środa, 23 lipca 2014

bez ciebie by mi się nie udało

niestety jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie przez tydzień, dlatego nowy rozdział pojawi się pewnie dopiero pod koniec miesiąca :( w zastępstwie pojawią się dwa opowiadania konkursowe, które mam nadzieję, że wam się spodobają. ostatnio mało tu komentarzy liczę, że po moim powrocie zaspamujecie mnie :D
---------------------

Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taką burzę w głowie. Normalnie pomieszanie z poplątaniem, jedno wydarzenie ciągnie za sobą drugie i wszystko wali się jak kostki domina. Ale zacznijmy od początku.

Mam na imię Kasia. Mam 16 lat i mieszkam na obrzeżach całkiem dużego miasta. Tutaj każdy zna każdego, zaczynając od miłej sprzedawczyni w sklepie, a kończąc na okolicznej „gangście”. Każda plotka rozchodzi się tu z prędkością światła, zwłaszcza wśród osób w moim wieku. Ale prawdę mówiąc, w tej historii jest to mało istotne.

Dużo czasu spędzam na spacerach i spotkaniach z przyjaciółmi na małym placu zabaw, umiejscowionym między blokami. Niestety, a może stety to właśnie oni są kluczem tej opowieści.

Kilka dni temu zwierzyłam się moim najlepszym przyjaciółkom – Karoliny i Asi, że strasznie spodobał mi się nasz kolega – Igor. Niestety nie miałam w sobie wystarczająco dużo odwagi, by mu o tym powiedzieć. Poprosiłam więc Karolinę, która tak się składa, że mieszka niedaleko Igora, żeby z nim porozmawiała o mnie i dowiedziała się, co on o mnie sądzi. Już następnego dnia zaspokoiła moją ciekawość. Ucieszyłam się na wieść o tym, że jednak mam jakieś szanse. Postanowiłyśmy wymyślić jakiś plan, żeby on zwrócił na mnie większą uwagę.

Z początku było to strasznie trudne, ale po tych kilkunastu (no może kilkudziesięciu) złych pomysłach udało nam się znaleźć plan doskonały. Niestety Karolina musiała wyjść wcześniej i nie zdążyłyśmy jej wtajemniczyć.

Kolejnego dnia wieczorem mieliśmy iść na imprezę do baru karaoke. Miałam zaśpiewać piosenkę specjalnie dla Igora. Ubrałam się zdecydowanie inaczej niż zwykle, – jako, że było lato, założyłam białą krótką spódnicę z falbankami i czarną bokserkę. Na nogi włożyłam czarne buty na koturnach. Umalowałam rzęsy tuszem, włosy delikatnie zakręciłam oraz spryskałam się od stóp do głów perfumami mojej mamy. Prezentowałam się dość dobrze.

Od poprzedniego dnia nie miałyśmy z Asią żadnych wiadomości od Karoliny, więc postanowiłyśmy pojechać do baru same. W końcu na miejscu pewnie i tak będą chłopcy, a Karo się nie pogniewa, zwłaszcza ze względu na to, że wie, jak bardzo jest to dla mnie ważne. Weszłyśmy głównym wejściem i od razu dostrzegłyśmy naszą ekipę. Od razu się do nich przysiadłyśmy, witając się z każdym po kolei. Nie zauważyłam wśród nich Igora, ale niezbyt się tym przyjęłam, bo on lubił się spóźniać, by mieć wielkie wejście. Zamówiłyśmy napoje i zajęliśmy się rozmową.

Po jakimś czasie musiałam się udać do toalety, bo chciałam spokojnie zadzwonić do Karoliny. Martwiło mnie to, że się nie pojawiła, tak samo zresztą, jak Igor. Wstukując jej numer szłam korytarzem, kiedy moje oczy dostrzegły dziwną scenę.

Na wprost mnie stali Igor i Karo i się całowali. Przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. W moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam się. „Jak ona mogła mi coś takiego zrobić” – myślałam.
Wróciłam do stołu i powiedziałam, że muszę wracać do domu. Chyba wszyscy zauważyli, że coś jest nie tak, na szczęście znali mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie jestem teraz w stanie do rozmów. Asia zaproponowała mi, że wyjdzie ze mną, ale nie chciałam jej psuć wieczoru. W tamtym momencie marzyłam tylko o tym, by schować się pod kołdrą i już nigdy stamtąd nie wychodzić.

Postanowiłam się przespacerować. Co prawda do mojego domu było trochę daleko, ale chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Po kilku minutach usłyszałam za sobą wołanie i kroki, a właściwie brzmiało to tak, jakby ktoś biegł. Delikatnie odwróciłam się i zobaczyłam pędzącego wśród latarni Igora. Przyspieszyłam kroku. Nie chciałam, żeby zobaczył moje łzy, a właściwie jego też nie chciałam widzieć. Niestety moje siły szybko mnie opuściły, a on zdążył w tym czasie do mnie dobiec.

- Hej – wysapał, chwytając mnie za nadgarstek. – Nie słyszałaś, jak cię wołałem?

