wtorek, 5 sierpnia 2014

ever liar 49

pozwalam zabijać długo i boleśnie.
----------------------
Miałem ochotę ją pocałować, jak nigdy dotąd, ale wiedziałem, że skreśliłoby to wszystkie moje dotychczasowe starania, jednak starałem się być dość blisko niej. Kiedy odeszła do swoich znajomych nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. O 20 chłopaki mieli wcielić w życie nasz plan. Już nie mogłem się doczekać efektów naszej pracy.

Kiedy poszedłem się napić natknąłem się na Chrisa.

- Hej stary. Co u ciebie? – Tak dawno z nim nie gadałem. Cały czas miałem przeczucie, że jest na mnie zły za sprawę z Kate, w końcu przyjaźnili się i było widać, że mu na niej nadal zależy.

- Hej. Po staremu. Przygotowujemy się do zawodów, przez co mam coraz mniej czasu dla siebie. A co u ciebie?

- W sumie podobnie. Nadal próbuję naprawić dawne błędy.

- Chodzi o Kate?

Skinąłem głową. To był mój odwieczny problem.

- No to powodzenia stary. Muszę już spadać, bo dziewczyny pewnie się niecierpliwią.

- Jasne.

Wpatrywałem się w plecy oddalającego się Chrisa. Czas leciał bardzo szybko. Przed 20 zorientowałem się, że Kate gdzieś wychodzi. Już miałem iść za nią, kiedy chłopaki odciągnęli mnie na bok.

- Gotowy na show? – zapytał David uśmiechając się przy tym niemal od ucha do ucha. Trzymał w ręce niewielki pilocik.

Kiwnąłem głową i wziąłem go od niego. Policzyliśmy do trzech i na sygnał kliknąłem środkowy przycisk. Zgasły wszystkie światła, a z głośników zaczął lecieć ostry rock. Nie dało się wytrzymać tej głośności. Po naciśnięciu kolejnego przycisku na ścianie pojawiły się obrazy z „Nożyczek”. Atmosfera balowa nie ma co. Dziewczyny zaczęły piszczeć, a niektórzy z kujonów omal nie posikali się ze strachu. Zaczęliśmy się śmiać pod nosem, żeby nie ściągać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Dyrektor rozwścieczony zaczął krzyczeć na komputerowców, żeby wyłączyli to coś, aż ostatecznie niemal wyrwał z gniazdka kabel od projektora i nagłośnienia. Chwilę później rozbrzmiał jego donośny głos.

- Zaraz wszystkim się zajmiemy, więc proszę nie panikować. Osoby zamieszane w ten incydent zostaną odnalezione i surowo ukarane, więc radziłbym im samym się przyznać, zanim będzie za późno. Jeśli ktoś posiada jakieś informacje proszę o zgłoszenie się z nimi do mnie.

W końcu mogłem opuścić salę i udać się na poszukiwanie Kate. Niestety chyba było już na to za późno, bo nie zostało po niej ani śladu. Pewnie wróciła do domu.

Już się odwróciłem i miałem wracać do budynku, kiedy podszedł do mnie chłopak, którego już kiedyś widziałem z Katherine.

- Hej znasz może Kate Send? – zapytał mnie.

- Tak. Czemu pytasz?

-  Byłem z nią tutaj umówiony o dwudziestej i nigdzie nie mogę jej znaleźć. Nie wiesz gdzie może być?

-  Nie. Widziałem, jak przed dwudziestą wychodziła, ale bardziej niestety nie mogę ci pomóc – spojrzałem na niego przepraszająco. Mnie również zastanawiało gdzie ona była, tym bardziej, że nie należała do osób, które kogoś wystawiały.

- Ok dzięki.

Odszedł ze smutkiem wypisanym na twarzy, a ja wróciłem na salę.

Od razu ją zauważyłem. Promieniała wręcz, ale coś mi w niej nie pasowało. Ona też mnie dostrzegła i podeszła.

- Zatańczysz ze mną? – zapytała Kate.

- Miał być tylko jeden taniec pamiętasz?

Wspięła się na palce by mnie pocałować. Chciałem tego, ale kiedy nasze usta się zetknęły nie czułem tej iskry, którą we mnie rozpalała z każdym swoim dotykiem. Odsunąłem ją delikatnie. Wyglądała na zawiedzioną. Tak bardzo była do niej podobna, ale to nie była ona. Poczułbym to.

- Kim jesteś? – zapytałem uważnie się jej przyglądając.

