- Callie –
Każda minuta
oczekiwania była męczarnią. Za każdym razem, kiedy z sali operacyjnej ktoś
wychodził, podrywałam się na równe nogi, niestety nic to nie dawało. Żadna z
informacji, którą mogli się z nami podzielić, nic nie wnosiła. Nienawidziłam
niewiedzy. Kolejne współczujące spojrzenie, kolejne „lekarze są dobrej myśli”,
„niedługo powinniśmy wiedzieć więcej”. Nie łatwiej byłoby zarzucić jakimś
medycznym terminem? To by mnie bardziej uspokoiło.
Kilka razy byłam w
stołówce, gdzie znajdowały się automaty z napojami i jedzeniem. Nie powinnam
pić więcej niż trzy kawy dziennie, ale nie mogłam odpłynąć. Zaopatrywałam też
mamę Julliana. To musiało być dla niej cięższe, biorąc pod uwagę, że nie tak
dawno straciła męża.
- Callie?
Odwróciłam się i
zobaczyłam Kate zmierzającą w moją stronę. Wtuliła się w moje ramiona, próbując
powstrzymać cisnące jej się do oczu łzy.
- Wszystko będzie z nim
w porządku. – Wyszeptałam jej do ucha.
- Skąd możesz to
wiedzieć?
- Uwierz mi, poczułabym
to. On da sobie radę, w końcu najlepiej go znasz.
Uniosła kąciki ust
delikatnie ku górze.
- Dziękuję.
Zaprowadziłam ją do
poczekalni. Usiadłyśmy na krzesłach i w ciszy wpatrywałyśmy się w drzwi po
naszej lewej.
W momencie, w którym
moja cierpliwość sięgała już zenitu, w końcu dostałyśmy informacje, że operacja
się powiodła.
- Obrzęk mózgu był
niewielki. Za kilka godzin powinien się wybudzić ze śpiączki.
- Kiedy będziemy się
mogły z nim zobaczyć? – Zapytałam.
- Jedna z pan może mu
dotrzymywać towarzystwa. Pielęgniarka zaraz wskaże salę.
Podziękowałyśmy
doktorowi.
- Myślę, że Callie
powinna przy nim posiedzieć. Wyglądasz na bardzo zmęczoną mamo. Podrzucę cię do
domu i się prześpisz – Zadecydowała Kate. – Teraz, kiedy wiemy, że wszystko
jest w porządku, możesz sobie na to pozwolić. Callie będzie nas informować,
jeśli coś się zmieni.
- Może lepiej ty z nim
zostań? – Nie byłam częścią rodziny Julliana. One miały większe prawo być tu.
- Nie ma takiej opcji.
Zresztą i tak muszę wpaść do domu. Trzymaj się.
Uścisnęła mnie
delikatnie.
- Do zobaczenia. Pani
Moore – skinęłam głową.
- Mów mi Natalie.
Pomachałam kobietom i
weszłam do pokoju. W niczym nie przypominał siebie. Usta nie tworzyły
czarującego uśmiechu, ciało wyglądało na wiotkie.
Przysunęłam stojące w
rogu krzesło bliżej łóżka, na którym leżał Jullian, i usiadłam na nim.
Ścisnęłam delikatnie leżącą bezwładnie rękę. Nie przypuszczałam, żeby w ciągu
najbliższych kilku minut ktoś się tu pojawił. Pozwoliłam więc wstrzymywanym
łzom płynąć. Kiedyś, kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem, myślałam, że pozbyłam
się ich już wszystkich. Że każdy ma przydzielony ograniczony limit łez na całe
życie. Rok po roku traciłam najbliższe mojemu sercu osoby. Osoby, które mnie
wychowywały, które zajmowały się mną, kiedy rodzice spędzali czas w pracy.
Wujek, dziadek, ciocia i babcia. To było za dużo. Zahartowałam się na lata. Ani
jedna kropla więcej nie wypłynęła spod moich powiek przez wiele długich
miesięcy. Jednak potem wróciły. Teraz, znowu siedząc w szpitalu, przy łóżku
kogoś, kogo kocham, po raz kolejny uświadamiam sobie, jak życie jest kruche.
Unoszę jego rękę i
przyciskam do policzka. Jest chłodniejsza niż zazwyczaj, jednak nie całkowicie
zimna.
- Stanowczo za długo
każesz nam na siebie czekać. – Szepcę.
Jakby te słowa były
jakimś sekretnym zaklęciem. Czuję delikatne poruszenie. Jego powieki się
otwierają, ale szybko je mruży. Za mocne światło. Unosi dłoń, żeby zakryć oczy.
Chwilę później udaje mu się w końcu przyzwyczaić do jasności. I wtedy spogląda
na mnie. Na jego twarzy pojawia się zdziwienie. Marszczy delikatnie brwi.
- Twoja mama i siostra
pojechały do domu, żeby się odświeżyć. Jeśli chcesz zaraz do nich zadzwonię.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wszystko z tobą w porządku. Co ty robiłeś o
takiej godzinie na mieście?
- Zwolnij. Zacznijmy od
najważniejszej dla mnie w tym momencie rzeczy. Kim ty jesteś?
Czułam jak moje serce
po raz kolejny tego dnia się zatrzymuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)