wtorek, 13 października 2015

Call me. III

- Jullian –

- Wujku, pogramy w chińczyka? – Zapytał mój ukochany siostrzeniec Toby. Nie potrafiłem odmówić temu czteroletniemu szkrabowi. Zresztą chyba żadnemu dziecku nie mógłbym odmówić. Kiedy byłem mały moi rodzice nie rozpieszczali mnie. Rzadko dostawałem od nich coś, czego chciałem, mimo że nie narzekaliśmy na brak pieniędzy, dlatego za jeden ze swoich celów życiowych ustanowiłem sobie uszczęśliwianie dzieci. Nie chciałem, żeby odczuwały ten smutek i rozczarowanie, które ja kiedyś czułem. Z tą inicjatywą przyłączyłem się do wolontariatu w mojej dzielnicy. Mniej więcej dwa razy w tygodni odwiedzałem miejscowy dom dziecka, w którym zabawiałem dzieciaki opowiadając historyjki, grając z nimi w gry, wymyślając różnego rodzaju łamigłówki. W święta przebierałem się za Mikołaja lub Zajączka Wielkanocnego i przynosiłem im prezenty. Nie były to szczególnie drogie zabawki, ale radość, jaką wywoływały napełniała moje serce i sprawiała, że przez całe dnie chodziłem z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Pewnie – odpowiedziałem i poszedłem do jego pokoju po pudełko. Dobrze, że Katie do mnie zadzwoniła. Nie wyobrażałem sobie lepszego sposobu na spędzenie tego wieczoru.

Rozłożyłem planszę, po czym zostawiłem Tobiego, żeby poustawiał nam pionki, w czasie gdy ja udałem się po sok i szklanki. No dobra może to nie był wymarzony plan na ten wieczór. Zdecydowanie wolałbym w tym czasie wisieć na telefonie jak ostatnia sierota i rozmawiać z Callie. Kompletnie mi odwaliło. Czułem się trochę jak psychopata. Od naszej rozmowy minęły już dwie godziny, a ja zdążyłem już setki razy wyobrazić sobie jej twarz, włosy, figurę. Ciężko było dopasować to sobie do głosu, ale nie mogłem powstrzymać mojej wybujałej wyobraźni.

Graliśmy w warcaby około pół godziny, kiedy zauważyłem, że Tobiemu oczy się zamykają. Podniosłem go z dywanu i zaniosłem do łóżka. Sam posprzątałem resztę zabawek i zająłem miejsce przed telewizorem. Do powrotu Kate i Marcela została godzina. Byli na kolacji z naszą mamą. Też dostałem zaproszenie, ale raczej z grzeczności. Ostatni raz widziałem ją dwa lata temu na pogrzebie ojca. Jakiś czas wcześniej wyprowadziłem się z domu. Miałem dość tego, że chcą zaplanować moje życie. Nie potrzebowałem ich pieniędzy, ani pracy w rodzinnej firmie, którą teraz zarządzał Marcel. Po prostu nie fascynowało mnie to, a właściwie tego nie znosiłem. Zdziwiło mnie, że ojciec nie zablokował mojego konta, ale w sumie to się z tego cieszę. Dzięki temu wspieram dom dziecka, w którym jak już mówiłem jestem wolontariuszem. 

Mimo ukończonych studiów z zarządzania, na które namówiła mnie matka, pracuję obecnie jako barman w jednym z okolicznych barów. To szczerze mówiąc całkiem niezła fucha. Bar ten znajduje się w dzielnicy wielkich giełd finansowych, stąd też odwiedzają go w większości grube ryby. Jednak nie mogę się skarżyć na braki ładnych dziewczyn. Jest ich dość sporo, ale mimo tego nie poznałem żadnej, która przyciągałaby do siebie czymś więcej niż oszałamiającym wyglądem. A możecie mi wierzyć, próbowałem wyciągnąć z nich trochę rozumu – nie udało się. Chciały się tylko zabawić, a kim jestem, żeby odmawiać chętnej kobiecie? Czasami wracały kilkakrotnie, ale nie zdecydowałem się na związek z żadną z nich. No cóż, tak to bywa.

Moje życie nie jest tak interesujące, jakby się mogło wydawać. Z jednej strony młody, dość przystojny facet, natomiast z drugiej mól książkowy. Tak, książkowy. Uwielbiam wieczorem usiąść w fotelu, z kubkiem ciepłej herbaty i poczytać dobry kryminał. Moim kompletnym idolem jest Harlan Coben. Chciałbym kiedyś napisać coś tak dobrego, jak on, ale mam słomiany zapał i już po kilku rozdziałach straciłbym wątek. Dlatego pozostaje mi czytanie. Właśnie czytaniem postanowiłem się zająć do powrotu siostry. Jako, że mamy taki sam gust, chwyciłem „Mistyfikację” mojego ulubionego autora z jej półki i zagłębiłem się z lekturze. Ciężko było mi się skupić. Rozmyślałem ciągle o Callie. Próbowałem ją sobie wyobrazić, co było cholernie trudne, ze względu na brak jakiegokolwiek punktu odniesienia.

Na całe szczęście moim cierpieniom psychicznym na ratunek przybyła moja siostra. Padła obok mnie na kanapę i bezczelnie wyrwała mi książkę z rąk.

- Hej! – Krzyknąłem na nią oburzony.

- Oj Jullian nie udawaj, że czytałeś. Znam cię i wiem, ze twoje myśli były daleko stąd. To…, kim jest ta panna i czy istnieje szansa, że ją poznam? – Bezpośrednia, jak zawsze.

Jako, że zawsze starałem się przy niej być szczery, także tym razem nie połakomiłem się na kłamstwo, które mogłoby mnie uratować przed gradem pytań.

- Poznałem ją przypadkiem i w sumie wcale jej nie znam, także ty również nie masz na to szans. A teraz oddawaj książkę!

- Poproś ładnie, to może ci ją pożyczę.

Mała szantażystka.

- Prooszę.

- Ujdzie. – Z ociąganiem oddała mi powieść.

Pożegnałem się z nią i z Marcelem, którego do tej pory nie zauważyłem i ruszyłem w drogę powrotną do domu. Jutro miałem dzień wolny, także postanowiłem się wyspać.

Otwierając drzwi byłem przygotowany na atak ze strony mojego ukochanego buldoga – Timiego. Całym sercem kochałem tego psiaka. Dostałem go na urodziny od Katie. Mimo tego, że pomieszkiwał ze mną dopiero od trzech miesięcy, bardzo się do siebie przywiązaliśmy.


- No chodź Tim. Zaraz nałożę ci coś do jedzenia, a potem lecimy w kimę stary.

1 komentarz:

  1. Cześć :)
    Jestem bloggerką kosmetyczną, i za pośrednictwem pewnej firmy zostałam "zatrudniona" do tego, żeby rozsyłać informację o konkursie stworzonym właśnie dla bloggerek :)
    Ja już wygrałam w tym konkursie, czekam na swoją paczkę, która ma przyjść jutro. Może i Tobie się uda :)
    Konkurs tutaj:
    http://hotawards.pl/wygraj-kosmetyki/njqv8v3
    Świetnego masz bloga, powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)