piątek, 28 lutego 2014

ever liar 29

uważam ten rozdział za kompletny koszmar, ale chyba w tym momencie niczego innego nie wymyślę. obiecuję, że następny będzie sto razy lepszy :P 
chciałabym się również odnieść do waszych komentarzy na temat Nicka i Kate. za nudno byłoby gdyby od razu się zeszli, a poza tym zbyt zmieniłoby to moje plany. dajcie im trochę czasu, a wszystko się jakoś ułoży :)
-------------------------
Po przebudzeniu moją pierwszą myślą były góry, które Mac pokazał mi we śnie. Pełna energii wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Teraz zauważyłam je od razu. Miałam o nich powiedzieć rodzicom, ale oni ich pewnie nie zobaczą. Zależało mi, na tym by zadzwonić dziś do Maca. Chciałam go zapytać o rodziców i opowiedzieć o zachowaniu „taty”. W sumie to miałam nadzieję, że już więcej takich rzeczy mnie nie spotka, przynajmniej nie tu.

Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Rodzice musieli jeszcze spać, bo nikogo nie było w kuchni. Naszykowałam sobie kanapki i poszłam obejrzeć coś w telewizji. Akurat leciał jakiś program o gotowaniu. Od małego lubiłam to robić. Czasami wymyślałam różne przysmaki i kazałam je zjadać rodzicom. Nie byli tym zbytnio zachwyceni, z oczywistych przyczyn. A mianowicie nie wszystko było takie jak mi się wydawało.

W pewnej chwili na ekranie pojawiła się postać ubrana na czarno. Była tak realistyczne, że zaczęłam się bać i chyba miałam czego. Ten ktoś zaczął się zbliżać, tak że jego twarz wychodziła już poza ekran. Poczułam lodowate powietrze, a wokół rozbrzmiał ten sam głos, który słyszałam z ust taty wczoraj.

- Witaj. Pewnie zastanawiasz się, kim jestem i czego chcę, ale jeszcze nie przyszedł czas żebyś się o tym dowiedziała. Specjalnie dla ciebie się tutaj znowu fatygowałem, co nie było takie łatwe jak ci się wydaje. Posłuchaj mnie uważnie. Każda osoba, której o mnie powiesz zapłaci za twoje błędy. Nieważne czy będzie to Nick, Juliett czy twoi rodzice. Oni mnie nie obchodzą, ale musisz się nauczyć, że nie wolno ze mną zadzierać.

- Skąd znasz mnie i moich przyjaciół? – zapytałam licząc na poznanie chociażby odrobiny prawdy.

- To nie ma znaczenia. Radzę ci się poważnie zastanowić, zanim coś zrobisz. A co do twoich rodziców, to jest bardziej skomplikowana sprawa. Radziłbym ci ją zostawić, bo twoja prawdziwa rodzina może być nieco zaskoczona na wieść o tobie i to wcale nie pozytywnie. Ale przecież zrobisz jak chcesz prawda Kate? – powiedział i na ekran znowu wrócił wcześniej oglądany przeze mnie program.

Czemu ja mam takiego pecha? Jak jedna rzecz zacznie się walić, to nagle wszystko znika. Czuję się jakbym żyła w jakimś koszmarze. Czas stawić temu czoła i się pozbierać. Muszę być silniejsza niż kiedykolwiek, żeby się nie załamać. Głowa do góry. Jakoś sama sobie poradzę z tym czymś. Co do mojej rodziny to nie wiem jak mogliby być niezadowoleni z mojego odnalezienia. Chyba coś tu się komuś pomieszało. Nie chciałam na razie ranić mamy i taty. Zależało mi na nich.

Umyłam po sobie talerz i naszykowałam śniadanie rodzicom. Sprawdziłam czy mam zasięg w telefonie. Taaaak! Są dwie kreski. Postanowiłam wykorzystać to i zapytać się mojego przyjaciela o informacje dotyczące moich biologicznych rodziców. Wysłałam smsa, gdyż nie wiedziałam, czy ma czas, żeby gadać. Wróciłam do oglądania.

Kilka minut później wstali rodzice. Bardzo się ucieszyli widząc jedzenie.

Tata powiedział, że dziś koniecznie musi nas zabrać na wycieczkę. Chciałam już wracać do domu, ale musiałam przetrzymać tu jeszcze kilka dni.

Każdy kolejna chwila dłużyła się w nieskończoność. Zwiedziliśmy kilka pobliskich miasteczek, odwiedziliśmy ciocię (okazało się, że teraz tutaj mieszka). Mac nie odpisał, chyba nie miał na to czasu, albo nic nie znalazł. Już więcej nie spotkałam ani Nicka ani Violett. Koniec końców po tygodniu wróciliśmy do Dobsonu.

środa, 26 lutego 2014

ever liar 28

tyle dialogu ;p niestety na kolejny post będziecie musieli chyba trochę dłużej poczekać :D
---------------------
No to sobie zepsułam cały pobyt tu. W sumie to nie ja tylko nasza urocza parka. Tylko ich mi brakowało do szczęścia. Mama naskoczyła na mnie za przemoczenie kolejnej kurtki, ale mało mnie to obchodziło. Moja umysł chyba zbytnio się przeciążył i zaczął domagać się snu. Marzyłam o możliwości porozmawiania z Mackiem. Cóż chyba mi się udało.

- Hej – powiedziałam, kiedy tylko go zauważyłam.

- Jak miło cię widzieć Katie. Jak się czujesz? – zapytał podchodząc do mnie.

- Nie najlepiej. Jesteśmy z rodzicami na jakimś zadupiu, nie ma tu zasięgu, a na dodatek wpadłam dziś na Violett i Nicka i to dosłownie. 

- Co? Gdzie konkretnie jesteś?

- Nie wiem. Chyba gdzieś w Georgii. 

Wywnioskowałam to z czasu, jaki zajęła nam droga.

- Ciekawe. A powiedz mi czy widziałaś tam jakieś góry?

- Góry? Chyba nie, a co?

- Wiesz, może przenieśmy się tam. Zamknij oczy i pomyśl o tym miejscu – powiedział Mac.

- Ok – odparłam i po otworzeniu oczu ujrzałam nasz domek i jezioro.

- Tak to zdecydowanie to miejsce – mruknął mój przyjaciel.

- Jakie miejsce? O czym ty mówisz?

- Nie bój się. Wytęż wzrok i skup się na tamtym miejscu – powiedział wskazując coś palcem. 

Zrobiłam tak jak powiedział i o dziwo zobaczyłam góry.

- Jak to możliwe? 

- Magia – uśmiechnął się. – To miejsce jest punktem wypoczynkowym czarodziei. Regenerują tu swoje moce. 

- No pięknie. Tak czułam, że jest zbyt spokojnie od moich urodzin.

- Takie życie. Nie przejmuj się, tam nic ci się nie może stać.

