niedziela, 15 listopada 2015

Call me VIII

3 lata później
- Callie –

- John, musimy już iść!

Za dziesięć minut powinniśmy być na bankiecie z okazji przeniesienia naszej kancelarii do nowego budynku. Od jakiegoś czasu pracuję w Ashton&Ross. Kiedy w końcu udało mi się dojść tam gdzie chciałam, brakło mi słów. Tyle lat musiałam poświęcić, upadać i wstawać raz po raz, ale wystarczyło mi siły.

John bardzo mnie w tym wspierał. Od dwóch lat jesteśmy już razem. Poznaliśmy się podczas koncertu The Neighbourhood i jakoś tak to wyszło. Jest on wysokim szatynem o piwnych oczach. Nie powiem, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, bo nie mam zamiaru kłamać. Trochę zajęło nam rozwinięcie tej znajomości, ale stopniowo od przyjaźni przeszliśmy o poziom wyżej.

- John!

- Już idę Call.

„Przepraszam, ale dziś jestem zajęta. Zadzwonisz jutro, o 20?” – Napisałam do Julliana. Minęły już ponad trzy lata, odkąd zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a nadal nie udało nam się spotkać. Mimo wszystko nie przeszkadzało mi to za bardzo. Jullian przeprowadził się do Los Angeles. Nie mogliśmy tego przeboleć, głównie przez różnicę czasu. W końcu trzy godziny, to sporo. Tematy nam się nie kończą, ale rozmawiamy nieco rzadziej. On ma swoje życie, a ja swoje.

Czekałam w salonie, ubrana w długą, przylegającą do ciała, zieloną sukienkę i czarne szpilki, kiedy John w końcu do mnie dołączył. Ze względu na to, że był środek lata, nie brałam żadnej narzutki, więc od razu wyszliśmy. Po drodze włożyłam jeszcze telefon do małej, srebrnej kopertówki, pasującej do mojego łańcuszka.

- Pięknie wyglądasz, kochanie – rzucił mój ukochany, uśmiechając się uroczo. On też wyglądał niczego sobie, w idealnie skrojonym garniturze od Armaniego. Zresztą nie ma chyba nikogo, kto wyglądałby w nim źle.

- Ty również.

- Uważasz, że wyglądam pięknie?

- Ależ oczywiście.

Uśmiechnęłam się, dając mu buziaka w policzek.

Na miejsce dojechaliśmy limuzyną wynajętą przez firmę. Wspominałam już, że John jest jednym z głównych zarządców? Niestety. Ale pracę dostałam, zanim o tym się dowiedziałam, więc czuję się usprawiedliwiona. Nie mogłam odrzucić tej pracy, ani tego czegoś, co nas łączyło, bo John się o to postarał. Mniejsza o to.

Dźwięki delikatnej muzyki wprowadziły nas do oświetlonej pięknymi karniszami sali. Czułam się, jakbym tu nie pasowała. Trzeba to jednak przetrwać, w końcu w takim świecie chciałam żyć.

- Szampana? – Zaproponował nam kelner.

Wzięliśmy po kieliszku i weszliśmy między ludzi. John szybko zauważył kogoś znajomego i poszedł się przywitać, zostawiając mnie samej sobie. Napiłam się szampana i w tym momencie usłyszałam ciche piknięcie. Wyjęłam z torebki iPhona, którego dostałam od mojego chłopaka na urodziny. Nienawidziłam tego sprzętu, ale doceniałam gest. Wiadomość była od Julliana.

„Ja też nie mógłbym dziś rozmawiać. Moja matka mnie terroryzowała i musiałem dziś z nią wyjść. Pewnie, że zadzwonię jutro J

- Callie! – Podeszła do mnie Kate, żona Marcela, który był jednym z ważniejszych klientów kancelarii. Właściwie nie on, a jego firma.

- Witaj Kate. Gdzie zgubiłaś męża? – Zapytałam.

- Żebym to wiedziała. Pewnie czaruje jakichś zarządców – mrugnęła do mnie. Wyglądała oszałamiająco w karmazynowym kostiumie. Pewnie sporo za niego zapłaciła.

- Boski kostium!

- Prezent od Marcela, ale twoja sukienka też jest nieziemska.

Zarumieniłam się lekko.

- Co tam u Tobiego? – Toby był ich synem. Kilka razy byłam z nim na spacerze. To chyba najsłodszy dzieciak, jakiego kiedykolwiek widziałam. Kate mówiła, że jest podobny do jej brata, którego nie miałam jeszcze przyjemności poznać.

- Cieszy się z wakacji. W przyszłym tygodniu mamy zamiar wyjechać z nim gdzieś, ale wiesz, jak jest z Marcelem. Jeszcze kilka lat temu nie byłoby problemu żeby się wyrwał na trochę, a teraz zrobił się z niego pracoholik.

- Porozmawiaj z nim, to może się w końcu otrząśnie. A jak nie pomoże, to wyślij go do mnie, bardzo chętnie pomogę.

Roześmiała się.

- Jesteś kochana.

W tym momencie podeszli do nas nasi chłopcy. John objął mnie od tyłu i pocałował w policzek.

- Mam nadzieję, że nas nie obgadujecie? – Zagadnął Marcel.

- Skąd taki pomysł, kochanie?

- Może pójdziemy do stolika? – Zaproponowałam. Widziałam, że większość gości już usiadło.

- Dobry pomysł. Za dziesięć minut ma przyjść pan Ross.

- Będą z nami jeszcze siedzieć moja mama i mój brat, mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzać? – Zapytała Kate.

- W końcu poznam twojego słynnego braciszka.

- Na pewno się polubicie – mrugnęła do mnie.

Już z daleka widziałam, że niezłe z niego ciacho. Gdyby nie John, od razu bym zaczęła z nim flirtować. Zostałam zmuszona do zajęcia miejsca między nim, a Johnem. Po jego drugiej stronie siedzieli Kate z Marcelem.

- Żeby nie było niezręcznie to jest mój brat…

Nie udało jej się dokończyć , bo do rozmowy wciął się rzeczony mężczyzna.

- Jullian.

- Tak właśnie. Jullianie poznaj moich przyjaciół. Callie i jej chłopak John.

Kiedy usłyszałam jego głos zrobiło mi się słabo. Byliśmy tak blisko siebie, a jednocześnie tak daleko. Musiałam udać się do łazienki.


- John, muszę na chwilę wyjść.

1 komentarz:

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)