sobota, 14 marca 2015

ever liar 67

- Co do cholery? – Zapytała Kate.

Dość postawny szatyn trzymał krótki, srebrny nóż przy jej szyi. Naprzeciw nich stała postać okryta ciemnym kapturem. Nie mogłem zobaczyć jej twarzy, ale po sylwetce mogłem stwierdzić, że była to kobieta. Stali w pomieszczeniu przypominającym salę taneczną.

- Zabij ją! – Rzuciła pewnie kobieta. Miała szorstki głos.

Szatyn, skojarzyło mi się, że ma na imię Ed, miał niepewną minę. Wyglądał, jakby nie chciał nic robić Kate, ale pomimo tego nie opuścił noża.

- Puść ją! – Próbowałem krzyknąć, ale moje słowa odbijały się jak od ściany. Chciałem podejść bliżej, ale dopiero co zauważyłem, że dwa cienie przytrzymywały moje ręce. Szarpałem z całych sił, jednak to nic nie dawało. Byłem bezsilny. Kate zareaguj jakoś, przecież masz swoje moce! Krzyczałem w myślach.

- Czemu, co ja wam zrobiłam? – Głos Katherine był przytłumiony.

- Jeszcze nic kochana – kobieta ujęła ją pod brodę. Napotkała zimne spojrzenie mojej ex. Tak trzymaj! – Ale jesteś jedną z bliźniaczek. Przyniesiecie zgubę całemu światu. To tylko kwestia czasu, aż ktoś was dopadnie. Jesteście zbyt niebezpieczne. Słyszałaś tą historię? Nie? Prawdę mówiąc i tak niewiele czasu ci zostało, więc myślę, że powinnaś się dowiedzieć, za co umierasz. Około stu lat temu w niewielkiej wiosce niedaleko Londynu urodziły się bliźniaczki Salley. Spokojnie dorastały i tak naprawdę nikt nie zwracał na nie szczególnej uwagi, aż do dnia, w którym rozpętało się piekło. Nie ma osoby, która znałaby powód tego wybuchu. To się po prostu stało.  Wioska i jej okolice zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Nie było widać jakichkolwiek śladów zamieszkiwania. Ziemia została skuta lodem, który nie topniał przez lata. Przerwały tylko bliźniaczki. Z każdym miastem, które odwiedziły działo się to samo. Ostatecznie zostały zabite przez założycieli naszego stowarzyszenia – Strażników Dusz. Historia ta została zatuszowana przez waszą Radę. Zwykli ludzie nic nie wiedzą, a czarodzieje poznają ją dopiero w dniu przeistoczenia, ale myślałam, że ze względu na tą sytuację już się dowiedziałaś. Naszą misją jest przede wszystkim zabijanie takich jak ty. Możesz się poddać dobrowolnie, a sprawimy, żeby jak najmniej cię to bolało.

- Kate proszę – szepnął jej do ucha Ed.

- Po moim trupie. Jak możecie to robić? Rozumiem, że to wszystko jest niebezpieczne, ale są jeszcze inne opcje. – Zaczęła się wyrywać, ale chłopak trzymał ją mocniej.

Cała Kate, walczy do końca.

- Przykro mi.

Widziałem pojedynczą łzę spływającą po jego policzku, kiedy zatapiał nóż w jej piersi.

- Nieeeee! Puśćcie mnie do niej! Kate!

Chciałem biec do niej, ratować ją.

- Posprzątaj tu. – Rzuciła na odchodnym kobieta i opuściła pomieszczenie.

Odnajdę ją i zabiję, w najbardziej bolesny sposób. Ed pochylił się nad ciałem, złożył pocałunek na jej czole i zawinął ją w dywan. Jak możesz być tak bezczelny! Widziałem jak zanosił ją do swojego auta. Czułem się tak, jakbym był cieniem przyczepionym do niej, jednak nie do końca. Czułem się trochę jak duch Marleya z „Opowieści Wigilijnej”. Moimi kajdanami były trzymające mnie cienie. Żałowałem, byłem wściekły na siebie za to, iż jej nie pomogłem.

Moim oczom ukazał się dół pośród lasu. Wiedziałem, co teraz nastąpi. Nie mogłem na to patrzeć. Zamknąłem oczy, błagając żeby w końcu się uwolnić.


Obudziłem się zlany potem. 

***
Wiem, że mogliście liczyć na coś dłuższego, ale to wszystko co mogę dziś dodać. Takie zabiegane życie siedemnastolatki :P Jeśli macie chwilę, jakiś pomysł na dalsze losy, jakieś uwagi(bo pewnie się znajdą), zachęcam do zostawienia po sobie komentarza :)

niedziela, 1 marca 2015

ever liar 66

Szary, srebrzący się cień, czarna delikatna kreska, tusz, trochę pudru i różu na policzki, czerwona szminka. Lekko rozgrzana lokówka. Jedno pasmo włosów za drugim i tak, aż do zakręcenia wszystkich. No to połowa roboty za mną. Stojąc przed lustrem w łazience podziwiałam swoje dzieło. Trochę mi to zajęło, ale chyba po raz pierwszy wyglądałam dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Co prawda niebieski t-shirt nie był odpowiednim strojem, ale miałam dość czasu na przebranie się.
Prezent spakowany stał koło łóżka, na którym leżały szare, krótkie spodenki, czarne zakolanówki oraz biała jedwabna koszula z delikatnym dekoltem. Spojrzałam na swój wybór i uśmiechnęłam się pod nosem. Zwykle na takie imprezy preferowałam czarną sukienkę.

Małe zmiany są dobre, o ile zmierzają w odpowiednim kierunku.

Ostrożnie ubrałam się. Na sam koniec przygotowań założyłam jeszcze złoty łańcuch i czarne szpilki. Zabrałam torebkę i prezent.