Chciałam mu opowiedzieć o tym, co wydarzyło się rano, ale ktoś usilnie starał się go obudzić.

- Niestety jak widzisz beze mnie ani rusz. Trzymaj się mała – pocałował mnie w czoło i rozpłynął się.

W tej samej chwili zza jednego z pobliskich drzew wyszedł Nick.

- Co ty tu robisz? – zapytałam wściekła. Nie mogłam już dłużej odpuszczać mu wszystkiego, bo brakowało mi na to sił.

- Chciałem z tobą pogadać, a tylko ze snu nie możesz mnie wyrzucić.

- No to gadaj. Chciałabym odpocząć.

- Jasne. Już się streszczam. A więc chciałem cię bardzo przeprosić, za to jak cię potraktowałem. Nie powinienem był. Ty mi kiedyś wybaczyłaś, a ja zachowałem się jak skończony dupek.

- To za mało powiedziane – mruknęłam.

- Wiem, ale pozwól mi dokończyć. Mam już taki chamski charakter i nic na to nie poradzę. Rozumiem, że ciężko może być ci wybaczyć i nie wymagam tego od ciebie przynajmniej nie teraz. 

- Przynajmniej nie teraz? Czy ty wiesz, co mi zrobiłeś? Chwilę przed naszym zerwaniem wybaczyłam ci zdradę. Zaufałam ci, a ty nie potrafiłeś się na to zdobyć, mimo że na tym zdjęciu się nie całowaliśmy z Chrisem. Do cholery on mi tylko wyjął liścia z włosów. Nie dałeś sobie wytłumaczyć. I znowu wróciłeś do Violett, choć wiedziałeś jak to mnie zaboli. Zostałam praktycznie sama w urodziny, przy okazji dziękuję ci za kartkę, ale nie musiałeś. Nie wiesz jak jest mi ciężko. Rose zerwała ze mną kontakt, ty odszedłeś z Violl i jeszcze śmierć babci. Nie wyobrażasz sobie tego, co się we mnie dzieje. Nie jestem w stanie teraz ci wybaczyć i nie wiem czy kiedyś w ogóle będę do tego zdolna.

Zakończyłam moją przemowę i czekałam na jego reakcję.

- Rozumiem. Ale o jaką kartkę ci chodziło?

- Kpisz sobie ze mnie? W moje urodziny włożyłeś mi do szafki kartkę z życzeniami.

- Nie. Niczego nie wkładałem. Musiało ci się coś pomylić.

- Nie ważne w sumie. To wszystko? – zapytałam.

- Tak. Dzięki że mnie wysłuchałaś.

Rozpłynęłam się i zapadłam w spokojny sen. 

poniedziałek, 24 lutego 2014

ever liar 27

no i znowu w umyśle Nicka :P obiecuję, że następny będzie z perspektywy Kate :)
----------------------
- No dobra mi możesz powiedzieć, co robiłeś rano. Nie wygadam rodzicom – powiedziała zaczepnie Violl.

- Byłem się tylko przejść. Zależało mi na zwiedzeniu trochę okolicy. Powiedz byłaś już tu kiedyś? – zmieniłem temat.

- Tak kilka razy. Rodzice lubią to miejsce. Podobno wspomaga moce i pozwala się lepiej skupić. To tutaj oni się w sobie zakochali – dodała.

- Faktycznie czuję się tu jakoś inaczej. Energia wnika we mnie jak w gąbkę i wydaje mi się, że staję się silniejszy, ale myślałam, iż to przez te moje treningi.

Roześmiała się.

- O tak. A te twoje muskuły. Nie sposób się oprzeć. Ale chyba to jednak magia twojego uroku osobistego.

- Wiedziałem. 

Śmialiśmy się tak głośno, że było nas chyba słychać w całej okolicy. Dobrze się z nią dogadywałem, ale była dla mnie bardziej jak siostra. Lubię ją drażnić i spędzać z nią czas, ale żebyśmy byli parą? Jakoś mi to się nie klei.

- Nick? Dobrze się czujesz? – zapytała.

- Tak, tak tylko się odrobinę zamyśliłem.

- No to dobrze, bo już zaczynałam się bać. 

- W sumie to nigdy nie pytałem cię o twoje plany na przyszłość.

- Nie myślałam jeszcze o tym tak na poważnie. Wydaje mi się, że powinnam zostać jakąś redaktorką w piśmie o modzie. W końcu lubię się rządzić i ładnie ubierać – powiedziała. – A kim ty chciałbyś zostać?

- Może jakimś prawnikiem? Wiem, że to dziwnie brzmi, ale podoba mi się ich praca. A dokładając do tego moje moce, mogę być niepokonany.

- Ach tak? To może pan niepokonany udowodni swoją wyższość próbując mnie złapać? – powiedziała zadziornie, biegnąc przed siebie z głową zwróconą w moim kierunku. Nagle usłyszałem uderzenie i dobiegłem do niej.

Leżała na ziemi, a obok niej leżała Kate.

No to już po mnie.

Pomogłem wstać Violett, po czym podałem dłoń Katherin, ale ona ją odtrąciła.

- Co za nieprzyjemna niespodzianka – zaczęła Violl.

- Mogłabym powiedzieć to samo – rzuciła Kate, otrzepując się ze śniegu. – Król i królowa dwulicowości, jak miło. 

To mogła sobie darować.

- Ciebie też miło widzieć – powiedziałem. Nie chciałem kolejnych kłótni. Zdecydowanie bardziej zależało mi na wyjaśnieniu tego, co się ostatnio wydarzyło, ale może nie przy Violli. Jednak nie zamierzałem być dla niej niemiły. – Co cię sprowadza w tę piękną okolicę?

- Możesz przestać udawać, że cię to interesuje i zabrać swoją dziewczynę, bo chyba jej się obcas złamał – powiedziała złośliwie. Nie mogłem uwierzyć w jej zachowanie.

- Chodź Nick. Lepiej na nią uważać – powiedziała Violett i biorąc mnie pod rękę ruszyła w kierunku motelu. – Jak ona tak może? – zapytała smutnym głosem.

Przytuliłem ją mocno do siebie i dałem jej buziaka w czoło.

- Najwyraźniej się zmieniła – odparłem niepewnie. Szczerze mówiąc zaskoczyła mnie. Wyczuwałem jej złość pomieszaną z czymś innym. Jej aura znacznie różniła się od tej sprzed kilku tygodni. Był w niej smutek, wściekłość, trochę strachu i coś, czego nie potrafiłem odczytać. Teraz jeszcze bardziej pragnąłem z nią porozmawiać.