Chciałam odpowiedzieć, że nie, ale słowa uwięzły mi w gardle.

- Kasia? Coś się stało? – zapytał z troską w głosie.

- To nieważne. A teraz proszę, puść mnie – szepnęłam.

- Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć, tak?

- Co tutaj robisz? Myślałam, że jesteś z Karoliną?

- Co? – zapytał zdezorientowany, ale po chwili chyba załapał. – To twoje kroki usłyszałem. Wybacz, ale nie wiem, o co ci chodzi. Przecież sama chciałaś, żeby ze mną pogadała. A jestem tu, bo wybiegłaś tak nagle, że nawet nie zdążyłem się przywitać i zapytać cię o coś.

- Zaraz, to Karo ci powiedziała? Nie wierzę, jak ona mogła. Ten pocałunek i to…

- Jaki pocałunek? – przerwał mi wpół zdania Igor. – Ty myślałaś, że się całowaliśmy tam na korytarzu? To słodkie, że jesteś o mnie zazdrosna, ale nie musisz. Po prostu omawialiśmy szczegóły mojej niespodzianki i nie chcieliśmy, żeby ktoś nas usłyszał. Jakby chłopaki się dowiedzieli, co kombinuję, to by mi żyć nie dali.
Na mojej twarzy pojawiła się ulga. Miałam ochotę rzucić mu się na szyję i mocno go przytulić.

- Knuliście za moimi plecami, ale po co? – zapytałam.

- No właśnie w tym tkwi sęk całej sprawy. Chciałem ci zrobić niespodziankę i zabrać cię jutro w pewne miejsce. To co, zgodzisz się?

- To ma byś randka?

- Tak. Nasza pierwsza i mam nadzieję, że nie ostatnia – odpowiedział z zadziornym uśmiechem.

- Tak, zgadzam się.

- Świetnie, więc wpadnę po ciebie jutro o 13.

- Tak wcześnie?

Na to pytanie już nie odpowiedział. Odprowadził mnie pod sam dom i pożegnał się, dając mi buziaka w policzek. Chciałam, żeby wpadł na herbatę, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie, że w domu jest moja mama i zrezygnowałam z tego pomysłu. Zamiast tego pomachałam mu z werandy.

***
O trzynastej byłam już gotowa, choć sama nie wiedziałam, na co. Czego w końcu można się spodziewać po połączeniu pomysłów szalonego kolegi i jeszcze bardziej szalonej przyjaciółki? Igor wpadł przez drzwi z bukietem kwiatów. Wstawiłam je do wazonu i ruszyliśmy w kierunku jego motoru. Zanim na niego wsiadłam zawiązał mi opaskę na oczach, a kiedy spytałam po co, odpowiedział, że wkrótce się dowiem. Pojechaliśmy. Cały czas trzymałam się kurczowo jego kurtki.

W końcu pozwolił mi zsiąść z motoru. Chwycił mnie za rękę i wprowadził do jakiegoś pomieszczenia. Od samego wejścia poczułam przytłaczającą woń kwiatów. Zdjął mi opaskę.

- Ta dam.

To miejsce było prześliczne. Mała szklarnia wypełniona była po brzegi milionami kwiatów o najróżniejszych odmianach i kolorach. Na środku stał mały stolik zastawiony na dwie osoby, a obok niego stała Karolina. Szybko do niej podbiegłam i mocno ją przytuliłam.

- Dziękuję, jesteś wspaniała – szepnęłam jej do ucha.

- Jesteś moją przyjaciółką i zrobiłabym dla ciebie wszystko. Nie mogę uwierzyć, że myślałaś, że chcę ci go odbić. Przecież mam Sebastiana. Pamiętaj, że nic nas nie rozdzieli, żadna głupia sytuacja i żaden głupi chłopak.

- Ej ja tu jestem – upomniał się Igor, na co obie odpowiedziałyśmy śmiechem.

Od tamtej pory pokładam więcej wiary w mojej przyjaciółce. Na pamiątkę tamtego wydarzenia nosimy na szyjach łańcuszki z wygrawerowanymi naszymi inicjałami i z dnia na dzień nasza przyjaźń rośnie w siłę.

A co do Igora, to nadal jesteśmy razem i to wszystko dzięki Karolinie, o której można powiedzieć, że jest spoiwem naszego związku. Bez niej nadal próbowalibyśmy się jakoś przemóc i wyznać swoje uczucia.

sobota, 19 lipca 2014

ever liar 48

postaram się częściej dodawać nowe rozdziały, a teraz miłego czytania :) apropos kilka dni temu minął rok od założenia tego bloga. jest mi bardzo miło, że wytrzymaliście ze mną tyle czasu i nabiliście piękną liczbę wyświetleń i komentarzy. bardzo wam za to dziękuję :)
suknia kate  - w oryginale jest trochę krótsza
-----------------------
- Staniecie tu – wskazał nam dokładne miejsce, które od razu zajęliśmy. – Uśmiechajcie się miło i kierujcie wszystkich na lewo, obok stołów z przekąskami. Wasi zastępcy powinni się zjawić pięć minut przed zmianą. Wszystko jasne?