W klubie zaczynało się robić tłoczno. Oddałam kurtkę do szatni i ruszyłam za tłumem. W bocznym boksie siedziała już Julie z przyjaciółmi. Skierowałam się w ich stronę. Nie chciało mi się wierzyć w to, co zobaczyłam. Tyłem do mnie siedział Ed. Zauważyłam również Maca, ale jego obecność prawdę mówiąc była mi na rękę. Starałam się utrzymać obojętną minę.

- Hej wszystkim – rzuciłam, nie patrząc na Eda. – Wszystkiego najlepszego kochana! – Uścisnęłam mocno Julie i wręczyłam jej torbę.

- Dziękuję. Chyba nie muszę ci nikogo przedstawiać – powiedziała z chytrym uśmieszkiem. Wtedy zauważyłam, że jedyne wolne miejsce jest koło mojego ex.

Za jakie grzechy?

Usiadłam w chwili, kiedy do stolika podeszła kelnerka.

- Mogę przyjąć zamówienie? – Zapytała miło uśmiechając się do nas.

- Trzy cosmopolitany, dwa mohito i … Kate?

- Shrub margarita – rzuciłam nazwę pierwszego drinka, którego nazwa rzuciła mi się w oczy.

- Doskonały wybór. Podać może coś do jedzenia?

- Nie dziękujemy, to na razie wszystko.

Kiedy odeszła pogrążyliśmy się w rozmowie. Do tej pory nie zdążyłam zbyt dobrze poznać przyjaciół Julie. Niby widzieliśmy się już na sylwestrze, ale jakoś nie mieliśmy okazji do dłuższej rozmowy. W końcu byłam wtedy zbyt zajęta Edem i unikaniem Nicka. Dziś dla odmiany unikałam towarzystwa tego pierwszego, więc skupiłam się na Adrianie i Tris. Kelnerka całkiem szybko się uwinęła. Skosztowałam napoju. Był naprawdę przepyszny. Lekki i orzeźwiający. Rozluźniłam się i wyciągnęłam Adriana na parkiet. Nie protestował. Za nami wyruszyła reszta, z jednym wyjątkiem, którym był Ed. Przysunęłam się do Julie.

- Hej, czemu zaprosiłaś tu Eda? – Zapytałam, starając się przekrzyczeć muzykę.

- Spotkałam go wczoraj w sklepie. Opowiadałaś mi ostatnio, że się posprzeczaliście. Stwierdziłam, że to idealna okazja żebyście się pogodzili, nie sądzisz?

- Niestety nie. Ta sytuacja to grubsza sprawa. Nie chcę o tym gadać.

- O matko. Przepraszam. Myślałam, że się ucieszysz. Trochę głupio mi go teraz wyprosić. Myślisz, że mogłabyś go znieść jeszcze przez kilka godzin? No w sumie może krócej. Chyba nie bawi się tu za dobrze – powiedziała z nadzieją.

- Tylko dla ciebie. Ale nie myśl, że wyciągnę do niego rękę.

- Następnym razem powiedz mi po prostu.

Wróciłam na chwilę do stolika. Nic nie mówiąc usiadłam.

- Nie pomyślałaś, że to trochę niegrzecznie tak kogoś ignorować? – Zapytał Ed.

- Jeśli chodzi o ciebie to nie.

Wzięłam torebkę i wyszłam na zewnątrz. Raczej nie zdarzało mi się palić, ale czasami pomagało mi to uporać się z sytuacją. Zaciągając się papierosem, uwalniałam się od zbędnych myśli. Z kolejnymi oczkami dymu, byłam coraz bardziej przekonana, że nie powinnam ryzykować będąc z Edem w jednym pomieszczeniu, nieważne jak dużym. Kilka piosenek i poproszę tatę, żeby wcześniej przyjechał.

W trakcie trzeciej piosenki poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce. Wzdrygnęłam się i odwróciłam gotowa uderzyć osobę stojącą za mną. Był to jakiś starzy mężczyzna. Wyglądał na trzydzieści parę lat. Zanim zdążyłam unieść rękę, on zablokował moje dłonie. Byłam dużo słabsza od niego. Zaczęłam się rzucać.

- Spokojnie kotku.

Zaczął mnie obmacywać. Gdzie w takiej chwili podziewa się moja przyjaciółka?

- Proszę mnie zostawić!

- Oj nie bądź taka niedostępna.

Nagle ktoś szarpnął nim do tyłu, odrzucając jak najdalej ode mnie. Uśmiechnęłam się do mojego wybawcy, którym okazał się być Ed. Spojrzałam na niego pytająco, ale on szybko odwrócił się do trzydziestolatka.

- Na przyszłość słuchaj uważnie, co mówi do ciebie kobieta – rzucił, po czym przywalił mu w twarz. – Chodź Kate. Wszystko ok?

Skinęłam głową zmieszana. Raz mi grozi, innym razem ratuje mnie. O co mu chodzi.

Podeszliśmy do reszty.

- Odwiozę Kate do domu. Trochę źle się poczuła – rzucił zwięźle. Julie spojrzała na mnie pytająco, na co odpowiedziałam jedynie skinięciem głowy. Pewnie i tak będzie się zamartwiać. W końcu sprawy między mną a Edem nie miały się najlepiej.

Wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy. Napisałam do taty sms-a, że Ed mnie niedługo odwiezie. Wsiadłam do samochodu.

- Kate, dobrze się czujesz? Nic ci nie zrobił?

Słyszałam w jego głosie prawdziwą troskę.


- Nie. Dziękuję, że mnie broniłeś. Wiesz nie rozumiem twoich intencji. A teraz skoro już się zaoferowałeś, odwieź mnie do domu.