Zaprowadziłem Violl do pokoju. Zrobiłem jej kakao i zaczęliśmy oglądać jakiś film. Był bez sensu przynajmniej z tego, co zaobserwowałem na początku. Mniej więcej w połowie wymigałem się zmęczeniem i udałem do swojego pokoju. Nałożyłem na uszy słuchawki i włączyłem na cały regulator jedną z moich ulubionych piosenek „ Kiss my eyes and lay me to sleep” AFI. Kojarzyła mi się z dawną Kate. Zasypiając zdałem sobie sprawę, że coś mnie wciąga do jej snu .

sobota, 22 lutego 2014

ever liar 26

miłego czytania kochani :) jak ja lubię pisać rozdziały z perspektywy Nicka :P pamiętajcie o dwóch komentarzach :D
------------------

W ostatnim czasie częściej bywałem w lesie niż w domu. Zieleń w jakiś sposób mnie uspokaja. Zacząłem się zastanawiać nad swoimi wyborami. Może powinienem był wysłuchać Kate? I co mi odbiło, żeby spotykać się z Violett? Teoretycznie i tak kiedyś musiało do tego dojść i Katherin o tym wiedziała. Chyba powinienem był jej wybaczyć, skoro ona wybaczyła mi. Muszę z nią pogadać. Może złapię ją we śnie.

Już od dawna byłem spakowany, dlatego kiedy Patricia zadzwoniła tylko narzuciłem na siebie kurtkę i poszedłem do ich domu. Mama już jakiś czas temu wyraziła zgodę. Mieliśmy jechać w góry, ale coś chyba nie do końca wypaliło, bo kiedy znaleźliśmy się na miejscu żadnych nie widziałem.

- Nie żebym się czepiał, ale tu nie ma gór – zagadnąłem.

- Jeśli wyostrzysz swój wzrok, na pewno je zauważysz. Są tu cały czas, tylko ukrywają się – odpowiedziała mi mama Violett.

Spróbowałem zrobić tak jak mówiła i się udało. Moim oczom ukazały się pokryte bielą góry.

- Wow.

- Tak są cudowne – powiedziała Violl i wtuliła się w moje ramię. Przeszył mnie dreszcz, a ona dziwnie na mnie spojrzała. 

- Trochę mi zimno – dodałem.

Nie dociekała. Przy niej czułem się nie na miejscu. Nie czułem się sobą.

Mieliśmy zamieszkać w małym moteliku. Dostałem osobny pokój, chociaż wiedziałem, że Violett nie miałaby nic przeciwko gdybyśmy mieszkali razem. Czułem się w jakiś sposób zobowiązany Patricii i Jackobowi. W pewnym sensie traktowali mnie już jak swojego syna. Gdzieś w głębi duszy chciałem nim być, ale nie przez związek z Violl. 

Wtaszczyłem swoją torbę do pokoju i usiadłem na miękkim materacu. Oparłem głowę na ramionach i zacząłem rozmyślać, co ostatnio chyba mi się za często zdarzało. Nie chciałem się nigdy wiązać z Violett, ale był to mój obowiązek. Ostatnia wola mojego taty. Zabawne jak bardzo ktoś zupełnie nam obcy może zmieszać w naszym życiu. Jednak całe moje ciało podpowiadało mi, że powinienem być z Kate. Szlag! Jak ja nienawidzę bycia sobą. Co innego gdybym był zwykłym człowiekiem, a nie jakimś jebanym czarodziejem. Jak to w ogóle brzmi? Wzburzenie znowu we mnie narastało. Muszę się chyba przewietrzyć.

Wyszedłem z motelu nie informując nikogo. Ruszyłem w stronę ukrytych gór. Nagle usłyszałem czyjś krzyk. Ruszyłem w jego kierunku i ujrzałem jezioro. Pod kimś chyba załamał się lód. Jak najszybciej podbiegłem od dziury w grubej tafli. Przecież to niemożliwe, żeby się sama załamała. Skupiłem się i stworzyłem niewidzialne ręce, które po chwili namierzyły i wyciągnęły z wody jakąś dziewczynę. Wziąłem ją w ramiona i przeniosłem na brzeg. Kiedy odsunąłem włosy z jej twarzy okazało się, że była to Kate. Sprawdziłem puls. Wracała do normy. Po chwili zaczęła wypluwać resztki wody. Postanowiłem się teleportować jak najdalej stąd. To było samolubne, ale nie miałem wyjścia. W końcu jak zareagowałaby, gdyby zobaczyła, że jestem całkowicie suchy, po tym jak ją wyłowiłem.

Cholera. Trzeba było z nią zostać – pomyślałem. – Jeśli coś jej się stanie nie wybaczę sobie.

Cofnąłem się do lasu i wyjrzałem zza drzewa. Byli przy niej rodzice. Odetchnąłem z ulgą. Obyśmy się tylko już więcej nie spotkali, bo nie wiem jak Violett na to zareaguje.

Co prawda nie takiego otrzeźwienia potrzebowałem, ale to zawsze coś. Wróciłem do motelu, gdzie czekał już na mnie obiad. Usiadłem z rodzinką Violl. Jackob zapytał mnie gdzie byłem. Podobno szukali mnie w pokoju i strasznie się przerazili moim zniknięciem. Odparłem, że musiałem się przewietrzyć, na co Violett powiedziała, że ona też miała ochotę na spacer. Zaproponowałem, że po obiedzie się na niego wybierzemy.

Rozmowa jakoś zbytnio nam się nie kleiła w czasie posiłku, który to trzeba przyznać był zjawiskowo pyszny. Zaraz po zjedzeniu ruszyliśmy na obiecany spacer.

czwartek, 20 lutego 2014

ever liar 25

jakoś podejrzanie dobrze mi się pisze ;p może zacznę spisywać też moje sny? co prawda są trochę dziwne, ale dosyć ciekawe. kto wiem może kiedyś xd
czekam na komentarze :) 
-------------------------------
Zaczęłam krztusić się wodą. Brakowało mi powietrza i czułam jak uchodziły ze mnie resztki sił. Już miałam odpuścić i dać się wchłonąć, ale coś, a raczej ktoś wyciągnął mnie na brzeg. Miałam zamknięte oczy. Chciwie łapałam powietrze, pozbywając się przy okazji resztek wody z płuc. Kiedy w końcu ustabilizowałam oddech i podniosłam powieki, zamurowało mnie.

Nikogo tu nie było. Rozejrzałam się na boki, lecz nic mi to nie dało. Ale przecież czułam jak ktoś mnie wyciąga. Czułam ciepło ludzkiego ciała. Było mi tak zimno. Nagle od strony domku nadbiegli rodzice.

- Kate kochanie, nic ci nie jest? Co się tu stało? – zarzucili mnie pytaniami.

Nie miałam siły na odpowiedź. Z moich ust wyrwało się tylko jedno słowo „zimno”.

