sobota, 6 lutego 2016

Call me XXIII

- Callie –
Już dawno tak się nie wyspałam. Nie dość, że łóżko było niesamowicie miękkie, aż człowiek chciał się w nim zatopić, to miałam najwygodniejszą poduszkę świata. A konkretniej mówiąc - miałam Julliana. Leżałam wtulona w jego szerokie ramiona, delikatnie jeżdżąc palcami po jego klatce piersiowej. Nie chciałam go obudzić, ale to zajęcie mnie wciągnęło. Po rzuceniu okiem na zegarek, dostrzegłam, że przede mną jeszcze dobre dwie godziny do dzisiejszego spotkania. Nie miałam najmniejszej ochoty na nie iść, a myśl, że mogłabym tam spotkać Johna, w sumie to było pewne, iż tam będzie, tym bardziej skłaniała mnie do zostania tutaj. To mogło jednak zaszkodzić mojej karierze, która i tak już była zagrożona. Mój teraz już były chłopak nigdy nie rzucał słów na wiatr. Wiedziałam, że mogę będzie żałować odejścia, ale w tamtej chwili to była najlepsza decyzja, jaką podjęłam. Nie jestem kobietą, którą można sobie podporządkować i trzymać uwiązaną. Nie chcę taka być. Faceci myślą, że rządzą tym światem, ale się mylą. To kobiety mają władzę i trzeba im to skutecznie uświadomić. Jeden z powodów, dla którego zostałam prawniczką.

Musiałam wydostać się z żelaznego uścisku, niestety pęcherz nie zna dobrych momentów. Było mi tak rozkosznie ciepło, ale mus to mus. Ostrożnie wyplątałam się z pościeli i na paluszkach przebiegłam do łazienki. Kiedy spojrzałam na siebie w lustrze, byłam przerażona. Nie miałam wczoraj siły by zmyć makijaż mleczkiem, więc ograniczyłam się do zwykłej wody, co zaowocowało wyglądem klasycznej pandy.  Cudownie. Zmyłam ślady i szybko załatwiłam swoje potrzeby.

Pomyślałam, że powinnam się jakoś odwdzięczyć Jullianowi, za to, co dla mnie robił. A co jest lepszą podzięką niż śniadanie? Zamówiłam wszystko przez interkom i w czasie, kiedy obsługa realizowała zamówienie, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Zrezygnowałam z chęci założenia koszuli, bo czułam, że ją pogniotę, dlatego wybrałam zwykłą białą bluzkę z dekoltem w serek i szarą, materiałową spódnicę. Kończąc nakładać tusz na rzęsy, usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć, po czym uregulowałam rachunek i skierowałam się do sypialni, gdzie nadal uroczo spał mój przyjaciel. Potrząsnęłam nim lekko.

- Jullian, obudź się!

- Jeszcze chwilkę, mamo. – Rzucił przyciągając mnie do siebie, tak, że jego głowa leżała teraz na moim brzuchu. Czułam, jak przechodzi przeze mnie delikatny prąd. Zachowywał się jak małe dziecko.

- Nie ma takiej opcji. Nie po to tak się starałam, żeby teraz śniadanie wystygło.

- Powiedziałaś „śniadanie”?

No proszę! Teraz to raczył wstać.

- Nie podnoś się! – Pogroziłam mu palcem. Wzięłam z wózka jego tackę i podałam mu, po czym zgarnęłam swoją i zajęłam miejsce obok niego. – Mam nadzieję, że będzie ci smakować.

Patrzyłam jak zdejmuje pokrywę z talerza i jego oczy, mogłabym przysiąc, że się zaświeciły.

- Skąd wiedziałaś, że to mój ulubiony omlet!?

Uśmiechnęłam się szeroko.

- Mam swoje tajemnice, a teraz jedz.

Skupiliśmy się na niesamowitych daniach. Rozbawiły mnie jego reakcje, które usilnie starał się wyolbrzymić. Prawie zadławiłam się ze śmiechu.

- Przestań! – Walnęłam go delikatnie w bok.

- Ale, że co? – Zapytał z pełnymi ustami. I że niby on jest starszy ode mnie?

- Daję słowo, czasami zachowujesz się gorzej niż Toby!

- Ale i tak lubisz mnie bardziej niż jego!

- Nie byłabym tego, aż taka pewna.

- Ranisz moje uczucia.

Pocałowałam go w policzek na zgodę.

- I ty naprawdę myślisz, że takim buziakiem odpokutujesz swoje winy? – Rzucił, nadal udając obrażonego.

- Myślę, że tak. Nie zapominaj, kto zajął się śniadaniem…

Przerwał mi w pół zdania, całując mnie w usta. Czułam się otumaniona ego niesamowitym smakiem. Rzeczywiście ten omlet musiał być genialny. Pogłębiłam pocałunek, uprzednio odstawiając nasze puste tace. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Julliana. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, nie mogłam złapać oddechu.

- Teraz uznajmy, że ci wybaczam. – Wyszczerzył się do mnie, przytulając mnie do swojego boku. – Baby you’re all that I want, when you’re lyin’ here in my arms… - Zanucił.

