środa, 30 grudnia 2015

Under the mistletoe

Jutro nie będę miała pewnie czasu, żeby tu zajrzeć,dlatego już dziś chciałabym Wam życzyć, aby ten kolejny rok był dla Was niesamowitym przeżyciem, pełnym miłych niespodzianek i uśmiechu. + świąteczny oneshot specjalnie dla Was :* Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia w 2016! :D

Siedząc w poczekalni z tłumem ludzi, którzy tak ja ją łapali ostatni samolot do Los Angeles, nudziłam się koszmarnie. Z powodu nadmiernych opadów śniegu wszystkie loty zostały przesunięte o kilka godzin, także siedzę tu już, jakby się czepiać szczegółów, trzy godziny i pewnie posiedzę kolejne trzy, bo irytujący biały pyłek z nieba jeszcze się nie zdecydował, czy zamierza przestać sypać czy może nie. Nawet gdybym w tym momencie wyleciała i tak nie zdążyłabym na Wigilię. Może to i lepiej. W końcu nigdy nie lubiłam tego gwiazdkowego klimatu, gdy wszyscy są dla ciebie mili, mimo że wiedzą, iż masz to wszystko gdzieś.

Dwa lata temu przeniosłam się na studia do Nowego Jorku. To była najlepsza decyzja mojego życia. Zawsze czułam się niemile widziana we własnym domu. Może to kwestia mojego wybuchowego charakteru, a może tego, że naturalnie nie potrafię być miła i uprzejma na zawołanie, jak reszta rodzinki.

Prawdę mówiąc na pierwszy rzut oka, wyglądam jak poukładana dziewczynka z dobrego domu. No wiecie - długie blond włosy, niebieskie oczy, dołeczki w policzkach i zgrabna sylwetka, o której marzy każda nastolatka. Wygląd kojarzony z pięknymi hollywoodzkimi aktoreczkami, tyle, że ja mam jednak w swojej uroczej główce trochę mózgu. Jestem jedną wielką sprzecznością. 
Minuta wlecze się za minutą. Mam dość czekania. Proszę siedzącą obok mnie kobietę, żeby popilnowała mojej walizki, co robi z wielką niechęcią, kiedy chwytam czytaną chwilę wcześniej książkę i udaję się do kawiarenki. Po drodze mijam miliony choinek i innych podobnych ozdób świątecznych. Tandeta. Kolejny chwyt marketingowy, jak te wszystkie idiotyczne świąteczne piosenki puszczane miliony razy już od końca listopada, bo w końcu, po co czekać na Wigilię? Może w przyszłości powinnam kandydować na prezydenta i zakazać puszczania "Last Christmas" aż do pierwszego dnia świąt? Zawsze warto pomarzyć.

Nagle ktoś z całym impetem wpada na mnie, przez co ląduję na podłodze, gdzie towarzyszy mi moja duma i dwa wysłużone egzemplarze "Morderstwa w Boże Narodzenie" Agathy Christie.

- Uważaj jak chodzisz - warknęłam w stronę tej ofiary losu, która mnie potrąciła.

Przede mną stał z wyciągniętą ręką brunet o ciemnych oczach. Był całkiem przystojny i nieźle umięśniony, ale w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, bo przez niego nabiłam sobie pewnie ładnego siniaka.

- Przepraszam, że cię potrąciłem. Mam na imię Mike.

- Nie obchodzi mnie jak masz na imię - rzuciłam wstając z ziemi, przy okazji zabierając swoją książkę.

- Okej, to może jako zadośćuczynienie postawię ci kawę? Widzę, że też trochę tu czekasz.

- Raczej się nie skuszę. Sorry. - Ruszyłam przed siebie. Po chwili zauważyłam, że ten natręt idzie za mną.

- Bardzo ci się nudzi? - Zapytałam skonsternowana.

- Po prostu idę w tym samym kierunku co ty. - Uśmiechnął się promiennie, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

Odwróciłam się na pięcie i szybko ruszyłam do kawiarenki. Zamówiłam czekoladową latte i ciastko cynamonowe. Usiadłam przy stoliku i zagłębiłam się w lekturze. Chciałam, żeby kawa trochę ostygła, a i tak samolot jeszcze długo nie wystartuje. Po chwili ktoś się do mnie przysiadł i niestety doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, kto to jest.

- Nadal będziesz się upierał, że mnie nie śledzisz?

- Tym razem przysiadłem się celowo. Śnieg przestał padać i za jakieś 25 minut wylatujemy.

Spojrzałam za okno i faktycznie miał rację.

- Dziękuję. - Byłam mu to winna.

- Ależ nie ma za co, a teraz chodźmy.

Chciał wziąć mnie za rękę, ale szybko się od niego odsunęłam. Zdążyliśmy idealnie na czas. Oddaliśmy bagaże i weszliśmy na pokład samolotu. Mike, bo chyba tak miał na imię, był jak mój cień. Nie odstępował mnie na krok. Zajęłam swój fotel i miałam nadzieję, że teraz sobie pójdzie, ale nie. Musiał mieć miejsce akurat koło mnie.

- Cóż za zbieg okoliczności - prychnęłam.

- Ja bym to nazwał przeznaczeniem. - Mrugnął do mnie, no co tylko przewróciłam oczami. 

Włożyłam słuchawki do uszu i już po chwili zasnęłam.

*
- Obudź się Królewno - usłyszałam szept. Delikatny oddech muskał moje ucho. To było miłe. Chwila, to już nie sen.

- Co do cholery?

- Dolecieliśmy na miejsce i za chwilę będziemy musieli wysiąść.

Przeciągnęłam się.

Już z oddali widziałam moją matkę. No pięknie, jak ona się dowiedziała, o której ląduję? W sumie jest znana ze swojej upierdliwości. Współczuję ludziom, którzy musieli jej słuchać. Jak najbardziej musiałam opóźnić podejście do niej. W końcu cały tydzień jeszcze przed nami. Zdążę się nacieszyć jej obecnością. Ruszyłam odebrać walizkę. Nim zdążyłam złapać za rączkę, ktoś mnie wyręczył.

- Jeszcze ci się nie znudziło? - Zapytałam Mike'a.

- Taka dziewczyna jak ty, nie może się znudzić. To co, dasz mi swój numer?

Roześmiałam się.

- Uroczy jesteś, czyli nie w moim typie.

- Typy się zmieniają. - Nadal próbował.

- Nie moje.

- No to zobacz, gdzie stoimy. - Odchylił głowę do góry, a ja powędrowałam za jego wzrokiem. Cholerna jemioła.

- Chyba przeznaczenie ma co do nas inne plany niż ty.

Jego usta zaczęły się niebezpiecznie zbliżać do moich. Stanęłam przed wyborem, który w gruncie rzeczy nie był najtrudniejszy. Mimo tego, że Mike był irytujący, od początku miałam ochotę go pocałować. Czysto fizyczne przyciąganie - tak bym to określiła. Nie wahałam się i złączyłam nasze usta. Na początku był to delikatny pocałunek, jednak szybko go pogłębił. Muszę przyznać, że nieźle całował. Poczułam iskrę skaczącą między nami. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Wplotłam palce w jego włosy i przeciągnęłam go bliżej. Położył ręce na moich biodrach. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie.

- To może w końcu zdradzisz mi swoje imię? - Zapytał przerywając pocałunek.

- Taylor, a teraz zbieramy się na resztki Wigilii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)