Zrozumieli i natychmiast wnieśli mnie do domu. Szybko zdjęłam z siebie mokre ciuchy i narzuciłam gruby sweter, który dostałam kiedyś od babci. Zeszłam na dół i usiadłam przy kominku. Tata okrył mnie mocno kocem, w czasie gdy mama robiła w kuchni herbatę. Usiadł koło mnie. Chwilowo jego oczy zmieniły kolor. Stały się całkowicie czarne. Patrzyłam na niego z niepokojem, ale miałam zbyt mało sił by się odsunąć. Już otworzyłam usta, by zawołać mamę, kiedy złapał mnie za nadgarstek.

- Jak ci się podobała kąpiel? – zapytał odmienionym głosem. Zaczęłam się trząść. – To dopiero początek, więc lepiej uważaj. Następnym razem może nie być w pobliżu twojego przyjaciela.

W tym momencie weszła mama, a tata nagle się otrząsnął i wrócił do siebie. Popijając gorącą herbatę zastanawiałam się nad jego słowami. A właściwie to chyba nie jego, ale tego czegoś, co w niego wstąpiło. Czułam wewnętrzny strach. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. I o jakiego przyjaciela chodziło?

Od dalszych rozmów wykręciłam się złym samopoczuciem. Udałam się do pokoju na piętrze i wślizgnęłam pod kołdrę, biorąc do ręki moją ulubioną książkę. Czytałam już ją chyba z dziesiąty raz. Nagle usłyszałam ciche pukanie. W drzwiach stała moja mama.

- Hej słońce. Jak się czujesz? – zapytała.

- Nie najgorzej. Trochę boli mnie głowa i jest mi zimno, ale pewnie zaraz mi przejdzie.

- Cieszę się. Posłuchaj my z tatą idziemy się przejść. Weź sobie coś do jedzenia i wypij coś ciepłego. Niedługo wrócimy – powiedziała i pocałowała mnie w czoło, po czym wyszła.

No Kate ruszaj się. Nie chcesz chyba spędzić całego dnia w łóżku – pognaliłam siebie. 
Wstałam i postanowiłam zwiedzić domek. W sumie nie było co oglądać. Kilka pokoi, kuchnia i dwie łazienki. Jedynym co mnie zaintrygowało były drzwi obok mojego pokoju. Jako jedyne były zamknięte na klucz. Spróbowałam otworzyć je wsuwką, którą znalazłam w kosmetyczce. Udało się.

Po otworzeniu drzwi ujrzałam schody. Zaczęłam się po nich wspinać. W sumie nie było ich wiele. Znalazłam się na strychu. Unosił się tu zapach kurzu. Zaczęłam kichać. Oj to chyba nie był dobry pomysł. Jednak moja ciekawość zwyciężyła.  Przejechałam wzrokiem po całym pomieszczeniu. Dzięki oknu wpadało tu trochę światła. Stała tu jedynie duża kanapa na wpół przykryta białą tkaniną oraz stoliczek. A już miałam nadzieję na jakąś niespodziankę, jak w tych filmach sensacyjnych. No szkoda. Tylko czemu drzwi prowadzące tutaj były zamknięte? Zapytam o to później rodziców.

Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Wstawiłam wodę w elektrycznym czajniku i zapatrzyłam się w obraz za oknem. Wiatr delikatnie poruszał drzewa, jakby w rytm jakiej znanej tylko im melodii.  Dwie wiewiórki beztrosko biegały po śniegu niczym dzieci bawiące się w berka. Czułam magię płynącą z tego miejsca.

 Zrobiłam sobie małą kawę na rozbudzenie i wróciłam do czytania.  Niedługo potem wrócili rodzice, więc zeszłam do nich i zapytałam ich o te drzwi.

- Tak naprawdę, to nie mam pojęcia – zaczął tata. – Dostaliśmy ten dom od dziadków już dawno temu, a te drzwi zawsze były otwarte. Co prawda nie pamiętam kiedy ostatnio tu byliśmy. Może babcia je kiedyś przez przypadek zamknęła, w końcu lubiła tu przebywać.

- Możliwe – potwierdziła mama.

Miałam jeszcze ochotę zapytać ich o to czyim jestem w końcu dzieckiem, ale nie chciałam psuć świąt i pobytu tutaj. Nie potrzebowaliśmy teraz kolejnych zmartwień. Pomyślałam, że pójdę poszukać zasięgu gdzieś w okolicy. Po dłuższej dyskusji na temat chodzenia po lodzie, rodzice niechętnie mnie puścili. Wzięłam telefon i ruszyłam wydeptaną drogą.

Cały czas w mojej głowie odbijały się słowa „taty”. Kim był ten przyjaciel? Co to był za głos i jakie niebezpieczeństwo na mnie czeka? Zamyślona nawet nie zauważyłam jak wpadłam na kogoś. Siła zderzenia wpakowała mnie w śnieg.

No pięknie –pomyślałam. – Przecież mama mnie za to zabije.


Podniosłam głowę i mnie zatkało.

niedziela, 16 lutego 2014

ever liar 24

jestem wrednym człowiekiem, dlatego tą część urwę w nieodpowiednim momencie, żebyście mieli czas na przemyślenia :P a kolejny rozdział nie pojawi się tak szybko. możecie mnie za to zabić, ale taki jest urok autora. :D jestem pod wrażeniem mojego kochanego worda. zawsze przed dodaniem rozdziału sprawdza mi pisownię i czasem jego rozumowanie mnie rozwala dla przykładu: lód - wyraz uważany za wulgarny; cholerny - wyraz uważany za potoczny -,- jak tam można ja się pytam? 

bardzo było mi miło, kiedy od piątku przybyło tu aż 10 komentarzy. mam nadzieję, że tak od teraz będzie częściej :)  a tak nawiasem mówiąc to właśnie zaczęłam ferie i mam nadzieję, że uda mi się pisać teraz dużo więcej niż ostatnio, trzymajcie kciuki :P

aby pojawił się kolejny rozdział jakiegokolwiek opowiadania pod ostatnim postem muszą być co najmniej dwa komentarze. pamiętajcie o tym :D
a teraz Was zostawiam i życzę miłego czytania :)
--------------------


Z krainy snów wyrwało mnie wołanie mamy. Po podniesieniu się z kanapy wszystko mnie bolało. Wzięłam do ręki telefon i zerknęłam na wyświetlacz. Zegarek wskazywał godzinę czwartą trzydzieści. Bez odrobiny jakiejkolwiek energii poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Umyłam się i ubrałam w wygodne dresy idealne na długą jazdę samochodem.
Tata nie chciał nam zdradzić nazwy miejsca, do którego nas zabierał, ale czułam, że jest ono w jakiś sposób ważne dla moich rodziców.