Skinęliśmy z Nickiem głowami.

- W takim razie zostawiam was – powiedział i odszedł.

- Co u ciebie Kate? – zapytał Nick. Nie chciałam się niepotrzebnie spierać, zwłaszcza dziś, dlatego odpowiedziałam z gracją, że wszystko dobrze. Przed dalszą rozmową uratowali mnie goście, którzy dość sporą grupą wchodzili na salę.

Wszystko szło dość sprawnie i nawet nie zauważyłam, że nadeszła kolej zmiany. Przekazaliśmy instrukcje przybyłym i mogliśmy zająć się sobą.

- Mam nadzieję, że zarezerwujesz dla mnie jeden taniec – powiedział Nick.

- Nie sądzę, żeby był o najlepszy pomysł – odparłam zgodnie z prawdą, zauważając stojącą niedaleko Violett. – Może kiedy indziej. Teraz powinieneś się zająć swoją dziewczyną.

- Zerwaliśmy.

Byłam zszokowana tą informacją, ale jednocześnie czułam się szczęśliwa. To trochę głupie i bezczelne, ale Viol się należało. Za te wszystkie pogróżki, kłamstwa i wiele innych rzeczy, które mogłabym wymieniać godzinami. Jednak prawdę mówiąc, nie byłam taka jak ona i gdzieś w środku współczułam jej, bo sama zostałam zraniona przez Nicka.

- Przykro mi. W sumie, niech będzie. Jeden taniec, nic więcej.

Wyciągnęłam do niego rękę i pociągnęłam na parkiet.

- Dla twojej wiadomości, może ty już nie masz dziewczyny, ale ja mam chłopaka, więc zachowujmy się jak kumple, ok?

- Jasne – odrzekł trochę smutnym głosem.

Dj właśnie puścił jedną z moich ulubionych piosenek, a my zaczęliśmy tańczyć. Nickolai objął mnie delikatnie. Trzymałam go na odległość ręki, żeby uniknąć nieporozumień. To był miły taniec.

- Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz? – zapytał.

Zarumieniłam się i spuściłam głowę. Muzyka przestała grać, a ja czułam na sobie jego spojrzenie. Wymamrotałam, że dziękuję mu za taniec i ruszyłam szybko do stołów z przekąskami. Akurat stali tam Rose i Chris. Uśmiechnęłam się szeroko i przywitałam się z nimi.

- Chris, może poszedłbyś po coś do picia dla nas? – zaproponowała Rose.

- Jasne – odparł i odszedł od nas.

- W końcu jednak do niego wróciłaś? Jakie to słodkie. Viol musiała się nieźle wkurzyć, ale w sumie to było do przewidzenia. Jesteście w końcu dla siebie stworzeni…

Musiałam przerwać jej monolog.

- Tylko z nim tańczyłam. Spokojnie. Mam kogoś i to wcale nie jest Nickolai. Musimy się kiedyś wybrać gdzieś razem.

- Szkoda. Pasujecie do siebie, ale to w końcu nie mój wybór. W każdym razie trzymam za was kciuki. A tak w ogóle, to skąd wytrzasnęłaś tą kieckę? Jest zabójcza, a ta maska… niemal mnie przyćmiłaś.

Jej słowa wywołały na mojej twarzy szeroki uśmiech. Jak mogłyśmy stracić tyle czasu nie rozmawiając. Nadal czułam się trochę niezręcznie, ale to mijało w tempie światła.

- To sukienka mojej mamy, a co do maski masz rację – idealna. Ty też wyglądasz pięknie. Widziałam kilku chłopaków, jak ci się przyglądają.

- Hahaha, czemu dopiero teraz, kiedy jestem z Chrisem. Chłopaki zwykle zauważają nas, kiedy już jesteśmy poza ich zasięgiem. To bez sensu, ale bywa.

- Kolejna życiowa rada Rose. Chyba powinnam ją zapisać w dzienniczku, żeby nigdy nie zapomnieć. Widzę, że wam z Chrisem świetnie się układa.

- W sumie, nie jest najgorzej, ale zawsze myślałam, że jest inny. Bardziej otwarty, a okazał się nieśmiały. Nie zrozum mnie źle, przy innych zachowuje się na luzie, ale kiedy zostajemy sami spina się i ciężko jest z nim do czegokolwiek dojść.

Przypomniałam sobie czasy, kiedy to ja z nim chodziłam i w sumie dopiero teraz dostrzegłam, że tak rzeczywiście było.

- Wiesz to słodkie….

- Oj chyba czas zmienić temat – przerwała mi Rose.

- O czym gadacie? – zapytał Christopher podając nam poncz.

- O nowym chłopaku Kate…

- O sukienkach… - odpowiedziałyśmy naraz, co wywołało u nas śmiech.

