środa, 11 listopada 2015

Call me VII

- Wiesz, jak wyczuć odpowiedni moment. – Tym razem ona zaczęła.

- Nie w porę? Jeżeli ci przeszkadza mogę zadzwonić później…

- Teoretycznie siedzę właśnie w wannie i myślę o udaniu się na basen, także moje myślenie może chwilę poczekać.

Trochę go zatkało. Ta dziewczyna najwyraźniej niczego się nie krępuje. Callie też się sobie dziwiła. „Po co ja mu to u diabła powiedziałam?”.

- Mniejsza o to. Co dziś porabiałeś?

- Byłem w domu dziecka. Tak się składa, że jestem tam wolontariuszem. No, a później praca, praca i jeszcze raz praca.

- Jesteś wolontariuszem?

- Tak, już jakiś czas.

Coraz bardziej jej imponował.

- Masz jeszcze jakieś zalety, o których nie wiem?

- Całe mnóstwo. Bardzo lubię czytać, głównie kryminały…

- Ja też. Czytałeś coś Mary Higgins-Clark?

- Chyba nie.

- O rany, musisz przeczytać „Gdzie teraz jesteś?”. Zakochałam się w tych książkach. A co byś mi polecił?

- Harlan Coben. Nie wiem czy o nim słyszałaś…

- Żartujesz!? To mistrz! – Tak się cieszę, że mamy wspólne hobby.

Oczami wyobraźni widział siebie i Callie, rozłożonych na kanapie znajdującej się w otoczeniu kwiatów na balkonie, i czytających kryminały. Ona z głową na jego kolanach próbuje się skupić na treści, natomiast on patrzy się na nią rozmarzonym wzrokiem. Nie może dłużej wytrzymać. Odkłada książki na bok i całuje ją mocno.

No proszę i znowu się uśmiecha jak głupek.

- Dokładnie. Callie, błagam spotkaj się ze mną. Nie wytrzymam dłużej. Z każdą rozmową muszę się coraz bardziej powstrzymywać przed wynajęciem detektywa, żeby namierzył twój telefon. Wpadłbym wtedy pod twój dom z bukietem róż i musiałabyś się ze mną w końcu skonfrontować.

Ta wizja była zabawna. Aż przypomniał jej się obrazek, na którym facet niesie kilka tuzinów ogromnych, czerwonych róż. Coś niesamowitego.

- Obiecuję, że już niedługo się spotkamy. Po prostu na razie nie mam czasu. Po egzaminach pewnie będę szukała pracy, więc też go nie będzie dużo. Ale jak tylko się ustatkuję pójdziemy to opić.

Ta wizja mu odpowiadała.

- Aż zachciało mi się pomóc ci w tych poszukiwaniach.

Jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Wolała sama dojść na szczyt, a nie dzięki dobrej woli przypadkowego chłopaka. Powoli, bo powoli, ale dojdzie tam, gdzie zawsze chciała być. Ashton&Ross. Zawsze marzyła, żeby tam pracować. Nie było to wielkie kancelaria, ale za to jedna z najlepszych. Ona też chciała być tą najlepszą.

- Myślę, że sama sobie z tym poradzę, ale bardzo dziękuję za propozycję.

- Rycerz w lśniącej zbroi zawsze gotowy pomóc.

- Szkoda, że Nowy Jork jest taki duży. Gdybyśmy byli w mniejszym miasteczku, nie mielibyśmy problemu ze spotkaniem się. A tutaj? Tutaj każdy biegnie na oślep, byle szybciej przemieścić się z miejsca na miejsce.

- Też to zauważyłaś? Czasami staję na środku ulicy i patrzę się tępo przed siebie, a ludzie, którzy mnie mijają tylko popychają mnie dalej zupełnie, jakbym był lalką, która nie powinna się nigdy znaleźć w miejscu takim, jak to.

- Cholernie ciężko jest się dostosować, co? Długo tu mieszkasz? – Zapytała.

- Całe życie. Co nie zmienia faktu, że chyba tu nie pasuję. Moja matka kocha to miasto i czuje się tu jak ryba w wodzie.

- To dla niej tu jesteś?

- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Gdyby to miało być dla niej, już dawno by mnie tu nie było. To chyba po prostu przyzwyczajenie. Dziwnie bym się czuł gdzie indziej, ale tutaj też czuję się czasami jak kosmita.

- Ja mieszkam tu od rozpoczęcia studiów, ale kiedyś lubiłam tu odwiedzać babcię. Byłam pod wrażeniem całego miasta.

- Jestem pewien, że wielu rzeczy jeszcze nie widziałaś. Całego życia by nie starczyło, żeby dokładnie zbadać Nowy Jork.

„I moich pieniędzy również” dopowiedziała w myślach.

- Zwiedziłaś tu cokolwiek?

- Kilka kawiarni i barów, Central Park, Wall Street, kilka innych ulic, jakieś sklepy, akademiki, uniwersytety, biblioteki, czytelnie…

- I bary oczywiście – dokończyli jednym głosem.

- To przecież najważniejsze – powiedział.

- Najwyższy czas się pożegnać, woda już mi wystygła.

Tim zaczął szczekać, jak opętany, przez co Jullian nie do końca usłyszał jej słowa.

- Przepraszam, ale niedosłyszałem, co mówiłaś.

- Dobranoc Jullianie.


- Callie… - niestety w tym momencie usłyszał już tylko przeciągłe pikanie.

1 komentarz:

  1. Wciągnęłam się :) czekam na kolejne rozdziały! I przede wszystkim na spotkanie :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)