- Na trzeźwo brzmisz sto razy lepiej, ale za chwilę muszę lecieć, więc pozwolisz, że zajmiemy się czymś innym. – Szepnęłam mu do ucha konspiracyjnie, siadając na nim okrakiem.

- Nie ma najmniejszego problemu.

Resztę czasu spędziliśmy na całowaniu. Czułam się, jakbym powróciła do czasów liceum. Pierwszy, niesamowity chłopak, pierwsze pocałunki, motyle w brzuchu i te sprawy. Przy Johnie już dawno przestałam je czuć. Myślałam, że to mija z wiekiem, ale najwyraźniej się myliłam.

- Nie mogłabyś odpuścić sobie tego spotkania? – Powiedział z ustami przy moich ustach.

- Nie ma takiej opcji. Muszę dbać o swoją reputację. – Wstałam z łóżka, poprawiłam szybko włosy, licząc na aprobatę ze strony Julliana. Skinął głową z uśmiechem, karząc mi się obrócić. No tak, w końcu to facet. Oni i to ich „podziwianie widoków”. Założyłam szpilki, chwyciłam torebkę i wyszłam.

- Przepraszam za spóźnienie - Tymi słowami byłam zmuszona się przywitać, gdyż niestety utknęłam w korku. Zauważyłam, że przy moim miejscu stoi już filiżanka kawy z mleczną pianką na wierzchu. Uśmiechnęłam się na ten widok i usiadłam. Ten dzień zapowiadał się dobrze.
Albo i nie. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdybym na spodku nie znalazła serwetki z wiadomością od Johna.
Musimy pogadać. - J
Zgniotłam ją szybko i oddałam się dyskusji na temat, który w tej chwili mało mnie obchodził. Starałam się nade wszystko skupić i nie odpłynąć.
Po zakończeniu pasjonującej dyskusji kilku moich kolegów chciało mnie wyciągnąć na kawę, jednym z nich był Greg. Ten sam, który pomagał mi się przygotować do zdania końcowych egzaminów. Komu, jak komu, ale jemu nie miałam serca odmówić. Dawno go nie widziałam, bo opuścił Nowy Jork od razu po studiach. Wyglądał jeszcze bardziej zabójczo, niż kilka lat temu. A może to tylko magia garnituru?
W każdym razie, wyszłam trzymając go pod rękę. Niestety za drzwiami czekał na nas nie kto inny, jak John. No to zaczynamy zabawę. W ręku trzymał bukiet róż. Nic oryginalnego. Kiedy jednak, po dokładnym zlustrowaniu mnie, przeniósł wzrok na Grega, jego mimika nie pozostawiała wiele do dodania.
- No proszę. Zdaje się, że wczoraj obiłem kogoś innego. Nie mogę uwierzyć, Callie. Wczoraj jeden, dziś drugi. Zachowujesz się, jak tania dziwka.
- Call, kto to jest? I dlaczego ten dupek cię obraża? - Zapytał zdezorientowany Greg.
- Nie pozwalaj sobie, a teraz zabieraj łapy od mojej dziewczyny, bo tego pożałujesz. - Chyba nie dotarło do niego nic, z tego, co zdarzyło się wczorajszej nocy.
- NIE JESTEM TWOJĄ DZIEWCZYNĄ! Nic do ciebie nie dotarło!
- Mam mu przywalić? - Przynajmniej miałam przy sobie, kogoś, kto mnie obroni, jeśli mój były wpadnie w szał.
- Daj spokój, nie warto.
- Twoja matka, będzie bardzo tobą rozczarowana.
- Nie uwierzy ci, ponieważ żadne z twoich słów nie jest prawdziwe.
Rzucił na podłogę bukiet i zdeptał go prawie jak małe dziecko.
- Nie możesz mnie zostawić! Tyle dla ciebie poświęciłem!
- Greg idziemy stąd. - Odwróciłam się na pięcie i odeszłam jak najszybciej, ciągnąc za sobą przyjaciela. Już wyczuwałam wiszącą w powietrzu groźbę i wolałam usunąć się z tego miejsca, zanim doszłoby do rękoczynów. Nie żebym miała coś przeciwko porządnemu obiciu Johna, chociażby za to, co zrobił Jullianowi, ale nie chciałam, że by przypadkiem ktoś inny cierpiał.
- Kto to był?
- Mój były. Resztę historii opowiem ci przy tej kawie. Najlepiej z jakimś mocniejszym dodatkiem.
- Myślę, że ci się należy. - Powiedział, obejmując mnie ramieniem i prowadząc.
Kiedy już zajęliśmy miejsce przy stoliku, złożyliśmy szybko zamówienie, a ja streściłam przyjacielowi całą historię. Słuchał mnie cierpliwie, póki nie skończyłam.
- Nieźle się wplątałaś.
- Nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego mi się przydarzy.
- Losu nie da się przewidzieć, trzeba go zaakceptować. - To były chyba najmądrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek od niego usłyszałam.
- Kiedy zrobiłeś się taki mądry?
Uśmiechnął się czarująco.

- No nie mów, że tego nigdy nie dostrzegłaś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)