piątek, 12 lutego 2016

Call me XXIV

- Jullian –
Od godziny wlepiałem wzrok w ekran laptopa przeglądając finanse i mnóstwo innych firmowych papierów. Do powrotu zostały mi dwa dni, a chciałem być przygotowany na wizytę w biurze matki. Pragnąłem jej pokazać, że zasługuję na etat w firmie. Nie miałem zamiaru udawać wielkiego szefa, bo jest wiele osób, które mają tam ode mnie znacznie większe doświadczenie, ale chciałem pokazać, na co mnie stać. Ojciec nigdy mnie nie doceniał. Już od małego wytykał mi każdy błąd, nie doceniając dobrych stron. I chociaż nie było go już tu z nami, starałem się z całych sił sprawić, żeby gdziekolwiek teraz jest, był ze mnie dumny.
Całe to przeglądanie było niebywale nudne i szczerze mówiąc irytujące. Nigdy tego nie lubiłem, ale z tego, co słyszałem od moich znajomych, rzadko kto jest zadowolony ze swojej pracy. No chyba, że jest jakąś światową sławą. W takim wypadku, z górą pieniędzy u boku każdy poczułby się spełniony.
To zajęcie całkowicie odsunęło moje myśli od Callie. Kilka godzin później dźwięk jej głosu, kiedy wróciła do apartamentu wyrwał mnie z letargu.
- Hej, już jestem!
Szybko odsunąłem się od biurka, zatrzaskując laptopa.
- Hej. Jak tam spotkanie?
- Dobrze.
Jedno spojrzenie na nią i od razu wiedziałem, że coś poszło nie tak.
- John się pojawił? - Mogłem śmiało strzelać.
- Niestety. Chciał porozmawiać, ale szybko od niego odeszłam. Nie ma o czym gadać. Zobaczył mnie z przyjacielem i dopowiedział sobie resztę.
- Dopowiedział resztę? Chyba za lekko wczoraj oberwał. - Podniosłem się z krzesła i byłem gotowy znowu do niego pójść. Na myśl o tym, że miał jeszcze czelność pokazać się Callie na oczy, ponosiły mnie emocje.
- Mówiłam ci, że nie warto. Poradzę sobie, a teraz chodźmy pozwiedzać.
Wydawała się podekscytowana tym pomysłem i czułem, że poprawi jej to humor.
- Okej. Masz jakiś konkretny plan?
- Liczyłam na ciebie. Chciałabym zobaczyć jak najwięcej.
- Myślę, że damy radę.
*** 
Jednak nie daliśmy rady. Jako, że Callie bardzo dokładnie przyglądała się wszystkim rzeźbom w Muzeum Madame Tuesand i uparła się, żeby z większością zrobić jej zdjęcie, poza muzeum udało nam się tylko obejrzeć Big Bena no i The Pergola, czyli inaczej mówiąc Tajemniczy Ogród. Mało kto z przybywających do Londynu turystów o nim wie, ale swojego czasu zdarzyło mi się zgubić w tym mieście i przypadkiem się na niego natknąłem. Nie dało się nie zakochać w tym miejscu. Kolumnada porośnięta roślinami pnącymi i w pełni rozwiniętymi różami była miejscem niczym wyciągniętym z książki. O takich miejscach można pisać wiersze.
- Wow. Nie spodziewałam się, że w środku miasta można znaleźć, takie piękne miejsce.
- Widzisz? Wszyscy patrzą na Londyn przez pryzmat Big Bena czy London Eye, a jego niesamowitość tkwi w miejscach takich jak to. Zapomnianych, ukrytych, niedostrzeganych dla świata.
Uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.
- Cieszę się, że jestem tutaj z tobą.
- Bo sama nie znalazłabyś ogrodu? - Zapytałem z rozbawieniem.
- Nie tylko. Cieszę się, bo sprawiasz, że mój świat nabiera na nowo barw.
Uniosłem jej podbródek do góry, tak żeby na mnie spojrzała swoimi niesamowitymi oczami.
- Ja też się cieszę. Szkoda, że jutro musisz wyjechać.
- Niestety nie wszyscy mamy cudownych przyjaciół, którzy mogą nas zastąpić.
- Tak właściwie, to rzuciłem tą pracę.
Zaskoczyły ją moje słowa.
- Ale myślałam, że to lubiłeś.
- Nadal to lubię, ale nie jest to zbyt dobrze płatna praca. Przynajmniej nie wtedy, kiedy myślę o założeniu w przyszłości rodziny. Fundusz rodzinny kiedyś się skończy, a ja nie chciałbym z dnia na dzień szukać innych rozwiązań. Zdecydowałem, że zacznę pracować w rodzinnej firmie.
- Jeżeli to cię uszczęśliwi... To o tym rozmawiałeś w nocy przez telefon? Przebudziłam się i usłyszałam kawałek twojej rozmowy.
- Tak. Myślę, że to dobra decyzja.
- Tylko nie stan się pracoholikiem, bo przestanę cię lubić! - Rzuciła, groźnie poruszając brwiami.
- Nie oszukujmy się. Mnie nie da się przestać lubić.
Uśmiechnąłem się zalotnie, za co oberwałem delikatnie w żebra.
- Trzeba coś zrobić z twoim ego, bo jak tak dalej pójdzie, w ciągu tygodnia będziesz nie do zniesienia.
- Mam to w kościach od małego, więc raczej ci się nie uda, ale śmiało.

Potrząsnęła głową, śmiejąc się pod nosem. Zakochałem się w tym śmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)