sobota, 26 kwietnia 2014

ever liar 36

dziś was nie zanudzam długim wstępami :) zapraszam na mojego insta: http://instagram.com/patrycja_nowicka i do zapraszania mnie do znajomych na fejsie, jakby ktoś chciał : https://www.facebook.com/patrycja.nowicka.142?ref=tn_tnmn
------------------------
Kim bylibyśmy bez naszych przodków? Prawdopodobnie w ogóle by nas tutaj niebyło. To oni w pewnym sensie kształtowali nasze charaktery swoimi zachowaniami, mimo, że nie oddziaływali na nas w bezpośredni sposób. Po prostu odziedziczyliśmy coś po nich, czasem okazywało się, a innym razem nie, jednak nie mieliśmy na to wpływu.

Siedząc przy biurku, wpatrywałam się w maila, którego otrzymałam od Maca. Znajdował się w nim wykaz ludzi, którzy mogli być moimi biologicznymi rodzicami. Większość z nich zginęła jakiś czas temu. Przyglądałam się uważnie zdjęciom i z ulgą, ale także z żalem stwierdzałam, że nikt z wymienionych osób nie był do mnie chociażby w najmniejszym stopniu podobny. Co prawda, miałam się nie kierować wyglądem, bo podobno istnieje zaklęcie nieco go zmieniające, a w sumie w dzisiejszych czasach operacja plastyczna, to też nic nadzwyczajnego. Chyba nie jest mi pisane ich poznać. Może to i lepiej, bo nie wiem, co mogłabym im powiedzieć.

Popijając ciepłą herbatę, zmywałam lakier z paznokci, kiedy zauważyłam za oknem coś, co przykuło moją uwagę. Wśród tuj dostrzegłam niewielki błysk. Po dokładniejszym przyjrzeniu się stwierdziłam, że to prawdopodobnie lornetka. Moich rodziców nie było w domu, więc postanowiłam zadzwonić do Julie, żeby do mnie przyszła. Zaczęłam się bać. Po co ktoś miałby się chować w moim ogródku z lornetką? Cała się trzęsłam. Nadal pamiętałam ten przerażający głos, który przemawiał przez mojego tatę w czasie świąt.
Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi szybko zbiegłam na dół i wyglądając przez wizjer, szybko wpuściłam do domu Juliett, spoglądając w stronę drzew. Tym razem nie zauważyłam tam niczego. Miałam nadzieję, że ten ktoś już sobie poszedł i nie wróci.

- Hej kochana. Coś się stało? – zapytała moja przyjaciółka, kiedy już zdjęła kurtkę i buty.

- Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale chyba mam jakąś obsesję. – Zlustrowałam ją wzrokiem. Miała potargane włosy i niedokładnie zapiętą koszulę, co wskazywało na to, że przybiegła tu na szybko. – Obudziłam cię?

- Nie, już dawno wstałam.

- Całe szczęście, ale pewnie nie jadłaś śniadania. Chodź zrobię ci coś – uśmiechnęłam się do niej i pociągnęłam do kuchni.

- Masz rację, chętnie cos przekąszę. Co powiesz na tosty z masłem orzechowym? – zapytała szperając w szafce nad kuchenką.

- Jak ty mnie znasz. Dobra to ja zrobię tosty, a ty możesz wstawić kawę.

Jedną z wielu rzeczy, które nas łączyły była miłość do cynamonowego latte. Bardzo często próbowałyśmy zrobić mniej więcej równe warstwy, ale zwykle wychodziłyśmy z tego całe upaprane śmietaną.

Nie mogłam uwierzyć, w to, że Julie jest taka kochana. W końcu, która dziewczyna porzuciłaby leniuchowanie, bo jej przyjaciółka jej potrzebowała? Cieszyłam się, że jest ona przy mnie. Zastąpiła mi ona w pewnym sensie Rose. Każde wspomnienie o mojej byłej przyjaciółce mnie bolało. Postanowiłam, że jak wrócimy do szkoły, to spróbuję z nią pogadać. W końcu od zawsze byłyśmy blisko, a nie ma takiego sporu, którego nie da się zażegnać. No chyba, że ten między mną, a Violett. To akurat była sprawa fatalna. Cóż, życie.

Po około 10 minutach usiadłyśmy przed telewizorem z gotowym prowiantem. Moi rodzice zostali u cioci i mieli wrócić dopiero o 18, więc postanowiłyśmy zrobić sobie małą imprezkę. Podłączyłam konsolę i włożyłam do niej płytę z grą sportową. Podałam Julie jeden kontroler, a drugi zostawiłam sobie. Postanowiłyśmy zagrać w tenisa, gdyż była to jedna z naszych ulubionych gier. Kolejna rzecz, która nas łączyła.

Jak zawsze bawiłyśmy się cudownie. Kiedy byłyśmy już zmęczone usiadłyśmy na kanapie i zaczęłyśmy gadać.

- No to co z tym Edem? – zapytała mnie Juliett.

- A co ma z nim być?

- No wiesz, jest coś między wami. To widać. Jak wczoraj tańczyliście, wow. Wyglądało to wszystko magicznie.

- Hahaha dzięki. Po prostu jest dobry. Chciałabym, żeby nam się udało, ale czuję, że coś przede mną ukrywa.

- Skąd takie podejrzenia? – dociekała.

- Nie wiem. To chyba taka babska intuicja.

- Akurat. On leci na ciebie to widać – uśmiechnęła się z przekąsem, a ja od razu zrozumiałam, o co jej chodziło.

- O matko – wybuchnęłam śmiechem. – Nie powiedz, że nie myślisz o tym, o czym ja myślę.

- Dokładnie o tym.

Walnęłam ją poduszką.

- Przynajmniej masz pewność, że mu się podobasz – rzuciła oddając mi cios.

5 komentarzy:

  1. kiedy następny rozdział już nie mogę się doczekac

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz Po prostu Świetnie A opowiadanie Ever liar jest moim ulubionym !!! Czekam z utęsknieniem na nastepna notke.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Nie czytałam jeszcze twojego bloga, ale ten rozdział jest bardzo dobry :) W wolnym czasie będę wpadac i czytac, co tam napisałaś :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam twojego bloga przypadkiem!! Jest niesamowity! Przeczytalam wszystkie rozdziały i ever liar i Elizabeth i juz nie moge doczekać się kolejnych części! Z chcecia bym przeczytała twoja ksiazke ! Naprawdę wciagnely mnie te opowiadania! Czytalam dziś praktycznie na każdej lekcji!! Pozdrawiam i wolnej chwili zapraszam do mnie (pomimo że to nie opowiadania) raspberrylip.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe ! <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)