sobota, 28 listopada 2015

Call me XI

- Callie –
Po rozłączeniu się, niemal od razu zaczęłam się zastanawiać, w co się ubiorę. Typowa kobieta, ale co poradzić. Ostatecznie postawiłam na różowy top i czarną miniówkę. Dorzuciłam do tego lekki makijaż, torebkę i sandałki na koturnie i ruszyłam pod adres otrzymany w wiadomości. Nie było to daleko, dlatego też zrobiłam sobie krótki spacer. Po drodze wysłałam jeszcze wiadomość do Johna, który nadal siedział w pracy, że idę się napić z kolegą. Od razu odpisał, że życzy mi miłego spędzenia czasu i żebym się  za bardzo nie upiła. Ufał mi tak bardzo.

Bar, do którego skierował mnie Jullian, okazał się dość wystawnym miejscem. Znajdował się w przyjemnej i w miarę bezpiecznej dzielnicy. Przy ogromnych przeszkolonych drzwiach czekał na mnie mój przyjaciel (?). Ubrany był w czarne jeansy, szarą koszulkę w serek i zakryte buty. Włosy w lekkim nieładzie dodawały mu uroku. Gdy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Hej! - Rzucił, ruszając w moim kierunku.

- Hej. Nieźle się prezentujesz - powiedziałam z uznaniem.

- Ale nie tak dobrze jak ty.

Wręczył mi herbacianą różę, którą natychmiast powąchałam. Pachniała nieziemsko. Ciekawe, kiedy zdążył ja kupić.

- Dziękuję - szepnęłam, zachwycona tym drobnym gestem.

- Nie ma za co. A teraz chodźmy.

Podał mi rękę i wprowadził do środka baru. Jego wygląd przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Drewniane blaty, połączone z nowoczesną elektroniką sprawiły, że oniemiałam.

- Pięknie tu.

Jego uśmiech się powiększył, o ile to było w ogóle możliwe. Poprowadził nas do boksu przy oknie.

- Może być?

- Tak, jest świetnie. Wyluzuj trochę - rzuciłam, widząc jego zdenerwowanie.

- Przepraszam.

- Nie masz za co przepraszać.

Uśmiechnęłam się i usiadłam.

Kiedy przed nami pojawiły się zamówione uprzednio drinki, upiłam łyka i podjęłam rozmowę.

- Miło w końcu spotkać się na osobności w realu.

- Tak. Co John powiedział, kiedy dowiedział się, że się ze mną spotykasz?

- Życzył mi miłego wieczoru. Bardzo mi ufa. - "Czasami myślę, że ufa mi bardziej niż ja sama."

- Długo jesteście razem?

Nie chciałam odpowiadać na te pytania, bo czułam, że ciągnięcie konwersacji o tym psuje mu humor. Nie rozumiałam, czemu dalej o to pytał.

- Nie rozmawiajmy o tym. Chcę miło spędzić ten wieczór, bo zaraz znowu wyjeżdżasz.

- Właściwie... Wyjeżdżam tylko na kilka dni.

Zszokowało mnie to nieco.

- Czemu? Chyba nie zwolnili cię z pracy?

- Nie. Po prostu skończyła mi się umowa i zdecydowałem, że za bardzo brakuje mi tego miasta.

- Tak, Nowy Jork jest specyficzny, ale niesamowity.

- Po za tym bardzo tęsknię za Tobym.

- To świetny dzieciak. Kiedyś chciałabym mieć takiego szkraba.

- A ja chciałbym móc go poznać. Pewnie byłby tak mądry i ładny jak jego mama.

Uśmiechnęłam się.

- Czaruś.

- We własnej osobie.

Roześmialiśmy się.

- Powiedz mi szczerze, czy gdyby nie John, umówiłabyś się ze mną na taką prawdziwą randkę? - Bezpośrednie pytanie. Dobrze, że nie owijał w bawełnę.

- Kiedy cię zobaczyłam po raz pierwszy, czułam, że mnie przyciągasz. Nie wiedziałam, że jesteś moim Julianem, a mimo to na twój widok serce szybciej mi zabiło. Odpowiedź brzmi tak. Jednak sytuacja wygląda bardziej skomplikowanie. Kocham Johna i nie jestem w stanie go zostawić. Może kiedyś to się zmieni, ale to nie jest odpowiednia pora. Zostańmy przy tym, co jest.

- Skoro tylko tak mogę być blisko ciebie. John wydaje się miłym facetem. Nie chciałbym być tym złym w tej historii.

- Nie będziesz. Obiecuję - powiedziałam przytulając się do niego, co było łatwe ze względu na to, że siedzieliśmy na kanapie obok siebie.

Westchnął.

- Co u Ruth? - Zapytał.

- Świetnie. Miałam Ci przekazać od niej pozdrowienia. Zrobiła sobie urlop macierzyński. Chyba nie wspominałam, że urodziła córeczkę, która jest tak rozkosznie urocza. Pokochałbyś ją. O rany Ruth nie uwierzy, że się z tobą w końcu spotkałam.

- Ja sam nie mogę w to uwierzyć.

Rozmawialiśmy do zamknięcia baru. Potem poszliśmy do parku, gdzie siedząc na ławce, Jullian zaczął mi śpiewać. Chyba trochę go dotknęło.

- Even if you cannot hear my voice, I’ll be run beside you dear...

- To najgorsza interpretacja Leony Lewis, jaką w życiu słyszałam - roześmiałam się.

- Ej, to nie było złe.

- Uwierz mi na słowo, to było tak złe. Nigdy więcej nie powinieneś tego robić. Przynajmniej nie publicznie.


Zrobił naburmuszoną minę, która zniknęła równie szybko jak się pojawiła, zostawiając na swoim miejscu tłumiony śmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)