wtorek, 19 stycznia 2016

Call me XX

- Callie –
W głowie miałam pustkę. Niby są ludzie, którzy potrafią z nią żyć, ale ja nie mogłam się na to przestawić. Od czasu wybuchu Johna prawie całkowicie oddałam się swojej pracy. W ciągu tych paru dni nadrobiłam wszystkie stare dokumentacje. Nikt nie lubił się nimi zajmować, a dla mnie to była idealna ucieczka od problemów dnia codziennego. Wyjazd do Londynu również wypadł rychło w czas. Kiedy John pocałował mnie na lotnisku, zrobiło mi się niedobrze, a kiedy wsiadłam do samolotu miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała tu wracać. Może znajdę jakąś pracę w Anglii. Chciałam uporządkować stare sprawy, a wynikło z tego jeszcze większe bagno. Miałam wrażenie, że z każdym krokiem zapadam się w nie coraz głębiej, nie mając nikogo, kto pomógłby mi się wydostać. Jeszcze sprawa Julliana, który mimo swoich dobrych intencji, wszystko bardziej komplikuje.

Dwa dni temu po raz pierwszy od dość długiego czasu udałam się do kościoła. Kiedy byłam mała modliłam się o coś, do czasu, aż się nie spełniło. Z biegiem lat utraciłam ją, a właściwie może nie utraciłam, ale brakowało mi na nią czasu. To brzmi absurdalnie, ale niestety tak było.
Usiadłam w pierwszej ławce z modlitewnikiem i pogrążyłam się w modlitwie. Poczułam obecność Boga obok siebie, w końcu przestałam czuć się osamotniona. Czułam, że moje słowa nie odbijają się i ściany, ale ktoś na prawdę ich słucha i rozumie. Dało mi to nadzieję i odrobinę siły, bez której nie dałabym rady wstać. To smutne patrzeć, jak twoje ideały rozpadają się niczym bajkowy pyłek wróżek i jeden podmuch wiatru przegania je w miejsca, których nigdy nie poznasz.

Siedzę na wielkim łóżku, w londyńskim hotelu i wyglądam przez okno podziwiając panoramę miasta. Wygląda na pełne nieopowiedzianych historii. Powinnam przebrać się na spotkanie z Jullianem, ale nie chciało mi się. Czuję się jakby moje ciało przestało produkować hormony szczęścia. Kiedy w końcu zmuszam się do ogarnięcia się, zauważam, że zostało mi tylko pięć minut. Przeszukuję walizkę w poszukiwaniu dżinsów, koszulki i trampek. Cud, że o niech nie zapomniałam. Związuję włosy w kucyk i schodzę do recepcji.

Na widok Julliana robi mi się gorąco. W prostych ciuchach, jakimi są niebieskie spodnie i biały T-shirt wygląda jak chłopak z okładki. Nie powinnam o tym myśleć.

- Cześć. - Mówię uśmiechając się.

- Cześć. Jak tam konferencja?

- Porywająca. Gdzie idziemy?

- Zobaczysz. Mam nadzieję, że jesteś głodna. - Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. - To świetnie. Idziemy.

Wyszliśmy z budynku i wysiedliśmy do czekającej na nas taksówki.

- Nie jedziemy zbyt daleko. - Powiedział cicho Jullian.

Miał rację. Już dosłownie po 10 minutach byliśmy na miejscu. Spojrzałam przez okno i moim oczom ukazał się duży przeszklony biurowiec.

- To tutaj? - Bardziej wyglądało to na siedzibę jakiejś korporacji, niż miejsce, w którym moglibyśmy zjeść.

- Nie oceniaj książki po okładce.

Wprowadził mnie do środka, a następnie weszliśmy do windy, którą wjechaliśmy na sam dach budynku. Widok oszołomił mnie. Korytarz był wyłożony czerwonym linoleum a ściany obwieszone lustrami, co optycznie powiększało pomieszczenie. Czułam się nieodpowiednio ubrana. Szliśmy dalej zatrzymując się dopiero przed hebanowymi drzwiami. Kiedy je przede mną otworzył nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Znajdowaliśmy się w przytulnej knajpce z widokiem na London Eye. Miejsce w ogóle nie miało w sobie sztywności, którą czuć było w korytarzu. Zamiast krzeseł przy niskich stolikach stały pluszowe kolorowe pufy, a na nich ułożone były książki z zakładkami.

