poniedziałek, 25 sierpnia 2014

ever liar (lekcja magii)

przepraszam znowu za tę długą przerwę. ten rozdział to taki krótki epizodzik opisujący jedną z lekcji magii, nie umieszczonej we wcześniejszych częściach. zbliżam się do zakończenia pierwszej części tego opowiadania. prawdopodobnie pojawi się jeszcze tylko jeden rozdział, ale będzie on dość dłuuugi, co mam nadzieję, zrekompensuje wam te wakacje. mimo wszystko dziękuję wam za to, że ciągle wchodzicie na bloga :) pozdrawiam i życzę wam miłego ostatniego tygodnia wakacji :D
----------------------
- No dalej, skup się i do roboty!

Uniosłam oczy na Maca i wydęłam wargi z niezadowoleniem. Po raz setny próbowałam dziś wyrwać z ziemi jedno z otaczających nas drzew, ale nie udawało mi się. Mózg przeciążył mi się od tego całego skupiania się, jednak postanowiłam sobie, że nie spocznę, dopóki nie osiągnę zamierzonego celu.

- Możemy wrócić do tego później? – zapytałam z nadzieją.

- Skoro i tak do niczego więcej teraz nie dojdziemy, to pewnie.  Zajmijmy się może kilkoma zaklęciami. Co powiesz na leczenie obrażeń? A potem możemy zająć się wysyłaniem wiadomości w myślach.

- Brzmi nieźle.

Usiedliśmy na ławce, którą jakiś czas temu udało mi się wyczarować. Chociaż tyle. Mój przyjaciel rozłożył przed nami księgę i zaczął przewracać strony.  Pokazał mi kilka zaklęć. W większości polegały one na wyuczeniu się regułki i delikatnym dotyku. Znając moje szczęście, pewnie nie jedno z nich przyda mi się w niedalekiej przyszłości. Ta część dzisiejszej lekcji poszła nam całkiem sprawnie i dość szybko mogliśmy przejść do zabawy z myślami. Oczywiście na początku czekał na mnie drobny wykład.

- W trakcie nauki magii bardzo duży nacisk kładziony jest na sztukę porozumiewania się za pomocą myśli. Z początku może to trochę przypominać otrzymywanie wiadomości sms, ale w rzeczywistości jest to jeszcze łatwiejsze. Kiedy nie będziesz mogła mówić ze względu na przykład na zapalenie gardła, będziesz mogła się wysłowić za pomocą swojej woli i umysłu. Czarodziej rozpozna, kiedy to zrobisz, natomiast zwykły człowiek, który nie jest z tym w żaden sposób zaznajomiony, odczuje to, jako zwykły omam – w pewnym momencie jego głos rozbrzmiał wewnątrz mojej głowy.  Było to niesamowite doświadczenie.

- Ej też tak chcę. Skończ już ten monolog i naucz mnie – rzuciłam zniecierpliwiona.

- Dobrze. Musisz układać zdania w myślach, a potem skupić się na osobie, której chcesz je przekazać. Wyobraź ją sobie. Nieważne, jak daleko będzie ona od ciebie i tak cię usłyszy. Spróbuj na mnie.

- Zdanie próbne. Raz dwa trzy. Mac to działa – pisnęłam z radości. Nawet w taki sposób dało się wyczuć moje szczęście.

- Widzisz, to nie jest takie trudne. Jest jeszcze parę innych kwestii, które się z tym wiążą. Każdy inny czarodziej może podsłuchać taką rozmowę, jak i każdą inną twoją myśl. Może wejść ci do głowy. Jest jednak pewna formułka, która pomoże ci odciąć takiego niechcianego gościa – to mówiąc, pokazał mi kolejny rozdział w księdze.

Jak ja nie znoszę łaciny pomyślałam z przekąsem.

- Słyszałem – odparł Mac. Zarumieniłam się z zażenowania. – Ale będziesz musiała się jej nauczyć, jeśli chcesz kiedykolwiek sama wymyślać czary. Kiedy uda ci się ją w miarę dobrze opanować, nie będziesz się musiała kuć kolejnych zaklęć.

- Jasne. A póki co, możesz mi to przetłumaczyć na amerykański?

- Eh. Nie da się tego przetłumaczyć dosłownie, ale mniej więcej oznacza to taką jakby prośbę skierowaną do umysłu, żeby nałożył na siebie osłonę. To trochę nie ma sensu, wiem. Jednak nie masz wyjścia.

