piątek, 10 stycznia 2014

ever liar 19

postanowiłam przedłużyć ankietę. teraz macie czas aż do 7 marca (moich urodzin). opowiadanie, które będzie miało najwięcej głosów postaram się pisać częściej :)
http://gochat.in/onlysmile98
----------------
Po powrocie do domu szybko udałam się do swojego pokoju. Przez cały dzień nie wydarzyło się nic, co mogłoby wskazywać na ukazanie się pełni mojej mocy. Prawdę mówiąc, całkowicie o niej zapomniałam. Dopiero, kiedy Julie nas zostawiła, Mac zapytał mnie o to. Odpowiedziałam mu, że nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Był w szoku. Poradził mi, żebym jak najszybciej poszła do domu. W końcu bezpieczniej będzie, jak nikt nie będzie tego widział ani słyszał. Moi rodzice wracają dopiero o dwudziestej, więc mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Mac obiecał, że przyjdzie do mnie o osiemnastej, tylko skoczy do domu po jakieś rzeczy i księgę. Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie zacznie przypominać jakąś tandetną bajkę. Spojrzałam na zegarek, wskazywał siedemnastą trzydzieści. Zostało mi pół godziny. Schowałam wszystkie cenne rzeczy do pudełka i wyniosłam je do salonu. Wzięłam wszystkie świece, jakie znalazłam i rozstawiłam je w okręgu na środku pokoju. Do moich uszu dobiegł dźwięk spadającego pudełka. Dobiegał z pokoju rodziców. Poszłam tam i zobaczyłam na dywanie mały, czarny pojemniczek. Otworzyłam go i wyjęłam niebieski kamień zawieszony na cienkim rzemyku. Czułam, jakby prosił mnie, żebym go wzięła. Nie miałam czasu do przemyśleń, bo usłyszałam pukanie do drzwi. Kamień założyłam na szyję i zeszłam na dół żeby otworzyć.

Zobaczyłam Maca trzymającego w rękach wielkie pudło. Bez pytań wszedł do środka i skierował się do mojego pokoju. Wstąpiłam jeszcze na chwilę do kuchni po zapałki i dołączyłam do niego. Zajęliśmy się rozpakowywaniem pudła. Było w nim kilka świec i kamieni, mieniących się różnymi kolorami tęczy. Ułożyliśmy je według rysunku z księgi. Kiedy skończyliśmy Mac narysował na podłodze linie łączące kamienie.

- Ej, co ty robisz? Zniszczysz mi podłogę!- rzuciłam w stronę mojego przyjaciela.

- Spokojnie, nic się z nią nie stanie. Później wszystko samo zniknie. Obiecuję. Po prostu mi zaufaj- odparł patrząc w moją stronę. – Kate, skąd ty to masz? – zapytał, dotykając wisiorka znalezionego w pojemniczku.

- Znalazłam to przed chwilą. Właśnie miałam się ciebie zapytać, co to za kamień, ale mnie uprzedziłeś.

 - To opal. Wygląda na prawdziwy i stary. To nie fair, zawsze znajdujesz najlepsze okazy. Najpierw kula od tak była na twoje zawołanie, a teraz znajdujesz jakiś stary potężny opal. Kim ty jesteś Katherin Send? – powiedział to takim dziwnym tonem, że zaczęłam się śmiać.

- Nie wiem. Czekaj. Jednak wiem. Jestem księżniczką waszego magicznego świata. Pokłoń mi się wierny sługo – powiedziałam ze śmiechem na ustach.

- Jasne. Dość tych żartów bierzmy się za to, zanim samo z ciebie wyjdzie i zmiecie mnie z powierzchni ziemi. A co do tego wisiorka, nigdy się z nim nie rozstawaj. Dobrze wpływa na twoje sny i będzie cię ochraniał.

- Dobra. To zaczynajmy.

Stanęłam po środku narysowanych przez Maca linii. Kiedy dokładniej się im przyjrzałam,zauważyłam, że tworzą gwiazdę. Mój przyjaciel zgasił światło i skinięciem ręki zapalił wszystkie świece. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, ale on był zbyt skupiony na czytaniu. Po chwili zaczął wymawiać jakieś słowa chyba po łacinie. Kamienie, tworzące gwiazdę zaczęły się świecić, a wraz z nimi zaczął świecić opal, który miałam na szyi. Zamknęłam oczy, bojąc się dalszego rozwoju sytuacji. Powoli czułam, jak robi mi się cieplej w okolicach serca, jak cała złość mnie opuszcza. Chwilę później moje ciało uniosło się bezwładnie nad ziemię. Słyszałam w oddali szczekanie Dimki, ale ani na chwilę nie podniosłam powiek. Ogarnęła mnie całkowita ciemność. Podświadomie próbowałam to zatrzymać.

Po kilkunastu minutach, które wydawały mi się godzinami, usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, po czym opadłam na podłogę. Mac podbiegł do mnie i podał mi wodę. Wzięłam głęboki łyk i mało się nie zachłysnęłam. Po chwili wszystko wróciło do normy. Rozejrzałam się po pokoju. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego bałaganu. Wyglądał jak jakieś pobojowisko. Oczywiście okno było wybite. Nie wiedziałam jak wytłumaczę to mamie. Podłoga wyglądała, jakby ktoś ją podpalił i natychmiast zgasił. Zdjęcie wcześniej wiszące na ścianie były całe w strzępkach. Ogółem wyglądało to koszmarnie.

- Więc już po wszystkim? – zapytałam Maca. Zauważyłam na jego czole rozcięcie, z którego płynęła krew. – O matko Mac to ja to zrobiłam? Tak strasznie mi przykro.

Delikatnie przejechałam palcem po jego ranie, a kiedy zabrałam rękę nie było po niej ani śladu. Spojrzał na mnie z podziwem.


- Szybko się uczysz. A teraz bierzmy się za sprzątanie, bo niedługo będą twoi rodzice. Później opowiem ci, co dokładnie się tu przed chwilą wydarzyło – powiedział Mac.

3 komentarze:

  1. pisz dalej świetny rozdział dlaczego to tak zawsze szybko się konczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział zajefajny, nie mogę się doczekać następnego i tego co dalej będzie się działo.
    Pozdrawiam i życzę weny. :)
    _____
    Zapraszam serdecznie na nowy rozdział.

    nie-jestem-nia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To moje ulubione z Twoich opowiadań ;)
    Zawsze jak dla mnie za szybko się kończy ;(

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz motywuje do dalszego pisania, więc zachęcam Was do zostawiania po sobie śladu :)