Szybko dopakowałam kosmetyki. W podręczną torbę wrzuciłam słuchawki, notes z długopisem, telefon, książkę i kupione wczoraj orzeszki w miodzie. Gotowa do drogi zmaszerowałam na dół. Podałam tacie walizkę, a sama udałam się do kuchni, by cos zjeść. Zastałam tam mamę. Wyglądała na zmęczoną. Dimka siedział obok niej i wesoło merdał ogonem, ale ona nawet go nie zauważyła. Wzięłam z szafki karmę i wsypałam mu ją do miski. Zrobiłam sobie płatki na mleku i siadając przy stole, zaczęłam jeść. Kiedy do kuchni wszedł tata właśnie kończyłam.

- No to chyba czas się zbierać. Jesteście już gotowe? – zapytał.

- Tak – odparłyśmy niemal równocześnie.

Zamknęliśmy dom i pojechaliśmy.

***
Droga zajęła nam kilka dobrych godzin. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo chyba trochę przysnęłam. W każdym razie, kiedy samochód stanął szybko wysiadłam i omal się nie przewróciłam z wrażenia. To miejsce było piękne.

Przed moimi oczami widniało skute lodem jezioro, w którym odbijały się promienie zimowego słońca. Wokół rosło mnóstwo sosen, lekko zziębniętych od padającego cały czas śniegu. Między nimi, co jakiś czas przebijały się jakieś nieznane mi dotąd kwiaty. Za moimi plecami stał mały drewniany domek. Z tego, co było widać miał dwa piętra. Zgadywałam, że to w nim się zatrzymamy. Wyglądał w sumie całkiem przyjemnie. Chyba był jedynym w okolicy, co jeszcze bardziej mnie podekscytowało. Wiedziałam, że znajdę tu ciszę, której potrzebowałam. Zerknęłam na komórkę. Okazało się, że nie mam zasięgu. A liczyłam na utrzymanie kontaktu z Edem. No cóż. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy rozkoszując się tym miejscem. Kiedy otworzyłam oczy moi rodzice właśnie wyjmowali walizki z bagażnika.

- Kate chodź nam pomóc – powiedział tata.

Wzięłam część bagaży i wniosłam do domku. Mama oprowadziła mnie po nim i wskazała pokój na poddaszu, który przez najbliższe dni miał mi służyć za sypialnię. Ściany miały kolor jasnego beżu. Nie było tu wielu mebli, co najwyżej łóżko, stolik nocny z lampką, dwie małe szafki na ciuchy i fotel na biegunach. Jak ja dawno się na takim nie bujałam. Chyba trzeba to będzie szybko nadrobić. Podziękowałam mamie, a ona w odpowiedzi mnie do siebie przytuliła.

- Cieszę się, że tu jesteśmy – szepnęła.

- Tak właściwie, to skąd znacie to miejsce? – zapytałam.

- To długa historia. Na pewno kiedyś ci ją opowiem – odparła i wyszła.

Zaczęłam wypakowywać część niezbędnych rzeczy z torby, kiedy mój wisiorek zaczął się świecić. Z sekundy na sekundę robił się coraz cieplejszy, a ja nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Moje serce zaczęło bić sto razy szybciej niż jeszcze przed chwilą. Jak to miło, że nie ma tu tego cholernego zasięgu. Postanowiłam skupić się na wisiorku. Zaczęłam liczyć wydechy i część energii, którą wypuszczałam z siebie kierować do kamienia. Udało się. Wisior przestał świecić, a ja odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam się przewietrzyć.

Wyszłam tylnymi drzwiami znajdującymi się w salonie. Rodzice mnie nie zauważyli, bo byli zbyt zajęci wypakowywaniem rzeczy z samochodu. A myślałam, że mało tego wzięliśmy. Płatki śniegu powoli kołysały się na wietrze i wplątywały się w moje włosy. Cała ta biel mnie uspokajała. Jezioro wyglądało na dość grubo pokryte lodem, więc postanowiłam, że przypomnę sobie, jak się jeździ.

Ostrożnie wkroczyłam na taflę i po dokładniejszym zbadaniu terenu, zaczęłam jeździć. Posuwałam jedną nogę za drugą, nawet nie wiem, kiedy znalazłam się na drugim brzegu. Zimowy wiatr rozwiewał mi włosy, dokładnie je mierzwiąc, ale miałam to gdzieś.


W pewnym momencie usłyszałam ciche pęknięcie. Lód pode mną się załamał. Nie miałam szans, na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Wpadłam w przerębel i woda sparaliżowała wszystkie moje członki. Próbowałam się wynurzyć, ale nie dałam rady. Wydałam z siebie ostatni okrzyk, zanim zaczęłam opadać na dno zbiornika.

piątek, 14 lutego 2014

ever liar 23

Tum tum tum tum oto powracam a wraz ze mną nowy i dłuższy rozdział Ever liar ;p widzę, że jeden cel już osiągnięty, a do osiągnięcia drugiego został już tylko jeden komentarz :D nawet nie wiecie ile radości we mnie wywołujecie. ostatnio omal się nie popłakałam na przystanku, kiedy zobaczyłam wasze komentarze  :)

dziękuję, że jesteście ze mną mimo wszystko. mam jeszcze takie małe pytanie: czy tego bloga czyta jakiś chłopak? bo zdarzyło mi się, że na Quku napisał jeden i zainteresowało mnie to.

a i jeszcze jedna maleńka regułka : aby pojawił się kolejny rozdział jakiegokolwiek opowiadania pod ostatnim postem muszą być co najmniej dwa komentarze.
 wiem, że trochę wymagam, ale to mnie bardziej motywuje do pisania. to chyba tyle miłego czytania i miłych Walentynek :D
-------------------

Zbliżały się święta, a ja coraz boleśniej odczuwałam skutki opuszczenia przez jedną z ważniejszych osób w moim życiu. Po pogrzebie zaczęłyśmy z mamą planować Wigilię, lecz zapowiadała się ona dość przygnębiająco.

Nigdy nie mieliśmy dużej rodziny. W sumie to byliśmy w niej tylko my z babcią. Kilka lat temu często wpadała do nas również ciocia Jill, ale po pewnej, dynamicznej kłótni z mamą, odcięła się od nas całkowicie. Szkoda, bo bardzo ją lubiłam. Zawsze ciekawiło mnie, o co im wtedy poszło, ale mama mi nie chciała powiedzieć.

Tak, więc zostaliśmy we trójkę, jeśli liczyć Dimkę, to w czwórkę. Tata stwierdził, że nie ma sensu siedzieć w domu. Wiedział, iż cały czas byśmy się tylko z mamą zadręczały, więc postanowił również w naszym imieniu, że wyjedziemy w nad jezioro. Żadna z nas nie miała na to najmniejszej ochoty, ale ponieważ już za wszystko zapłacił, nie miałyśmy innego wyjścia. Może nie będzie tak źle?

Wyjazd zaplanowaliśmy na jutro rano. Już drugą godzinę stoję przed szafą i zastanawiam się, co ze sobą zabrać. Śnieg padający za oknem, zresztą jak cała dzisiejsza pogoda, nie nastraja mnie zbyt pozytywnie do jakiegokolwiek wychodzenia z domu. Czuję się jak kompletny wrak i nie wiem czy to przez ostatnie wydarzenia czy przez tą całą zimę.