Jak mus to mus. Wypowiedziałam w myślach tę regułkę i poczułam, jakby mój mózg otoczyła tarcza magnetyczna.

- No widzę, że ci się udało – powiedział Mac, odpisując na sms-a, którego musiał dostać przed chwilą, bo nawet tego nie zauważyłam. Zdekoncentrował się na chwilę.

- Mac, wszystko w porządku? –zapytałam.


- Tak. Wracajmy do ćwiczeń.

wtorek, 5 sierpnia 2014

ever liar 49

pozwalam zabijać długo i boleśnie.
----------------------
Miałem ochotę ją pocałować, jak nigdy dotąd, ale wiedziałem, że skreśliłoby to wszystkie moje dotychczasowe starania, jednak starałem się być dość blisko niej. Kiedy odeszła do swoich znajomych nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. O 20 chłopaki mieli wcielić w życie nasz plan. Już nie mogłem się doczekać efektów naszej pracy.

Kiedy poszedłem się napić natknąłem się na Chrisa.

- Hej stary. Co u ciebie? – Tak dawno z nim nie gadałem. Cały czas miałem przeczucie, że jest na mnie zły za sprawę z Kate, w końcu przyjaźnili się i było widać, że mu na niej nadal zależy.

- Hej. Po staremu. Przygotowujemy się do zawodów, przez co mam coraz mniej czasu dla siebie. A co u ciebie?

- W sumie podobnie. Nadal próbuję naprawić dawne błędy.

- Chodzi o Kate?

Skinąłem głową. To był mój odwieczny problem.

- No to powodzenia stary. Muszę już spadać, bo dziewczyny pewnie się niecierpliwią.

- Jasne.

Wpatrywałem się w plecy oddalającego się Chrisa. Czas leciał bardzo szybko. Przed 20 zorientowałem się, że Kate gdzieś wychodzi. Już miałem iść za nią, kiedy chłopaki odciągnęli mnie na bok.

- Gotowy na show? – zapytał David uśmiechając się przy tym niemal od ucha do ucha. Trzymał w ręce niewielki pilocik.

Kiwnąłem głową i wziąłem go od niego. Policzyliśmy do trzech i na sygnał kliknąłem środkowy przycisk. Zgasły wszystkie światła, a z głośników zaczął lecieć ostry rock. Nie dało się wytrzymać tej głośności. Po naciśnięciu kolejnego przycisku na ścianie pojawiły się obrazy z „Nożyczek”. Atmosfera balowa nie ma co. Dziewczyny zaczęły piszczeć, a niektórzy z kujonów omal nie posikali się ze strachu. Zaczęliśmy się śmiać pod nosem, żeby nie ściągać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Dyrektor rozwścieczony zaczął krzyczeć na komputerowców, żeby wyłączyli to coś, aż ostatecznie niemal wyrwał z gniazdka kabel od projektora i nagłośnienia. Chwilę później rozbrzmiał jego donośny głos.

- Zaraz wszystkim się zajmiemy, więc proszę nie panikować. Osoby zamieszane w ten incydent zostaną odnalezione i surowo ukarane, więc radziłbym im samym się przyznać, zanim będzie za późno. Jeśli ktoś posiada jakieś informacje proszę o zgłoszenie się z nimi do mnie.

W końcu mogłem opuścić salę i udać się na poszukiwanie Kate. Niestety chyba było już na to za późno, bo nie zostało po niej ani śladu. Pewnie wróciła do domu.

Już się odwróciłem i miałem wracać do budynku, kiedy podszedł do mnie chłopak, którego już kiedyś widziałem z Katherine.

- Hej znasz może Kate Send? – zapytał mnie.

- Tak. Czemu pytasz?

-  Byłem z nią tutaj umówiony o dwudziestej i nigdzie nie mogę jej znaleźć. Nie wiesz gdzie może być?

-  Nie. Widziałem, jak przed dwudziestą wychodziła, ale bardziej niestety nie mogę ci pomóc – spojrzałem na niego przepraszająco. Mnie również zastanawiało gdzie ona była, tym bardziej, że nie należała do osób, które kogoś wystawiały.

- Ok dzięki.

Odszedł ze smutkiem wypisanym na twarzy, a ja wróciłem na salę.

Od razu ją zauważyłem. Promieniała wręcz, ale coś mi w niej nie pasowało. Ona też mnie dostrzegła i podeszła.

- Zatańczysz ze mną? – zapytała Kate.