- Dobra, nie chcecie, to nie mówcie – rzucił, przytulając mocno Rose i całując ją w policzek.

- Dobra misiaki teraz idziemy tańczyć i nie przyjmuję żadnego sprzeciwu – powiedziałam.

Znaleźliśmy się na parkiecie i przetańczyliśmy kilka piosenek. W między czasie niemal, co chwilę zmieniałam partnerów. Chłopaki chyba nie mogli znaleźć innej ofiary, ale w sumie nie przeszkadzało mi to. Chciałam się wyszaleć i udało mi się to. Uważałam przy tym na sukienkę, bo bardzo nie chciałam żeby się ubrudziła, albo podarła, ale na szczęście wciąż była w całości.

Spojrzałam na komórkę. Dochodziła już 20. Pożegnałam się z przyjaciółmi i opuściłam salę. Zamiast czekać przed głównym wejściem postanowiłam jeszcze pójść zobaczyć nasz most. Wcześniej nie miałam na to czasu, a bardzo interesował mnie efekt końcowy. Faktycznie oświetlenie wypadło świetnie. Dookoła roznosił się zapach świeżych róż. W oddali widziałam kilka par udających się do lasu, żeby zyskać trochę prywatności.

Nagle poczułam, że ktoś uderza czymś w moją głowę. Na szczęście nie zrobił tego wystarczająco mocno, bym straciła przytomność. Czułam, iż zostanie mi na niej niezły siniak. Nie zwracając uwagi na ból odwróciłam się by zobaczyć twarz napastnika. Niestety była ona zakryta kominiarką, więc nie było to do końca możliwe. Zaczęłam krzyczeć, ale nikt nie nadchodził.

Bałam się tego, co będzie dalej. Nagle coś mnie sparaliżowało i straciłam głos. Nie wiedziałam już kompletnie, o co chodzi. Ogarnęła mnie ciemność i wtedy zrozumiałam.


Ktoś nienawidził mnie tak bardzo, że pragnie się mnie pozbyć na dobre. Czułam się przerażona. Straciłam świadomość tego, co się ze mną dzieje na dość długi czas. Ocknęłam się i to, co zobaczyłam wcale nie poprawiło mi humoru.

czwartek, 17 lipca 2014

Dzięki miłości

coś mało czasu mam w te wakacje :( postaram się częściej dodawać rozdziały, ale nie wiem na ile to będzie możliwe. póki co łapcie inne opowiadanie (kolejne konkursowe) :D miłego czytania :)
-----------------
Zza chmur wreszcie wyszło słońce. Po kilkugodzinnej ulewie pierwsze jego promienie były niczym zbawienie. Wpatrywałam się w obraz roztaczający się za oknem. Na parapecie leżała jeszcze igła z kropelką heroiny na końcu. Owinęłam ją ostrożnie w chusteczki i schowałam do torby. Wolę nie myśleć, co by się działo gdyby moi starzy to zobaczyli.

„Na długo odpłynęłam?”. Zawsze zadawałam sobie to pytanie, ani razu nie szukając odpowiedzi. To i tak jest mało istotne. Dużo ważniejsze jest to, że mi ulżyło. Rzuciłam okiem na kalendarz wiszący nad biurkiem. Wzięłam do ręki czarny mazak i skreśliłam kolejny dzień.

„Jeszcze tylko tydzień. Potem z tym skończę.” Obiecałam sobie. Za dwa dni zaczynają mi się matury. Rodzice koszmarnie na mnie naciskają i zmuszają do ślęczenia godzinami przy repetytoriach. Nie mam już na to siły. Oni nie wiedzą, jakie to wszystko jest teraz trudne i skomplikowane. Oboje są prawnikami, pracują po 12 godzin dziennie i raczej rzadko się z nimi widuję. Jednak mimo tego, nieustannie mnie kontrolują. Co godzinę lub dwie dzwonią do mnie by zapytać, co robię. Chcą żebym była taka jak oni. Tyle, że mnie to w ogóle nie interesuje. Już dawno bym oszalała gdyby nie mój kolega – Karol. To on pokazał mi, jak poradzić sobie z tym wszystkim w bardzo prosty sposób – przez narkotyki. Niby wszyscy uważają, że to takie złe, ale póki, co nadal żyję i mam się dużo lepiej niż przedtem. Jednak obiecałam sobie, że po maturze z tym skończę. Nie chcę się zbytnio uzależniać.

Rodzice już dawno wyszli do pracy. Powoli spakowałam książki i skierowałam się do kuchni, żeby coś zjeść. Tomek – nasz kucharz przygotował mi jak zwykle tosty waniliowe z dżemem brzoskwiniowym. To chyba był jedyny przyjemny aspekt mieszkania tutaj. Podziękowałam mu uśmiechem i szybko zjadłam to, co dla mnie naszykował. Usłyszałam trąbienie samochodu. Wyjrzałam przez okno. Czekała tam na mnie moja przyjaciółka Iga w swoim nowym audi. Rzuciłam się do wyjścia i po chwili już siedziałam obok niej.

