wtorek, 6 września 2016

Call me XXXIX

- Jullian -

Nigdy więcej nie wsiądę do samochodu o tak później godzinie. Albo wczesnej, zależy od punktu widzenia. Ból w głowie był niczym w porównaniu z bólem reszty części mojego ciała. Nie czułem, co prawda, żeby coś było trwale uszkodzone, jednak bolało jak cholera. Niektórym ludziom powinno się zabierać prawo jazdy i kluczyki zanim wyjdą na imprezę, czy cokolwiek w tym stylu.
Uwaga na przyszłość: zawsze odbierać dzieci z wszelkiego rodzaju wieczorowych wyjść.

Unoszę delikatnie powieki, ale zbyt jasne światło zmusza mnie do natychmiastowego ich opuszczenia. Chwilę później próbuję ponownie i jest już trochę lepiej. Wiem doskonale gdzie jestem. Jeden z pokoi w szpitalu św. Vincenta. Już kiedyś tu byłem. Właściwie całkiem nie dawno. Rozejrzałem się. Na krześle obok łóżka, trzymając mnie za rękę, siedziała Callie. Wyglądała na zmęczoną. Włosy miała w rozsypce. Jej twarz wyrażała ulgę.

- Twoja mama i siostra pojechały do domu, żeby się odświeżyć. Jeśli chcesz zaraz do nich zadzwonię. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko z tobą w porządku. Co ty robiłeś o takiej godzinie na mieście?

Biorąc pod uwagę słońce za oknem, było już koło południa. Jeśli do tej pory siedziały ze mną należało im się chwilę odpoczynku. Chciałem dać im trochę czasu.

W tym momencie wpadłem na najgłupszy pomysł na świecie.

- Zwolnij. Zacznijmy od najważniejszej dla mnie w tym momencie rzeczy. Kim ty jesteś?

Miałem nadzieję, że to rozładuje, choć trochę napiętą atmosferę. Chciałem jej pokazać, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kiedy jednak zobaczyłem w jej oczach łzy, poczułem się jak ostatnia gnida.

- Callie, kochanie, ja tylko żartowałem. Wszystko jest w porządku.

I wtedy oberwałem w twarz. Porządnie. Skąd ona miała taką siłę?

- Jak mogłeś! Coś ty sobie, idioto, wyobrażał? – Zaczęła chodzić w kółko, próbując się czymś zająć, pewnie żeby po raz kolejny mi nie przywalić.

- Liczyłem na radość, uścisk jakiś może. W sumie powinienem się spodziewać takiej właśnie reakcji.

- Głupek. Czy ty wiesz, jak my się tutaj zamartwiałyśmy? To było jak potwierdzenie wszystkich naszych najgorszych scenariuszy! Gdybyś nie był poszkodowany, oberwałbyś jeszcze kilka razy. Ale twoja twarz jest już dostatecznie oszpecona.

Nie mogłem wyczuć, czy w tej chwili żartuje czy jednak mówi poważnie. Właściwie nie miało to dla mnie specjalnie znaczenia, póki ona nadal siedziała przy mnie. Musiało jej zależeć skoro została.

- Nie ważne. A wracając do twojego wcześniejszego pytania, znajomy poprosił mnie o zastąpienie go dziś wieczorem. Tak jakoś wyszło, że nie zgrałem się w czasie z tym idiotą. Właśnie, a co z nim?

- Z tego, co wiem, ledwo się poobijał. Nie wiem, jak to jest możliwe, ale to nie fer.

Uścisnąłem jej rękę, kiedy znowu zajęła swoje miejsce na krześle.

- Tak miało być. Grunt, że wszystko skończyło się dobrze.

- Chyba powinnam iść po lekarza. Trochę na ciebie czekaliśmy.

Uśmiechnąłem się.

- No to leć, mogłabyś potem zadzwonić do Kate i powiedzieć jej, że nie musi się już martwić?

- Oczywiście. Będę za pięć minut.

Ledwo drzwi się za nią zamknęły, a ponownie zostały otwarte. Najwyraźniej doktor robił właśnie obchód.

- Miło, że się pan obudził, panie Moore. Patrząc na pana kartę, myśleliśmy, że jeszcze kilka godzin to panu zajmie.

Poświecił mi latarką po oczach, sprawdzając odruchy źrenic.

- Wygląda na to, że wszystko w normie – powiedział, zapisując coś w karcie. – Coś pana boli?

- Wszystko po trochu. Ale da się to przeżyć.

- W takim razie cieszę się. Za jakąś godzinę pielęgniarka powinna przynieść panu leki delikatnie znieczulające. Spędzi pan tutaj jeszcze przynajmniej tydzień, dopóki nie upewnimy się czy wszystko, aby na pewno jest w porządku. Miał pan dużo szczęścia.

- To prawda. Bardzo panu dziękuję doktorze. Mógłbym prosić tylko o wodę?

- Za chwilę ktoś ją przyniesie.

- Jeszcze raz dziękuję. Mógłby pan poprosić tutaj moją dziewczynę?

Lekarz spojrzał na mnie nieco skonsternowany.

- Myślałem, że ta pani jest pańską narzeczoną.

Czy ja coś przegapiłem? W sumie podobało mi się to stwierdzenie.

- Tak. Tak. Po prostu to się stało nie dawno i najwyraźniej umknął mi ten fakt.

- Oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)