piątek, 17 czerwca 2016

Call me XXXIII

- Jullian –
1,5 roku wcześniej...
Czy jestem dobrym ojcem? Ostatnimi czasy myślę, że nie. Brakuje mi siły, niezbędnej w tym czasie. Michael przyjmuje silne leki, które mam nadzieję, łagodzą jego ból. Stara się żyć normalnie. Chodzi do szkoły, spędza czas z rówieśnikami, jednak jest coraz słabszy. Gaśnie w oczach, a ja? Już zaczynam myśleć, co będzie, kiedy on odejdzie. Utraciłem już dość ważnych osób, więc w obawie przed zranieniem, po prostu się dystansuję, a to nie pomaga żadnemu z nas. Zachowuję się jak baba.
- Tato? – Jego ciepły głos, wyrywa mnie z rozmyślań. Widzi, że coś jest ze mną nie tak, choć staram się chować emocje najlepiej jak umiem.
- Co tam zuchu?
- Pamiętasz, że pojutrze jest bal przebierańców? Obiecałeś mi kostium Spidermana!
Podnoszę go z podłogi i sadzam na swoim kolanie.
- Oczywiście, że nie zapomniałem. Właściwie – spojrzałem na zegar ścienny – myślę, że powinien być już gotowy do odebrania.
Widzę, jak ogromny uśmiech pojawia się na jego małej twarzyczce.
- Pójdziemy po niego?
- Pewnie. Zakładaj kurtkę, a ja w tym czasie pójdę po dokumenty.
W podskokach biegnie do przedsionka. Zdaje się, że to nie ja daję mu przykład, ale on mnie.
Biorę swoje rzeczy i pomagam Michaelowi się ubrać. Jak na zimę, muszę przyznać, że jest dość ciepło, ale i tak zakładam mu na szyję szalik. Jego odporność jest osłabiona, nie mogę ryzykować.
Wychodzimy z domu. Ściskam mocno jego dłoń.
W samochodzie włączam delikatnie klimatyzację i włączam radio. Leci akurat jedna z jego ulubionych piosenek. Od razu zaczynamy śpiewać. Kiedy docieramy do sklepu, ledwo zdążam odpiąć pasy, a Michael już chwyta za klamkę przeszklonych drzwi. Niestety nie udaje mu się ich otworzyć. Pomagam mu i wchodzimy do ogromnego salonu, wypełnionego kostiumami.
Prawdę mówiąc zapomniałem o tym balu. Wydawał mi się taki nieistotny, ale dla mojego małego chłopca, najwyraźniej znaczył wiele.
Uśmiechnięta brunetka podchodzi do nas, rzucając nam przy tym firmowy, jak się domyślam uśmiech.
- W czym mogę pomóc?
- Ten tutaj mały bohater, poszukuje stroju Spidermana – oznajmiam.
Jej uśmiech staje się coraz szerszy.
- Ach tak? Myślę, że mamy coś odpowiedniego.
Prowadzi nas w odległą część sklepu i podaje wieszak z, muszę przyznać, niezłą kopią stroju superbohatera. Michael od razu chwyta go w swoje drobne rączki i idzie prężnie do przebieralni. Podążam w ślad za nim.
Proponuję mu pomoc, ale twierdzi, że poradzi sobie sam. Kiedy wychodzi, okazuje się, że ubiór pasuje na niego idealnie, zupełnie, jakby był szyty na miarę. Szybko uregulowuję rachunek, po czym opuszczamy sklep. Widzę, że jest szczęśliwy.
- Co powiesz, na gorącą czekoladę?
Kiwa wesoło głową, więc prowadzę go do najbliższej kawiarni. Zamawiam nam po kubku.
- Czemu Spiderman? – Pytam.
Waha się chwilę.
- Sally będzie przebrana za Jane.
Nie wiem, kim jest Sally.
- Chodzicie razem do klasy?
- Tak. Sally jest bardzo ładna i lubię ją.
- Trzeba było ją do nas kiedyś zaprosić. Mogę porozmawiać z jej mamą...
- Nie. – Mówi z przekonaniem. – Nie możesz. Ona podoba się Kurtowi.
Kurt jest jego najlepszym przyjacielem. Jestem pełen podziwu dla tego dzieciaka.
- To bardzo miłe z twojej strony. Coś mi mówi jednak, że Sally nie była jedynym powodem wybrania przez ciebie tego kostiumu.
- Może.
Nic więcej nie dopowiada, a ja nie dopytuję. To rozumny chłopiec.
W tym momencie widzę mojego ojca, wchodzącego do kawiarni. Moje nienajlepsze stosunki z nim, nie są żadną tajemnicą. Zauważył mnie i od razu skierował się w stronę naszego stolika. Niestety życie to nie bajka.
- Witaj synu.
- Cześć.
- A kim jest twój mały towarzysz?
- Michael. Jullian jest moim tatą – odpowiedział zamiast mnie chłopiec. Kochałem, kiedy mnie tak nazywał.
Wyraz szoku na twarzy ojca był godny uwiecznienia. Przesuwał wzrokiem między mną, a małym, nie dowierzając.
- Ty na serio jesteś tak nieodpowiedzialny?!
No proszę, krzyku w miejscu publicznym się nie spodziewałem, ale to dość miła atrakcja.
- To była całkowicie świadoma decyzja, a teraz wybacz, jednak musimy się już zbierać. Miłego dnia. – Rzuciłem zostawiając pieniądze na stole.
- Kto to był? – Zapytał mnie chłopczyk, kiedy zapinałem mu pasy.
- Chciałbym powiedzieć, że twój dziadek, ale ten pan na to miano nie zasługuje.