- Hej. Gotowa na kolejny dzień katorgi? – zapytała.

- Jak zawsze – rzuciłam śmiejąc się.

Ruszyłyśmy. Po 20 minutach jazdy znalazłyśmy się pod szkołą. Ach to kochane liceum. Może z zewnątrz nie wygląda ono na więzienie, już raczej na jakiś urząd, ale koniec końców to wielkie pudełko, w którym codziennie spotykają się dzieci bogaczy. Ludzie, którym się poprzewracało w głowach od nadmiaru pieniędzy. Na całą szkołę może uda się znaleźć 15 uczniów, który są w miarę normalni. Musimy chodzić w mundurkach, na które składają się czerwone spódnice i białe bluzki. Czasami dochodzi do tego żakiet. Chłopcy natomiast zamiast spódnic, noszą bordowe spodnie. Wszystkiego dopełnia mała tarcza szkoły, naszyta po prawej stronie koszuli. Tragedia.

Wygładziłam spódniczkę i wysiadłam z samochodu. Czy wspominałam, że jestem jedną z tych popularnych? Odrzuciłam swoje długie brązowe włosy do tyłu i jak na zawołanie stanęły przede mną moje klony – Iza, Karolina i Julia.

- Anastazjo, ślicznie dziś wyglądasz – powiedziała Julia. Skinęłam jej głową na znak, że się z nią zgadzam. Cóż nie jestem zbyt skromna, ale to moja pozycja nauczyła mnie tego. Kiedyś taka nie byłam.

- Chodźmy, bo się spóźnimy – powiedziała Iga i powoli skierowałyśmy się do budynku.

Lekcje dość szybko mi minęły. Wraz z ostatnim dzwonkiem pospiesznie wyszłam ze szkoły. Byłam umówiona z Karolem.

Spotkaliśmy się w małej knajpce przy rynku. Zawsze tak robiliśmy. Ktoś, kto by nas nie znał mógłby pomyśleć, że jesteśmy parą. Siadaliśmy po tej samej stronie i przytulaliśmy się. Tak naprawdę nie robiliśmy tego dla przyjemności – w ten sposób Karol chował do moich kieszeni narkotyki, a ja pieniądze do jego kurtki. Był to dobry układ.

- Co tym razem? – zapytałam Karola.

- To, co zawsze. Dorzuciłem ci działkę ekstra.

- Dzięki. Słuchaj moja koleżanka też chciałaby się z Tobą umówić. Dałam jej twój numer. Ma na imię Iza.

- Jasne. Dobra muszę już spadać. Widzimy się za tydzień? – zapytał.

- Dam ci jeszcze znać.

Odczekałam kilka minut po jego wyjściu i ruszyłam do domu. Naszła mnie dziś ochota, żeby wrócić przez park. Pogrążyłam się w rozmyślaniach i nawet nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam.

- Ej, uważaj – powiedział jakiś chłopak. Podniosłam głowę na niego i spojrzałam mu w oczy. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Widać było napięcie między nami. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. On też nie mógł.

Ostatecznie to ja przerwałam tę wymianę spojrzeń.

- Hej. Przepraszam, że na ciebie wpadłam, to było niechcący, po prostu zamyśliłam się. A tak w ogóle, to mam na imię Anastazja.

- Nie gniewam się. W końcu jak mógłbym – uśmiechnął się do mnie i poczułam, jak się rozpływam. – Śliczne imię. Moje jest trochę bardziej pospolite. Marcin.

Idealnie pasowało do niego to imię. Był średniego wzrostu blondynem, o przepięknych zielonych oczach. Wyglądał jak książę z moich snów.

- Może uznasz to za dziwne, ale czy my się skądś nie znamy? – zapytał.

- Chyba nie.

- Zabawne, a wydaje mi się, jakbym cię znał już od dawna. Może dasz się zaprosić na kawę?

Zdziwiła mnie jego bezpośredniość, ale się zgodziłam. Poszliśmy do Starbucksa. Usiedliśmy przy stoliku obok okna. Zamówiliśmy kawę i ciastko. Rozmawialiśmy o wszystkim o szkole, przyjaciołach, a nawet uciążliwych rodzicach. Jak się okazało, nie tylko ja miałam takie problemy.

- Moi rodzice, a w szczególności tata chcieli, żebym poszedł na medycynę. No wiesz, niezłe zarobki i emerytura, ale mnie to nie kręci. Nie zbyt przepadam też za widokiem krwi. Wolałbym zostać architektem. Uwielbiam projektować domy.

- Fantastycznie. Ja marzyłam kiedyś by być dekoratorką, ale stwierdziłam, że to niezbyt dobra robota. Teraz chcę zostać nauczycielką.

- Serio? Nie powiedziałbym. Nie wyglądasz mi na jędzę – powiedział.

- Hahaha chyba mnie jeszcze nie znasz. A tak poważnie, to chciałam przełamać ten stereotyp. Ale pewnie i tak nic z tego nie będzie.

