środa, 17 września 2014

ever liar 50

dawno mnie tu nie było. przepraszam, że zaniedbałam bloga, co ktoś od początku roku mi wypomina! jestem ostatnio tak zabiegana, że nie mam na nic czasu. ten rozdział jest pisany na prędce, ponieważ bardzo zależało mi, żeby wyrobić się na dziś. postaram się kolejny dodać w weekend. po takiej przerwie liczę na morze komentarzy, nie żebym się upominała :D
rozdział, choć dużo krótszy niż bym chciała, dedykuję mojemu kochanemu pomysłodawcy, który obchodzi dziś swoje 16 urodziny :* z całego serca życzę ci więcej wspaniałych pomysłów no i wszystkiego czego sobie życzysz :D
---------------------------------

Przede mną na drewnianym krześle siedział zakapturzony mężczyzna. Od razu poznałam jego głos. Czułam się jakbym miała deja vu.

- Czemu nie jesteś tak dobra w znajdowaniu przyjaciół, jak wrogów? Wcale nie uśmiecha mi się sprawdzać co chwilę twój stan. Uwierz mi, mam ciekawsze zajęcia – powiedział głos z moich koszmarów.

- Co ja tu robię?

- Jak to, co? Twoja rodzinka chyba zbytnio za tobą nie przepada. Twoja siostra miała cię dość i cię tu zamknęła. Ale o nic się nie martw masz mnie. Skoro już tu jestem, to ci pomogę, ale nie za darmo – mężczyzna uśmiechnął się przerażająco.

- Ale ja nie mam siostry. Jestem jedynaczką. Chyba powinieneś zmienić swoje źródła.

Starałam się trzymać swój strach na wodzy. Ten ktoś powodował, że każda komórka w moim ciele zamierała.

- Och, czyli Mac ci nie powiedział? Cóż nie będę psuł niespodzianki. Za ile mają przybyć twoi przyjaciele? – zapytał pewny siebie.

Wcześniej słyszałam w swojej głowie głos Nicka, ale miałam za mało sił, by cokolwiek mu odpowiedzieć. Powinnam wcześniej porozmawiać z tym lekarzem.

- To nie jest sprawa dla lekarza. Radziłbym więcej jeść.

Odpowiedź tego mężczyzny na zdanie wypowiedziane w myślach zirytowała mnie. Nie żeby coś, ale wolę swoje przemyślenia zachowywać dla siebie. Skupiłam się na stworzeniu tarczy wokół umysłu. Niestety nie wytrzymała ona nawet sekundy.

- Co tak właściwie tutaj robisz? Przecież ja nawet cię nie znam – rzuciłam, starając się odciągnąć go od mojego umysłu.

- Miło, że próbujesz, ale się raczej na nic nie zda. Mogę być twoim przyjacielem, albo wrogiem. Wybór należy do ciebie. Nadal nie wysłuchałaś mojej propozycji. Lepiej na tym wyjdziesz, jeśli nie będziesz mi przerywać – wstał z krzesła i zaczął powoli krążyć wokół mnie. – Uwolnię cię i oddam przyjaciołom, w zamian za co oddasz mi pewną, drobną przysługę. Niestety będziesz musiała póki co, żyć w niepewności. Nie liczyłbym aż tak na twoich przyjaciół, bo nawet jeśli tutaj dojdą, nie uda im się otworzyć drzwi.

Byłam w pułapce. Czy mogłam zaufać temu człowiekowi? A co jeśli jego przysługa mnie przerośnie i nie będę w stanie jej sprostać? Pewnie będę musiała ponieść konsekwencje. Chyba na oglądałam się za dużo bajek, ale w prawdziwym świecie również nie ma nic za darmo. Prawda boli najbardziej. Jednak, czy wolę zginąć na jakimś pustkowiu? Pomyślałam o mojej rodzinie i przyjaciołach. Moja mama dostałaby załamania nerwowego.

- Zgoda – usłyszałam swój pusty głos.

- No to wspaniale. Pamiętaj, że danego słowa nie wolno ci złamać – uśmiechnął się szatańsko, po czym rozpłynął się w powietrzu.

Już miałam zacząć go przeklinać, kiedy sznury, którymi byłam związana się rowiązały, a drzwi otworzyły się z trzaskiem. Szybko podniosłam się i pocierałam swoje obtarte nadgarstki. Moje nogi były ospałe i o mały włos nie zaliczyłam spotkania z podłogą. W odpowiedniej chwili ktoś mocno mnie objął, przyciągając mnie do siebie. Poczułam się bezpieczna. Wtuliłam się mocniej w silne ramiona.

- Tak się o ciebie martwiliśmy – powiedział przytulający mnie Nickolai. Podniósł mnie delikatnie z ziemi i okręcił w powietrzu.

Od dawna brakowało mi chwil, w których mogłabym uśmiechać się przez łzy. Po dzisiejszym dniu zdecydowanie bardziej będę doceniała moją nudną codzienność. Odsunęłam się od Nicka i wpadłam ma Maca.

- Kate jak dobrze cię widzieć.

- Ciebie też – powiedziałam, całując go w policzek.

Niestety chyba byłoby za dobrze, gdyby udało mi się w spokoju wrócić do domu. Kiedy w końcu się uspokoiłam i chłopcy mieli już odprowadzić mnie do domu, ktoś stanął na naszej drodze.

- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tak po prostu odejść z wszystkim, co mam – powiedział mój sobowtór.


A ja głupia myślałam, że dziwniej być nie może.

1 komentarz:

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)