niedziela, 9 listopada 2014

ever liar 57

co powiecie na rozdział z perspektywy jeszcze innej postaci? to byłby taki najprawdopodobniej mały oneshot. nie chciałabym wprowadzać zbyt dużego zamieszania, dlatego pytam was o zdanie. liczę na wasze komentarze :)
-------------------------------------
Jednak najlepsze w tej sytuacji było to, że nie byłam w tym pokoju sama. Przede mną stał równie zaskoczony i jednocześnie przerażony, jak ja Nick, z tą różnicą, że stał przede mną bez koszulki. Może nie był specjalnie umięśniony, ale lekki zarys jego mięśni był pociągający. Szybko speszona odwróciłam wzrok.

- Czy możesz mi wyjaśnić, co ty tutaj robisz?

Nie wiem jak udało mu się cokolwiek powiedzieć, bo mnie w tej chwili zupełnie odebrało mowę. Nickolaj wciągał właśnie na siebie koszulkę.

- Eeeee… w sumie to przez przypadek…

- Oczywiście, jakby mogło być inaczej. Skoro już tu jesteś, to może się czegoś napijesz?

Zszokował mnie odrobinę swoją propozycją, jednak musiałam grzecznie mu odmówić.

- Przepraszam, ale umówiłam się z Mackiem, a jako, że nie jestem najlepsza w teleportacji to wylądowałam tu. Mógłbyś mi może powiedzieć, jak stąd dotrzeć na polanę?

- Nie ma problemu. Może lepiej będzie jak cię odprowadzę.

Założył kurtkę i buty i wyszliśmy. Droga minęła nam w nieco niezręcznej ciszy. W końcu rozpoznałam nasze miejsce docelowe, podziękowałam Nickowi i weszłam pod kopułę, gdzie zastałam lekko zdenerwowanego Maca. Nie lubił, jak ktoś się spóźniał, ale to była sytuacja wyjątkowa.

- Przepraszam. Możemy zacząć bez zbędnych komentarzy?

- Niech ci będzie, ale wiesz, jak tego nie lubię. Czy jest coś, co bardzo chciałabyś dziś poćwiczyć? – W jego głosie nadal słyszałam nutkę złości, ale wiedziałam, że za chwilę mu przejdzie.

- Właściwie to tak. Teleportacja. Nie wiem czemu, ale rzadko udaje mi się znaleźć tam gdzie bym chciała. Na przykład dziś. Chciałam się przeteleportować tu, a wylądowałam w pokoju Nicka.

- Hahahahaha serio?

- Nie śmiej się ze mnie. Każdemu się zdarzają wpadki.

- Rozumiem. Nie ma sprawy. Opowiedz mi, co po kolei robiłaś.

Opisałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach, niczego nie pomijając.

- Nie mam pojęcia, co jest nie tak, bo prawdę mówiąc ja robię wszystko identycznie. Spróbujmy więc.

Przez równe dwie godziny bawiliśmy się w teleportacyjnego berka i wszystko było tak jak powinno. Pojawiałam się w dokładnie wybranym miejscu. Miałam nadzieję, że kiedy sama będę później próbować też będzie mi tak dobrze szło.

Po powrocie do domu znów próbowałam uczyć się biologii. Ciągle słyszałam krzątających się na dole rodziców, więc włożyłam w uszy słuchawki. Stwierdziłam, że nic z tego, dlatego postanowiłam zrobić sobie ściągi*. Kiedy skończyłam, zeszłam zjeść kolację. Zauważyłam, że mamy dziwnie dużo owoców, więc postanowiłam przygotować z nich sałatkę. Z szybkością żółwia pokroiłam pomarańcze, jabłka, kiwi, ananasa i truskawki i wymieszałam je w dużej misce z odrobiną mleczka kokosowego. Kiedy byłam mała uwielbiałam to połączenie. Wzięłam widelec z szuflady i udałam się z sałatką do salonu, gdzie siedzieli moi rodzice. Przysiadłam na fotelu, zajadając się w ich towarzystwie. Dawno tak razem nie siedzieliśmy. Widziałam, że byli w dobrym humorze. Rozmawialiśmy o mojej wizycie u lekarza. Oni również uważali, że jego opinia jest do niczego. Jednak, co my prości ludzie mogliśmy z tym zrobić? Nic, tylko się dostosować.

***
Biologię mieliśmy pisać na drugiej lekcji. Mimo karteczek gęsto zapisanych najistotniejszymi informacjami, schowanymi w mojej kieszeni, na przerwie wertowałam podręcznik. Po wejściu do klasy szybko zajęłam swoje miejsce biorąc się za pisanie. Cała się trzęsłam ze zdenerwowania. Kiedy nauczycielka nie patrzyła wsunęłam sobie do ręki karteczki z kieszeni i zaczęłam spisywać. Niestety nie zauważyłam, że sorka wstała.

- Kate, a co ty tam masz w ręce? – Kiedy usłyszałam to pytanie zamarłam. Czułam jakby całe powietrze wydostało się z moich płuc. Spojrzałam na nią zażenowana. – Zapraszam do gabinetu pana dyrektora po zajęciach. Przykro mi, ale ten test oblałaś.

Nie wiedziałam, co robić. Moi rodzice się wkurzą, kiedy się o tym dowiedzą. Nic nie mogłam na to poradzić. Chociaż… do głowy wpadł mi chyba najgorszy pomysł świata, jednak nic nie powstrzymało mnie przed wprowadzeniem go w życie, mimo iż wiedziałam, że jego konsekwencje będą mnie bardzo dużo kosztowały. Postanowiłam cofnąć czas.

Chwyciłam do ręki miękki ołówek i zaczęłam rysować nim znaki na ławce. Kiedyś przeglądając księgę zauważyłam to zaklęcie i zapadło mi ono w pamięć. Szybko wymawiając regułkę, modliłam się w duchu, żeby wszystko się udało. Po chwili poczułam drobny impuls niczym mała wskrzeszona iskierka. Wszystko zrobiło się ciemne, a zaraz potem znalazłam się na powrót przed salą od biologii. Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Udało mi się. Cofnęłam czas!


*nie ma to, jak deprawowanie młodzieży, ale cóż, nawet najlepszym się zdarza :P

2 komentarze:

  1. Ooooo kiedyś czytałam to opowiadanie, potem je zgubiłam i teraz znów je mam xD xD Tak bardzo się cieszę, jak zwykle GENIALNE !!! I czekam na next, który mam nadzieję pojawi się jak najszybciej :D ~ Kasss ^^

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)