Od kilku dni nie miewam już żadnych snów, chociaż bardzo chciałabym je mieć. Najbardziej zależy mi na zrozumieniu ostrzeżenia, które dostałam od babci. Chciałabym wiedzieć, kim są ci „oni”, czy ich znam, czy mieszkają może gdzieś w pobliżu. Najgorsze jest to, co nieznane. Do tego ten znaleziony list. W kopercie, o czym wcześniej zapomniałam wspomnieć, znajdował się również opal identyczny jak ten, który od moich urodzin noszę na szyi. Wcześniej wydawało mi się to nieistotne, ale ostatnio zaczęłam trochę nad tym dumać. Babcia zawsze była bardzo ostrożna i nie zostawiła go na wierzchu, co oznaczało, że miała w tym jakiś swój cel, który musiałam odkryć.

Mac po pogrzebie wyjechał z Dobsonu, aby spędzić święta z rodziną. Odkąd pamiętam, wydawało mi się, że czarownicy są w pewnym sensie poganami i nie obchodzą takich świąt jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Co prawda moje wiedza opierała się w większości na filmach Disneya i książkach od historii, w których kobiety palono na stosie za leczenie innych. Ale to było kilkaset lat temu, więc chyba nie miałam zbytnio, na czym polegać. Kiedy Mac mi o tym powiedział ucieszyło mnie to. Dzięki temu nie musiałam zmieniać swoich poglądów na świat i swojej religii, do której byłam w jakimś stopniu przywiązana. Jeszcze dużo pracy i nauki przede mną, ale w końcu się z tym oswoję.

Koniec końców spakowałam kilka koszulek z długim rękawem, ciepłą piżamkę, dwie pery getrów, jakieś skarpetki i bieliznę. Podsunęłam walizkę pod łóżko z zamiarem dopakowania jej rano. Akurat, kiedy skończyłam dostałam smsa. Okazało się, że był on od Eda. Pytał, co u mnie. Spokojnie odpisałam, że jakoś się trzymam. Nie wiedział o tym, co się stało po naszym rozstaniu. Chwilę później zamiast odpisać zadzwonił do mnie.

- Hej. Co się stało? – zapytał na wstępie.

- A skąd pomysł, że coś miało się stać? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Przecież z mojego smsa nie można było chyba aż tyle wywnioskować.

- Intuicja. Słyszę, że cię coś gryzie, więc? 

Musiałam mu przyznać rację. Trochę mnie zdziwił. Kiedy byłam z Nickiem, czy też Chrisem, żaden z nich po jednym smsie nie wiedział, że coś jest nie tak. Ed był zdecydowanie inny.

- Małe problemy rodzinne. Nic, o czym chciałabym gadać. Marzę teraz tylko o tym żeby o wszystkim zapomnieć i się odstresować.

- No to chyba mam dla ciebie idealną propozycję. Co powiesz na wypad na łyżwy? Może w piątek? 

- Bardzo bym chciała – odparłam, - ale nie mogę. Wyjeżdżam na kilka dni i nawet nie wiem, kiedy wrócę. Ale obiecuję, że dam ci znać.

- Straszna szkoda. Co robisz?

- Właśnie skończyłam pakowanie i trochę się odprężam, a ty?

- Leżę i myślę o tobie - powiedział.

Zarumieniłam się. To było miłe.

- Cieszę się. 

Gadaliśmy jeszcze z godzinę o naszych planach na ferie zimowe i ustaliśmy, że jak tylko wrócę to wybierzemy się na te łyżwy. Kiedy skończyliśmy rozmowę zeszłam jeszcze do salonu.

Rozłożyłam się wygodnie na kanapie i włączyłam na jakiś głupkowaty teleturniej. Nie zwracałam zbytniej uwagi na to, co w nim się działo. Zbyt mocno pochłonęły mnie moje własne myśli. Marzyłam o tym, jakie moje życie byłoby teraz gdybym wcześniej poznała Eda, a nie Nicka. Zależało mi, co prawda na Nickolaju, ale cierpiałam przez niego praktycznie cały czas. Może teraz będzie lepiej. Oby teraz było lepiej, bo nie wiem czy zniosę kolejne rozczarowanie.

piątek, 7 lutego 2014

nie mieszaj się cz.12 i ostatnia :(

czekam na wasze końcowe opinie o tym opowiadaniu :)
--------------------
„Jedna osoba została śmiertelnie pobita. Policja poszukuje sprawców. Jeżeli ktoś wie cokolwiek o tym zdarzeniu, prosimy o niezwłoczny kontakt” – usłyszałam głos spikera. Chwilę później na ekranie pokazał się numer i adres komisariatu. Postanowiłam się tam udać i powiedzieć wszystko , co wiedziałam. Przyjaciel na całe szczęście poszedł tam ze mną.

Policja spisała dokładnie moje zeznania i wysłała dwóch pracowników, aby sprawdzili czy Kuba jest jeszcze w hotelu. Wraz z Hubertem postanowiliśmy jeszcze wyskoczyć na lody.

***
To był nasz ostatni dzień w Gdańsku, więc postanowiliśmy go jak najlepiej wykorzystać. Pozwiedzaliśmy trochę miasta, kupiliśmy pamiątki dla Sandry, a późnym popołudniem poszliśmy obejrzeć zachód słońca. Hubert mocno mnie do siebie przytulił i pocałował.

- Czyli od teraz oficjalnie jesteśmy parą? – zapytałam.

- Jeśli tylko tego chcesz – wyszeptał i wtulił twarz w moje włosy.

Powoli wracaliśmy do motelu, by się spakować i przespać, kiedy przed nami zatrzymał się Kuba na swoim Harleyu. Nie wiedziałam co robić. Jego mina wyrażała czystą nienawiść.
- To ty im to wszystko opowiedziałaś? – zapytał wprost.

- A.., ale o cz... czym ty mówisz? – zaczęłam się jąkać i trząść z przerażenia.

- Ty zdziro dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie udawaj głupiej. Przez ciebie trafię do więzienia. Zapłacisz mi, za to – mówiąc to, wyciągnął pistolet i wycelował we mnie. Łzy stanęły mi w oczach, ale próbowałam je odpędzić. Zamknęłam oczy, by nie widzieć tego co zaraz się stanie. Nie miałam sił na ucieczkę.

Usłyszałam odgłos strzału. Nie czułam żadnego bólu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Huberta całego w krwi. Kuba, słysząc syreny policyjne, odjechał. Jak mogłam do tego dopuścić? Przyklęknęłam przy chłopaku i próbowałam zatamować krwawienie, jednak wiedziałam, że to niewiele da. Trafił idealnie w serce. Zaczęłam szlochać. Zadzwoniłam po pogotowie, ale nic nie mogli zdziałać. Straciłam miłość mojego życia. Akurat wtedy, kiedy wszystko zaczęło się układać.