- Miał być tylko jeden taniec pamiętasz?

Wspięła się na palce by mnie pocałować. Chciałem tego, ale kiedy nasze usta się zetknęły nie czułem tej iskry, którą we mnie rozpalała z każdym swoim dotykiem. Odsunąłem ją delikatnie. Wyglądała na zawiedzioną. Tak bardzo była do niej podobna, ale to nie była ona. Poczułbym to.

- Kim jesteś? – zapytałem uważnie się jej przyglądając.

- Kate. Nie pamiętasz? Wybacz nie chciałam, żeby wyszło głupio, ale chyba się pomyliłam w ocenie twoich uczuć.

- Nie okłamuj mnie. Wiem, że nie jesteś nią.

- No niezły jesteś. Masz rację nie jestem nią i w sumie nigdy nie chciałabym być. Co ty w niej widzisz? Chociaż prawdę mówiąc, to nieważne, bo raczej więcej jej nie zobaczysz.

Uśmiechnęła się złowieszczo i chciała odejść, ale złapałem ją za rękę. Od razu zaczęła się wyrywać. Wiedziałem, że inni na nas patrzą,w tym rodzice Violett i pewnie zaraz ktoś mnie od niej odciągnie, jednak mimo to nie mogłem puścić jej wolno.

- Gdzie ona jest? – wysyczałem.

- Nie twoja sprawa. Trzeba było jej lepiej pilnować, a nie zabawiać się z chłopakami – rzuciła.
Podszedł do mnie nauczyciel angielskiego i oderwał od niej.

- Panie Pierce nie powinien pan tego robić. Co w pana wstąpiło? – Mówił, a ja wpatrywałem się tylko w kopię Kate wychodzącą dumnie przez główne drzwi.

Jeśli coś jej się stanie, nie wybaczę sobie tego do końca życia. Kiedy nauczyciel w końcu dał mi spokój, wybiegłem na most. W ręku trzymałem komórkę i wykręcałem numer do Maca. Streściłem mu sytuację i umówiłem za dwie minuty przy ratuszu. Miał wziąć ze sobą zaklęcie tropiące, dzięki któremu mieliśmy odszukać Katherine.

Cały czas miałem przeczucie, że to moja wina. Dobiegłem na miejsce spotkania, gdzie czekał na mnie już mój przyjaciel. Podał mi kartkę i kamień skupiający moc. Wypowiedziałem zaklęcie trzy razy, ale nic się nie stało. Pewnie osoba, która ją porwała nałożyła na swoją okolicę czar maskujący. Musieliśmy odszukać w księdze, jak je obejść. Szybko udaliśmy się do domu Maca.

Zawsze przybijało mnie, jak ciemno jest urządzony. Była to mała kawalerka z dwoma pokojami, kuchnią, łazienką i małym korytarzem. Kiedyś często grywaliśmy tu w pokera z resztą chłopaków.  Pokój Maca był w połowie czarny w połowie biały, jak szachownica. Łóżko było idealnie zasłane, a na stoliku nocnym leżały dwie książki, w tym księga. Złapał ją od razu i zaczął szukać.

Nie mogłem usiedzieć w miejscu, dlatego przemierzałem pokój wzdłuż i wszerz, co chwila spoglądając na niego. Odgłosy przewracanych kartek nie uspokajały mnie ani trochę. Chciałem, żeby już było po wszystkim, żeby Kate była w swoim domu bezpieczna. Po jakichś dziesięciu minutach, które były dla mnie długie jak godziny w końcu znalazł to, czego szukał.

- Mam – wykrzyknął i zaczął czytać na głos listę składników potrzebnych do wykonania zaklęcia. Musieliśmy się jeszcze udać do sklepu, bo brakowało nam szałwii. Stwierdziliśmy, że sam udam się po nią, a Mac w tym czasie przygotuje resztę.

Zajęło mi to dosłownie trzy minuty. Kochane zaklęcie teleportacyjne. Postępowałem zgodnie z instrukcjami i stanąłem na środku okręgu. W rękach trzymałem mieszankę ziół i mały szmaragd. Skupiłem się na Kate i dostrzegłem barierę. Siłą myśli starałem się ją przebić. Szło bardzo ciężko i w końcu czułem się koszmarnie wyczerpany, ale się udało. Szmaragd wskazywał nam teraz swoim delikatnym zielonym światłem kierunek, w którym mieliśmy się udać.


Trzymaj się Katherine przekazałem jej w myślach. Idziemy po ciebie.