środa, 1 czerwca 2016

Call me XXXII

Najlepszego z okazji Dnia Dziecka kochani ;)

- Hej, za ile będziesz?
- Callie, zaczynam się martwić.
- Mogłabyś do mnie oddzwonić?
- Wiem, że jesteś na mnie zła, ale jakoś to wszystko rozwiążemy.
- Callie, do jasnej cholery odbierz ten telefon!
- Nie możesz mnie wiecznie ignorować.
- Kochanie...
Odsłuchując swoją pocztę głosową, poczuła mdłości na sam dźwięk jego głosu. Było już tak spokojnie. Skrzynka od dwóch dni była zapchana, jednak Callie zamiast skasować owych wiadomości, zdecydowała ich wysłuchać. To był jej największy błąd. Nagle zaczęła czuć się obserwowana że wszystkich stron. Miała wrażenie, że każdy kolejny ruch, każda rozmowa czy skinienie stawały się własnością kogoś innego.
- Callie?
Głos Julliana wyrwał ją ze świata rozmyśleń.
- Jestem u ciebie.
Po chwili usłyszała cichy dźwięk kroków. Kiedy objął ją, poczuła jak część napięcia znika.
- Stało się coś? - Bardziej stwierdził, niż spytał.
- To nic takiego, dam sobie z tym radę.
- Jakby co, wiesz gdzie mnie znaleźć. Nie jesteś sama, Callie.
- Wiem, ale muszę się nauczyć radzić sama. Jeżeli to mnie przerośnie, obiecuję, że ci powiem.
Nie chciała, żeby po raz kolejny cierpiał. Biorąc pod uwagę jego poprzednie starcie z Johnem.
Nie była także przyzwyczajona do takiej troski. Bynajmniej nie ze strony mężczyzny. Co prawda na początku związku, John był, a przynajmniej wydawał się być godny zaufania. Dzieliła się z nim wszystkim i jak na tym wyszła?
Gnębiło go to, że nie chce mu w pełni zaufać. Źle się z tym czuł, ale postanowił dać jej czas i swoją przestrzeń. W końcu sama mu powie.
- Dobrze. Jak tam w pracy? - Zapytał, próbując odciągnąć jej myśli od tego, o czym tak intensywnie kontemplowała.
- Dużo zamieszania. Jutro mam rozprawę, bo tym razem z negocjacji nic nie wyszło. Trochę się boję.
- A co powiedziałabyś na kolację dla rozerwania?
Nie musiała się długi zastanawiać.
- Pewnie, ale pod jednym warunkiem.
Zmarszczył brwi.
- Żadnej kuchni francuskiej. Jeżeli jeszcze raz zobaczę w pobliżu żabie udka, to wybiegnę z piskiem.
Przewrócił oczami. Zwykle Callie to robiła.
- Ten jeden raz i tylko dlatego, że masz gorszy dzień.
Pocałowała go delikatnie w usta.
- Dziękuję.