- Postaw na swoim…

Nie mógł skończyć, bo w mojej torebce zaczęła dzwonić komórka. Wyciągnęłam ją i spojrzałam na wyświetlacz. „Mama”. Cudnie, znowu się zaczyna. Przeprosiłam Marcina i odebrałam.

- Gdzie ty się podziewasz? – Jakby nie można było po prostu zapytać, co u mnie.

- Jestem w kawiarni. Nie mogę?

- Nie teraz. Wiesz, że za chwilę piszesz maturę i powinnaś się przygotowywać! Wracaj w tej chwili do domu! – rzuciła i rozłączyła się.

W twoich snach.

- Przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść do toalety – powiedziałam.

- Coś się stało? – zapytał Marcin, ale już mu nie odpowiedziałam.

Weszłam do wolnej kabiny i wyjęłam z torebki strzykawkę. Powoli napełniłam ją niewielką dawką narkotyku i zaciskając zęby wstrzyknęłam sobie go. Miałam na to ochotę, od kiedy otrzymałam ją od Karola. Po chwili poczułam błogie uspokojenie. Jednak tym razem było jakoś inaczej niż poprzednio. Poczułam, że grunt usuwa mi się spod nóg. Upadłam na ziemię i straciłam przytomność.

***
Po jakimś czasie obudziłam się wyczerpana. Z ledwością uniosłam powieki. Poraziło mnie białe światło.
Czy to już koniec? Czy ja naprawdę umarłam?

Kiedy moje oczy się przyzwyczaiły zobaczyłam, że na szczęście znajduję się w sali szpitalnej. Obok mojego łóżka siedziała zapłakana mama. Chciałam jej powiedzieć, żeby się już nie martwiła, ale zaschło mi w gardle. Poruszyłam lekko ręką, na co mama spojrzała na mnie wzrokiem pełnym ulgi.

- Matko kochanie, tak się o Ciebie bałam. Nigdy więcej nie rób takich głupot. Nie wiem, co by było, gdyby ten chłopak nie zadzwonił. Chcesz czegoś? – zapytała. Wskazałam dłonią na usta. Zrozumiała.

Wzięła do ręki szklankę i dała mi pić. Kiedy już nawilżyłam gardło, mogłam w końcu coś powiedzieć.

- Jaki chłopak? O czym ty mówisz? – Nie pamiętałam niczego od porannych lekcji.

- Może lepiej go tu zawołam, to sobie porozmawiacie. A i chciałabym cię przeprosić, za to, że byliśmy z tatą tacy surowi dla ciebie. Nie powinniśmy tak naciskać, w końcu to twoje życie.

- Dzięki mamo.

Po chwili do sali wszedł dość znajomo wyglądający chłopak. Nagle mnie oświeciło, przecież to był Marcin. Student, którego poznałam po południu.

- Hej – powiedział speszony i usiadł koło mnie. Chwycił mnie za rękę. – Nigdy więcej tego nie rób.

- Nie zamierzam. Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak złe to jest, aż do teraz. Dziękuję, że mnie uratowałeś.

- Nie zrobiłem nic nadzwyczajnego. Tylko zadzwoniłem na pogotowie i do twoich rodziców. Wyglądali na załamanych. Wszystko już w porządku? Jak się czujesz? – zapytał.

- Bywało lepiej. Jeszcze raz ci dziękuję.

- Musisz z tym skończyć i ja ci w tym pomogę – powiedział, po czym delikatnie mnie przytulił.

Minęły dwa miesiące od tamtego czasu. Na szczęście umiałam na tyle wiedzy, żeby zdać maturę. Z niecierpliwością czekam teraz na wyniki. Mam zamiar udać się na studia pedagogiczne, a moi rodzice już się pogodzili z tym, że nie zostanę prawnikiem. Powoli odstawiłam narkotyki i wzięłam się z garść. Bardzo w tym wszystkim pomógł mi Marcin, który teraz jest moim chłopakiem. W końcu wszystko się układa i czuję, że jestem teraz w pełni szczęśliwa.

czwartek, 10 lipca 2014

ever liar 47

trochę dłuższy niż ostatnio. miłego czytania :)
---------------------
Włączyłam kopułę i podeszłam do przyjaciela. Od razu wzięliśmy się za ćwiczenia. Mimo wszystko starałam się dać z siebie dwieście procent. W pewnym momencie ziemia zaczęła mi się usuwać spod stóp i obawiałam się, że to nie z winy Maca. Usiadłam pod drzewem.

- Wszystko w porządku? – zapytał kucając przy mnie.

- Tak, tylko trochę źle się poczułam. Za chwilę mi przejdzie.

- Jadłaś dziś coś?

- Tak, z tym akurat nie mam problemu – skłamałam gładko.

- Ostatnio widzę wokół ciebie czarne cienie – wyznał Mac. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Wyglądają tak, jakby próbowały cię spętać. Rozumiem, że nie chcesz o tym mówić… a właściwie, nie rozumiem. Nie widzisz, jak się zmieniłaś? Co chwilę prawie mdlejesz, wydajesz się być rozkojarzona. Wolałbym, żebyś sama powiedziała mi, o co chodzi, bo w innym wypadku będę zmuszony czytać ci w myślach, a wolałbym tego nie robić.

