chodzi.

- To co robimy jest nie fer.

- W jakim sensie? - Nie rozumiałem.

- Chodzę z Johnem i nie mogę go zostawić. Być może poczułam coś do ciebie tamtej nocy, ale nie możemy tego ciągnąć, bo będzie z każdym dniem bolało bardziej, a nie wiem, czy jestem gotowa ponieść tego konsekwencje.

- Możemy się tylko przyjaźnić.

- Przyjaźń damsko-męska jest niemal nierealna w tych czasach. Nie narażajmy się na większe straty.

- Nie wytrzymam bez naszych rozmów - wyznałem. - Może chociaż raz w tygodniu?

Zamyśliła się. Dotknąłem jej lewej ręki. Zauważyłem, że spod rękawa wyglądały fioletowe plamy.

- Dobrze, ale to ja będę do ciebie dzwonić i raczej będzie to w ciągu dnia.

- Nie ma najmniejszego problemu. Jestem do twojej dyspozycji. - Lepsze to niż nic. - Callie, mam do ciebie pytanie. Co ci się stało w rękę?

Tak szybko, jak wypowiedziałem to zdanie, zabrała dłoń jak najdalej od mojej ręki.

- Upadłam, to nic takiego. Muszę już iść.

Zostawiłem jej bagaże bagażowemu.

- Callie, czy pozwolisz zabrać mi się na herbatę jutro? Wiem, że nie chcesz tego ciągnąć, ale nie mam co robić, a Londyn nie nadaje się do podziwiania samemu.

- To będzie nasze ostatnie takie wyjście. - Posłała mi najsmutniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem.

- Przyjdę po ciebie za piętnaście pierwsza.


- Będę czekała.

sobota, 9 stycznia 2016

Call me XVIII

tak z innej bajki, mamy tu już 39 tysięcy wyświetleń! nawet nie wiecie, jak się z tego powodu cieszę :D może to nie jest szczyt moich marzeń, ale kiedy zaczynałam pisać tego bloga, nie spodziewałam się, że zajrzy tu więcej niż kilka osób, a w dodatku, że od tamtej pory napiszę tyle rozdziałów i krótkich opowiadań. dziękuję wszystkim, którzy mimo upływu lat nadal tu są ;D

- Callie –
Kolejną noc z rzędu John spędził poza domem. Biorąc pod uwagę mój zbliżający się wyjazd, chciałam jak najszybciej porozmawiać z nim o nas. Upewnić się w jego uczuciach i w tym czy podjęłam dobra decyzję planując z nim zerwać. W końcu kiedy to zrobię nie będzie odwrotu, a mimo wszystko jestem do niego przywiązana.
Wybrałam jego numer i w myślach liczyłam czas oczekiwania.
- Halo?
- Dobrze cię w końcu słyszeć - zaczęłam. - Wrócisz dziś na noc?
- Nie jestem pewien. Mam jeszcze sporo roboty.
- Nie możesz tego odłożyć na jutro? Muszę z tobą porozmawiać przed wyjazdem.
- Jakim wyjazdem? - Zapytał zdezorientowany.
- Gdybyś pokazywał się częściej w domu, powiedziałabym ci, że pojutrze wyjeżdżam na cztery dni do Londynu.
- Mam cię odwieźć na lotnisko?
No dziękuję łaskawco.
- Po prostu muszę z tobą porozmawiać. Założyłam, że nie będziesz miał czasu i o zawiezienie poprosiłam Rose.
- No okej.
- Więc? Wrócisz dziś?
Słyszałam jak wzdycha z rozdrażnieniem.
- Będę za godzinę - powiedział na odczepnego i się rozłączył.
Rzuciłam się na łóżko, głowę schowałam w poduszkę i zaczęłam piszczeć. Zirytował mnie. Pojawił się w domu chwilę przed dwudziestą drugą, czyli ponad dwie godziny po naszej rozmowie.

wtorek, 5 stycznia 2016

Call me XVII

Nie wiem czy o tym pamiętacie, ale to opowiadanie można znaleźć również na wattpadzie i publikowanie tam jeat dla mnie priorytetem. Rozdziały pojawiają się tam mniej więcej co tydzień, natomiast te tu dodaję z opóźnieniem. Jeżeli ktoś chciałby poznać już dalsze losy Callie i Julliana to zapraszam na Wattpada ;)
Tytuł: Call me everyday 
https://www.wattpad.com/story/46135060-call-me-everyday
---------
- Mam do ciebie pewne pytanie. Tylko proszę o szczerą odpowiedź - powiedział lekko zachrypniętym głosem.
- Postaram się.
- Mój przyjaciel zakochał się na zabój w pewnej dziewczynie, ale jest ona zajęta, że tak powiem. Co mógłbym mu poradzić?
- Jeżeli na prawdę ją kocha, powinien jej o tym powiedzieć.
- Ciężko jest przyznać się do swoich uczuć, kiedy nie jest się pewnym czy druga osoba je odwzajemnia.
- To prawda. - Westchnęła. - Ale jeśli tego nie zrobi, może żałować.
- Jeśli zostanie odrzucony, również nie będzie mu zbyt łatwo.
- Życie nie jest łatwe. -

piątek, 1 stycznia 2016

Call me XVI

Witam w Nowym Roku!
- Jullian –
Cały lot przespałem na jednym ze średnio wygodnych foteli. Moje plecy nadal nieco bolały od spania na podłodze i poważnie rozważałem pójście wieczorem na masaż. Oczywiście wolałbym, żeby zrobiła mi go pewna konkretna osoba, ale życie to nie bajka i magiczna różdżka niewiele może zdziałać.
Śniła mi się Callie. Leżałem wygodnie na kanapie na balkonie, kiedy weszła przez drzwi ubrana w olśniewającą małą czarną i czerwone szpilki. Jej brązowe włosy układały delikatnymi lekami wokół jej twarzy. Usiadła na mnie okrakiem i zaczęła całować mnie po szyi. Byłem w niebie, ale niestety każda bajka ma swój kres.
- Stary, obudź się! - Tom wrzasnął mi do ucha, siadając obok mnie przy barze.
Właśnie mieliśmy zamykać, jednak po raz kolejny tego wieczoru skupiłem się na swoich marzeniach. Stłukłem dziś dwa kieliszki i nie mogłem się kompletnie odnaleźć przy barze.
Chyba nie było osoby, która by tego nie zauważyła, ale mimo wszystko nie poddałem się i wytrwałem do końca.
- Wszystko z tobą w porządku?
- Tak, tylko trochę się zamyśliłem.
- Kim jest ta laska, która tak zawróciła ci w głowie? - Zapytał Andrew, który chwilę wcześniej do nas dołączył.