Zdołowana, jak nigdy wróciłam następnego dnia do domu. Sandra już znała całą historię i tylko mnie przytuliła. Wiedziała, że tego najbardziej potrzebuję. W moim sercu zamieszkała pustka, której nic do tej pory nie zdołało wypełnić. Z każdym kolejnym dniem, próbuję zapomnieć o tym wydarzeniu, ale nieustannie tkwi ono w mojej pamięci.

Jak widzicie najlepiej trzymać się z daleka od kryminalistów wszelkiej maści, bo taka znajomość, chociażby dwu dniowa, może się skończyć czyjąś śmiercią. Przez wtrącenie się w sprawę głupiej bójki. Ja przekonałam się o tym na własnej skórze. Straciłam coś naprawdę ważnego i teraz żałuję, że w tamtej chwili poszłam na komisariat. A o Kubie słuch zaginął. Kto wie, może jest na jednej z tych ekskluzywnych wysp i rozkoszuje się moją rozpaczą.

środa, 5 lutego 2014

nie mieszaj się cz.11

- No to opowiadaj, bo jestem niezmiernie ciekawa, co taki słodki chłopczyk nabroił.

- Słodki chłopczyk? No ciekawie się zapowiada. Gdybym był słodkim chłopczykiem, to czy każdy w tym mieście bałby się mnie? Maleńka postawmy sprawę jasno, nie mieszaj się w nie swoje sprawy.

- Ale obiecałeś, że powiesz mi, dlaczego goniła cię policja – powiedziałam, przyjmując minę niewiniątka.

- Pobiłem się z kolegą i tyle. O widzę, że nasze zamówienie idzie – dodał i wziął się do jedzenia.

O dziwo tak sałatka była całkiem dobra. Zwykle nie przepadałam za grejpfrutem, ale tym razem smakował jakoś lepiej. Kuba chyba zauważył zadowolenie na mojej twarzy, bo się uśmiechnął.

- Wiesz, że masz ładny uśmiech – powiedział.

- Tak. Ktoś już kiedyś mi o tym wspominał.

- Podobasz mi się coraz bardziej. A teraz wznieśmy toast: za nową znajomość!

Uniosłam swój kieliszek i stuknęłam nim o jego. Wino było całkiem niezłe. Do tej pory rzadko je pijałam, raczej wolałam być w pełni trzeźwa.

Siedzieliśmy jeszcze godzinę w restauracji, po czym zaproponował, żebyśmy pojechali do jego apartamentu. Zamówił taksówkę. Przyjechała po kilku minutach, co, jak na taksówkę, było dziwne.

Szybko dojechaliśmy na miejsce i udaliśmy się do pokoju na ostatnim piętrze. Wyglądał bardzo nowocześnie. Kuba chyba za dużo wypił, bo po chwili nie panował nad sobą i zaczął się do mnie potwornie ślinić. Dałam mu wodę z rozpuszczonymi tabletkami nasennymi i po jej wypiciu, dosyć szybko usnął. Ja w tym czasie zajęłam się przeszukiwaniem jego rzeczy. Włożyłam rękawiczki, by nie zostawić po sobie śladów. Zaczęłam od telefonu. Spisałam z niego większość numerów, po czym odłożyłam go z powrotem do jego kieszeni. Następnie zajęłam się komodą. Zrobiłam zdjęcia kilku podejrzanych listów. Skrzętnie wszystko poodkładałam na swoje miejsca. Napisałam do Kuby kartkę z podziękowaniem za dzisiejszą noc i wyszłam.
Było już sporo po północy, kiedy dotarłam do motelu. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i poszłam spać.

Obudziłam się sporo po dziesiątej, co było nadzwyczajnym zachowaniem, jak na mnie. Zadzwoniłam do Huberta i powiedziałam mu, żeby jak najszybciej przyszedł. Po chwili już stał w moich drzwiach. Wpuściłam go i wzięliśmy się za analizowanie zdjęć zrobionych wczoraj. Po dokładniejszym przeczytaniu, znaleźliśmy nazwisko dostawcy narkotyków. Mój przyjaciel poszedł zadzwonić do przełożonych, a ja usiadłam przed telewizorem i przełączyłam na wiadomości. Była w nich pokazana informacja o jakiejś bójce, która miała miejsce wczoraj wieczorem.

poniedziałek, 3 lutego 2014

nie mieszaj się cz.10

Szybko umyłam się i ubrałam. Gdy wyszłam z łazienki zobaczyłam, że na stole już leżą naleśniki dla mnie, a Hubert kończy smażyć swoje. Podeszłam do niego od tyłu i mocno go przytuliłam. Chyba się tego spodziewał. W każdym razie nie zareagował.

- Ej czyżbyś się na mnie obraził? – zapytałam. Nie usłyszałam odpowiedzi, więc stwierdziłam, że tak. – No dobra chyba wiem jak cię udobruchać.

Stanęłam na palcach, by dać mu buziaka w policzek, kiedy on obrócił głowę i moje usta trafiły idealnie w jego wargi. Nie był to jakiś długi pocałunek, ale bardzo słodki i pełen oczekiwań. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Niespiesznie się odsunęłam i spojrzałam na niego oczami pełnymi niedowierzania, lecz on zajął się swoimi naleśnikami.

Usiadłam przy stole i szybko zjadłam wszystko, co znajdowało się na talerzu. Hubert postąpił podobnie, po czym zmył naczynia i wrócił do swojego pokoju.

Czułam się rozdarta. Co miał znaczyć ten pocałunek? Czy ja mu się podobam? A jeśli tak, to czemu nie powiedział mi o tym wcześniej? Cóż, na te pytania nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Przynajmniej nie dziś, nie teraz. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co na siebie włożę na randkę i jak podejdę Kubę, by wyciągnąć od niego informacje.

***
Punktualnie o osiemnastej byłam pod klubem. Rozglądałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam Kuby. Stwierdziłam, że jeśli nie przyjedzie w ciągu kolejnych pięciu minut, to wracam do domu. Jak na zawołanie obok mnie pojawił się jego motor a na nim on. W oddali słyszałam dźwięki syren policyjnych.

- Dobrze, że przyszłaś. Wiesz miałem dziś taki mały poślizg, więc wsiadaj szybko a ja ci wszystko później opowiem – powiedział.

Nie miałam siły się sprzeciwiać.

