piątek, 12 lipca 2013

Hej :D

Mam na imię Patrycja. To mój pierwszy blog. Mimo, że sama nie uważam tego co piszę za coś cudownego, to jednak chciałam się w końcu tym podzielić. Liczę na wasze komentarze i zachęcam do odwiedzania częściej mojego bloga.
Poniżej dodaję opowiadanie napisane z perspektywy mężczyzny na potrzeby jednego konkursu. To ono zainspirowało mnie do utworzenia tego bloga. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
17 marca 1915
Wraz ze strugami pierwszego, wiosennego deszczu zalała mnie fala wspomnień. Przypomniało mi się zeszłoroczne, cudowne lato i początek jesieni.

Pamiętam jak razem chodziliśmy na łąkę, rozkładaliśmy koc i rozmawialiśmy o wszystkim. Nie obchodziło nas nic. Świat mógł się walić a ty nadal trwałabyś w moich objęciach. Kiedy zamykam oczy widzę ciebie w morzu czerwonych tulipanów, śmiejącą się. Wiatr rozwiewa twoje kasztanowe włosy, a ja przyglądam się twojej twarzy. Zawsze ciekawiło mnie spojrzenie twoich niebieskich oczu. Mimo ich poważnego wyrazu były ciepłe, kryło się w nich letnie niebo. Mogłem tak na nie patrzeć bez ustanku. Cóż chyba można to było nazwać zakochaniem.  Każdy dzień mijał nam nieubłaganie szybko. Minął czerwiec, lipiec i w końcu również sierpień. Postanowiliśmy, że w pierwszym tygodniu września wyjedziemy gdzieś razem, tylko my dwoje. Udało się. Kupiłem nam niewielki domek w Tomaszowie Mazowieckim w okolicach Zalewu Sulejowskiego.

Pierwsze dni były zwyczajne. Dojechaliśmy na miejsce, rozpakowaliśmy się i poszliśmy przejść się na plażę. Pogoda była piękna. Słońce grzało nasze twarze swoimi radosnymi promieniami, woda była ciepła jak marzenie. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu, lekko mocząc swoje nogi. Oglądaliśmy malowniczy zachód słońca siedząc na molo.

Któregoś popołudnia oparła się o moje ramię i wyszeptała wprost do mojego ucha słowa, które były tak ciche i łagodne jak głos skowronka: „Chciałabym, żeby było tak już zawsze”.

Jej słowa poruszyły mnie. Miałem ochotę oddać jej cały świat za ten promienny uśmiech, który lepiej niż słońce oświetlał każdą chwilę zmieszania, smutku i żalu. Byłem po prostu szczęśliwy.

Nagle oderwała się od mojego ramienia i rzuciła się biegiem w stronę morza krzycząc: „Łap mnie”. Chwilę później już doganiałem ją i razem śmialiśmy się pośród delikatnych fal. Ze wszystkich stron otaczali nas ludzie, ale nas to nie obchodziło. Cali mokrzy powoli wyszliśmy na brzeg. Momentalnie ogarnęło nas zmęczenie, więc postanowiliśmy wrócić do domu.

W czasie drogi nie mówiliśmy zbyt wiele, ale cisza, która nam towarzyszyła wcale nie była krępująca. W oddali, co jakiś czas słychać było śmiechy młodzieży bawiącej się w klubach. Ale to nie było w tej chwili ważne, liczyliśmy się tylko my. Kiedy dotarliśmy na miejsce wzięliśmy szybki prysznic i usiedliśmy razem na ganku. Wtedy padło pytanie, które zmieniło wiele, a można by rzec, że nawet wszystko.

„Kochasz mnie?” zapytała mnie spokojnie, siedząc obok na ławce. „Tak” – odpowiedziałem bez najmniejszej chwili zawahania. „Za co?” To pytanie było dużo trudniejsze niż poprzednie. Zacząłem się zastanawiać. Mijały sekundy, minuty, a ja wciąż nie wiedziałem co odpowiedzieć. Na szczęście po jakimś czasie zauważyłem, że usnęła. Dobrze, że chociaż ona. Przez całą noc myśli biły się w mojej głowie – czy aby na pewno ją kocham? A jeśli tak, to, za co? Pytania bez prostej odpowiedzi. Jedno nieodpowiednie słowo mogło być końcem naszej znajomości. Nie miałem przed nią wielu kobiet, a nawet, jeśli miałem, to były one zupełnie inne. Po wielogodzinnych rozmyślaniach doszedłem do przykrego wniosku – ona jest dla mnie bardziej jak siostra. Nie wiedziałem, jak jej o tym powiedzieć by jej nie zranić. Na dworze zrobiło się zimno, więc zaniosłem ją do środka i otuliłem mocno kocem. Sam ruszyłem nad wodę zostawiając jej na stole kartkę z napisem „muszę to wszystko przemyśleć”. Ciężko było mi myśleć o tym, co będzie rano, ale to było nieuniknione.

To, co działo się, kiedy wróciłem, było spełnieniem najgorszych koszmarów. Znana mi od tygodni osoba zmieniła się nie do poznania. Jej oczy nie miały już niewinnego wyrazu. Były smutne i pełne rozczarowania. Ten widok złamał mi serce. Nie chciała ze mną rozmawiać jedyne słowa, jakie wyszły z jej ust to prośba o jak najszybszy powrót do Łodzi.

Milcząc spakowaliśmy się i udaliśmy w drogę powrotną. Już nigdy więcej nie wymieniliśmy ani jednego słowa. To smutne. Kiedyś byliśmy gotowi oddać za siebie życie, a dziś nawet nie dajemy rady wyjaśnić sobie jednej, głupiej wątpliwości.

















A może byśmy tak jedyna,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?
Może tam jeszcze zmierzchem złotym
Ta sama cisza trwa wrześniowa…
Julian Tuwim „Przy okrągłym stole”




1 komentarz:

  1. wow! pierwsze slowo ktore nasunelo mi sie namysl po przeczytaniu... ta historia jest taka piekna i smutna az sama zaczelam sie zastanawiac na moim zyciem... :) bardzo mi sie podobalo :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)