sobota, 26 grudnia 2015

Święta z Blackline'ami (mały powrót do ever liar)

tadam :D trochę zatęskniłam za Kate i innymi bohaterami, więc postanowiłam napisać ten krótki świąteczny epizodzik. mam nadzieję, że się Wam spodoba. zapraszam do komentowania ;) Merry Christmas ;)
******

- Kate, kochanie tak się cieszę, że przyjechałaś! - Już na wejściu wpadłam w zabójczy uścisk mojej rodzicielki.

To będą pierwsze święta, które spędzę z Blackline' ami. Odkąd otrzymałam zaproszenie od Patricii, nie mogłam o tym nie myśleć. Gdybym musiała stawić czoła tylko jej i Jackobowi, to nie byłaby tragedia, ale do tego zacnego grona miała dołączyć moja siostrzyczka i Nick z rodziną. Nie widziałam go od dobrych kilku miesięcy i nie potrzebowałam tego spotkania. Z małego wywiadu, który przeprowadziłam, a właściwie z relacji Maca, dowiedziałam się, że nadal jest singlem. Wciąż czułam coś do niego, jednak należał do mojej przeszłości, związanej z życiem w kłamstwie i rozczarowaniami, a to zostawiłam bezsprzecznie za sobą. Niestety żaden z moich kolejnych chłopaków, nie żeby było ich nie wiadomo ilu, bo w sumie tych dwóch jakoś się napatoczyło, nie znaczył dla mnie tyle co Nickolaj. Głupie serce. Ale to był mniejszy problem.

- Też się cieszę - odparłam, kiedy w końcu pozwoliła mi się odsunąć na odległość ręki.

- Świetnie ci w nowej fryzurze i widzę, że styl też zmieniłaś. Wyglądasz na dużo dojrzalszą. Nie mogę uwierzyć, iż minął tak krótki czas od naszego ostatniego spotkania.

- Kochanie, - dobiegł do nas z kuchni głos taty - Wiem, że cieszysz się z przyjazdu Kate, ale może jednak pomogłabyś mi z zestawieniem stołu?

- Już idę. Katherine poradzisz sobie sama?

- Pewnie. Myślę, że Jackob bardziej cię potrzebuje.

I tak zostałam sama w przedsionku. Z jednej strony miałam wielką ochotę wybiec i nie wracać, ale nie chciałam zawieźć Patricii. Zajęłam kurtkę i weszłam w głąb domu. Już prawie zapomniałam, jak pięknie on się prezentował. Do tego wielka choinka, wznosząca się na dwa metry, świeciła delikatnym, złotym blaskiem świec. Czysta magia. Spełnienie dziecięcych marzeń.

- A kogo to moje piękne oczy widzą? Myślałam, że nie masz zamiaru wracać. - Wspominałam kiedyś, jak bardzo kocham moją siostrę?

- Ciebie też miło widzieć Violett.

- Nie ekscytuj się tak tymi świętami, to prawdziwe piekło i akurat nie ja jestem tego przyczyną – rzuciła i wyszła.

Czy ona była dla mnie miła? No może nie miła, ale nie obraziła mnie. Świąteczny cud! Podążyłam szlakiem jej i niesamowitych zapachów, które sprawiały, że aż ślinka mi ciekła. Salon został całkowicie przemeblowany. Zniknęły z niego fotele, kanapa i stolik, a ich miejsce zajął wielki podłużny stół otoczony krzesłami. Wyglądał jakby zaraz miał się ugiąć. Jeszcze nigdy nie widziałam tak wielkiego indyka!

- Kate! – Poczułam jak coś rzuca się na mnie. No tak, przecież jest tu też rodzina Nicka. – Kate, tak dawno cię nie widziałam!

- Meg, jakaś ty duża! – Podniosłam ją i okręciłam wokół własnej osi.

- A ty wyładniałaś!

Rozbrajał mnie jej entuzjazm. Do teraz nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi jej brakowało. Nie tylko jej.

- Mała ma rację. Miło cię widzieć.

Nick. Jego głos obudził we mnie coś, co nie powinno się przy nim budzić. Nie po takim czasie. Odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził jego głos. Aż zaparło mi dech w piersiach. Wyglądał dojrzalej i zdecydowanie wyprzystojniał. Postawiłam Meg i podeszłam do niego się przytulić.

- Zmieniłeś się.

- Ty również, ale to dobra zmiana, chociaż będzie mi brakowało tych długich loków.

Uśmiechnęłam się i odsunęłam od niego.

- Dzieciaki siadajcie! Nie po to tyle pracowaliśmy, żeby teraz się marnowało.

- Jeszcze raz bardzo dziękuję wam za zaproszenie – powiedziałam, zajmując miejsce obok Nicka, który odsunął dla mnie krzesło.

- Jesteś częścią rodziny, jakby nie patrzeć. – Usłyszałam głos Viol.

- Dość gadania. – Jackob przemówił. – Rzadko widzimy się w takim gronie i trzeba to dobrze wykorzystać. Chciałbym wam życzyć spełnienia marzeń, szczęścia i zdrowia. Chciałbym żebyśmy cieszyli się sobą każdego wspólnie spędzonego dnia. A teraz zajadajmy, bo trochę zgłodniałem.

Po skończeniu przemowy zabrał się za krojenie indyka. Pałaszowaliśmy zgodnie, przerywając sobie od czasu do czasu historiami o mijającym roku. Niestety stałam w centrum zainteresowania. Właściwie ten rok nie był interesujący. Nic już nie wydawało się interesujące, odkąd wyprowadziłam się z Dobsonu. Nie żebym narzekała. Kiedy najedliśmy się do syta, Meg zaciągnęła nas pod choinkę. Nick, Viol i ja usiedliśmy z nią na miękkim dywanie i pomogliśmy odpakować prezenty. Znalazły się tam pudełka i dla nas. Otworzyłam swój. Znajdował się w nim złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie skrzydła i małym diamencikiem.

- To jest piękne. Bardzo wam dziękuję – rzuciłam się, żeby uściskać rodziców.

- Nie ma za co. Uznaj to, za spóźniony prezent urodzinowy. Przykro nam, że nie mogliśmy przyjechać.

- Kate, tu jest jeszcze jedno pudełko da ciebie. – Usłyszałam głosik Meg.

Spojrzałam pytająco na Patricię, ale ona wyglądała na szczerze zszokowaną. Wzięłam prezent, ale nie zdążyłam go rozpakować, bo Nick wziął mnie pod rękę i wyprowadził na zewnątrz.

- Zaraz wrócimy – rzucił do pozostałych.

- Nick, co się dzieje?

Otoczył nas chmurą ciepła, żebyśmy nie musieli zakładać kurtek.

- Brakowało mi cię, Kate.

- Mi ciebie też. – Odpowiedziałam szczerze.

- Otwórz prezent.

Powoli otworzyłam pudełko. Leżała w nim malutka… różdżka. Spojrzałam na niego skonsternowana.

- Ale co to ma znaczyć?

- Wiem, że może ci czasem brakować magii, dlatego przelałem tu trochę swojej mocy.

- Jak to zrobiłeś? Przecież…

- Nie ważne. Chciałem, żebyś miała przy sobie cząstkę tego, co straciłaś, mimo, że zrobiłaś to na własne życzenie.

Przytuliłam go mocno.

- Bardzo dziękuję. Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.


Z nagłego przypływu radości pocałowałam go. Jak się akurat złożyło, był to pocałunek pod jemiołą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)