- Kate. Nie pamiętasz? Wybacz nie chciałam, żeby wyszło głupio, ale chyba się pomyliłam w ocenie twoich uczuć.

- Nie okłamuj mnie. Wiem, że nie jesteś nią.

- No niezły jesteś. Masz rację nie jestem nią i w sumie nigdy nie chciałabym być. Co ty w niej widzisz? Chociaż prawdę mówiąc, to nieważne, bo raczej więcej jej nie zobaczysz.

Uśmiechnęła się złowieszczo i chciała odejść, ale złapałem ją za rękę. Od razu zaczęła się wyrywać. Wiedziałem, że inni na nas patrzą,w tym rodzice Violett i pewnie zaraz ktoś mnie od niej odciągnie, jednak mimo to nie mogłem puścić jej wolno.

- Gdzie ona jest? – wysyczałem.

- Nie twoja sprawa. Trzeba było jej lepiej pilnować, a nie zabawiać się z chłopakami – rzuciła.
Podszedł do mnie nauczyciel angielskiego i oderwał od niej.

- Panie Pierce nie powinien pan tego robić. Co w pana wstąpiło? – Mówił, a ja wpatrywałem się tylko w kopię Kate wychodzącą dumnie przez główne drzwi.

Jeśli coś jej się stanie, nie wybaczę sobie tego do końca życia. Kiedy nauczyciel w końcu dał mi spokój, wybiegłem na most. W ręku trzymałem komórkę i wykręcałem numer do Maca. Streściłem mu sytuację i umówiłem za dwie minuty przy ratuszu. Miał wziąć ze sobą zaklęcie tropiące, dzięki któremu mieliśmy odszukać Katherine.

Cały czas miałem przeczucie, że to moja wina. Dobiegłem na miejsce spotkania, gdzie czekał na mnie już mój przyjaciel. Podał mi kartkę i kamień skupiający moc. Wypowiedziałem zaklęcie trzy razy, ale nic się nie stało. Pewnie osoba, która ją porwała nałożyła na swoją okolicę czar maskujący. Musieliśmy odszukać w księdze, jak je obejść. Szybko udaliśmy się do domu Maca.

Zawsze przybijało mnie, jak ciemno jest urządzony. Była to mała kawalerka z dwoma pokojami, kuchnią, łazienką i małym korytarzem. Kiedyś często grywaliśmy tu w pokera z resztą chłopaków.  Pokój Maca był w połowie czarny w połowie biały, jak szachownica. Łóżko było idealnie zasłane, a na stoliku nocnym leżały dwie książki, w tym księga. Złapał ją od razu i zaczął szukać.

Nie mogłem usiedzieć w miejscu, dlatego przemierzałem pokój wzdłuż i wszerz, co chwila spoglądając na niego. Odgłosy przewracanych kartek nie uspokajały mnie ani trochę. Chciałem, żeby już było po wszystkim, żeby Kate była w swoim domu bezpieczna. Po jakichś dziesięciu minutach, które były dla mnie długie jak godziny w końcu znalazł to, czego szukał.

- Mam – wykrzyknął i zaczął czytać na głos listę składników potrzebnych do wykonania zaklęcia. Musieliśmy się jeszcze udać do sklepu, bo brakowało nam szałwii. Stwierdziliśmy, że sam udam się po nią, a Mac w tym czasie przygotuje resztę.

Zajęło mi to dosłownie trzy minuty. Kochane zaklęcie teleportacyjne. Postępowałem zgodnie z instrukcjami i stanąłem na środku okręgu. W rękach trzymałem mieszankę ziół i mały szmaragd. Skupiłem się na Kate i dostrzegłem barierę. Siłą myśli starałem się ją przebić. Szło bardzo ciężko i w końcu czułem się koszmarnie wyczerpany, ale się udało. Szmaragd wskazywał nam teraz swoim delikatnym zielonym światłem kierunek, w którym mieliśmy się udać.


Trzymaj się Katherine przekazałem jej w myślach. Idziemy po ciebie.

2 komentarze:

  1. Rewelacyjna fabuła!! Będę wpadać ;D
    Zapraszam też do siebie, mam nadzieję że zostawisz po sobie jakiś ślad :3

    http://nothing-is-forever-baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, może nie przeczytałam za dużo, ale i tak ekstra ! :)
    Zapraszam do siebie, może ci się spodoba :))
    http://calkieemnienormalna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)