Wsiadłam na czarnego Harleya i ruszyliśmy. Ogarnęło mnie dziwne deja vu. Przypomniał mi się sen sprzed miesiąca. Jednak, moje uczucia były zupełnie inne niż tamte. Czułam jak wiatr rozwiewa mi włosy. Zacisnęłam dłonie na kurtce Kuby, a ten przyspieszył. Obróciłam głowę i zauważyłam trzy radiowozy jadące za nami. No, chyba nieźle musiał sobie nagrabić. Wjechaliśmy w jakąś wąską uliczkę. Przed nami widziałam jedynie zamurowaną ścianę i przewrócony przed nią kontener. Wiedziałam co planuje zrobić i w środku cała trzęsłam się z przerażenia, ale również z ekscytacji. Z prędkością około 300 km/h wjechaliśmy na kontener, po czym przeskoczyliśmy nad ścianą. Myślałam, że się rozbijemy, ale jakoś udało nam się przeżyć. Dalej mijaliśmy wąskie uliczki, aż w końcu stanęliśmy przed restauracją.
Kuba poprosił mnie, żebym weszła do środka i zajęła stolik, a on w tym czasie jeszcze coś załatwi. Jak powiedział, tak zrobiłam. Kelner zaprowadził mnie do niewielkiego stolika na poboczu sali.

Długo nie posiedziałam sama. Mój towarzysz szybko do mnie dołączył.

- To tak na wstępie przepraszam cię za tą sytuację przed chwilą, ale nie przewidziałem tego. A tak w ogóle, jak ci na imię? – zapytał.

- Kamila – skłamałam, bez zająknięcia.

- Kamila, Camille, ładnie – uśmiechnął się zawadiacko. – Tak więc Kamilo, opowiedz mi coś o sobie.

- Chwileczkę, zdaje się, że to ty mi się tutaj miałeś tłumaczyć, a poza tym, nawet nie wiem jak się nazywasz.

- Jakub Fantom. Nic ci to nie mówi? – kiedy potrząsnęłam przecząco głową, wydawał się odczuwać lekką ulgę. – W takim razie dobrze, może lepiej się tym nie zajmujmy.

- Czemu? – nie dawałam na wygraną.

- Och, słoneczko widzę, że jesteś ciekawska. Kelner! – pstryknął palcami. Po chwili pojawił się obok nas młody chłopak mniej więcej w moim wieku. Wyglądał na przerażonego. – Poproszę najlepsze, czerwone wino, jakie macie i dwie sałatki z grejpfrutem.

Nie miałam nawet szans, by zmienić jego zamówienie. Trudno, może będzie się to dało zjeść.

sobota, 1 lutego 2014

ever liar 22

jak tam wasze ferie? mieliście już, teraz zaczynacie, czy tak jak ja musicie jeszcze czekać dwa tygodnie? w sumie nie wiem, czy będę miała czas na odpoczynek. obiecałam sobie, że skupię się na pisaniu, ogółem na blogu i historii niestety :( a no i jeszcze mam do was pytanie, jak wam się podoba nowy wygląd bloga?

nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z tego, że jesteście ze mną :D czekam na komentarze ;)

---------------
rozdział z perspektywy Nicka

Co to ma być? Jak ona śmiała tak mnie potraktować i co ciekawsze, jak to możliwe, że ona była w moim śnie? Chyba, że to ja podświadomie wszedłem w jej sen. Tak to pewnie to.
Czułem się nieźle biorąc pod uwagę to, ile wczoraj wypiłem. Jednak Violett wie jak się dobrze zabawić. Dziwne, zawsze miałem ją za cnotkę. Nawet nie pamiętam, co się tam działo, ale musiało być nieźle. Szkoda tylko, że Kate zepsuła mi tą radość.

Poszedłem do kuchni i zaparzyłem sobie zioła. Mamy już nie było. Zegarek wskazywał siódmą trzydzieści. Zalałem saszetkę wodą i poszedłem się ogarnąć. Wrzuciłem na siebie swoje ulubione jeansy i koszulkę w serek. Wpakowałem do plecaka książki i poszedłem do kuchni. Wypiłem zioła, założyłem kurtkę i buty, po czym ruszyłem z miną skazańca do szkoły.

Usłyszałem pikanie telefonu. Violett prosiła, żebym po nią wpadł. W ostatniej chwili zmieniłem kurs i podreptałem do niej. Zadzwoniłem do drzwi. Otworzyła mi Patricia – mama Violli.

- Witaj Nick – powiedziała. – Violl zaraz zejdzie. Powiedz mi, co tam u Ciebie? Dawno nie wpadałeś do nas. Chyba nie pokłóciliście się?

- Oczywiście, że nie. Po prostu miałem dużo na głowie.

- Co byś powiedział na wspólny wyjazd w święta? Mamy już zarezerwowany domek w górach i miło by nam było, gdybyś zgodził się pojechać z nami – zaproponowała.

- Emm jasne. Muszę tylko pogadać z mamą, ale raczej nie będzie miała nic przeciwko.

- Bardzo się cieszę.

W tym momencie do przedsionka wpadła Violett. Rzuciła się na mnie i pocałowała.

- Ej kochanie nie chcę cię pospieszać, ale możemy nie zdążyć do szkoły –powiedziałem, kiedy się od siebie odsunęliśmy.

-Tak racja. Już się ubieram. Pa mamo! – powiedziała Violett i wyszliśmy.

Splotłem jej palce ze swoimi.

- Mama mówiła ci o wyjeździe? – zapytała po chwili.

- Tak. Raczej z wami pojadę. Myślę, że to doskonała okazja byśmy się lepiej poznali i zbliżyli. Przez te ostatnie wydarzenia, czuję się jakbym cię nie znał.

- Ja też. To będzie idealne okazja by się do siebie przyzwyczaić. W końcu zostały nam już tylko dwa lata.

- Wiem i nawet nie wiesz jak się cieszę, że to akurat ciebie przeznaczyli mnie.
Kiedy to powiedziałem wtuliła się w moje ramię.

Przez cały dzień widywałem Kate. Gdzie tylko odwróciłem głowę tam stała. Miałem ochotę zacząć na nią krzyczeć i wytknąć jej wszystko, tak jak ona zrobiła to w nocy, ale nie chciałem robić kolejnego wielkiego zamieszania. Kiedy patrzyła w moją stronę odwracałem piorunujący wzrok lub całowałem Violett, tylko po to, by zrobić jej przykrość. Tak wiem, że było to dziecinne, ale należało jej się.

Zwykle chodziłem z Violl. Opowiadała mi o wczorajszej imprezie. Zauważyłem, że ma na szyi wisiorek z małym diamentem, który dałem jej wczoraj na urodziny. Chyba naprawdę się jej spodobał. Kiedy jej go wczoraj zakładałem zauważyłem, że za prawym uchem ma znamię. Bardziej przypominało ono tatuaż. Widoczne na nim było skrzydło. Takie jak u anioła. Wydawało mi się, że już gdzieś takie widziałem, a kiedy zapytałem się o nie Violett, powiedziała, że to chyba dziedziczne i nie wie gdzie mogłem jej widzieć.


Może kiedyś sobie przypomnę.