Owinęłam się ciaśniej swetrem. Nigdy wcześniej nie krzyczał na mnie. Nie mogłam, co prawda powiedzieć mu wszystkiego, ale może postaram się jakoś inaczej zarysować tą sytuację.

- Od jakiegoś czasu czuję się trochę słabo, ale pewnie brakuje mi jakichś witamin. Jutro pójdę z tym do lekarza. A jeśli chodzi o to rozkojarzenie, to po prostu nie mogę w nocy spać. Męczą mnie wciąż różne, głupie koszmary.

- Raczej wątpię, żeby lekarz mógł ci pomóc. To czarna magia. Nie wiem, czemu uczepiła się akurat ciebie, ale może być ciężko się jej pozbyć.

- Może mógłbyś rzucić na mnie jakiś czar ochronny? – zaproponowałam.

- One wymagają długich przygotowań i wielu różnych składników, ale zrobię co tylko w mojej mocy, żeby ci jakoś pomóc. Możemy póki co wracać do ćwiczeń? Mamy jeszcze dużo do zrobienia.

Skinęłam głową i podniosłam się, otrzepując leginsy.

- Okej. No to wróćmy do ognia. Jak wcześniej mówiłem, najtrudniej jest nad nim zapanować, a jednocześnie jest on najbardziej przydatny.

Przez następne pół godziny Mac tłumaczył mi zastosowanie ognia i nauczył jak przepalić dowolną rzecz, nie sprawiając przy tym bólu niewinnej osobie.

W końcu musiałam się zbierać do domu, ponieważ byłam umówiona z Julie, która miała mi pomóc w wyszykowaniu się na bal. Musiałam jeszcze wziąć prysznic i odświeżona usiadłam przed lustrem. Moja przyjaciółka wzięła się za czesanie moich włosów. Było ich trochę dużo, ale jakoś udało jej się je okiełznać. Zebrała je w niedbały kok na czubku głowy. Kilka kosmyków zostawiła luzem, a całość spryskała lakierem, żeby wytrzymała jakiś czas. Kiedy zakładała mi kilka włosów za ucho zauważyła moje znamię. Miałam je od urodzenia i zwykle zakrywałam je włosami, ale pięknie komponowało się z moją dzisiejszą kreacją. Przedstawiało skrzydło.

- Ładne – powiedziała Julie.

- Dzięki. Takie trochę nietypowe, ale zawsze mi się podobało.

Powoli zbliżała się godzina balu. Miałam się stawić w szkole nieco wcześniej, dlatego tak wcześnie zaczęłam przygotowania. Gdy Juliett skończyła robić makijaż, założyłam sukienkę i buty. Całości dopełniła maska. Obróciłam się wokół własnej osi przyglądając się sobie. Przypominałam moją mamę. Dawno temu znalazłam jej zdjęcie w tej sukience. Widać jest ona ponadczasowa.

- Gotowa olśnić szkołę? – zapytała Julie.

- No jasne – odparłam ze śmiechem.

Miałam zgrywać dziś tajemniczą i niedostępną, zwłaszcza dla Nickolaja. Zamierzałam się bawić razem z Rose i cieszyć się z odzyskania jej przyjaźni, chociaż jeszcze nie w takim stopniu, w jakim bym chciała.

Wsiadłyśmy do samochodu mojej przyjaciółki. Kiedy dotarłyśmy pod szkołę, uściskałam ją i podziękowałam za pomoc w przygotowaniach. Uniosłam głowę do góry i wkroczyłam powoli do szkolnej sali gimnastycznej. Od razu zauważyłam Nicka stojącego obok pana Maara. Podeszłam do nich, zostawiając po drodze kurtkę na wieszaku. Niby zaczyna się wiosna, ale nie jest jeszcze zbyt ciepło. Uśmiechnęłam się do nauczyciela i tylko delikatnie skinęłam głową na Nickolaja.

- Witaj Kate – powiedział pan Maar. – Strasznie mi przykro, ale nie udało mi się znaleźć nikogo, kto by się zamienił z panem Pierce. Jestem pewien, że jakoś uda się wam dogadać.

Byłam niemal pewna, że mój były po prostu wpłynął na nauczyciela. To był cios poniżej pasa. Miał się ode mnie odczepić, a tu takie coś? Udawałam, że nie przejęłam się tym zbytnio.

- Zaraz zaczną pojawiać się uczniowie i goście specjalni. Chodźmy, więc do drzwi i powiem wam, co i jak.