- Co to za miejsce? - Byłam pod wrażeniem. Wybraliśmy stolik przy oknie i usiedliśmy biorąc do rąk lektury.

- Kiedy byłem tu kilka lat temu moja siostra mnie tu przeprowadziła. Byłem w takim samym szoku jak ty. To kawiarnia literacka. W każdej z książek, którą tu znajdziesz masz zaznaczony fragment z cytatem na dzisiejszy dzień. Otwórz swoją.

Trzymałam w ręku egzemplarz, to chyba jakiś żart, "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Nienawidzę tej książki, ale nie mogłam się oprzeć zobaczeniu cytatu.

- "Nim zacznę biegać, muszę nauczycieli chodzić". Co to ma znaczyć?

- Sama musisz do tego dojść. Ja idę po kawę i naleśniki.

- Mają tu naleśniki? Takie z owocami?

- Pewnie. To co, maliny, truskawki i syrop klonowy?

Pokiwałam głową ciesząc się jak dziecko.

- Zamówię ci też herbatę z mlekiem - widząc moje skrzywienie, zrezygnował i postanowił wziąć mi czerwoną herbatę.

Spędziliśmy w kawiarni dwie godziny. Pogrążona w rozmowie, całkowicie zapomniałam o Johnie, do czasu, aż rozbrzmiał dzwonek mojej komórki. Odebranie było równie złą opcją, jak zignorowanie połączenia. Wybrałam mniejsze zło, pokazując Jullianowi, żeby siedział cicho.

- Halo?

- Cześć kochanie. Co tam u ciebie? - Jego głos ociekał słodyczą.

- Wszystko w porządku. A co u ciebie?

- Właśnie nudzę się czekając na spotkanie. Mam nadzieję, że nie siedzisz cały czas w hotelu. Londyn został stworzony do zwiedzania.

- Właśnie jestem w trakcie.

- W takim razie nie będę ci przeszkadzał. Kocham cię.

- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam niczym automat i rozłączyłam się. No to wracamy do prawdziwego świata.

- Myślę, że powinniśmy się już zbierać - powiedział Jullian.

- Masz rację. Wracajmy do hotelu.

- A czy ja powiedziałem, że to koniec rozrywek na dziś? - Zapytał z chytrym uśmieszkiem. - Jest jeszcze jedno miejsce, do którego koniecznie muszę cię zabrać.

I w ten oto sposób wylądowaliśmy na London Eye. To było bardziej zachwycające niż mogłabym sobie wymarzyć. Pomijając tłumy ludzi, którzy wypełniali kapsułę, było idealnie. Świat widziany z góry, Londyn widziany z góry nabierał nowego wymiaru.

- Podoba ci się? - Zapytał mój towarzysz.

- Nie wiesz nawet, jak bardzo mnie dziś uszczęśliwiłeś. Dziękuję za to wszystko.

- A ja dziękuję ci za to, że odmieniłaś moje życie, Callie.

Założył mi włosy za ucho i delikatnie musnął moje usta.

Poczułam łaskotanie motylków w brzuchu, jak za czasów szczenięcej miłości w liceum. Istna magia. Kiedy nasze usta się rozłączyły, uśmiechnęłam się. Cudowny dzień.
Jak na złość nagle zaczęło padać. Krople deszczu stukały w oszaleję ściany. Przysunęłam się bliżej Julliana i wtuliłam w niego.

- Chyba nie mamy parasola. - Powiedziałam.

- Nie martw się. Z cukru nie jesteśmy, chociaż w twoim przypadku nie byłbym tego taki pewien. Mam marynarkę.

Marynarkę? Jak ja mogłam ją przeoczyć?

