czwartek, 10 lipca 2014

ever liar 47

trochę dłuższy niż ostatnio. miłego czytania :)
---------------------
Włączyłam kopułę i podeszłam do przyjaciela. Od razu wzięliśmy się za ćwiczenia. Mimo wszystko starałam się dać z siebie dwieście procent. W pewnym momencie ziemia zaczęła mi się usuwać spod stóp i obawiałam się, że to nie z winy Maca. Usiadłam pod drzewem.

- Wszystko w porządku? – zapytał kucając przy mnie.

- Tak, tylko trochę źle się poczułam. Za chwilę mi przejdzie.

- Jadłaś dziś coś?

- Tak, z tym akurat nie mam problemu – skłamałam gładko.

- Ostatnio widzę wokół ciebie czarne cienie – wyznał Mac. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Wyglądają tak, jakby próbowały cię spętać. Rozumiem, że nie chcesz o tym mówić… a właściwie, nie rozumiem. Nie widzisz, jak się zmieniłaś? Co chwilę prawie mdlejesz, wydajesz się być rozkojarzona. Wolałbym, żebyś sama powiedziała mi, o co chodzi, bo w innym wypadku będę zmuszony czytać ci w myślach, a wolałbym tego nie robić.

Owinęłam się ciaśniej swetrem. Nigdy wcześniej nie krzyczał na mnie. Nie mogłam, co prawda powiedzieć mu wszystkiego, ale może postaram się jakoś inaczej zarysować tą sytuację.

- Od jakiegoś czasu czuję się trochę słabo, ale pewnie brakuje mi jakichś witamin. Jutro pójdę z tym do lekarza. A jeśli chodzi o to rozkojarzenie, to po prostu nie mogę w nocy spać. Męczą mnie wciąż różne, głupie koszmary.

- Raczej wątpię, żeby lekarz mógł ci pomóc. To czarna magia. Nie wiem, czemu uczepiła się akurat ciebie, ale może być ciężko się jej pozbyć.

- Może mógłbyś rzucić na mnie jakiś czar ochronny? – zaproponowałam.

- One wymagają długich przygotowań i wielu różnych składników, ale zrobię co tylko w mojej mocy, żeby ci jakoś pomóc. Możemy póki co wracać do ćwiczeń? Mamy jeszcze dużo do zrobienia.

Skinęłam głową i podniosłam się, otrzepując leginsy.

- Okej. No to wróćmy do ognia. Jak wcześniej mówiłem, najtrudniej jest nad nim zapanować, a jednocześnie jest on najbardziej przydatny.

Przez następne pół godziny Mac tłumaczył mi zastosowanie ognia i nauczył jak przepalić dowolną rzecz, nie sprawiając przy tym bólu niewinnej osobie.

W końcu musiałam się zbierać do domu, ponieważ byłam umówiona z Julie, która miała mi pomóc w wyszykowaniu się na bal. Musiałam jeszcze wziąć prysznic i odświeżona usiadłam przed lustrem. Moja przyjaciółka wzięła się za czesanie moich włosów. Było ich trochę dużo, ale jakoś udało jej się je okiełznać. Zebrała je w niedbały kok na czubku głowy. Kilka kosmyków zostawiła luzem, a całość spryskała lakierem, żeby wytrzymała jakiś czas. Kiedy zakładała mi kilka włosów za ucho zauważyła moje znamię. Miałam je od urodzenia i zwykle zakrywałam je włosami, ale pięknie komponowało się z moją dzisiejszą kreacją. Przedstawiało skrzydło.

- Ładne – powiedziała Julie.

- Dzięki. Takie trochę nietypowe, ale zawsze mi się podobało.

Powoli zbliżała się godzina balu. Miałam się stawić w szkole nieco wcześniej, dlatego tak wcześnie zaczęłam przygotowania. Gdy Juliett skończyła robić makijaż, założyłam sukienkę i buty. Całości dopełniła maska. Obróciłam się wokół własnej osi przyglądając się sobie. Przypominałam moją mamę. Dawno temu znalazłam jej zdjęcie w tej sukience. Widać jest ona ponadczasowa.

- Gotowa olśnić szkołę? – zapytała Julie.

- No jasne – odparłam ze śmiechem.

Miałam zgrywać dziś tajemniczą i niedostępną, zwłaszcza dla Nickolaja. Zamierzałam się bawić razem z Rose i cieszyć się z odzyskania jej przyjaźni, chociaż jeszcze nie w takim stopniu, w jakim bym chciała.

Wsiadłyśmy do samochodu mojej przyjaciółki. Kiedy dotarłyśmy pod szkołę, uściskałam ją i podziękowałam za pomoc w przygotowaniach. Uniosłam głowę do góry i wkroczyłam powoli do szkolnej sali gimnastycznej. Od razu zauważyłam Nicka stojącego obok pana Maara. Podeszłam do nich, zostawiając po drodze kurtkę na wieszaku. Niby zaczyna się wiosna, ale nie jest jeszcze zbyt ciepło. Uśmiechnęłam się do nauczyciela i tylko delikatnie skinęłam głową na Nickolaja.

- Witaj Kate – powiedział pan Maar. – Strasznie mi przykro, ale nie udało mi się znaleźć nikogo, kto by się zamienił z panem Pierce. Jestem pewien, że jakoś uda się wam dogadać.

Byłam niemal pewna, że mój były po prostu wpłynął na nauczyciela. To był cios poniżej pasa. Miał się ode mnie odczepić, a tu takie coś? Udawałam, że nie przejęłam się tym zbytnio.

- Zaraz zaczną pojawiać się uczniowie i goście specjalni. Chodźmy, więc do drzwi i powiem wam, co i jak.

Posłusznie ruszyliśmy za nauczycielem, nie odzywając się do siebie.

8 komentarzy:

  1. Niby ta część jest dłuższa ,a le mogłaby byś jeszcze dłuższa.Tym bardziej ,że części dodajesz właściwie co tydzień, a zawsze zostaje niedosyt.Czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, zgadzam się z komentarzem powyżej, mogłaby być dluższa, szybko i lekko się czyta twoje opowiadania. Chce następnej części jak najprędzej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piiiiisz :D Uwielbiam twoje opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz dalej, szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uniosła głowę do góry? A można w dół?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo, że nie mam zielonego pojęcia o co chodzi i jak wszystko toczyło się wcześniej to cholernie mnie zaciekawiłaś. Lubię tego typu opowiadania, więc dodałam do obserwowanych (no i również za styl, który się bardzo lekko czyta). Nie wiem, czy będę w stanie przeczytać od początku, ale wierzę głęboko, że znajdę na to czas, bo twoje opowiadanie jest tego warte.

    Co do samego rozdziału, jak wspomniałam, jest ciekawie i interesująco. Ani na moment nie znużyło mnie czytanie i ani na moment nie miałam ochoty wyłączyć tego bloga. Czekam na kolejną notkę, a z tego co tu widzę, dodajesz je dość często. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)