poniedziałek, 2 listopada 2015

Call me V

- Jullian –

Dała mi szansę! No może nie tak od razu, ale jednak nie skreśliła wizji spotkania ze mną, a to już było dużo. Rozumiałem jej obawy, ale jestem pewien, że jeszcze kilka rozmów i się co do mnie przekona.

Pracę zaczynam dopiero o dwunastej, jednak nie mogłem spać. W sumie od kilku dni nie byłem w domu dziecka. Z tego też powodu po zjedzonym śniadaniu udałem się do budynku znajdującego się tylko dwie przecznice od mojego apartamentu, który właściwie nie jest aż tak nadzwyczajny. Zwykłe brązowe ściany, proste meble, biała kuchnia. Jedyną wyróżniającą go rzeczą było duże okno z balkonem, ukazujące miasto. Lubiłem usiąść sobie na dużej sofie, tam ustawionej i rozkoszować się zapachem kwiatów, o które zabiegała moja sprzątaczka, a także widokiem wiecznie żywego miasta.
Wszedłem niespiesznie do kamienicy i przywitałem się ze Spencer – jedną z recepcjonistek. Była wysoką blondynką, jak większość pracownic.

- Hej – rzuciła uśmiechając się obłędnie.

- Witaj. Jak dzieciaki?

- Nieźle. Michael bardzo za tobą tęsknił.

Michael był wyjątkowym dzieciakiem. Był niskim blondynem o obłędnych zielono-brązowych oczach. Miał dopiero cztery lata. Wszystkie te dzieci musiały przeżywać istne piekło, będąc odseparowani od rodziców. Mi z moimi mogło być ciężko, ale przynajmniej ich miałem. Przywiązałem się do Michaela i właściwie miałem nawet zamiar go zaadoptować, jednak liczyłem no to, że zanim do tego dojdzie, sam się ustatkuję i znajdę sobie kogoś na stałe. Dla dziecka moje romanse nie byłyby dobre.

- Są już w bawialni? – Zapytałem, patrząc na zegarek.

- Tak. Poradzisz sobie sam?

- Oczywiście.

Udałem się do pokoju znajdującego się na końcu niezbyt długiego holu. Bawialnia była jednym z najpiękniejszych miejsc w całym budynku. Odkąd przeprowadziliśmy tam generalny remont, dzieci czuły się tam dużo lepiej. Zamontowaliśmy system rur i basen z piłeczkami. Sam często do niego wskakiwałem.

Gdy otworzyłem drzwi znalazłem się pod obstrzałem plastikowych piłeczek. Najwyraźniej Spencer dała im znać, że jestem. Próbowałem się z całych sił osłaniać, ale dzieci było za dużo. Uśmiechnąłem się szeroko szukając wzrokiem mojego ulubieńca. Nie zajęło mi to dużo czasu. Siedział na prowizorycznym tronie ubrany z czerwoną pelerynę. Na głowie chybotała mu się papierowa korona. Mogłem się domyślić, że to on był głównym pomysłodawcą.

- Królu Michaelu – powiedziałem, klękając przed jego królewskością. – Czy mógłby król poprosić swoich poddanych, aby przestali we mnie celować kulami armatnimi? Chyba więcej takich natarć nie wytrzymam.

- Zostawcie.

Dzięki temu słowu zyskałem święty spokój.

- To, co tam u ciebie mały? Przepraszam, że ostatnio mnie nie było.

- Nie szkodzi. – Nadal lekko się seplenił, kiedy mówił. To takie urocze. – Nauczyłem się ostatnio liczyć do dwudziestu!

- Naprawdę? To cudownie. Niedługo będziesz tak mądry, jak ja.

- Nikt nie jest tak mądry, jak ty.

Słyszałem w jego głosie uznanie. Mały miał mnie za swojego bohatera. Aż wstyd się przyznać, ale patrząc na moje życie poza domem dziecka, wcale nie byłem taki idealny. Chciałem to zmienić. Dla niego.

- W przyszłym tygodniu idziemy do kina. Co chciałbyś obejrzeć? – Zapytałem.

- Nieważne. Byle byś ze mną był.

Chciałem dać mu dom, na jaki zasługiwał. Matka oddała go zaraz po porodzie, bo była zbyt młoda na dziecko i nie chciała sobie zaprzepaścić kariery. Jakim to trzeba być potworem, żeby pozbyć się niewinnej istotki?  W tym miejscu władały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony radość na widok dzieci, tak pełnych życia, że aż nie było to realne, natomiast z drugiej strony smutek i złość na ich rodziców, że je zostawili. Czasami zdarza się, iż rodzice po prostu zginą, lub są zbyt biedni, żeby zapewnić dziecku odpowiednie warunki, ale żeby je zostawić tylko dlatego, że jest się za młodym? Zabezpieczajcie się ludzie! Chciałbym, żeby oni się przekonali, jak to jest być na miejscu takiego dziecka.

- O to się nie musisz martwić.

*

- Drew, czy mógłbyś podnieść zasłony? Zostało mi jeszcze kilka szklanek do przetarcia.

Bez słowa sprzeciwu mój przyjaciel ruszył do okien, aby rozjaśnić pomieszczenie. Dziś pracowaliśmy razem na jednej zmianie. Andrew był ode mnie o trzy lata starszy. Mieszkaliśmy kiedyś w tej samej dzielnicy i kiedy powiedział, że pracuje w barze, zapragnąłem też spróbować. I oto jestem. Szczerze mówiąc, gdybym był gejem, Drew byłby moim pierwszym celem. Wyglądał jak model z okładek magazynów. I w sumie nim był, ale twierdził, że jest to zbyt mało stabilna robota. Jedyny chłopak, dla którego mógłbym rozważyć zmianę orientacji. Jednak miał już wspaniałą żonę – Melisę. Ich miłość była niczym z filmu.

- Jullian, weź się w garść – szturchnął mnie Drew.


- Już już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)