- Nie zauważyłam jej wcześniej.

- Tutaj zawsze trzeba być przygotowanym na nagłą zmianę pogody.

Gdy tylko wysiedliśmy z kolejki. Jullian rozpostarł nad nami czerwoną marynarkę. Muszę przyznać, że z perspektywy przypadkowego obserwatora musiało to wyglądać zabawnie. Czerwona peleryna od razu skojarzyła mi się z supermenem.

- Czuje się jak Superman. - Jullian szepnął mi do ucha.

- Jesteś nim dla mnie.

Pocałował mnie w czoło i wróciliśmy do mojego hotelu. Jeszcze przed wejściem zauważyłam przez przeszklone drzwi Johna.

- Musisz już iść. - Powiedziałam w pośpiechu, popychając go jak najdalej od wejścia.

- Coś się stało? Callie, wiesz, że możesz mi powiedzieć.

- Wszystko w porządku. Po prostu idź.

Odwrócił się ze smutkiem wypisanym na twarzy. Odetchnęłam głęboko i weszłam do hotelu. Po drodze rzuciłam na bok marynarkę Julliana, której zapomniałam mu oddać.

- Co ty tu robisz? - Zapytałam chłopaka.

- Ciebie też miło widzieć kochanie. - Chciał pocałować mnie w usta, ale odwróciłam głowę i trafił w policzek. - Chciałem zrobić ci niespodziankę.

Mam nadzieję, że moja mina pokazała mu za jak bardzo zły pomysł to uważałam.

- Nie bocz się tak. Chodźmy na górę.

Niemal siłą musiał mnie tam zaciągnąć. Prawdę mówiąc, już wolałabym nocować w holu niż w jednym pokoju z nim. Postawił swoją walizkę obok mojej.

- A tak naprawdę, po co tu przyleciałeś? Mnie nie oszukasz.

- Obawiałem się, że wpadnie ci do głowy jakiś głupi pomysł i wygląda na to, że miałem rację.

- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz.

- Nie żartuj sobie. Widziałem go.

Jullian. Tego się obawiałam. Nie chciałam, żeby wplątał się przeze mnie w kłopoty.

- To ten od wieczornych telefonów, zgadza się? Mówiłem ci, żebyś zerwała z nim kontakty. – Usiadł na łóżku i przeczesał włosy palcami, mierzwiąc je delikatnie. Wyglądał jakby nie wiedział, co ze mną począć. Po prostu ode mnie odejdź! – Wiesz, że mogę go od tak znaleźć? Nikt nie będzie mi odbierał tego, co moje.

- Nie jestem rzeczą, a tak mnie traktujesz. Nie możesz mnie wiecznie przy sobie trzymać!

- Właściwie, to czemu nie. Zarabiam wystarczająco dużo, żeby utrzymać nas oboje, więc w sumie mogłabyś zostać w domu.

- Oszalałeś! Nie będę ci się podporządkowywać. Nie masz nade mną takiej mocy. Moi rodzice nie wybaczyliby mi, gdybym dalej w tym trwała. – Wiedziałam, że będzie im ciężko, bez jego wsparcia, ale moje szczęście jest dla nich ważniejsze.

- Nie byłbym tego taki pewien. Rozmawiałem dziś z nimi i przedstawiłem moje podejrzenia o twoim romansie.

Zdecydowanie przegiął. Jak można komuś zrobić takie świństwo?

- Ale to nie prawda!

- Byli tobą rozczarowani i prosili, żebym się nie poddawał i dał ci drugą szansę.

- Jak mogłeś ich nastawić przeciwko mnie? Nie masz za grosz sumienia?
- Zależy mi na tobie.
- Gdyby ci zależało, to pozwoliłbyś mi odejść!
- Nie ma takiej opcji. Nie dam zmarnować ci życia z jakimś pierwszym lepszym idiotą.
- Nie znasz go, więc nie oceniaj. To mój wybór!
Podszedł do mnie i pochylił się do mojego ucha, po czym wyszeptał.

- Już nie. Zostaniesz ze mną, już do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)