Posłusznie ruszyliśmy za nauczycielem, nie odzywając się do siebie.

niedziela, 6 lipca 2014

ever liar 46

raz jest lepiej, a raz gorzej. nie można cały czas pisać na jednym poziomie. to po prostu niemożliwe. mam nadzieję, że ten rozdział zadowoli was chociaż trochę bardziej niż poprzedni. dziękuję Blaszanej Piwoni za bronienie mnie, to miłe z twojej strony, ale pozostali mieli rację.
------------------

Nie miałam siły, żeby dziś trenować, dlatego zadzwoniłam do Maca i mu o tym powiedziałam. Od jakiegoś czasu czuję, jakby ktoś pochłaniał moją całą energię. Budzę się wycieńczona i chodzę, jak jakiś zombie.

Wzięłam prysznic i zeszłam do kuchni w szlafroku i z ręcznikiem na głowie. Przy stole zastałam mamę z panią Brown – naszą sąsiadką.

- Dzień dobry! – powiedziałam, biorąc do ręki ciastko, leżące na blacie i przysiadając się do nich.

- Dzień dobry Kate! – odpowiedziała mi pani Brown.

-Dawno cię nie widziałam – dodała mama.

W sumie to była prawda. Szkoła, treningi – tak teraz wyglądało moje życie. W niedzielę miałam, co prawda trochę czasu, ale kiedyś musiałam nadrabiać lekcję, żeby utrzymać się na chociażby średnim poziomie nauki. Może nie zatraciłam się, aż tak bardzo, ale powinnam poświęcić, chociaż odrobinę więcej czasu rodzinie.

- Wiem, ale mamy teraz sporo zamieszania w związku z balem. Wy jednak nie przychodzicie? – zapytałam mamę.

- Nie. Tata rano wyjeżdża, a ja mam drugą zmianę.

- Szkoda. Pamiętasz, że później wpadam do Eda? Obiecał mnie odwieźć, a gdybym nie wróciła jednak na noc, to nie martw się, on jest odpowiedzialny i się mną zajmie.

- Tylko żadnych głupstw tam u niego.

- Wiem. Pewnie po balu wpadnę się przebrać i wziąć swoje rzeczy, więc nie przeraź się jak usłyszysz jakieś hałasy – dodałam. – To ja już nie będę przeszkadzać. Do widzenia!

Wzięłam po drodze jeszcze dwa ciastka i wróciłam do swojego pokoju. Rozczesałam włosy, odniosłam szlafrok i ręcznik do łazienki, po czym włączyłam laptopa. Od razu zauważyłam, że Ed jest dostępny na czacie.

Kate: Hej, co tam? J

Ed: Cześć :* Dobrze, właśnie obmyślam plan, na jutro. A ty?

Kate: Trochę się nudzę. No, to co wymyśliłeś? ^^

Ed: Jaka ciekawska :D Dowiesz się w swoim czasie. O której mam p ciebie wpaść?

Kate:  O 20. Zadzwonię jeszcze. Jakby co to będę czekała przed głównym wejściem J

Ed: Okay. Leć już spać, bo będziesz jutro miała wory pod oczami. Dobranoc :*

Kate: Słodkich snów :*

Wskoczyłam pod kołdrę. Poczułam, jak Dimka kładzie się przy moich nogach. Usnęłam szybko.

Moje nogi i ręce były przywiązane do krzesła. Głowę miałam pochyloną, a oczy zamknięte. Czułam zapach drewna. Panowała przygnębiająca cisza. Spróbowałam uwolnić ręce, ale szorstkie włókna mnie tylko obtarły. Chciałam krzyczeć, ale kiedy otworzyłam usta nie wydobył się z nich żaden, chociażby najmniejszy dźwięk. Uniosłam zdeterminowana głowę. Zamrugałam. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do panującej ciemności, zobaczyłam, że po mojej prawej stronie coś się poruszyło. Postać powoli zbliżała się do mnie. Gdy wynurzyła się z cienia, wiedziałam, że w końcu nadeszła pora na mnie.

***
Punktualnie o 8: 00 zerwał mnie budzik. Całą noc męczyły mnie koszmary i ledwo powstrzymywałam się przed krzykiem. Moja poduszka była mokra od łez. Widziałam stosy martwych ciał. Kości przebijały skórę zmarłych, ich usta i oczy były szeroko otwarte w niemym przerażeniu. Strumienie krwi spływały między nimi. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że wśród tych ciał widziałam twarze swoich bliskich.

Wyciągnęłam spod poduszki zeszyt, w którym od jakiegoś czasu spisywałam wszystkie moje sny i dokładnie opisałam dzisiejszy. Wzdrygnęłam się.  Znowu byłam wyczerpana. Może podwójna kawa postawi mnie na nogi. Ubrałam ciepły sweter i leginsy i zeszłam do kuchni. Wstawiłam wodę i wpatrywałam się w czajnik.  Zalałam kawę wrzącą wodą i dolałam odrobinę mleka. Usiadłam przy stole. Miałam naszykować sobie jeszcze coś do jedzenia, ale wiedziałam, że nic nie przełknę. W mgnieniu oka opróżniłam całą zawartość kubka, nie zwracając uwagi na to, że jest gorąca.  Szybko wyszykowałam się i ruszyłam do lasu.


Mac już na mnie czekał.